Do restauracji Bulaj wybrałem się z żona i dziećmi na niedzielny obiad.
Stolik był zarezerwowany na konkretna godzinę i o tej godzinie się zjawiliśmy. Mieścił się on w ciemnej salce przypominającej domek letniskowy a nie wnętrze restauracji. Panowała tam temperatura grubo ponad 25 st. C , a to za sprawą buczącego i dmuchającego grzejnika, z rodzaju takich, jakich używa się na budowach albo do osuszania domów po powodzi. Nie można było wstawić normalnego grzejnika??
Kilku dań z karty nie było, ale tego dowiedzieliśmy się dopiero przy składaniu zamówienia. Klienci siedzący obok mieli tez problem z wyborem wina, bo co drugiego nie było.
Kolejne 40 minut spędzone w tej "sali" restauracyjnej okazało się istnym koszmarem, nigdy w życiu nie spodziewałem się, że to niedzielne popołudnie z rodziną w tej restauracji będzie dla nas karą, a nie przyjemnością.
Na dokładkę do "uroczej" salki zawitali goście z psem, który łaził wszędzie. W półmorku na zupy i przystawkę czekaliśmy 40 minut! Po kolejnych 30 minutach nie zjawił się nikt, żeby posprzątać ze stołu. Nie mówiąc o drugim daniu, którego wciąż nie było. W tym momencie zrezygnowaliśmy z dalszego oczekiwania i wyszliśmy głodni i wściekli.