Widok
Punkty i nie tylko
mam nadzieję, że takiej prowizorki i ściemy nie będzie jak w Drzewinie, gdzie punkty nie były obsadzone i nie raz byłem świadkiem sytuacji, gdzie koleś dzwonił na punkcie np. 3 do kumpla, który był gdzieś z tyłu i mówił mu jaki kod jest na punkcie 3 i ten gość z tyłu szedł od razu z punktu 2 na punkt 4. Kantowanie i kombinowanie na pieszym było straszne, nie wiem jak na rowerowym.
Były takie historie, oj były... Sam byłem nagabywany przez jakieś panny o kod z bodaj trójki. Dziewoje zapewniały, że były, ale nie mogły znaleźć drzewa z napisem. Tyle, że trójka była daleko wysunięta na wschód, o jakieś 10 km od czwórki, a z dwójki na czwórkę było raptem z 5 km. Wydawało mi się, że ludzie wiedzą, po co startuje się w takich zawodach. Jednak niestety obsługa sędziowska musi być. Albo przynajmniej perforator zamiast napisów na drzewie.
Pewnie gdyby nie rezygnacja Starogardu w ostatniej chwili ze współorganizowania H23, to by do tego nie doszło. Ale wobec nieobsadzenia punktw całą statystykę można włożyć między opowieści drzewa sandałowego. Zdarzyło mi się też na H21 znaleźć się na terenie polowania (ok. 10 km przed Lęborkiem). Na szczęście "myśliwce" schodzili już ze stanowisk. O Harpaganie i o tym, że zaraz będzie się tędy przedzierać stado kilkuset ludzi nie mieli pojęcia. A nietrudno sobie wyobrazić, że "myśliwiec" w nocy jak coś mu w krzakach zaszeleści to strzela. Skąd może wiedzieć, że to harpaganowiec idący na przełaj. Dodam, że trasa H21 wiodła ok. 2 km od terenu polowania. Na tymże H21 wystartowałem z godzinnym opóźnieniem jako ponad 400-setny uczestnik, co nie przeszkodziło mi w niewychodzonych dziadowskich butach Alpinusa na 36km być w 1dziesiątce. Setkę zrobiłem w nieco ponad 22h, a to m.in. dzięki kijkom trekkingowym. Zazwyczaj startuję, by w jak najlepszym swoim czasie ukończyć 50km. Skoki spadochronowe wystarczająco skutecznie zrujnowały mi kolana i nawet ukończenie 50km kończy się zazwyczaj 2 miesięczną rehabilitacją (lasery, masaże, leczenie zimnem itd itd). Tak więc chwała kijkom, kto może i czuje, że mu się przydadzą niech bierze. Ja połowę H21 przebiegłem trzymając po prostu kij w łapie, ale na drugiej pętli kuśtykałem już o dwóch... :) Zdarzyło mi się też zczołgać (dosłownie) z 40km (H16).
Poniekąd czuję się "weteranem Harpagana", bo pierwszy w jakim wystartowałem odbył się w kwietniu 1994 roku i miał numerację Haprapagan 7. Tak więc trochę doswiadczeń z tej imprezy mam.
Ale na H24 startuję "tą razą" pierwszy raz na bicyklu :)
Poniekąd czuję się "weteranem Harpagana", bo pierwszy w jakim wystartowałem odbył się w kwietniu 1994 roku i miał numerację Haprapagan 7. Tak więc trochę doswiadczeń z tej imprezy mam.
Ale na H24 startuję "tą razą" pierwszy raz na bicyklu :)
Jeśli to co piszesz jest prawdą, to ja jestem chyba chorą żabą, bo nie kumam. Co zyskał ktoś, kto oszukał? I kogo oszukał? Siebie? Albo ja jestem nie z tej bajki, albo świat stanął na głowie. Jedyną nagrodą na Harpaganie jest SATYSFAKCJA (to go wyróżnia spośród wielu imprez około-sportowych), więc komuś kto sam się tej nagrody pozbawił dla kawałka papieru mogę tylko współczuć. Zrozumieć takiego delikwenta nie jestem w stanie. Chce zaimponować swojej dziewczynie? Dzieciniada. Zasady ustala się po to, by ich przestrzegać, a jeśli nie ma się takiego zamiaru, to nie ma sensu iść na Harpagana. Dyplomik można sobie wydrukować samemu, nie wychodząc z domu, wyjdzie tanio i bez wysiłku. Ale mimo wszystko wierzę, że wśród tych, którzy doszli do końca, nie było oszustów. Na własne oczy widziałem, jak na kilkanaście km przed metą w Drzewinie ludzie odmawiali woźnicy, który proponował im podwózkę, a niektórzy ciągnęli już naprawdę ostatkiem sił.
Do Wesołego Jędrusia,
Niestety popularyzcja tej imprezy niesie za sobą to, że będą na nią przyjeżdżać różni dziwni ludzie, nie zawsze grający (czyt. idący) fer. Mnie na Harpaganie zdarzyło się już widzieć ludzi, którzy korzystali z niedozwolnych przez organizatorów map, którzy korzystali z okazji, czyli podjeżdżali samochodem (np. na H21 na drugim półmetku było to nagminne, bo trasa wiodła za blisko szosy Szczecin-Gdynia). Nie uwierzę, że wyprzedzili mnie ludzie, którzy "dogorywali i umierali" przed jednym punktem, by na następnym zobaczyć ich wypoczętych kończących jedzenie i lizanie ran (to byli pseudokomandosi, którzy zastosuja każdy chwyt :) ). Tak wiec pzostaje nie ogladac się za siebie i na kanciarzy i pruć do przodu.
A dodam jeszcze, że szprycerzy-dopingowcy też się pojawiają na H. To już kompletni debile. Pozdrawiam. Korkoracz.
Niestety popularyzcja tej imprezy niesie za sobą to, że będą na nią przyjeżdżać różni dziwni ludzie, nie zawsze grający (czyt. idący) fer. Mnie na Harpaganie zdarzyło się już widzieć ludzi, którzy korzystali z niedozwolnych przez organizatorów map, którzy korzystali z okazji, czyli podjeżdżali samochodem (np. na H21 na drugim półmetku było to nagminne, bo trasa wiodła za blisko szosy Szczecin-Gdynia). Nie uwierzę, że wyprzedzili mnie ludzie, którzy "dogorywali i umierali" przed jednym punktem, by na następnym zobaczyć ich wypoczętych kończących jedzenie i lizanie ran (to byli pseudokomandosi, którzy zastosuja każdy chwyt :) ). Tak wiec pzostaje nie ogladac się za siebie i na kanciarzy i pruć do przodu.
A dodam jeszcze, że szprycerzy-dopingowcy też się pojawiają na H. To już kompletni debile. Pozdrawiam. Korkoracz.
k napisał(a):
> Ale mimo wszystko wierzę, że wśród tych, którzy doszli
> > do końca, nie było oszustów.
>
> Ja też.
Jestem więcej niż pewien, że byli i zdarzyło się to nie pierwszy raz na Harpaganie. Po prostu ćwoków i debili nie brakuje, a magnesem jest prestiżowa impreza jaką jest Harpagan. Później się można pochwalić teściowej, sąsiadce i cieciowi.
> Ale mimo wszystko wierzę, że wśród tych, którzy doszli
> > do końca, nie było oszustów.
>
> Ja też.
Jestem więcej niż pewien, że byli i zdarzyło się to nie pierwszy raz na Harpaganie. Po prostu ćwoków i debili nie brakuje, a magnesem jest prestiżowa impreza jaką jest Harpagan. Później się można pochwalić teściowej, sąsiadce i cieciowi.
Harpagan nie jest (niestety, jeszcze) tak prestiżową imprezą, jak piszesz. Jest taką jedynie w nie aż tak wielkim środowisku napieraczy, bikerów i innych odmieńców maści najróżniejszej, do którego mamy przyjemność się zaliczać. Tzw. szerokim masom, do których zaliczają się osobniki przez ciebie wymienione - nazwa Harpagan w ogromnej większości nie mówi nic.
Myślę, że trochę zbyt czarno widzisz... Masz jakieś konkretne podejrzenia (nie, żeby dowody od razu)?
Myślę, że trochę zbyt czarno widzisz... Masz jakieś konkretne podejrzenia (nie, żeby dowody od razu)?
k napisał(a):
> Myślę, że trochę zbyt czarno widzisz... Masz jakieś konkretne
> podejrzenia (nie, żeby dowody od razu)?
Jakby nie zobaczył własnymi "okami" to bym się tu nie rozwodził na ten żenujący temat o kantowaniu na trasie.
A co do Kamińskiego: znam gościa osobiście, spotkałem i rozmawiałem z nim kilka razy. I potwierdzam zdanie wielu osób: facet ma nierówno pod deklem, chyba za sprawą nieustannego przebywania albo na mrozie albo pod piekącym słońcem... A te jego dzienniki to można wsadzić między wielorybnicze opowieści i opowieści drzewa sandałowego (z całym szacunkiem do tego co dokonał). Można go posadzić obok Pałkiewicza, który lubi chrzanić farmazony na swój temat zabierając na każdą wyprawę 4 fotoreporterów, 9 dziennikarzy i 2 kamerzystów. Ale to nie temat na forum o Harpaganie.
> Myślę, że trochę zbyt czarno widzisz... Masz jakieś konkretne
> podejrzenia (nie, żeby dowody od razu)?
Jakby nie zobaczył własnymi "okami" to bym się tu nie rozwodził na ten żenujący temat o kantowaniu na trasie.
A co do Kamińskiego: znam gościa osobiście, spotkałem i rozmawiałem z nim kilka razy. I potwierdzam zdanie wielu osób: facet ma nierówno pod deklem, chyba za sprawą nieustannego przebywania albo na mrozie albo pod piekącym słońcem... A te jego dzienniki to można wsadzić między wielorybnicze opowieści i opowieści drzewa sandałowego (z całym szacunkiem do tego co dokonał). Można go posadzić obok Pałkiewicza, który lubi chrzanić farmazony na swój temat zabierając na każdą wyprawę 4 fotoreporterów, 9 dziennikarzy i 2 kamerzystów. Ale to nie temat na forum o Harpaganie.
Wlasnie czytam Dzienniki z wypraw Marka Kaminskiego i natrafilam na zdanie, ktore chyba tu bardzo pasuje:
'...droga jest wazna, nie cel. Sam biegun, sukces. przygoda to puste pojecia. Wypelnia je droga, czyli sposob, w jaki sie to zrobilo.'
Bez komentarza :)
Hesia
ps/ te panny... no, ten tego... nie kazda panna jest taka ;)
'...droga jest wazna, nie cel. Sam biegun, sukces. przygoda to puste pojecia. Wypelnia je droga, czyli sposob, w jaki sie to zrobilo.'
Bez komentarza :)
Hesia
ps/ te panny... no, ten tego... nie kazda panna jest taka ;)
k napisał(a):
> Taa....
> "Idę. Idę. Idę. Jest zimno. Mróz"
> I tak dalej w tym stylu. Przez sto kilkanaście stron.
> Dokonania, że czapki z głów, ale talentu do pisania chłop
> wybitnie nie posiada... Jeden z najgorszych współczynników
> dokonania/umiejętność opowiadania o nich. Ale to chyba nie
> miejsce na gadki o Marku...
Raz jeszcze powtórzę to co wcześniej napisałem o niejakim Marku K.:
Zgościa osobiście, spotkałem i rozmawiałem z nim kilka razy. I potwierdzam zdanie wielu osób: facet ma nierówno pod deklem, chyba za sprawą nieustannego przebywania albo na mrozie albo pod piekącym słońcem... A te jego dzienniki to można wsadzić między wielorybnicze opowieści i opowieści drzewa sandałowego (z całym szacunkiem do tego co dokonał). Można go posadzić obok Pałkiewicza, który lubi chrzanić farmazony na swój temat zabierając na każdą wyprawę 4 fotoreporterów, 9 dziennikarzy i 2 kamerzystów. Jakby Kamiński starował na harpaganie to pewnie naciągnąłby wcześniej 10 sponsorów na sprzęt (chociaż dochody jego firmy Gama-San całkowicie wystarczają na pokrycie kosztów wyprawy (ale po co samemu płacić, jak są frajerzy, którzy zapłacą, no nie?), a na trasie latałby nad nim śmigłowiec z ekipą filmową, a za nim jechałoby jeepem 20 dziennikarzy. Facet nie ma pojęcia o wyborze sprzętu na wyprawy (byłem świadkiem jego zakupów w sklepie Trek), przygotowaniu itp - reprezentuje on bardzo przeciętny poziom. Ale to nie temat na forum o Harpaganie.
> Taa....
> "Idę. Idę. Idę. Jest zimno. Mróz"
> I tak dalej w tym stylu. Przez sto kilkanaście stron.
> Dokonania, że czapki z głów, ale talentu do pisania chłop
> wybitnie nie posiada... Jeden z najgorszych współczynników
> dokonania/umiejętność opowiadania o nich. Ale to chyba nie
> miejsce na gadki o Marku...
Raz jeszcze powtórzę to co wcześniej napisałem o niejakim Marku K.:
Zgościa osobiście, spotkałem i rozmawiałem z nim kilka razy. I potwierdzam zdanie wielu osób: facet ma nierówno pod deklem, chyba za sprawą nieustannego przebywania albo na mrozie albo pod piekącym słońcem... A te jego dzienniki to można wsadzić między wielorybnicze opowieści i opowieści drzewa sandałowego (z całym szacunkiem do tego co dokonał). Można go posadzić obok Pałkiewicza, który lubi chrzanić farmazony na swój temat zabierając na każdą wyprawę 4 fotoreporterów, 9 dziennikarzy i 2 kamerzystów. Jakby Kamiński starował na harpaganie to pewnie naciągnąłby wcześniej 10 sponsorów na sprzęt (chociaż dochody jego firmy Gama-San całkowicie wystarczają na pokrycie kosztów wyprawy (ale po co samemu płacić, jak są frajerzy, którzy zapłacą, no nie?), a na trasie latałby nad nim śmigłowiec z ekipą filmową, a za nim jechałoby jeepem 20 dziennikarzy. Facet nie ma pojęcia o wyborze sprzętu na wyprawy (byłem świadkiem jego zakupów w sklepie Trek), przygotowaniu itp - reprezentuje on bardzo przeciętny poziom. Ale to nie temat na forum o Harpaganie.
upsss widze, ze wywolalam burze ... a nie to bylo zamiarem !
a o ludziach albo mowi sie dobrze albo nie mowi sie nic!
Kaminski jest jaki jest a to co robi wynika z tego jaki jest!
No i kto jest bez winy niechaj rzuci pierwszy kamieniem...
end ;)
btw... mowa byla o uczciwosci na biegu ;)
pozdrawiam wszytskich, w 10.000 dniu mojego istnienia :)
a o ludziach albo mowi sie dobrze albo nie mowi sie nic!
Kaminski jest jaki jest a to co robi wynika z tego jaki jest!
No i kto jest bez winy niechaj rzuci pierwszy kamieniem...
end ;)
btw... mowa byla o uczciwosci na biegu ;)
pozdrawiam wszytskich, w 10.000 dniu mojego istnienia :)
Hesia napisał(a):
> a o ludziach albo mowi sie dobrze albo nie mowi sie nic!
:))) To o zmarłych mówi się albo dobrze, albo wcale... :))))
Zaś reguła wyrażania opinii jest taka, że łysy nie powinien rozmawiać o fryzurach. A że niejakiego M.K. znam, a i sam gdzieś tam byłem i łaziłem, stąd moja opinia. Jeśli ktoś się poczuł urażony niech zadzwoni na telefon zaufania.
> pozdrawiam wszytskich, w 10.000 dniu mojego istnienia :)
Gratulacje! Wszystkiego najlepszego! :) Stawiam piwko po Harpaganie... ;)
Korkoracz
> a o ludziach albo mowi sie dobrze albo nie mowi sie nic!
:))) To o zmarłych mówi się albo dobrze, albo wcale... :))))
Zaś reguła wyrażania opinii jest taka, że łysy nie powinien rozmawiać o fryzurach. A że niejakiego M.K. znam, a i sam gdzieś tam byłem i łaziłem, stąd moja opinia. Jeśli ktoś się poczuł urażony niech zadzwoni na telefon zaufania.
> pozdrawiam wszytskich, w 10.000 dniu mojego istnienia :)
Gratulacje! Wszystkiego najlepszego! :) Stawiam piwko po Harpaganie... ;)
Korkoracz
Hesia napisał(a):
> Znajde Cie... ale nie martw sie, jestem b. ekonomiczna
> dziewczyna, a po wysilku to juz wogole ;)
Hesia,
Ile damy rade we dwoje wypić - tyle wypijemy :) A ze będzie to już po Harpie24, to zapewne mnie przeskoczysz w ilości :))) Kobiety mają mocniejszą głowę... :)
Startujesz w pieszym, czy rowerowym?
Korkoracz
> Znajde Cie... ale nie martw sie, jestem b. ekonomiczna
> dziewczyna, a po wysilku to juz wogole ;)
Hesia,
Ile damy rade we dwoje wypić - tyle wypijemy :) A ze będzie to już po Harpie24, to zapewne mnie przeskoczysz w ilości :))) Kobiety mają mocniejszą głowę... :)
Startujesz w pieszym, czy rowerowym?
Korkoracz
Cóż, wystarczy tylko nie mieć fałszywych skrupułów i o takich rzeczach zgłaszać Organizatorom, włącznie z podanym numerem startowym kombinatora (o ile będą jeszcze numery startowe).
A wracając do obsady punktów, to życzyć sobie należy, aby były one właściwie obsadzone, tj. np. żeby na punkcie pierwszym, czy drugim nie było 2-3 osób (albo i jedna lub wcale) oraz jedna pieczątka, bo wiadomo, że nie dadzą sobie rady z całą rzeszą ludzi, którzy jeszcze na początku Harpagana jeszcze są razem. Tym samym uniknie się chaosu, przepychania i stania kilka minut w kolejce po wpis.
No i dobrze by było, że punkty były obsadzone tam gdzie trzeba... ;)
Korkoracz
A wracając do obsady punktów, to życzyć sobie należy, aby były one właściwie obsadzone, tj. np. żeby na punkcie pierwszym, czy drugim nie było 2-3 osób (albo i jedna lub wcale) oraz jedna pieczątka, bo wiadomo, że nie dadzą sobie rady z całą rzeszą ludzi, którzy jeszcze na początku Harpagana jeszcze są razem. Tym samym uniknie się chaosu, przepychania i stania kilka minut w kolejce po wpis.
No i dobrze by było, że punkty były obsadzone tam gdzie trzeba... ;)
Korkoracz
Prawidłowe zaznaczenie punktów na mapie i właściwe ich opisanie to zadanie budowniczego trasy. Mam nadzieję, że nie zawiedzie, bo sam jest doświadczonym wielokrotnym uczestnikiem Harpagana. Obsadzenie punktów ułatwia ich odnalezienie (i zawsze to przyjemniej), ale skutkuje jednak stratą czasu (szczególnie nocą), bo nawet jeśli nie ma kolejki, szukanie delikwenta na wielostronicowej liście, wpisywanie czasu przez punktowego oraz przybicie pieczątki trwa nieco dłużej niż samodzielne spisanie kodu z drzewa (potem z tych pojedyńczych minut robi się pół godziny). A jak ktoś będzie chciał oszukać, to i tak to zrobi. Jeśli trafię na oszusta, powiem mu, co o nim myślę, choć w policjanta i donosiciela nie mam zamiaru się bawić. W końcu nagrodą w tej zabawie jest satysfakcja z "czystego" przejścia całej trasy, więc jeśli ktoś sam się tej nagrody pozbawia - jego strata.
Oczywiście ja również życzę sobie, żeby obsada PK i organizacja pracy punktowych była prawidłowa i nie powodowała bałaganu i niepotrzebnej nerwówki. Rozpisywałem się o tym, nie tylko ja zresztą, w księdze gości rok temu. Drzewina była chyba pierwszym od paru edycji rajdem, na którym na PK1 nie utworzył się zator. A to dlatego, że punkt był bez obsady, i kod z drzewa mogło spisywać choćby i 10 osób jednocześnie. Ale cóż, każdy kij ma dwa końce.
nicholas napisał(a):
> moge zapytac po co ten hak? :)
> ja wole na skroty, nie nadkladac niepotrzebnie... :)
Ok. 7 km to świadomy wybór. Nocą chodzenie "na skróty" zazwyczaj nie daje oszczędności w czasie, bo na małych leśnych ścieżkach co chwila trzeba przystawać, kontrolować kierunek marszu i swoją pozycję. Można też wpakować się w bagna. Wybieraliśmy drogi czasem nieco okrężne, ale duże i pewne. A reszta... Wiem z doświadczenia, że jeśli z pomiaru kółkiem po mapie 1:50000 wychodzi mi 10 km to w rzeczywistości jest to co najmniej 11, czyli o 10% więcej. Jeśli trasa wiedzie drogami leśnymi, pośród pagórków i bagien (a tak było na pewnych odcinkach w Drzewinie) błąd pomiaru dochodzi do 20%, dokładnie odwzorowane na mapie są jedynie długie odcinki prostych jak drut szos. Organizatorzy nie wyznaczali długości optymalnej trasy pieszej maratonu na podstawie objazdu rowerem z dokładnym licznikiem, ale właśnie kółkiem po mapie. Stąd, jak sądzę, pewne niedoszacowanie długości trasy, co zresztą spowodowało wydłużenie czasu jej przejścia przez wszystkich uczestników (również tych najszybszych) w stosunku do H22 w większej części szosowego.
> moge zapytac po co ten hak? :)
> ja wole na skroty, nie nadkladac niepotrzebnie... :)
Ok. 7 km to świadomy wybór. Nocą chodzenie "na skróty" zazwyczaj nie daje oszczędności w czasie, bo na małych leśnych ścieżkach co chwila trzeba przystawać, kontrolować kierunek marszu i swoją pozycję. Można też wpakować się w bagna. Wybieraliśmy drogi czasem nieco okrężne, ale duże i pewne. A reszta... Wiem z doświadczenia, że jeśli z pomiaru kółkiem po mapie 1:50000 wychodzi mi 10 km to w rzeczywistości jest to co najmniej 11, czyli o 10% więcej. Jeśli trasa wiedzie drogami leśnymi, pośród pagórków i bagien (a tak było na pewnych odcinkach w Drzewinie) błąd pomiaru dochodzi do 20%, dokładnie odwzorowane na mapie są jedynie długie odcinki prostych jak drut szos. Organizatorzy nie wyznaczali długości optymalnej trasy pieszej maratonu na podstawie objazdu rowerem z dokładnym licznikiem, ale właśnie kółkiem po mapie. Stąd, jak sądzę, pewne niedoszacowanie długości trasy, co zresztą spowodowało wydłużenie czasu jej przejścia przez wszystkich uczestników (również tych najszybszych) w stosunku do H22 w większej części szosowego.
Korkoracz napisał:
> mam nadzieję, że takiej prowizorki i ściemy nie będzie jak w Drzewinie, gdzie punkty nie były obsadzone i nie raz byłem świadkiem sytuacji, gdzie koleś dzwonił na punkcie np. 3 do kumpla, który był gdzieś z tyłu i mówił mu jaki kod jest na punkcie 3 i ten gość z tyłu szedł od razu z punktu 2 na punkt 4. Kantowanie i kombinowanie na pieszym było straszne, nie wiem jak na rowerowym.
==============
I co się okazało? I okazało się to, że jak czytam z postów, kombinatorów i tą razą była cała masa. Zarówno na TP, jak i na TR. Jedyne rozwiązanie: obsada każdego PK ludźmi i oszuści zostają wykluczeni. Przynajmniej pod kątem spisywania kodów. Ktoś pisał w innym wątku, że widział całą masę ludzi z TP wysiadających z autobusu podmiejskiego w Pucku, którzy mieli pozaliczane (pospisywane od innych) mnóstwo PK i którzy jeszcze poszli dumnie zdać swoje karty na mecie. Korkoracz
> mam nadzieję, że takiej prowizorki i ściemy nie będzie jak w Drzewinie, gdzie punkty nie były obsadzone i nie raz byłem świadkiem sytuacji, gdzie koleś dzwonił na punkcie np. 3 do kumpla, który był gdzieś z tyłu i mówił mu jaki kod jest na punkcie 3 i ten gość z tyłu szedł od razu z punktu 2 na punkt 4. Kantowanie i kombinowanie na pieszym było straszne, nie wiem jak na rowerowym.
==============
I co się okazało? I okazało się to, że jak czytam z postów, kombinatorów i tą razą była cała masa. Zarówno na TP, jak i na TR. Jedyne rozwiązanie: obsada każdego PK ludźmi i oszuści zostają wykluczeni. Przynajmniej pod kątem spisywania kodów. Ktoś pisał w innym wątku, że widział całą masę ludzi z TP wysiadających z autobusu podmiejskiego w Pucku, którzy mieli pozaliczane (pospisywane od innych) mnóstwo PK i którzy jeszcze poszli dumnie zdać swoje karty na mecie. Korkoracz