Odpowiadasz na:

Re: Praca społeczna

Nie wiem, czy czasem nie kpisz, flagonie, w jakiś nowy dla Ciebie sposób, ale nie będę tego drążyć. Tak czy inaczej, nie miałam na celu wzbudzać podziwu, tylko podzielić się swoimi doświadczeniami.... rozwiń

Nie wiem, czy czasem nie kpisz, flagonie, w jakiś nowy dla Ciebie sposób, ale nie będę tego drążyć. Tak czy inaczej, nie miałam na celu wzbudzać podziwu, tylko podzielić się swoimi doświadczeniami. W jednym niewątpliwie masz rację, że w tej aktywności branie i dawanie się przeplata, że daje powera, i poczucie sensu. Czasem mam wrażenie, że więcej dostałam, niż dałam od siebie.
Ponad rok temu poczułam, że potrzebuję pomocy (właściwie powinnam po nią sięgnąć dobrych parę lat wcześniej) i poszukałam stosownego stowarzyszenia zdrowych inaczej (ja sama nie jestem chora w tym aspekcie). Dalej sprawy potoczyły się same, uzyskałam tę pomoc, ale poczułam po chwili, że mogę tam aktywnie działać, że jestem w stanie służyć swoimi umiejętnościami (czasem piszę w pisemku stowarzyszenia), że mogę dzielić się swoimi doświadczeniami (grupa wsparcia), że mogę poświęcić swój czas i pomysłowość na branie udziału w różnych sposobach "oswajania losu" dla ludzi zranionych i potrzebujących.
To nie jest opieka paliatywna, ale raczej uczestniczenie w różnych programach dla ludzi uwięzionych psychicznie i społecznie w temacie swojej poważnej choroby. Daje mi dużą satysfakcję, gdy widzę efekty pracy stowarzyszenia, czasem czuję bezradność i niedosyt, gdy coś nie wychodzi. Obserwacje chorych ludzi pomagają mi na moim prywatnym podwórku, uświadamiają błędy i dają nauki. Często stają przede mną całkiem nowe wyzwania, którym muszę podołać. Rozwijam się.

zobacz wątek
17 lat temu
Rut

Odpowiedź

Autor

Polityka prywatności
do góry