Widok
Rowerzyści i przepisy
Zrobiło się ciepło, pojawiło się trochę więcej rowerzystów na ulicach i jestem przerażony tym co widzę.
Słuchawki w uszach, wiatr we włosach a przepisy i znaki w du...e.
Kogo to obchodzi że ktoś poustawiał tablice o treści:
"Kierowco, wjeżdżasz w strefę skrzyżowań równorzędnych"
kto by czytał takie głupoty, zresztą jakby co to jest wyraźnie napisane: "kierowco" nie "rowerzysto".
Mam pierwszeństwo, wjeżdżam na skrzyżowanie a z lewej strony desperat kamikadze tnie przez skrzyżowanie jak przecinak, rób co chcesz, on ani myśli hamować, przecież jedzie szeroką prostą ulicą a tu mu jakiś samochód się pcha.
Sam jeżdżę na rowerze od wielu lat i wiem że kierowcy mają swoje za uszami ale jeśli już poruszacie się po ulicach zachowajcie jakieś minimum rozsądku i przepisów.
Kiedyś codziennie spotykałem o świcie rowerzystę pędzącego w dół Powstańców Warszawskich, w ciemnym ubraniu, bez żadnego światła, był przypadek że zobaczyłem go w ostatniej chwili.
Później pretensje że kierowca potrącił, ruszcie wyobraźnią że Was najzwyczajniej nie widać na tyle daleko aby uniknąć kolizji.
Słuchawki w uszach, wiatr we włosach a przepisy i znaki w du...e.
Kogo to obchodzi że ktoś poustawiał tablice o treści:
"Kierowco, wjeżdżasz w strefę skrzyżowań równorzędnych"
kto by czytał takie głupoty, zresztą jakby co to jest wyraźnie napisane: "kierowco" nie "rowerzysto".
Mam pierwszeństwo, wjeżdżam na skrzyżowanie a z lewej strony desperat kamikadze tnie przez skrzyżowanie jak przecinak, rób co chcesz, on ani myśli hamować, przecież jedzie szeroką prostą ulicą a tu mu jakiś samochód się pcha.
Sam jeżdżę na rowerze od wielu lat i wiem że kierowcy mają swoje za uszami ale jeśli już poruszacie się po ulicach zachowajcie jakieś minimum rozsądku i przepisów.
Kiedyś codziennie spotykałem o świcie rowerzystę pędzącego w dół Powstańców Warszawskich, w ciemnym ubraniu, bez żadnego światła, był przypadek że zobaczyłem go w ostatniej chwili.
Później pretensje że kierowca potrącił, ruszcie wyobraźnią że Was najzwyczajniej nie widać na tyle daleko aby uniknąć kolizji.
W zeszłym roku jechałam samochodem i z daleka widzę taką oto scenę: drogą z ostrym zakrętem jedzie rowerzysta (właściwie nie jedzie, a "frunie" - miał z górki)
Z przeciwniej strony nadjeżdża samochód - ja go widzę, rowerzysta nie... zwalniam bo już domyślam się co się za chwile stanie..
Następuje zderzenie, rowerzysta w locie (teraz naprawdę uniósł się w przestworza :D), samochód oczywiście odjeżdża nie zwolniwszy (tego nie pochwalam, choć "winny" był tu rowerzysta), ja zatrzymuję się, idę do leżącego mężczyzny - pytam się czy mogę w czymś pomóc a on wykrzykuje:
"O k..a. to już drugi raz w tym miejscu ...Jak te samochody jeżdżą?!"
Z przeciwniej strony nadjeżdża samochód - ja go widzę, rowerzysta nie... zwalniam bo już domyślam się co się za chwile stanie..
Następuje zderzenie, rowerzysta w locie (teraz naprawdę uniósł się w przestworza :D), samochód oczywiście odjeżdża nie zwolniwszy (tego nie pochwalam, choć "winny" był tu rowerzysta), ja zatrzymuję się, idę do leżącego mężczyzny - pytam się czy mogę w czymś pomóc a on wykrzykuje:
"O k..a. to już drugi raz w tym miejscu ...Jak te samochody jeżdżą?!"
A ją jako rowerzystka opiszemy taka sytuację. Stoję na rogu pomorskiej i subislawa na światłach, mam zielone światło samochód miał czerwone ale chyba też zielona strzalke... Nie widział mnie kierowca zjechał na torowisko. Czyją była tu wiba: on wyjeżdżał z subislwa skrwcal w stronę oliwy nie zatrzymał sie na przejściu mimo że ją miałam zielone...
Więc skoro opisujemy swoje sytuację to ja powiem o jednej z nich (a jest ich dość sporo). To nie jest tak że zawsze jest wina niemyślącego kierowcy auta czy rowerzysty, często zwykli przechodnie nie potrafią myśleć. Kiedyś jadąc przy Zalewie ścieżką gdzie po jednej stronie była ścieżka dla rowerów w jedną stronę a na drugim krańcu chodnika ścieżka dla rowerzystów jadących w drugą stronę, a po środku tradycyjnie było dla przechodniów. Jechałem z górki, z racji że było dużo ludzi, często wielu z nich wchodziło na pas dla rowerów. Gdy ja jechałem zaa grupki ludzi wyszło mi małe dziecko na pas, byłem jakieś 7-10 metrów przed nim więc zacząłem hamować, ale wiedziałem że się nie zatrzymam więc leciałem w rów. Matka dziewczynki oczywiście do mnie z wielkimi pretensjami bo nie wiele brakowało a wpadł bym na jej dziecko, którego chyba sama nie potrafi upilnować. Ja rozumiem że tak małe dziecko nie zdaje sobie z tego sprawy co robi, ale rodzic chyba powinien trochę myśleć. A często jest tak że rodzic ma "gdzieś*", i zamiast pilnować swojego dziecka to jest w tym czasie zajęta/y czym innym, a najgorsze jest to że w takiej sytuacji najbardziej poszkodowane jest dziecko.
Do Karola
Czym się różni zwykły przechodzień od niezwykłego? Pieszy, rowerzysta, rolkarz, kierowca samochodu to wszystko są Ci sami ludzie. To my. To także ja. Mam i poruszam się w każdy z wyżej wymienionych sposobów, chociaż zdecydowanie moim ulubionym sprzętem jest rower, a na rolkach jeżdżę tylko po torze pod naszym super stadionem :-).
Niestety, jeśli ktoś jest artystą to sprzęt daje mu większe pole do wykazania się i stąd wrażenie, że są to różne grupy zachowujące się radykalnie inaczej.
Na drodze nie wszystko da się przewidzieć, popełnia się błędy, ale jadąc rowerem trzeba analizować, co się noże zdarzyć. Rowerzysta łatwiej zauważy samochód niż kierowca samochodu spostrzeże rowerzystę. Podobnie jest z pieszymi, którzy np. idą zamyśleni lub gadają przez telefon i mogą nie zauważyć, że wchodzą na ścieżkę dla rowerów.
Jeśli jedzie się ścieżką obok zatłoczonego chodnika gdzie są dzieci to nasza prędkość musi być na tyle mała żeby wyhamować przy wtargnięciu.
Oczywiście można zwalić wszystko na innych, czyli w tym przypadku rodziców. Niestety nie da się cały czas trzymać dziecka za rękę.
Ja kiedyś z synem w okolicach Orłowa schodziłem leśnym szlakiem na plażę. Syn szedł przodem a ja z żoną za nim, przed nami było też trochę innych ludzi. Nagle usłyszałem hałas za sobą i po obróceniu zobaczyłem rozpędzonego kretyna na rowerze. Na szczęście syn i inni zareagowali prawidłowo, gdy się wydarłem NA BOK, bo na bardziej rozbudowaną wypowiedź nie było czasu.
Niestety muszę przyznać, że w mojej praktyce rowerowej więcej niebezpiecznych sytuacji stworzyli mi inni rowerzyści niż piesi i samochody.
Niestety, jeśli ktoś jest artystą to sprzęt daje mu większe pole do wykazania się i stąd wrażenie, że są to różne grupy zachowujące się radykalnie inaczej.
Na drodze nie wszystko da się przewidzieć, popełnia się błędy, ale jadąc rowerem trzeba analizować, co się noże zdarzyć. Rowerzysta łatwiej zauważy samochód niż kierowca samochodu spostrzeże rowerzystę. Podobnie jest z pieszymi, którzy np. idą zamyśleni lub gadają przez telefon i mogą nie zauważyć, że wchodzą na ścieżkę dla rowerów.
Jeśli jedzie się ścieżką obok zatłoczonego chodnika gdzie są dzieci to nasza prędkość musi być na tyle mała żeby wyhamować przy wtargnięciu.
Oczywiście można zwalić wszystko na innych, czyli w tym przypadku rodziców. Niestety nie da się cały czas trzymać dziecka za rękę.
Ja kiedyś z synem w okolicach Orłowa schodziłem leśnym szlakiem na plażę. Syn szedł przodem a ja z żoną za nim, przed nami było też trochę innych ludzi. Nagle usłyszałem hałas za sobą i po obróceniu zobaczyłem rozpędzonego kretyna na rowerze. Na szczęście syn i inni zareagowali prawidłowo, gdy się wydarłem NA BOK, bo na bardziej rozbudowaną wypowiedź nie było czasu.
Niestety muszę przyznać, że w mojej praktyce rowerowej więcej niebezpiecznych sytuacji stworzyli mi inni rowerzyści niż piesi i samochody.
Na tej podstawie co piszesz, jako kierowca pojazdu powinienem być w każdm momencie przygotowany na wtargnięcie pieszego na jezdnię, mimo iż nie ma przejścia dla pieszych - to jest chore. Na grunwaldzkiej nikt nie zastanawia się czy wbiegnie mu człowiek, jak nie ma pasów. Bo to będzie problem (i wina) tego człowieka.