>Sprzątanie po sobie uznajesz za oznakę bycia Pantoflarzem?
Tu nie chodzi o sprzątanie po sobie, bo ta bielizna zostanie uprzątnięta, a czasem. Tu chodzi o bardziej subtelne informacje...
rozwiń
>Sprzątanie po sobie uznajesz za oznakę bycia Pantoflarzem?
Tu nie chodzi o sprzątanie po sobie, bo ta bielizna zostanie uprzątnięta, a czasem. Tu chodzi o bardziej subtelne informacje przesyłane do otoczenia, coś jak zaznaczanie swojego terenu:)
Opuszczanie deski to już skrajny przejaw uległości u mężczyzny, uznanie, że to ona rządzi w tym domu. Kobiety zaś zaliczają się do tych, które z wyrzutem, ale też pewną dumą skarżą się koleżankom, że ich facet to niereformowalny neandertalczyk (brudas, bałaganiarz, egoista - jakkolwiek to zwał) i kochają go za wszystko inne, nie mając świadomości, że kochają go właśnie za to, bo identyfikują te cechy z męskością. Oraz te, które chwalą się, że "nauczyły" swojego faceta bycia "partnerem", tyle, że z czasem po prostu widzą w nim takiego słodziaka i psiapsiułkę, a potem wchodzą do łóżka każdemu, który trochę śmierdzi potem, nie jest zainteresowany, co mają do powiedzenia, sponiewiera je w łóżku, a po wszystkim wytrze ptaka w firanki mamusi:)
>Szukasz zaczepki czy nasza cywilizacja zmierza ku upadkowi?
Owszem, chyli się ku upadkowi, bo coraz mniej facetów, coraz więcej pantoflarzy
zobacz wątek