Zgadzam się z moim przedmówcą. W Polsce testy na koronowirusa robi się osobom z wyraźnymi objawami a nie wszystkim. Spora część, która przebywa pod nadzorem epidemiologicznym nie jest testowana,...
rozwiń
Zgadzam się z moim przedmówcą. W Polsce testy na koronowirusa robi się osobom z wyraźnymi objawami a nie wszystkim. Spora część, która przebywa pod nadzorem epidemiologicznym nie jest testowana, więc prawdopodobnie zamiast koronowirusa choruje na grypę lub przeziębienie. Inaczej mówiąc w Polsce mamy około 4 tys. osób z objawami koronowirusa, z tego zmarło jakieś 100 osób (100/4000=2,5%). Ale gdyby te 100 osób porównać do rzeczywistej liczby zakażonych (której nie znamy), to wyjdzie znacznie niższa śmiertelność.
A śmiertelność będzie rosła, ponieważ pula potencjalnych zakażonych jest skończona, czyli maksymalnie można zarazić 100% populacji. Cały problem polega na przepustowości służby zdrowia. Przy tego typu chorobach chyba najwęższym gardłem jest dostęp do środków ochrony osobistej,. Ich brak powoduje zarażanie się personelu szpitali, a tym samym zmniejsza możliwości leczenia zakażonych. We Włoszech dużo starszych osób zmarło nie na koronowirusa, ale na brak dostępu do szybkiej pomocy medycznej na inne choroby, które mieli. Ponadto zgadzam się z moim przedmówcą, że dla ludzi starych każde zakażenie jest groźne i sam koronowirus mógł być tym ostatnim trybikiem, który skracał życie o kilka miesięcy. W normalnych warunkach Ci ludzie i tak by umarli, ale nie było by piku jaki wywołał sam wirus.
zobacz wątek
4 lata temu
~Świat zwariował