Re: RODZILIŚMY W WEJHEROWIE I CHODZILIŚMY DO SZKOŁY RODZENIA
Ja też podpisuję się pod tymi opiniami. Jeździłam na zajęcia do szpitala ponad 3 miesiące. Straciłam czas, pieniądze na paliwo i 400 zł za zajęcia. Wyobrażałam sobie wszystko zupełnie inaczej. Na...
rozwiń
Ja też podpisuję się pod tymi opiniami. Jeździłam na zajęcia do szpitala ponad 3 miesiące. Straciłam czas, pieniądze na paliwo i 400 zł za zajęcia. Wyobrażałam sobie wszystko zupełnie inaczej. Na pierwszym spotkaniu Pani Ewa mówiła, żeby na zajęcia przychodzić w dresie, bo po wykładzie będą ćwiczenia. Były reptem raz i trwały całe 5 minut. Ćwiczenia oddechu były może z 4 razy i zakaz wykonywania ich w domu. Wykłady to sucha teoria i spotkania z bankiem komórek macierzystych i pediatrą. Na zajęciach sprzedawane produkty medeli, bo ponoć najlepsze. Niby Pani Ewa nic z tego nie ma, ale w internecie można znaleźć wszystko o 1/3 taniej i to z dostawą do domu. Całe wykłady kładziony nacisk na poród naturalny i powtarzanie, że cesarka to patologia. Niestety ze względu na zagrażającą zamartwicę płodu musiałam mieć cesarkę i dobry miesiąc po porodzie czułam się "gorsza". Bo miałam do głowy nakładzione, że jak rodzić to naturalnie i najlepiej z mężem. I wydawało mi się, że nie spełniłam wymagań. Na jakieś zainteresowania ze strony Pani Ewy po porodzie nie ma co liczyć. I niestety mnie podczas pobytu w tym szpitalu nie spotkało nic dobrego. Nie jestem księżniczką oczekującą opieki jak w "Leśnej Górze". Ale troszkę zainteresowania mile widziane. Syna po kąpieli dostałam z brudną pupą. I bardzo się cieszyłam jak po upływie 2 dób dostałam wypis do domu.
zobacz wątek