Odpowiadasz na:

Re: Szokujący pomnik w centrum Gdańska

Nowakowi chodzi o rozkaz ludowego komisarza spraw wewnętrznych ZSRS Nikołaja Jeżowa z 11 sierpnia 1937 roku.

- W myśl tego rozkazu w ZSRS zamordowano 111 091 osób. To pięć razy więcej... rozwiń

Nowakowi chodzi o rozkaz ludowego komisarza spraw wewnętrznych ZSRS Nikołaja Jeżowa z 11 sierpnia 1937 roku.

- W myśl tego rozkazu w ZSRS zamordowano 111 091 osób. To pięć razy więcej niż na podstawie rozkazu katyńskiego. Mniejszość polska w Związku Radzieckim została praktycznie unicestwiona. () Nie ma żadnego pomnika tych ofiar, żadnego filmu o ich tragedii. Mało kto w Polsce wie, że ona w ogóle miała miejsce - wyjaśnia historyk, zaznaczając, że "nie dokonali jej Niemcy, ale właśnie Sowieci".

"W Gdańsku po nadejściu Armii Czerwonej zgwałcono chyba każdą kobietę"

Nowak komentuje też incydent z rzeźbą radzieckiego żołnierza gwałcącego ciężarną kobietę, którą obok pomnika czołgu T-34 przy alei Zwycięstwa, głównej ulicy przelotowej Gdańska, bez stosownych pozwoleń postawił student ASP Jerzy Bohdan Szumczyk. Pomnik po kilkunastu godzinach został usunięty przez policję. Ambasador Rosji w Polsce wyraził natomiast oburzenie, wskazując, że rzeźba ma charakter bluźnierczy i obraża uczucia Rosjan. Sprawę badała gdańska prokuratura, lecz ostatecznie nie wszczęła śledztwa.

- Polskie władze zachowują się tak, jak gdyby nie było problemu, jak gdyby sowieccy żołnierze nie zgwałcili kilku milionów Niemek i kilkuset tysięcy Polek w setkach wsi i miast nie tylko na Pomorzu i Śląsku, które Armia Czerwona traktowała jak ziemie zdobyczne, ale również na Rzeszowczyźnie czy na Mazowszu. Ta sprawa nigdy nie zaistniała w świadomości Polaków - komentuje w rozmowie z "Rzeczpospolitą" prof. Nowak.

Pytany, czy Gdańsk był dobrym miejscem, aby postawić taki pomnik, odpowiada: "Tak. W Gdańsku po nadejściu Armii Czerwonej zgwałcono chyba każdą kobietę".

Jednocześnie dodaje, że o bohaterstwie Armii Czerwonej nie można zapominać. Ta armia walczyła bardzo dzielnie i mówię to bez cienia ironii wyjaśnia rozmówca Adama Tycnera.

"Fakty zastępuje się popkulturową papką"

Historyk przekonuje również, że w Polsce szwankuje także edukacja historyczna poprzez film, a "w myśleniu wielu polskich historyków cały czas obecne są kolonialne ograniczenia".

- Mamy znikomą liczbę dobrych, poważnych filmów historycznych, a jednocześnie panuje u nas trend odchodzenia od faktów i zastępowania ich spreparowaną papką popkulturową, w której można pomieszać wszystko ze wszystkim - tłumaczy.

Dalej Nowak ocenia, że nawet jeśli takie wartościowe filmy powstają (podaje przykład "Czarnego czwartku" Antoniego Krauze), to media ich "prawie" nie promują, a władze wspomagają co najwyżej w minimalnym wymiarze, bo wolą wspierać inną wersję historii.

- Albo tę popkulturową, albo tę, którą nazywa się "krytyczną", a jest ona w istocie częścią przemysłu pogardy wobec polskości - ocenia. Przecież najbardziej nagłośnioną produkcją historyczną w ostatnim czasie było histerycznie zakłamane "Pokłosie" - podkreśla prof. Andrzej Nowak.

Cały wywiad w weekendowym wydaniu "Rzeczpospolitej" w dodatku "Plus Minus".

("Rzeczpospolita", TSz;PG)

zobacz wątek
11 lat temu
~obywatel

Odpowiedź

Autor

Polityka prywatności
do góry