Re: Szpital w Pucku
Znalazłam moją wypowiedź opisującą mój poród, wklejam poniżej miłego czytania: Rodziłam w marcu 2007
Jestem już po porodzie
Córeczka Kasia ma 12 dni waga 3110 i długość 53cm.Jest...
rozwiń
Znalazłam moją wypowiedź opisującą mój poród, wklejam poniżej miłego czytania: Rodziłam w marcu 2007
Jestem już po porodzie
Córeczka Kasia ma 12 dni waga 3110 i długość 53cm.Jest cudowna! Przytyła całe pół kilograma od wyjścia ze szpitala.
Postanowiłam opisać Wam mój poród, bo pewnie tak jak ja wcześniej, Wy też macie z tym dylemat. Jeśli macie jakieś pytania chętnie odpiszę!
Mój poród był wywoływany, ponieważ w ostatnim miesiącu ciąży małej spadło tętno, co lekarz wykrył podczas badania doplerem i mocno nas uczulał, żebym nie przenosiła ciązy.
Zatem 20 marca, bo taki miałam termin zgłosiliśmy się do szpitala w Pucku i tam lekarz dyżurujący (akurat był nim ordynator Przyboś-fajny gość od razu mówił na Ty-ciekawe podejście) jak usłyszał, że mieliśmy kłopot z tętnem, przeprosił nas i powiedział, że Puck niestety nie ma Doplera, ale zaraz coś wymyśli. Wyszedł z zabiegowego po chwili wrócił z kartką i kazał nam jechać do prywatnego gabinetu, gdzie jego kolega-UWAGA-za darmo zrobi Doplera i będziemy wiedzieli co robić.
Podjechaliśmy na badanie i tym razem tętno było w porządku, ale było mało wód płodowych i coś się dzieje z łożyskiem (że niby może być niewydolne jak odłożymy poród). Wróciliśmy do szpitala i dr Przyboś kazał nam wrócić na 7:30 rano on będzie miał jeszcze dyżur i będziemy wywoływać poród.
Na drugi dzień 7:30 szpital Puck, przyjęcie. po obchodzie o 10ej dostałam pierwszy zastrzyk i przed 14ą poczułam pierwsze skórcze (taki ból w dole brzucha jak przed miesiączką). Ból się nasilał w dość szybkim tempie i zaczęły się sączyć wody. Skórcze stawały się mega bolesne, położna cały czas mówiła żebym się położyła i zasnęła, ale nie było takiej opcji. Ból był na tyle silny (krzyżowy)że nie pozwalał mi na odpoczynek. Nawet nie byłam w stanie odpowiedzieć na pytanie co ile mam skórcze. Bolało mnie ciągle, tyle że zmiennie.O 22ej dostałam kolejny zastrzyk, rozwarcie na dwa palce (za mało, żeby zrobić krok na przód, czyli iść na porodówkę).
I tak od przed 14ądo 24 krążyłam po pokoju ze skórczami i za małym rozwarciem, znosząc ból i popłakując. Pamiętajcie dziewczyny w Pucku nie podają nic przeciwbólowego, wszystko całkowicie w zgodzie z naturą. W końcu JEST!!! zbadano mnie - rozwarcie ponad trzy palce. Usłyszałam zadzwoń do męża idziesz na porodówkę. Razem z mężem przyjechała moja mama i o dziwo mieliśmy poród trzy osobowy ja, mąż i moja mama. Nikt jej nie wyprosił, nie krzyczał, była to była, chociaż na początku położna powiedziała, żeby mama poszła do pokoju odwiedzin i tam poczekała. Ale jak to mama nie wytrzymała i weszła na salę porodową, a jak już weszła to nikt jej nie wygonił. Zresztą kto miał to zrobić- cały czas była ze mną jedna położna, która też wychodziła na parę chwil i nikt więcej z personelu. Czasem inne zaglądały z ciekawości na jakim jesteśmy etapie.
Ból narastał, mega powoli postępowało rozwarcie. Pani położna Walczak (ogromne podziękowania za pomoc i opiekę przy porodzie, za cierpliwość i oddanie)masowała szyjkę żeby pomóc. Potem przez dłuższy czas słyszałam, że główka się ustawia (dla mnie trwało to wieczność), byłam wyczerpana, bałam się, że nie starczy mi sił, w bólu i chyba niskiej świadomości prosiłam położną żeby mi pomogła bo nie mam siły. Kolejny masaż szyjki, ciągłe zmiany pozycji (worek sako, krzesło, łóżko, drabinka i tak wkoło).Padałam z sił, pewnie dlatego, że trzy tygodnie przed porodem nie mogłam już spać po nocach, cały czas obserwowałam ruchy małej (no bo słabe tętno), było mi wciąż gorąco, niewygodnie i zwyczajnie nie mogłam spać. W dniu przyjęcia do szpitala wstałam o 6 rano, no to skąd miałam brać siły.
A główka nadal się ustawiała w końcu nadeszły tak gdzieś o 3:30 bóle parte (te naprawdę już tak nie bolą, a nawet dają światełko, że zaraz koniec). Jednak żeby nie było mi zbyt łatwo, te bóle znikały na dłuższe chwile, więc położna kombinowała w jakiej pozycji mam urodzić- worek sako hmm brak skórczy i zasypiam, krzesełko, brak skórczy ja zasypiam, łóżko tradycyjnie, odpada bóle krzyżowe, pękał mi kręgosłup i tu życie ratował mi mój dzielny mąż, który cały czas masował mi plecy. Kiedy mama chciała go wyręczyć, bo jemu męczyły się ręce, to już nie było to samo. Mama robiła to zbyt delikatnie. Bóle krzyżowe trzeba mocno rozcierać a nie głaskać. Moja dobra rada, jeśli podczas miesiączki odczuwacie bóle krzyżowe istnieje duża szansa, że przy porodzie też będziecie miały takie bóle i dlatego warto rodzić z kimś bliskim.
Czas się dłużył, skórcze przychodziły i odchodziły, ja w każdym momencie bez skórczu zasypiałam, w końcu położna poszła zapytać lekarza czy może podać mi oksytocynę bo inaczej nie urodzę gdyż skórcze odchodzą na coraz dłużej. Lekarz się zgodził. Oksytocyna w żyłę, skórcze powracają ale jeszcze są małe. Traciłam siły i cierpliwość. Przy każdym kolejnym skórczu wzmagała się we mnie chęć zakończenia porodu. Postanowiłam przeć nawet wtedy kiedy nie mam skórczu, tak się zawzięłam, żew końcu o 5:30 urodziłam w tzw. czepku malutką różową istotkę zalaną brzydkimi wodami(miały taki brunatny kolor). Ból odszedł jak ją tylko zobaczyłam, polały się łzy szczęścia.Ja płakałam jak bóbr, moja mama też a tata dumny latał od małej do mnie i zdawał mi relację co się dzieje. Ile waży mierzy i jaka do niego podobna(to fakt czyste ksero tatusia)itp.
Potem urodzenie łożyska (badanie Doplera było trafne, bo łożysko było częściowo zwapnione, co w przypadku póżniejszego porodu mogło zaszkodzić malutkiej). Położono mi córcię na brzuchu my cieszyłyśmy się sobą po bokach miałam męża z prawej mamę z lewej a niżej sztab położnych jedna mnie szyła druga myła,trzecia sprzątała, kolejna pocieszała i opowiadała mi o córeczce.
Nigdy nie spotkałam tylu życzliwych osób jednego dnia, ba w ciągu miesiąca nie widziałam tylu życzliwych osób co w szpitalu w Pucku.Widać że personel tego szpitala pracuje z powołania a nie za kasę. Pojechałam tam rodzić bo mają dobrą opinię i nie żałuję.Ważne dla Was- jeżeli chcecie dostać jakiekolwiek znieczulenie czy coś przeciwbólowego w trakcie porodu to Puck Wam tego nie da.Tam rodzi się całkowicie z zgodzie z naturą i powiem szczerze da się to wytrzymać, chociaż w trakcie ma się inne wrażenie. Ja z bólu krzyknęłam tylko trzy razy.
Przy okazji wielkie dzięki dla zespołu medycznego szpitala w Pucku, który miał dyżur w nocy z 21 na 22 marca. Jesteście wielcy i oddani swojej pracy.
Tak naprawdę ile rodzących tyle opinii. Opisałam Wam mój poród bo wiem jak mnie to ciekawiło.
Ja Puck będę chwaliła, co prawda rodzisz całkowicie naturalnie, ale jeszcze nigdy nie spotkałam tylu przyjaznych wobec obcej osoby (mam na myśli siebie) ludzi. Każdy był oddany i chciał pomóc, a widziałam ich pierwszy raz w życiu. Położne i pielęgniarki od noworodków są na każde skinienie, do maluchów mówią jakby były prawdziwymi ciociami.
Ja nie wydałabym tyle kasy za jak to nazywają niektóre z Was komfort psychiczny ( czyli poród płatny).
Jaki można mieć komfort podczas porodu, jak co chwilę ktoś bada, sprawdza, boli i masz stracha czy dzidziuś zdrowy? A pamiętajcie, że nawet swiss jak z maluchem coś jest nie tak wywozi brzdąca na Zaspę- niezły komfort za 4 koła... . No ale decyzja gdzie rodzić należy do Was, ważne by wszystko było szczęśliwie!
zobacz wątek