Re: Rzeczowe wyjaśnienie katastrofy pod Smoleńskiej
Smoleńsk i Smoleńsk. Ileż można? I z czym dyskutować? Z takimi kłamstwami jak powyżej? One są stopniowo obalane i co z tego? Internetowe trolle i bardzo podejrzani dziennikarze zarzucili nimi...
rozwiń
Smoleńsk i Smoleńsk. Ileż można? I z czym dyskutować? Z takimi kłamstwami jak powyżej? One są stopniowo obalane i co z tego? Internetowe trolle i bardzo podejrzani dziennikarze zarzucili nimi internet do tego stopnia, że żyją swoim życiem, czego przykładem jest powyższy skopiowany post. A wiemy, że:
- generała Błasika nie było w kokpicie
- nie było żadnych nacisków Błasika na Protasiuka
- nie było żadnych nacisków Kaczyńskiego na Błasika, ani Kaczyńskiego na Protasiuka
- nie było żadnej rozmowy braci Kaczyńskich, w której poruszano by temat lądowania
- nie było żadnych słów "wkurzy się jeśli..." "jak nie wylądujemy, to nas zabiją", "tak lądują debeściaki", za to komuś bardzo zależało, żeby ludzie myśleli, że takie słowa padły
- nie było w ogóle próby lądowania, tylko próba zejścia na bezpieczną, regulaminową odległość i bezpiecznego odejścia
- nie było żadnych pijackich imprez, alkoholu we krwi etc.
- nie było żadnych kłótni na lotnisku
Po prostu tego wszystkiego nie było! I nie ma na to żadnego, ani jednego, malutkiego, tyciutkiego dowodu. Są tylko stwierdzenia rosyjskiej komisji. Tej samej, co z automatu orzekała o wielu podejrzanych wypadkach lotniczych z udziałem polityków.
I co z tego? Ano to, że nic nie wiadomo. Może poza tym, że superczułe spektometry wykazały ślady materiałów wybuchowych na kilkuset częściach. Potem te części leżały sobie w Rosji. I jak wróciły, to nic już nie wykazano. A ja ciągle wyobrażam sobie taką sytuację. Stoi sobie premier i doktor Lasek na lotnisku. A przed nimi brodaty pan w turbanie. I spektometr pokazuje tnt i nitroglicerynę w jego bagażu. I pan z obsługi lotniska poklepuje panów premiera i doktora Laska po ramieniu mówiąc: możecie lecieć spokojnie. Te urządzenia się mylą. Ten pan w turbanie to dobry człowiek. Na pewno ma w torbie lekarstwa i pastę do butów. Niech leci....
I co z tego? Ano nic z tego. Nie ma skrzynek. Jest któraś z kolei kopia różniąca się długością. Nie ma wraku, ale to ponoć całkiem nieważne. Czy tak się bada katastrofy? A co? Jesteś specjalistą od badania katastrof - ktoś zapyta agresywnie. Nie, nie jestem. Ale czy tak się właśnie je bada?
zobacz wątek