Widok
Żaden problem.Kiedyś przejechałem w jeden dzień z Tauragie/Litwa/ do Elbląga,przez Obwód Kaliningradzki,z sakwami/namiot 3-osobowy,etc/ zwiedzając po drodze spalone kościoły i takie różne.Za pokarm miałem parę kanapek i 2-litrową colę.Jechałem cały dzień,od ósmej rano do nocy.Bardzo mi się wówczas przydały okulary ochronne/owady/.W Polsce chciałem wsiąść w pociąg,ale okazało się ,że w Górowie Iławeckim nie ma dogodnego połączenia,więc dopiero w Elblągu wsiadłem w pociąg do Gdańska.Wcale nie miałem planu,żeby przejechać 300 km,po prostu tak wyszło.Planując taką trasę trzeba wziąć pod uwage dwie ważne rzeczy:możliwość wysiedzenia na siodełku/Pampers!/ i długość dnia/po ciemku jest niebezpiecznie/.Zyczę powodzenia.TAM GDZIE JEST CHĘĆ,ZNAJDZIE SIĘ I SPOSÓB.Aha,jeszcze mi się przypomniało jak stałem w kolejce na granicy na rzece Niemen.Ruscy nie chcieli mnie wpuścić/nada żdać/,ale jak im powiedziałem,że mam jeszcze 200 km do przejechania,to wybałuszyli oczy,przybili stempel i puśili.Życzę powodzenia!
Zadając takie pytanie, domyślam się że jesteś młodą osobą i nie znasz jeszcze możliwości własnego organizmu, w dodatku jesteś kobietą, tzn. wiadomo, iż:
- kobiety mają niższą wydolność (VO2max=38ml/kg) niż mężczyźni (VO2max=45ml/kg) są to wartości średnie,
- kobiety mają mniejszą masę mięśniową,
- kobiety mają niższy wskaźnik hematokrytu krwi (36-45%), a mężsczyźni 42-50%
- inne odrębności organizmu kobiet w stos. do mężczyzn, np. w czasie menstruacji maleją możliwości wysiłkowe,
- kobiety tolerują niższą intensywność pracy niż mężczyźni, natomiast zakres pracy może być na jednakowym poziomie, czyli masz szansę jako kobieta pokonać dystans 300km, ale w niższej intensywności czyli w dłuższym czasie niż panowie.
Tutaj nie znajdziesz właściwej odpowiedzi na to trudne pytanie moja droga, ponieważ nikt z forumowiczów i chyba Ty też - nie znasz możliwości wysiłkowych twojego organizmu.
Jeśli masz już za sobą dystans 150 km, to przejedź teraz 200km, później 250, następnie 300km, a nie od razu ze 150 na 300. Być może nie jesteś jeszcze odpowiednio przygotowana, dlatego uważaj i nie przeceniaj się za wcześnie, bo może skończyć się porażką.
pozdrawiam
- kobiety mają niższą wydolność (VO2max=38ml/kg) niż mężczyźni (VO2max=45ml/kg) są to wartości średnie,
- kobiety mają mniejszą masę mięśniową,
- kobiety mają niższy wskaźnik hematokrytu krwi (36-45%), a mężsczyźni 42-50%
- inne odrębności organizmu kobiet w stos. do mężczyzn, np. w czasie menstruacji maleją możliwości wysiłkowe,
- kobiety tolerują niższą intensywność pracy niż mężczyźni, natomiast zakres pracy może być na jednakowym poziomie, czyli masz szansę jako kobieta pokonać dystans 300km, ale w niższej intensywności czyli w dłuższym czasie niż panowie.
Tutaj nie znajdziesz właściwej odpowiedzi na to trudne pytanie moja droga, ponieważ nikt z forumowiczów i chyba Ty też - nie znasz możliwości wysiłkowych twojego organizmu.
Jeśli masz już za sobą dystans 150 km, to przejedź teraz 200km, później 250, następnie 300km, a nie od razu ze 150 na 300. Być może nie jesteś jeszcze odpowiednio przygotowana, dlatego uważaj i nie przeceniaj się za wcześnie, bo może skończyć się porażką.
pozdrawiam
Jeśli trasa nie ma konkretnego celu to rób to np na 25km rundach jak już zaniemożesz to raczej do domu zawsze wrócisz albo bez problemu ktoś Cie zabierze, albo jak wiesz ze zrobisz 150km, to pojedz taka trasę, np gdynia hel gdynia, i pozniej dokładaj jadąc w jakieś bliższe msc. Ja np pojechałem sobie do rodziny 240km, wyruszając o 5 rano z sopotu i celem było wyjechać za autostradę, i tam miałem się spotkać z tatą w razie co który wyjeżdżał później, ale siły dobrze rozłożone starczają na naprawdę długo i dotarłem, fajna przygoda, ale jeśli chodzi o formę to raczej ja niszczy niż buduje .
jak bylo do zrobienia 150km, da rade i 300km..bez przesady, to zadna filozofia-nie mowimy tutaj o mitycznych granicach mozliwosci ludzkiego ciala, wejscia na K2, czy innych pierdolach, to tylko 300km na rowerze, szczegolnie, ze zostalo juz zrobiona polowa.
a te wszystkie piardy o wydolnosci organizmu, masie miesniowej i menstruacji i nic nie sa w tym wypadku warte..
moja recepta: podczas eskapady starac sie trzymac rowne tempo, nie przekraczac progu tlenowego i regularnie uzupelniac energie i wode w ogranizmie...tyle.
a tak nawiasem mowiac Kobitki niewiele ustepuja facetom - wystarczy zobaczyc wyniki OPEN roznych imprez wytrzymalosciowych, gdzie laski czesto zalapuja sie juz do pierwszej 10, a startuje ponad 300 osob..
a te wszystkie piardy o wydolnosci organizmu, masie miesniowej i menstruacji i nic nie sa w tym wypadku warte..
moja recepta: podczas eskapady starac sie trzymac rowne tempo, nie przekraczac progu tlenowego i regularnie uzupelniac energie i wode w ogranizmie...tyle.
a tak nawiasem mowiac Kobitki niewiele ustepuja facetom - wystarczy zobaczyc wyniki OPEN roznych imprez wytrzymalosciowych, gdzie laski czesto zalapuja sie juz do pierwszej 10, a startuje ponad 300 osob..
- kierowca bombowca: zadałam pytanie pytając o doświadczenia innych rowerzystów i jak z ich punktu widzenia to wygląda, czytając wasze wypowiedzi, dowiaduję się o wiele więcej niż bym sama szukała czegoś w necie (pewnie coś bym znalazła). p.s. dzięki za odp. :)
- nie jest to bezcelowa jazda - mam zamiar dojechać do znajomych na mazurach w jeden dzień. jak nie dam rady to oczywiście, zostanę gdzieś po drodze.
poza tym muszę też jakoś stamtąd wrócić.. też rowerem. a urlopu mam tylko dwa dni.
- ktoś tu wspomniał, że taki rajd nie buduje formy, a wręcz odwrotnie - możliwe, ale chyba mi to nie zaszkodzi co ? :))
pozdr.
- nie jest to bezcelowa jazda - mam zamiar dojechać do znajomych na mazurach w jeden dzień. jak nie dam rady to oczywiście, zostanę gdzieś po drodze.
poza tym muszę też jakoś stamtąd wrócić.. też rowerem. a urlopu mam tylko dwa dni.
- ktoś tu wspomniał, że taki rajd nie buduje formy, a wręcz odwrotnie - możliwe, ale chyba mi to nie zaszkodzi co ? :))
pozdr.
Zgodzę się z Tobą, co do wysiłku na granicy progu AT oraz do utrzymywania równego tempa. Ma to kluczowe znaczenie w dyscyplinach sportu o charakterze ruchu cyklicznie powtarzanym tzn. (kolarstwo, wioślarstwo, biegi długie, pływanie, łyżwiarstwo torowe), ale jeśli sądzisz że VO2max, skład krwi, różnice organizmu kobiet i mężczyzn to "piardy" - to życzę powodzenia. Każda konkurencja sportowa to fizjologia. Bez fizjologii nie ma sportu. Oczywiście można iść sobie po prostu pobiegać czy pojeździć na row., ale co z tego jak nic nie wiesz co dzieje sie z twoim organizmem, jakie zachodzą zamiany, co oznaczają sygnały typu: przyspieszony oddech, wzrost tętna, pot, ból mięśni, itd.
Powtórzę jeszcze raz: bez fizjologii nie ma sportu. np. taki maraton biegowy - to czysta matematyka. No ale to dla bardziej zaawansowanych. pozdrawiam i polecam trochę się zainteresować dziedziną.
Powtórzę jeszcze raz: bez fizjologii nie ma sportu. np. taki maraton biegowy - to czysta matematyka. No ale to dla bardziej zaawansowanych. pozdrawiam i polecam trochę się zainteresować dziedziną.
Do Aki ov True
Po pierwsze nie "progu tlenowego" tylko progu przemian beztlenowych (PPA) lub też w j.ang. Anaerobic Treshold (AT). Czy na pewno wiesz o czym piszesz?
Tak to prawda, kobiety też potrafią wykazać się dużą wydolnością, ale Ty piszesz o czołówce - czyli zawodowcach!!! a ja pisałem o amatorach, o ludziach przeciętnych aczkolwiek trenujących.
Zapomniałeś też o technice, w tym przypadku jazdy na rowerze - która również odgrywa kluczową rolę w ekonomice wysiłku.
pozdr
Tak to prawda, kobiety też potrafią wykazać się dużą wydolnością, ale Ty piszesz o czołówce - czyli zawodowcach!!! a ja pisałem o amatorach, o ludziach przeciętnych aczkolwiek trenujących.
Zapomniałeś też o technice, w tym przypadku jazdy na rowerze - która również odgrywa kluczową rolę w ekonomice wysiłku.
pozdr
OK. Moje pytanie wywołało, chwilami nieco burzliwą, dyskusję między użytkownikami forum.
300 km w jeden dzień - dla mnie jes naprawdę sporym wyzwaniem. Może dla nie których z Was to "bułka z masłem", a może tylko tak piszecie.
Wiem, że są tu osoby, które przejechały dwa razy więcej w dobę - ale ja oczywiście nie podejmę się takiego wyzwania.
Czy pojadę w tę moją podróż ? Decyzja jeszcze nie zapadła na 100 %
Pozdrawiam i dzięki za odpowiedzi.
Jeśli ktoś chce coś jeszcze dodać - bardzo proszę. :)
300 km w jeden dzień - dla mnie jes naprawdę sporym wyzwaniem. Może dla nie których z Was to "bułka z masłem", a może tylko tak piszecie.
Wiem, że są tu osoby, które przejechały dwa razy więcej w dobę - ale ja oczywiście nie podejmę się takiego wyzwania.
Czy pojadę w tę moją podróż ? Decyzja jeszcze nie zapadła na 100 %
Pozdrawiam i dzięki za odpowiedzi.
Jeśli ktoś chce coś jeszcze dodać - bardzo proszę. :)
no to ja jeszcze może dodam, że jeśli to 300km ma być przejechane nie na czas, dla wyniku - to wszelkie gadania o wydolności, progach itp można sobie wsadzić w d4 -> która nomen omen może być kwestią zasadniczą w temacie 300km i więcej.
Jak na mój gust, wygodne, sprawdzone siodełko i dopasowany do dłuższej jazdy kokpit to rzecz najważniejsza - jako tako rozjeżdżony rowerzyst(k)a prędzej czy później te 300km przejedzie, to co po najwyżej kwestia czasu i regularnego jedzenia/picia, ale jeśli tyłek już po połowie dystansu odpadnie, ręce będą martwiały, a stopom dolegał "hot foot" - to pozamiatane, jazda będzie męczarnią. A warto pamiętać, że z upływem dystansu sił będzie coraz mniej i ciężko będzie mocno cisnąć w pedały - a co za tym idzie, tyłek będzie z większą siłą naciskał na siodełko.
Ja bym próbował - te 300km asfaltami to nie jest aż taki wielki wyczyn. Tylko warto przygotować się na wszelki wypadek na jazdę nocną (zwłaszcza że dzień jest już dość krótki), zatrzymać się gdzieś na dłużej dla zjedzenia czegoś normalnego i rozprostowania kości itp itd - na spokojnie ten dystans jest naprawdę do zrobienia.
pozdr
Jak na mój gust, wygodne, sprawdzone siodełko i dopasowany do dłuższej jazdy kokpit to rzecz najważniejsza - jako tako rozjeżdżony rowerzyst(k)a prędzej czy później te 300km przejedzie, to co po najwyżej kwestia czasu i regularnego jedzenia/picia, ale jeśli tyłek już po połowie dystansu odpadnie, ręce będą martwiały, a stopom dolegał "hot foot" - to pozamiatane, jazda będzie męczarnią. A warto pamiętać, że z upływem dystansu sił będzie coraz mniej i ciężko będzie mocno cisnąć w pedały - a co za tym idzie, tyłek będzie z większą siłą naciskał na siodełko.
Ja bym próbował - te 300km asfaltami to nie jest aż taki wielki wyczyn. Tylko warto przygotować się na wszelki wypadek na jazdę nocną (zwłaszcza że dzień jest już dość krótki), zatrzymać się gdzieś na dłużej dla zjedzenia czegoś normalnego i rozprostowania kości itp itd - na spokojnie ten dystans jest naprawdę do zrobienia.
pozdr
jesli jestes kobieta to nie masz prostaty, nie musisz sie wiec obawiac o nia po tak długim jej ugniataniu na siodełku, ale moze masz coś czemu tak długa jazda moze zaszkodzić :P
u mezczyzn podobno wlasnie długa jazda u osób do niej nieprzyzwyczajonch jest najvardziej groźna dla zdrowia i... sprawnosci :P
u mezczyzn podobno wlasnie długa jazda u osób do niej nieprzyzwyczajonch jest najvardziej groźna dla zdrowia i... sprawnosci :P
Na biochemi na Awfie przyszedł koleś ktory wtedy prowadził zajecia i mowi " ludzki organizm potrafi niemalze wszystko przetrwać ale wy macie umysł zbyt ograniczony teoriami" Tak naprawde przetrwać mozna głód zimno ból i niewiadomo jak dlugi wysiłek fizyczny. wystarczy chcieć. wiec sie nie zastanawiaj tylko jedź te 300km . siła tkwi w umyśle.
start pod wiatr, a dopiero zaczynam przygodę z rowerami :) no i żaden z nas nie miał miękkiego przełożenia, a Kartuską (znaczy jej przedłużeniem za miastem stale górki są) nie tak łatwo na ostrym(kumpel) :) ja mam rozwaloną przednią przerzutkę i miałem z tyłu 7-9 nr zębatek, bo inaczej łańcuch o przekładnie tarł :)
" Dam radę to zrobić ?? Czy lepiej to podzielić na dwa etapy ?
Jakie macie doświadczenia na takim dystansie ? "
Na tak postawione pytanie może być tylko jedna odpowiedź.
8 godzin snu a potem w trasę
4 godziny na odpoczynki i jedzenie
12 na jazdę że średnią prędkością 25 km/h
Rzeczywistość zweryfikuje teorię i wtedy zdecydujesz o podziale na dwa etapy więc powinnaś być przygotowana na opcję z noclegiem.
Jakie macie doświadczenia na takim dystansie ? "
Na tak postawione pytanie może być tylko jedna odpowiedź.
8 godzin snu a potem w trasę
4 godziny na odpoczynki i jedzenie
12 na jazdę że średnią prędkością 25 km/h
Rzeczywistość zweryfikuje teorię i wtedy zdecydujesz o podziale na dwa etapy więc powinnaś być przygotowana na opcję z noclegiem.
dobra fajnie...
A teraz niech ktoś powie kto jest tutaj po jakiejś poważniejszej kontuzji, urazie po jednej lub kilku artroskopiach, rekonstrukcjach więzadeł kolana?
Bo ja niedawno byłem u dr. Wiśniewskiego i powiedział że raczej powinienem nie wracać do tak intensywnego uprawiania sportu - długie dystanse rowerem jak przed wypadkiem.
Jest tu ktoś kto miał uraz kolana, operacje i wrócił do kilkugodzinnych jazd, nie mówie że od razu ale czy w ogóle ktoś ze stawami po przejściach próbuje/próbował?
Ja zrobiłem pewnego razu 100km w 4 miesiące po rekonstrukcji i jakoś specjalnie nie narzekałem na kolano.
A teraz niech ktoś powie kto jest tutaj po jakiejś poważniejszej kontuzji, urazie po jednej lub kilku artroskopiach, rekonstrukcjach więzadeł kolana?
Bo ja niedawno byłem u dr. Wiśniewskiego i powiedział że raczej powinienem nie wracać do tak intensywnego uprawiania sportu - długie dystanse rowerem jak przed wypadkiem.
Jest tu ktoś kto miał uraz kolana, operacje i wrócił do kilkugodzinnych jazd, nie mówie że od razu ale czy w ogóle ktoś ze stawami po przejściach próbuje/próbował?
Ja zrobiłem pewnego razu 100km w 4 miesiące po rekonstrukcji i jakoś specjalnie nie narzekałem na kolano.
ja miałem artroskopię
rekonstrukcje wiązadła krzyzowego i pobocznego w jednym kolanie i mam zerwane wiązadło krzyżowe w drugim (jak nie robisz hopek za wiele i innych dziwnych rzeczy to nie jest potrzebne)
śmigałem w tym roku sporo na rowerze tylko po tpk
może bez szału ale parę razy po 70km dzienniei wiele razy krótsze dystanse np 30-45 km, po pracy oczywiście
i jak jeździłem było super, ostatnio jestem zalatany i nie miałem czasu to kolano czasem pobolewa, więc musze powiedzieć, że jazda pomaga, a nie przeszkadza
oczywiście jeżdżę w spd które podobno też nie jest najlepsze dla kolan
rekonstrukcje wiązadła krzyzowego i pobocznego w jednym kolanie i mam zerwane wiązadło krzyżowe w drugim (jak nie robisz hopek za wiele i innych dziwnych rzeczy to nie jest potrzebne)
śmigałem w tym roku sporo na rowerze tylko po tpk
może bez szału ale parę razy po 70km dzienniei wiele razy krótsze dystanse np 30-45 km, po pracy oczywiście
i jak jeździłem było super, ostatnio jestem zalatany i nie miałem czasu to kolano czasem pobolewa, więc musze powiedzieć, że jazda pomaga, a nie przeszkadza
oczywiście jeżdżę w spd które podobno też nie jest najlepsze dla kolan
w spd jeszcze nie jeżdżę na razie na zwykłych 5 miesięcy po operacji to chyba za wcześnie na spd. Miałeś krzyżowe zerwane a jeszcze jakieś uszkodzenia wewnątrz stawu np. Chrząstki czy łąkotki? Ją miałem złamanie kłykacia bocznego piszczeli z uszkodzeniem chrząstki, a łąkotki wiadomo każdy kto miał zerwane krzyżowe miał uszkodzone
no tak jak mówisz miałem uszkodzoną łąkotke ale niznacznie
ale łącznie na prawe kolano 3 zabiegi, jedna artroskopia i dwie rekonstrukcji najpierw bocznego później krzyzowego.
Po krzyżowym na rowerku stacjonarnym "jeździłem" a własciwie prubowałem kręcić już po 2tyg (może nawet nie nie pamiętam dokładnie) na rehabilitacji oczywiście na stacjonarnym
na zwykły wsiadłem po 6 mc bo lekarz odradzał ze względu na niestabilnośc i nie wygojenie do końca wewnątrz
ale później zachęcał i mówił, żeby jeździć jak najwięcej przy czym przy zachowaniu zdroweego rozsądku
w drugim kolanie mam zerwane od roku, i o paranojo zerwałem grając w kosza jakiś rok po operacji i jak widzisz naprawione się trzymało i się trzyma a drugie naturalne mi poszło
ale łącznie na prawe kolano 3 zabiegi, jedna artroskopia i dwie rekonstrukcji najpierw bocznego później krzyzowego.
Po krzyżowym na rowerku stacjonarnym "jeździłem" a własciwie prubowałem kręcić już po 2tyg (może nawet nie nie pamiętam dokładnie) na rehabilitacji oczywiście na stacjonarnym
na zwykły wsiadłem po 6 mc bo lekarz odradzał ze względu na niestabilnośc i nie wygojenie do końca wewnątrz
ale później zachęcał i mówił, żeby jeździć jak najwięcej przy czym przy zachowaniu zdroweego rozsądku
w drugim kolanie mam zerwane od roku, i o paranojo zerwałem grając w kosza jakiś rok po operacji i jak widzisz naprawione się trzymało i się trzyma a drugie naturalne mi poszło