Re: Szpital w Pucku
Ja tak jak Renni rodziłam w Pucku, tylko że dokładnie 3 tygodnie po niej. Żeby było śmieszniej rodziłyśmy w tej samej sali i po wszystkim leżałyśmy dokładnie na tym samym łóżku. Z tą różnicą, że...
rozwiń
Ja tak jak Renni rodziłam w Pucku, tylko że dokładnie 3 tygodnie po niej. Żeby było śmieszniej rodziłyśmy w tej samej sali i po wszystkim leżałyśmy dokładnie na tym samym łóżku. Z tą różnicą, że Renni na krzesełku, a u mnie nie było czasu i na łóżku, bo od wejścia w drzwi oddziału do przyjścia na świat mojego maleństwa minęło zaledwie niecała godzina.
Polecam Puck głównie ze względu na personel. Różne rzeczy słyszałam na ten temat od różnych ludzi, ale prawda jest taka, że to wszystko jest kwestia nastawienia. Ja starałam się być miła dla wszystkich i pewnie to mi się przydało. Położna, która przyjmowała mój poród była bezpośrednia (cytuję: "jeszcze trochę Kaśka, no jeszcze raz" itp.), co ułatwiło mi "zadanie" i w pewien sposób spowodowało uczucie rodzinnej atmosfery i wzajemnego zaufania.
Sam poród wspominam bardzo dobrze. Może dlatego, że wbrew wszystkiemu był to łatwy poród? Źle wspominam tydzień po. Zostałam nacięta, tak jak większość rodzących, chociaż była to ostatnia rzecz jakiej chciałam, ale nie było wyjścia i musieli mnie naciąć. W sumie nie czułam nic, dopóki nie nastał poranek. Nie mogłam siedzieć, chociaż próbowałam się zmusić, patrząc na koleżanki z pokoju (było nas 3). Nie dało rady. Nawet po powrocie do domu był problem. Pożyczyłam kółko poporodowe, ale i tak miałam problemy, żeby na nim siadać. Czekałam na zdjęcie szwów jak na zbawienie. Niestety nie było to takie hop siup. Po tygodniu od porodu okazało się, że szwy mi puściły. Położna, która miała mi szwy pościągać, powiedziała, że to prawdopodobnie przez mój organizm, ale jak było na prawdę to nie wiem. W każdym razie telefonicznie umówiłam się z położnymi w Szpitalu w Pucku, że przyjadę na określoną godzinę dwa dni później i obejrzy mnie lekarz ginekolog. Tak się stało. Pojechałam tam i na oddziale w gabinecie zabiegowym obejrzał mnie lekarz i stwierdził, że będzie dobrze.
Ależ się rozpisałam, a nie o tym chciałam pisać. Nie będę już kasować. Sorki dziewczyny.
Wracając do tematu:
Po powrocie do domu, jak każda młoda matka, znalazło się kilka wątpliwości odnośnie noworodka. Nie wiedziałam, gdzie się zwrócić, a nie chciałam dzwonić do obcych ludzi, którzy nawet maleństwa nie widzieli. Zadzwoniłam więc do pokoju pielęgniarek noworodkowych w Szpitalu w Pucku. Panie, jak się okazało, kojarzyły mnie i moje dziecko. Doradziły i poleciły się na przyszłość, gdybym miała jeszcze jakieś wątpliwości. Skorzystałam z tej propozycji jeszcze 2 razy :-)
Tak samo było w przypadku tych fatalnych szwów. Zadzwoniłam zestresowana do pokoju położnych i tam też sympatyczna kobieta doradziła mi co mam zrobić i że w razie wątpliwości też mogę dzwonić. Skorzystałam potem jeszcze raz. :-)
Także bardzo polecam ten szpital ze względu na personel, łącznie z panią salową (która doradziła mi jak przytrzymać maleństwo). Gorzej z jedzeniem, bo było raczej jałowe i średnio podane, ale jak ktoś jest głodny to i takie zje. A ja po porodzie to bym konia z kopytami wciągnęła, chociaż jak się szybko okazało - wielki apetyt, a małe możliwości :-)
Pozdrawiam
PS. Grubo zastanowiłabym się nad tym czy wydawać tysiące złotych na prywatne kliniki, skoro w państwowych nie jest wcale źle. Źle piszą o nich przeważnie osoby, które spodziewają się że cały personel będzie skakał tylko nad nimi, jakby stanowiły pępek świata. Bądźmy realistami!
zobacz wątek