Odpowiadasz na:

...

Po nocy dzień, a po dniu nie jedna noc jeszcze
Nim spłyną po nas zarzewia pokory
Nim gniewny starzec odrzuci za siebie
Drewnianą gorycz haniebnej zawiści
Po kropli deszczu ku Twemu... rozwiń

Po nocy dzień, a po dniu nie jedna noc jeszcze
Nim spłyną po nas zarzewia pokory
Nim gniewny starzec odrzuci za siebie
Drewnianą gorycz haniebnej zawiści
Po kropli deszczu ku Twemu obliczu
Odbędę podróż - wyruszę dziś jeszcze
Bo wśród meandrów, wśród aksamitu
Wiary, jawisz mi się jako akuratne czary
Nim deszczu struga co gniewne uderza pokłony
Z rozgrzanej tafli martwego asfaltu
Wyparować zdoła - za Twymi plecami
Zaczaję się ze sztyletem, ostrym jak pożądanie
Lśniącym jak jedwab ud, jak dostrzegalny ledwo
Błysk materii wcierającej się w Twe ciało
Ja - syn pierestrojki, stworzony przez system
Uciekam przeto, przed ojcem i matką
Nim minie dekada dopędzą mnie wściekle
Ma dusza już jednak będzie odkupiona
Poszukam gwiazdy, a za nią ku Tobie
Popłynę falą niezmierzonej trwogi
Nim matka krzyknie, nim zaklnie ojciec
Zdobędę piekieł nieosiągalne progi
Zaprawdę wejdę do ciemnej komnaty
Gdzie grzech jedynie snuje się wśród belek sufitu
Zawezmę całun okrywający Twe ciało
A wśród jego przezroczy zapanuje era pożądania
Nim dobry Bóg otworzy zaspane oczy
Napsuję świat tak, aby go przez tysiąclecia
Naprawiać musiał rękoma własnymi
Styranymi znojem ciężkiej pracy fizycznej
I będzie nowy Adam, będzie nowa Ewa
Za rękę związani balansować będziemy
Po targanej wiatrem dzwonnicy
Której strop i wręgi drewniane
Lizane wściekłymi płomieniami
Jak herbatniki kruszyć się będą
I zechcą zapewne ku ziemi nas strącić
A nawet głębiej
Bóg jedyny również musi walczyć
By nadal pozostać jedynym
I nam tylko ujrzeć dane będzie
Turkusowe fale mknące przez oceany zawiści
Gdy winę naszą skruszony świat obaczy
Nie stanie pomnik ni kamienna tablica
Niosąca na sobie jarzmo Twego piękna
A łzy nie będą już płynąć po niezmierzonej
Polanie policzków, bo wyklętych dzieci
Nikt żałować nie będzie, nie będzie czekać nikt
Ich zmartwychwstania, kamieniami mogiły obrzucą
Bo Ty, jedyna kieszeń mej głębi
Przez nich znienawidzona, przeze mnie ukochana
Na zawsze wśród niebiańskich aniołów
I wszelakich piekieł demonów
Jeden wspólny po wsze czasy obejmiesz tron
Za halabardą ukryty zawezmę zamiary
Dożywotniego u stóp Twych pełnienia służby
By nocą wśród kolumn królewskiej sali
Być skrytym gościem wśród Twojej pościeli
By wciąż na nowo karać zapomnianych
Przez ludzkie żądze poborców cnoty
I zdechłe szczury im w każdym posiłku
Namiętnie chować co by gniew natury
Ułagodzić cichym pomrukiem rozkoszy
Łagodną nutą delikatnej poezji
Przebijającej twe ciało ku losu kolejom
Które wciąż, jak wąż co swój ogon pożera
Nie mogą się wyrwać z nieskończonej matni
Doprawdy w gwiazdach mędrcy pisali
Ostatnie strofy wielkiego dzieła dezaktywacji
Ostatecznego katharsis płynącego przez nieboskłony
Przez boskie busole wytyczonym kursem
Nim szczur ostatni z pokładu ucieknie
Wypijmy z bosmanem ostatnią
Szklaneczkę rumu, by godnie
Otrzeć się o ostateczne zwątpienie
Jakże długo jeszcze trwać będzie nasza podróż?
Oh Ulissesie teraz jedynie mogę zrozumieć
Głębokie cienie twej wiecznej męki
Na lewo za najbliższą gwiazdą a potem prosto
Ku przeznaczeniu bo tak już musi być
Nie ma zbrodni bez kary nie ma mnie bez
Ciebie
Ty jesteś mą zbrodnią a ja Twoją karą
Nim świtania zwiastun
Spod baldachimów nas zerwie na nogi
Nim straże co im się krew w żyłach gotuje
Przekroczą próg komnaty rozpusty
I nim w środku zimy
Na pożarcie głodnym wilkom północy
Mnie rzucą ku wiecznej przestrodze
Oddaj mi raz jeszcze swe ciało
Chcę wciąż pamiętać
Że warto uciekać z nieba
By dotknąć anioła bez skrzydeł
Popłyńmy razem przez zielone fale Bałtyku
Przez pokoje sypialne galaktyk
A wokół nas kwitną rododendrony
Okala nas bluszcz trujący jak brudna rzeka
Nie ku zgubie stworzony
Lecz ku uciesze dla jak postronki napiętych nerwów
Na których zawieszamy swe ciała
Jak na kołkach wszechświata
A ileż jeszcze nam minut zostało
Nim sfora czarnych zastępów
Dzierżących nieprzyjazne chorągwie nienawiści
Przybije do pala pokorną asertywność
Nim dwie srebrne strzały znów nas rozdzielą
Ile?
Trochę jeszcze...
Gdzieżby jakaś świętość zatrzymać mnie mogła
Skryję się pod sutanną, habitem, pod krynoliną nawet
Moja Kirke, moja Femme Fatale
Wrócę po tysiąckroć silniejszy
Po raz wtóry wskrzeszony
By znowu się wedrzeć między Twoje zasłony
A teraz, choć deszcz Twą suknię w ciało przemienia
Choć dzwony raz po raz na trwogę biją
Widzę w Twych oczach szybę bezkresną
Jak tafla lodu mokrą
I widzę jak w myślach karmisz gołębie
Jak klezmer patrzy spode łba w Twe nuty
Tak widać już być musi
Że dolomity wiary pod obcą ręką się łamią
Przesypują się klepsydry rozkoszy
I nim ostatnie ziarnko upadnie na stos pokuty
Odwrócę...
Mój postillion d'amour nie jednego konia
Podkuwać będzie, w niejednej karczmie
Pościeli zazna, lecz dotrze
Nim wiatr zadmie w drugą stroną
Nim Cyryl - szarlatan najpierwszą
Zniszczy swą dumą głagolicę
Doczekasz się tedy Godota
I ruszę z mymi kalibany na podbój świata
A oni, ci którzy w nas nigdy nie wierzyli
O własne rodziny drżeć teraz będą
Kłamcy bez sumienia
Lecz wariografy wiary
Kłuć ich będą igłami sumienia
A nasz tryumf widoczny będzie
Jak góra Synaj!
I u kresu życia odwiedzę mą Mekkę
I otrę się o prześwięty al-hadżar al aswad
By już na zawsze zbawionym się poczuć
Gorący alembik wychylę
Na Twym ciele inkluzji dokonam
A Ty tak piękna
Tak wciąż śmiercionośna
Jak skąpana w lodowatym słońcu Czogori
Uśmiechniesz się ku memu zdrowiu
A już jutro
Znów odwiedzę Twą duszę...

zobacz wątek
21 lat temu
~Seth

Odpowiedź

Autor

Polityka prywatności
do góry