Widok
Potrzebuję realnego spojrzenia na moje życie....
Postanowiłam napisać tutaj, bo mnie nie znacie. Nie wiecie jak wyglądam, jak wygląda moja rodzina itp. Zacznę od początku żeby była jasność sytuacji a na końcu przedstawię moją prośbę. Kto nie ma ochoty niech nie czyta i głupio nie komentuje.
Mam 26 lat mój związek zaczął się prawie 10 lat temu ( w sierpniu będzie równo 10 ), przez pierwsze dwa lata w sumie się docieraliśmy potem ruszyliśmy z kopyta. Spędzaliśmy ze sobą każdą wolną chwilę, wyjeżdzaliśmy na wakacje- po prostu zawsze mieliśmy wspólne pasje. Gdzieś w pewnym momencie nasze drogi na chwilę się rozeszły, o coś się pokłóciliśmy, nie wiedzieliśmy jak się dogadać więc oboje milczeliśmy... ja wtedy poznałam innego chłopaka, który był zupełnie inny niż mój obecny partner i którego z czułością wspominam do dziś- pomimo, że oboje mamy już swoje rodziny. Z moim partnerem się zeszliśmy, po 5 latach urodziła nam się wspaniała córka i żyjemy razem już spory kawałek czasu. Nie bardzo wiem gdzie tkwi problem ale ja się po prostu nudzę, pomimo że mamy podobne pasje nadal i nasza córka może je z nami spełniać to nie bawię się tak jak bawiłam się kiedyś. Często patrzę na innych facetów mijanych na ulicy i uśmiecham się na myśl, że mogłabym z nimi poflirtować, że mogłabym zrobić coś innego- a nie codzienne obowiązki, praca-dom-sprzątanie-zabawa-gotowanie i tak bez końca....Nie wiem czy się od siebie oddaliliśmy czy po prostu coś zniknęło ale ja mam ochotę czasem wyjść z domu i już nie wrócić.... Nigdy nie zdradziłam swoje obecnego faceta, nawet jak mieliśmy ciche dni- on był i jest moim jedynym facetem, zdarzyło się, że zaprzyjaźniłam się z kimś, flirtowałam, tego co kiedyś poznałam to nawet się całowałam ale to by było na tyle.
Podejrzewam, że większość z Was powie że moje problemy są śmieszne- ale chciałabym usłyszeć Waszą opinię- gdzie i co spowodowało, że jest tak a nie inaczej, że nie chce mi się co rano uśmiechać, że mam ochotę poznać kogoś nowego, że czasem jak widzę mojego partnera to jestem po prostu zła.... Albo wariuję albo wy znajdziecie jakieś odpowiedzi, coś podpowiecie, doradzicie nawet możecie na mnie porządnie nakrzyczeć ... po prostu potrzebuję wsparcia
Mam 26 lat mój związek zaczął się prawie 10 lat temu ( w sierpniu będzie równo 10 ), przez pierwsze dwa lata w sumie się docieraliśmy potem ruszyliśmy z kopyta. Spędzaliśmy ze sobą każdą wolną chwilę, wyjeżdzaliśmy na wakacje- po prostu zawsze mieliśmy wspólne pasje. Gdzieś w pewnym momencie nasze drogi na chwilę się rozeszły, o coś się pokłóciliśmy, nie wiedzieliśmy jak się dogadać więc oboje milczeliśmy... ja wtedy poznałam innego chłopaka, który był zupełnie inny niż mój obecny partner i którego z czułością wspominam do dziś- pomimo, że oboje mamy już swoje rodziny. Z moim partnerem się zeszliśmy, po 5 latach urodziła nam się wspaniała córka i żyjemy razem już spory kawałek czasu. Nie bardzo wiem gdzie tkwi problem ale ja się po prostu nudzę, pomimo że mamy podobne pasje nadal i nasza córka może je z nami spełniać to nie bawię się tak jak bawiłam się kiedyś. Często patrzę na innych facetów mijanych na ulicy i uśmiecham się na myśl, że mogłabym z nimi poflirtować, że mogłabym zrobić coś innego- a nie codzienne obowiązki, praca-dom-sprzątanie-zabawa-gotowanie i tak bez końca....Nie wiem czy się od siebie oddaliliśmy czy po prostu coś zniknęło ale ja mam ochotę czasem wyjść z domu i już nie wrócić.... Nigdy nie zdradziłam swoje obecnego faceta, nawet jak mieliśmy ciche dni- on był i jest moim jedynym facetem, zdarzyło się, że zaprzyjaźniłam się z kimś, flirtowałam, tego co kiedyś poznałam to nawet się całowałam ale to by było na tyle.
Podejrzewam, że większość z Was powie że moje problemy są śmieszne- ale chciałabym usłyszeć Waszą opinię- gdzie i co spowodowało, że jest tak a nie inaczej, że nie chce mi się co rano uśmiechać, że mam ochotę poznać kogoś nowego, że czasem jak widzę mojego partnera to jestem po prostu zła.... Albo wariuję albo wy znajdziecie jakieś odpowiedzi, coś podpowiecie, doradzicie nawet możecie na mnie porządnie nakrzyczeć ... po prostu potrzebuję wsparcia
Wyjedź gdzieś sama, przejdź się plażą by pomyśleć. Zachodzące słońce pomaga zajrzeć w siebie głęboko. Pomyśl czego tak na prawdę Ci trzeba - czy to chwilowa słabość. Co jest dla Ciebie w życiu ważne. Pobądź ze sobą sam na sam. Być może tęsknota przyjdzie. Nie rób pochopnych kroków - mogą one zostawić ślad na całe życie.
Powodzenia.
Powodzenia.
Za dużo przebywasz sama ,lub tylko z córką i "obowiązki" cię przytłaczają.
Ja proponuję umówić się z którąś z mam z twojego osiedla na spacer lub inne przyjemności (np kawa) Poznasz nowe osoby , córka zdobędzie nowych przyjaciół .Dużo jest takich mam, wystarczy zajrzeć na forum twojego osiedla czy Rodzina i dziecko.
Skoro radykalne zmiany Ci nie pomogły.
Życzę byś zaczęła się uśmiechać każdego ranka
Ja proponuję umówić się z którąś z mam z twojego osiedla na spacer lub inne przyjemności (np kawa) Poznasz nowe osoby , córka zdobędzie nowych przyjaciół .Dużo jest takich mam, wystarczy zajrzeć na forum twojego osiedla czy Rodzina i dziecko.
Skoro radykalne zmiany Ci nie pomogły.
Życzę byś zaczęła się uśmiechać każdego ranka
BAJKOWO ,przebrania, zabawa i rozrywka dla dzieci i dorosłych.
Pilotów 3 ,Gdańsk-Zaspa , www.jolka-fasolka.pl
Pilotów 3 ,Gdańsk-Zaspa , www.jolka-fasolka.pl
heja dyzia...
nie wiem co lubisz wiec sama wybieraj
1) pomysl o tym jak bardzo nudzi sie toba i sytuacja on, pomysl o wszystkich laskach, ktore mija twoj facet i usmiecha sie na mysl o tym jaka wspaniala przygode moglby z nimi przezyc
Moze czas pogadac o tym z nim
2) bomba juz tyka... nudz sie dalej i czekaj az wybuchnie... po wybuchu balagan ogarniaja tylko najsilniejsi... nudy napewno nie bedzie
pozdrowienia
nie wiem co lubisz wiec sama wybieraj
1) pomysl o tym jak bardzo nudzi sie toba i sytuacja on, pomysl o wszystkich laskach, ktore mija twoj facet i usmiecha sie na mysl o tym jaka wspaniala przygode moglby z nimi przezyc
Moze czas pogadac o tym z nim
2) bomba juz tyka... nudz sie dalej i czekaj az wybuchnie... po wybuchu balagan ogarniaja tylko najsilniejsi... nudy napewno nie bedzie
pozdrowienia
hmm też mam 26 lat i też jestem z moim partnerem prawie 10 lat i takie rozterki ja Ty to ja miałam w wieku lat 19stu, gdy z nim zamieszkałam nabrałam 200% pewności że to ten. Nigdy się z nim nie nudzę, każdy dzień z nim to mega ubaw i spontan. Choć monotonia dotyka każdego i czasem jest ciężko to w życiu nie napisałabym tego co Ty. Albo masz za dużo obowiązków, albo to nie ten facet, albo szukasz problemu na siłę... musisz sama sobie odpowiedzieć.
dyzia, w mojej ocenie powiedzialas za malo tak o sobie, jak i o twoim partnerze
odpowiedz na pytanie, czemu dzis jest tak, a dawniej bylo inaczej
jest dosc oczywista, obowiazki o ktorych piszesz
dojrzewanie (czlowiek przed 30 urodzinami nie jest dojrzaly, nawet gdy ma stado dzieci)
majac 16 czy 18 (po dotarciu) bylas ciagle dzieckiem i mialas zupelnie inne potrzeby
dzis kiedy jestes juz prawie dojrzala osoba, jest po prostu inaczej
jestes tez odpowiedzialna za kolejnego czlowieka
najwiekszy problem z jakim sie borykasz, to brak uczucia do tego faceta
wasz zwiazek sie skonczyl
zaczelo sie tkwienie w jego karykaturze
masz na szczescie czas na zmiany
zycze oby kolejna proba byla udana
odpowiedz na pytanie, czemu dzis jest tak, a dawniej bylo inaczej
jest dosc oczywista, obowiazki o ktorych piszesz
dojrzewanie (czlowiek przed 30 urodzinami nie jest dojrzaly, nawet gdy ma stado dzieci)
majac 16 czy 18 (po dotarciu) bylas ciagle dzieckiem i mialas zupelnie inne potrzeby
dzis kiedy jestes juz prawie dojrzala osoba, jest po prostu inaczej
jestes tez odpowiedzialna za kolejnego czlowieka
najwiekszy problem z jakim sie borykasz, to brak uczucia do tego faceta
wasz zwiazek sie skonczyl
zaczelo sie tkwienie w jego karykaturze
masz na szczescie czas na zmiany
zycze oby kolejna proba byla udana
dojrzewanie (czlowiek przed 30 urodzinami nie jest dojrzaly, nawet gdy ma stado dzieci)
==
Dojrzałość nie zależy od wieku - spotykam dojrzałych 20-latków i infantylnych 40-latków, aż dziw, że tacy są. To kwestia wychowania, doświadczeń życiowych i charakteru.
Niestety w dzisiejszych czasach lansuje się takie 30-letnie "dzieci" - nie pozwalając im nigdy dorosnąć bo wiąże się to z odpowiedzialnością i to nie tylko za siebie, lecz również za innych.
najwiekszy problem z jakim sie borykasz, to brak uczucia do tego faceta
wasz zwiazek sie skonczyl
zaczelo sie tkwienie w jego karykaturze
masz na szczescie czas na zmiany
zycze oby kolejna proba byla udana
==
No, bo "za oknem" czeka stado młodych, przystojnych mężczyzn, gotowych tyrać po 15 godzin dziennie i jeszcze do tego romantycznych, zawsze tryskających humorem. Marzą o 26-letniej kobiecie z 5-letnim dzieckiem by uczynić ją swoją księżniczką. :D
Karykatura związku :D zabawne, ile kobiet samotnie wychowujących dziecko lub mężatek nieodpowiedzialnych leni marzy o takiej "karykaturze" :D
Jak to ktoś wyżej powiedział - aby docenić to trzeba najpierw stracić i tu się z Tobą zgodzę - gdy założycielka zacznie sama pracować po 15 godzin to nuda się skończy :D
Zacznie się życie.
==
Dojrzałość nie zależy od wieku - spotykam dojrzałych 20-latków i infantylnych 40-latków, aż dziw, że tacy są. To kwestia wychowania, doświadczeń życiowych i charakteru.
Niestety w dzisiejszych czasach lansuje się takie 30-letnie "dzieci" - nie pozwalając im nigdy dorosnąć bo wiąże się to z odpowiedzialnością i to nie tylko za siebie, lecz również za innych.
najwiekszy problem z jakim sie borykasz, to brak uczucia do tego faceta
wasz zwiazek sie skonczyl
zaczelo sie tkwienie w jego karykaturze
masz na szczescie czas na zmiany
zycze oby kolejna proba byla udana
==
No, bo "za oknem" czeka stado młodych, przystojnych mężczyzn, gotowych tyrać po 15 godzin dziennie i jeszcze do tego romantycznych, zawsze tryskających humorem. Marzą o 26-letniej kobiecie z 5-letnim dzieckiem by uczynić ją swoją księżniczką. :D
Karykatura związku :D zabawne, ile kobiet samotnie wychowujących dziecko lub mężatek nieodpowiedzialnych leni marzy o takiej "karykaturze" :D
Jak to ktoś wyżej powiedział - aby docenić to trzeba najpierw stracić i tu się z Tobą zgodzę - gdy założycielka zacznie sama pracować po 15 godzin to nuda się skończy :D
Zacznie się życie.
Kinia etat 8 godzin dziennie ( 8-16) do tego w domu trzeba liczyć jakieś 3 godziny roboty- jak robię sama ( z małą to się trochę wydłuża ) i czas wolny dla siebie mam tak mniej więcej ok godz 22 jak mała zasypia :)) Myślę, że mogę spokojnie stanąć na równi z moim chłopiem jeśli chodzi o ilość godzin pracy dziennie :) Chociaż on pracuje ciężej ode mnie.... a jeśli chodzi o dojrzałość- to niestety ale ja musiałam bardzo szybko dorosnąć, bo kiedy miałam 11 lat to zmarła moja mam i zostałam sama z tatą- on pracował na dwóch etatach żeby utrzymać nas i dom a ja jak wracałam ze szkoły musiałam dawać sobie radę ze wszystkim sama- czyli to co teraz robię jako dorosła kobieta wtedy robiłam jako 11-letnia dziewczynka- oprócz pracy (chociaż wtedy to była nauka ) etatowej. Myślę, że szybko nauczyłam się co to znaczy odpowiedzialność, konsekwencje swoich czynów i i ciężka praca.
Dzięki wszystkim za słowa pocieszenia i dobre rady....tak czasem jest, że wstydzimy się komuś bliskiemu powiedzieć o swoich odczuciach i problemach a obcym ludziom łatwiej jest czasem dostrzec problem. Mam nadzieję, że wieczorne spacery po plaży ( dzięki za pomysł `qwerty` ) rozjaśnią mi troszkę spojrzenie na moje życie i dadzą siły żeby je zmienić.... może zainwestuję w siebie i tak jak dawniej zacznę chodzić na tenis.... pomogliście mi dostrzec parę rzeczy na które nie zwracałam uwagi- łącznie z tym, że nie miałam dzieciństwa :) niestety jest w tym trochę prawdy- chyba nie do końca mogłam się wyszaleć- miałam za dużo obowiązków zawsze. Tak czy siak BARDZO WAM DZIĘKUJĘ I MAM NADZIEJĘ, ŻE ZOSTANĘ NA TYM FORUM DŁUŻEJ....
A ja Cię w pełni rozumiem.
pomimo, że jestem na pozór w zupełnie innej sytuacji czuję się podobnie.
Szczerze wierzę w powiedzenie " wszystkiego mieć nie można"..
ilekroć czuję się szczęśliwa, spełniona i na szczycie paraboli, po chwili czuję szybki spadek i bolące cztery litery. A Ty? Masz kochającego męża, jesteś zapewne dumna z dziecka, macie ładne mieszkanie, a jednak jest Ci zle.
Wracając do samego związku czyli Ciebie i partnera: może właśnie to, że wasze pasje się łączą przypuszczalnie od kilku lat stało się problemem stare jest fajne ale znane i przewidywalne..
rada pierwsza: pomyśl czego nigdy nie zrobiłaś z różnych powodów. np skok na bungee, tatuaż w zakrytym miejscu lub koncert rockowy.
to że jesteś żoną , matką nie oznacza, że nie jesteś młoda.
potrzebujesz świeżości, natchnienia i ciepła.
pogadaj o tym z facetem. Powiedz że się dusisz, jest Ci zle, ale dobrze zrysuj sytuację.
Poszukaj nowego zajęcia. Znasz powiedzenie : małe a cieszy? spróbuj, poszukaj w internecie, znajdz czas dla siebie.
iiiiiii na koniec wygadaj się komuś przy winie :)
nie masz komu? napisz.
pomimo, że jestem na pozór w zupełnie innej sytuacji czuję się podobnie.
Szczerze wierzę w powiedzenie " wszystkiego mieć nie można"..
ilekroć czuję się szczęśliwa, spełniona i na szczycie paraboli, po chwili czuję szybki spadek i bolące cztery litery. A Ty? Masz kochającego męża, jesteś zapewne dumna z dziecka, macie ładne mieszkanie, a jednak jest Ci zle.
Wracając do samego związku czyli Ciebie i partnera: może właśnie to, że wasze pasje się łączą przypuszczalnie od kilku lat stało się problemem stare jest fajne ale znane i przewidywalne..
rada pierwsza: pomyśl czego nigdy nie zrobiłaś z różnych powodów. np skok na bungee, tatuaż w zakrytym miejscu lub koncert rockowy.
to że jesteś żoną , matką nie oznacza, że nie jesteś młoda.
potrzebujesz świeżości, natchnienia i ciepła.
pogadaj o tym z facetem. Powiedz że się dusisz, jest Ci zle, ale dobrze zrysuj sytuację.
Poszukaj nowego zajęcia. Znasz powiedzenie : małe a cieszy? spróbuj, poszukaj w internecie, znajdz czas dla siebie.
iiiiiii na koniec wygadaj się komuś przy winie :)
nie masz komu? napisz.
Witaj Dyziu.
Nie będę Cię oceniał, ani nie nakrzyczę. Opiszę tylko moje wrażenia i dodam coś od siebie, coś z mojego życia, może Ci to pomoże.
Według mnie pogubiłaś się troszkę, a monotonia życia i wyobraźnia, daje Ci tak w kość, że masz już wszystkiego dosyć i to z wielu różnych powodów. Jest to po trochu związane z Twoją pacą, po trochu z zajmowaniem się dzieckiem, po trochu, z brakiem męskiego towarzystwa w postaci twojego męża, który zarzyna się wielogodzinnym trybem pracy. Zresztą Ty również ciężko pracujesz, co on, jak nie ciężej. Chcesz coś zmienić, tylko zadajesz Sobie pytanie, co??? Opiszę Ci troszkę o moim życiu:
Miałem inną sytuację, troszkę zbliżoną, mimo, że nie jestem kobietą, zrozumiałem coś . Jestem pełnoetatowym pracoholikiem. Jak się zapomnę, to oprócz pracy nie ma nic nic innego, żadnego sensu życia, tylko ona ... praca. Moja żona po porodzie, zagubiła się troszkę. Wychowując jedno dziecko, a potem następne, zaczęliśmy się oboje zatracać, ona wychowaniem, ja moją kochanką pracą. Ja ze względu na swoje u chybności pracoholika, tego nie zauważałem. Pracowałem od świtu do zmierzchu. Siedem dni w tygodniu po dziesiąt godzin dziennie. Natomiast, żona pieluchy, szkoła, posiłki, pranie, prasowanie i miliony domowych prac, o których nie będę się rozpisywał. Ona wiecznie domowe obowiązki. Ja, praca i tylko praca. Zaczęliśmy się od siebie, mimowolnie oddalać. Pewnego dnia zrobiłem coś, czego będę żałował przez całe życie ( nie myślcie sobie, że zdradziłem, nie byłoby to możliwe, jestem już troszkę mniejszym pracoholikiem, a kto nim jest, wie kto to taki, że taka osoba, nie widzi nic, ani kobiet, nie interesuje go seks, tylko praca jest najważniejszą karmą nie byłbym w stanie tego zrobić, a co dopiero pomyśleć ). Zrobiłem coś gorszego, poznałem . bramkę... i jej możliwości. Przez bramkę poznałem jej myśli, opisane nie mówione. Po przeczytaniu jej przemyśleń .... rozbiłem się troszkę, to było jakbym dostał brakuje mi słów ( w twarz, upaść na kolana, i wiele innych określeń ). Zacząłem pracować głową, a nie pracą. Mojej żonie brakowało rozmów, zmian i wielu innych rzeczy, których dotąd nie widziałem, a ona nawet jak mi je próbowała pokazać, to ja nic poza pracą nie widziałem. Pewnego dnia, gdy wróciłem, zacząłem z nią rozmawiać. Powiedziałem, że oddalamy się od siebie, a ja zacząłem widzieć lepiej. Rozmawialiśmy długo i to nie tylko w tym dniu było ich sporo. Zrozumiałem, że ją kocham, kocham także nasze dzieci i dla nich jest senem zagryźć wargi i iść przez życie razem. Zmieniłem pracę i staram się uniezależniać od pracoholizmu.
Chciałbym Ci tylko powiedzieć, że gdy kochasz rozmowa z ukochaną osobą, nawet na najgorszy temat jest potrzebna, a bez rozmów zaczynamy się od siebie oddalać. Potrzebny Ci jest urlop z ukochanym, musisz oderwać się od monotonni i pozmieniać, co tylko chcesz w swoim życiu przy udziale ukochanych. Szczerze wierzę, że Ci się powiedzie i głowa do góry.
Pozdrawiam.
Nie będę Cię oceniał, ani nie nakrzyczę. Opiszę tylko moje wrażenia i dodam coś od siebie, coś z mojego życia, może Ci to pomoże.
Według mnie pogubiłaś się troszkę, a monotonia życia i wyobraźnia, daje Ci tak w kość, że masz już wszystkiego dosyć i to z wielu różnych powodów. Jest to po trochu związane z Twoją pacą, po trochu z zajmowaniem się dzieckiem, po trochu, z brakiem męskiego towarzystwa w postaci twojego męża, który zarzyna się wielogodzinnym trybem pracy. Zresztą Ty również ciężko pracujesz, co on, jak nie ciężej. Chcesz coś zmienić, tylko zadajesz Sobie pytanie, co??? Opiszę Ci troszkę o moim życiu:
Miałem inną sytuację, troszkę zbliżoną, mimo, że nie jestem kobietą, zrozumiałem coś . Jestem pełnoetatowym pracoholikiem. Jak się zapomnę, to oprócz pracy nie ma nic nic innego, żadnego sensu życia, tylko ona ... praca. Moja żona po porodzie, zagubiła się troszkę. Wychowując jedno dziecko, a potem następne, zaczęliśmy się oboje zatracać, ona wychowaniem, ja moją kochanką pracą. Ja ze względu na swoje u chybności pracoholika, tego nie zauważałem. Pracowałem od świtu do zmierzchu. Siedem dni w tygodniu po dziesiąt godzin dziennie. Natomiast, żona pieluchy, szkoła, posiłki, pranie, prasowanie i miliony domowych prac, o których nie będę się rozpisywał. Ona wiecznie domowe obowiązki. Ja, praca i tylko praca. Zaczęliśmy się od siebie, mimowolnie oddalać. Pewnego dnia zrobiłem coś, czego będę żałował przez całe życie ( nie myślcie sobie, że zdradziłem, nie byłoby to możliwe, jestem już troszkę mniejszym pracoholikiem, a kto nim jest, wie kto to taki, że taka osoba, nie widzi nic, ani kobiet, nie interesuje go seks, tylko praca jest najważniejszą karmą nie byłbym w stanie tego zrobić, a co dopiero pomyśleć ). Zrobiłem coś gorszego, poznałem . bramkę... i jej możliwości. Przez bramkę poznałem jej myśli, opisane nie mówione. Po przeczytaniu jej przemyśleń .... rozbiłem się troszkę, to było jakbym dostał brakuje mi słów ( w twarz, upaść na kolana, i wiele innych określeń ). Zacząłem pracować głową, a nie pracą. Mojej żonie brakowało rozmów, zmian i wielu innych rzeczy, których dotąd nie widziałem, a ona nawet jak mi je próbowała pokazać, to ja nic poza pracą nie widziałem. Pewnego dnia, gdy wróciłem, zacząłem z nią rozmawiać. Powiedziałem, że oddalamy się od siebie, a ja zacząłem widzieć lepiej. Rozmawialiśmy długo i to nie tylko w tym dniu było ich sporo. Zrozumiałem, że ją kocham, kocham także nasze dzieci i dla nich jest senem zagryźć wargi i iść przez życie razem. Zmieniłem pracę i staram się uniezależniać od pracoholizmu.
Chciałbym Ci tylko powiedzieć, że gdy kochasz rozmowa z ukochaną osobą, nawet na najgorszy temat jest potrzebna, a bez rozmów zaczynamy się od siebie oddalać. Potrzebny Ci jest urlop z ukochanym, musisz oderwać się od monotonni i pozmieniać, co tylko chcesz w swoim życiu przy udziale ukochanych. Szczerze wierzę, że Ci się powiedzie i głowa do góry.
Pozdrawiam.
cześć. czy spacerujesz po sopockiej plaży? może się spotkamy i pogadamy. Jestem w związku, jednak czuję się bardzo samotnie i mam podobne do Twoich rozterki. Teraz jestem w sanatorium, mam czas żeby przemyśleć wszystko jednak miło by było porozmawiać z kimś kto ma podobne problemy, może wspólna dyskusja pozwoli spojrzeć inaczej na sprawy.
Niestety do Sopotu nie dochodzę :) zazwyczaj kończę w okolicach Brzeźna :/
Zawsze myślałam, że kłopoty w związku to rzecz która mnie nie będzie dotyczyć, a tu proszę pokazała się samotność, za samotnością pewnie złość na drugą osobę..... na szczęście od tylu z Was usłyszałam słowa otuchy i rady jak sobie i jemu pomóc. Teraz już wiem, że muszę patrzeć przede wszystkim przez pryzmat swojej osoby. Zmęczona, zła i niezadowolona mniej uzyskam niż wtedy kiedy będę zrelaksowana i szczęśliwa.
Zaczęłam od tego, że po pracy nie gonię od razu do domu- odbieram małą i wspólnie idziemy na spacer, na plac zabaw albo wymyślamy cokolwiek innego żeby spędzić aktywnie czas. Po drodze zjemy drożdżówkę albo coś innego i dopiero jak wracamy to robimy kolację na ciepło. A dom? I tak w nim przez cały dzień nie ma nikogo- więc jak nie będzie codziennie w nim błyszczeć to się świat nie zawali.
Zawsze myślałam, że kłopoty w związku to rzecz która mnie nie będzie dotyczyć, a tu proszę pokazała się samotność, za samotnością pewnie złość na drugą osobę..... na szczęście od tylu z Was usłyszałam słowa otuchy i rady jak sobie i jemu pomóc. Teraz już wiem, że muszę patrzeć przede wszystkim przez pryzmat swojej osoby. Zmęczona, zła i niezadowolona mniej uzyskam niż wtedy kiedy będę zrelaksowana i szczęśliwa.
Zaczęłam od tego, że po pracy nie gonię od razu do domu- odbieram małą i wspólnie idziemy na spacer, na plac zabaw albo wymyślamy cokolwiek innego żeby spędzić aktywnie czas. Po drodze zjemy drożdżówkę albo coś innego i dopiero jak wracamy to robimy kolację na ciepło. A dom? I tak w nim przez cały dzień nie ma nikogo- więc jak nie będzie codziennie w nim błyszczeć to się świat nie zawali.