bałagan merytoryczny
Mam wrażenie, że autorce listu chodzi przede wszystkim o to, aby unaocznić szkołom nie tyle kwestię istnienia w ofercie szkolnych sklepików słodyczy w ogóle, ale o to, aby poinformować, iż w tych...
rozwiń
Mam wrażenie, że autorce listu chodzi przede wszystkim o to, aby unaocznić szkołom nie tyle kwestię istnienia w ofercie szkolnych sklepików słodyczy w ogóle, ale o to, aby poinformować, iż w tych sklepikach jest masa pseudo-słodyczy z Chin, Turcji itp, w neonowych kolorach w stylu: wyłupiastych gałek ocznych z gumy do żucia, ultrazielonych żeli do dziamdziania czy "ultrafioletowych" oranżadek... Sama przechodziłam z moim młodym przez etap fascynacji sklepikiem szkolnym (wróćcie myślami do dzieciństwa i spróbujcie przejść się z paczką kolegów obok suto zaopatrzonego sklepiku szkolnego i nie skusić się na coś "dobrego;)), pomimo tego iz tłuczemy mu do głowy zasady zdrowego odżywiania się i zawsze ma kanapkę i owoc w plecaku kilka razy zdarzyło mu się przynieść do domu jaskrawą gumę "kościotrup" (na etykiecie "Wyprodukowano w Chinach i zero informacji o dopuszczeniu do obrotu!!!). Rozmowy z młodym były, efekt przyniosły, ale zostaje pytanie: jakim prawem w szkolnym sklepiku na terenie szkoły można kupić taki sh.t??? Równie dobrze Pani Ziuta może serwować dzieciakom "dopalacze".... Nikt nie ma kontroli nad sklepikami w szkole! Szkoła umywa ręce (u nas też się początkowo wyparła odpowiedzialnosci za asortyment). Podziałała rewolucja rodziców: podpisy, rozmowy (rodzice-dyrektor-Pani ze sklepiku). Wycofano słodycze "no name", niewiadomego pochodzenia... Trzeba działać do skutku!!!
zobacz wątek