Żal Zielonego Dworu, ale cóż, umarł król, niech żyje król... Przybyła nowa restauracja prowadzona przez rodowitych Włochów w wybuchowym składzie: Sycylijczyk, Neapolitańczyk i Toskańczyk. Miałem możliwość przetestować z grupą przyjaciół przed oficjalnym otwarciem kilka potraw i poznać właścicieli. Menu miało być dla nas niespodzianką i rzeczywiście było - po kolei: makrela z fasolą, marynowanym bakłażanem i oliwkami, mafaldelle w gęstym i pikantnym fasolowo-pomidorowym sosie z oliwą i grzankami (!!), rigatoni w sosie ze świeżych pomidorów, conchiglie z grzybowym farszem, zapiekane w sosie beszamelowo-serowym z pikantną pomidorowo-paprykową kropą, na koniec podlane oliwą con tartuffo (!!). Potem słodkości - spory crème brûlée i panettone, włoska babka, podlana muscatem, podana ze śliwką... Jako aperitif Aperol spritz, prosecco, potem chianti, na koniec obowiązkowe espresso... Całe szczęście trwało to ponad trzy godziny, bo inaczej nie wiem czy by się nie zakończyło jak w Monty Pythonie (może miętówkę?). Jedzenie wyborne, oryginalne włoskie składniki, bogate, nietypowe smaki, odbiegające od masówki w konwencji pizza na grubym cieście/spaghetti bolognese.
Trzymam kciuki!