Re: Sercowo-rozsądkowy dylemat
Piszesz, że panu X zależy. Jestem o tym przekonana. Jemu zależy i to bardzo. W jego sytuacji fajnie mieć przytulne gniazdko, ugotowane, uprane, może stały sex. I to jeszcze za pół-darmo. Ale dla...
rozwiń
Piszesz, że panu X zależy. Jestem o tym przekonana. Jemu zależy i to bardzo. W jego sytuacji fajnie mieć przytulne gniazdko, ugotowane, uprane, może stały sex. I to jeszcze za pół-darmo. Ale dla nie ma tam w ogóle zaangażowania uczuciowego. Co do finansowego dołożenia się do wydatków, to facet okazuje się kompletnym pasożytem. Oczywistym jest, że jak się z kimś wiąże, mieszka, to wydatki są wspólne - nie za to tylko co zjem ale prąd, czynsz itd. Normalny człowiek sam zaproponowałby, że będzie się dorzucał i to od samego początku, bo: 1) tak należy przede wszystkim, 2) chciałby zrobić dobre wrażenie na kimś, kogo niedawno poznał; chciałby pokazać, że żaden z niego pasożyt. Tu jest sytuacja zupełnie odwrotna. On ma to wszystko w nosie. To, ze nie chce pomóc w remoncie, to tylko to potwierdza. Jemu się nie chce angażować w żaden sposób i tego wcale nie ukrywa. A mówić o uczuciach, zaangażowaniu może mówić pięknie. To nic nie kosztuje... Ani pieniędzy, ani wysiłku. autorka wątku pisze, że z X dobrze się rozumieją, mówią to samo. To kompletna bzdura. Jak ona mówi, że jest ciężko finansowo, że będzie musiała sprzedać auto, on jakoś nie odpowiada podobnie. Gadać podobnie o sprawach błahych, nie jest absolutnie czymś, na czym można budować przekonanie o podobnym podejściu do życia.
Gościa pogoniłabym i to natychmiast. Czym szybciej, tym lepiej. A panu byłemu dałabym szansę. Nie zakładałabym, że na pewno coś z tego będzie ale mogłabym spróbować. Na razie bez wspólnego mieszkania, ale z randkami, wyjściami... Nie zawsze motyle w brzuchu gwarantują powodzenie w związku. Niekiedy trwałe okazują się związki
oparte na przyjaźni, wspólnym planie na życie, poglądach, sympatii.
zobacz wątek