A bęcwał swoje...
Za rządów bandy Rudego Służba zdrowia kwitła? Kaczor rozprzedał respiratory, uznając, że są zbędne?
Żaden kraj nie utrzymuje w rezerwie olbrzymiego nadmiaru wolnych...
rozwiń
A bęcwał swoje...
Za rządów bandy Rudego Służba zdrowia kwitła? Kaczor rozprzedał respiratory, uznając, że są zbędne?
Żaden kraj nie utrzymuje w rezerwie olbrzymiego nadmiaru wolnych miejsc w szpitalach (oczywiście z pełnym osprzętem medycznym), bez wzgledu, kto w nim rządzi. Byłoby to działanie nieracjonalne.
Ilość testów? A co zmienia?
Jeśli test wypadł pozytywnie, to idzie się na kwarantannę. Leczeniu szpitalnemu podlegają dopiero osoby u których choroba rozwinęła się w stopniu zagrażającym życiu. Reszta odchoruje se w domach, jak zwykła grypę. Bez zrobienia testu postępowanie jest identyczne.
Większym problemem jest, jeśli test wypadnie negatywnie. Bo wcale to nie oznacza, że dana osoba nie jest zarażona wirusem. Test nie sprawdza obecności wirusa w organizmie. Sprawdza obecność przeciwciał. Wypadnie negatywnie, jeśli zarażenie jest "świeże" i organizm nie zdążył jeszcze wyprodukować przeciwciał. Wypadnie również negatywnie, jeśli człowiek ma upośledzony układ immnologiczny na tyle, że w ogóle nie zacznie produkcji przeciwciał.
Jaki byłby efekt społeczny znacznej ilości testów negatywnych? Eskalacja rozpowszechniania wirusa, przez przebadanych, dużo już bardziej pewnych swego stanu zdrowia.
Dzięki temu, że nikt tej pewności nie ma, ludzie zachowują się ostrożniej. A w dłuższej perspektywie zapewne cała populacja (może poza BMtF :D zetknie się z wirusem. I nikt, w żaden sposób, nie jest w stanie temu zaradzić.
zobacz wątek