Odpowiadasz na:

Re: WRZEŚNIOWO - PAŹDZIERNIKOWE MAMUSIE 2013 (24:)

Dzień dobry!

Moi chłopcy zostali przeze mnie w miarę 'ogarnięci' - jeden na treningu, drugi ogląda 'Było sobie życie', a trzeci śpi po jedzeniu. Ufff. Jak miło mieć tę chwilę dla... rozwiń

Dzień dobry!

Moi chłopcy zostali przeze mnie w miarę 'ogarnięci' - jeden na treningu, drugi ogląda 'Było sobie życie', a trzeci śpi po jedzeniu. Ufff. Jak miło mieć tę chwilę dla siebie. :D
Tadek na razie w zasadzie tylko je i śpi na zmianę. Generalnie jest spokojny i chwilowo - bezproblemowy w obsłudze.

Alkar, trzymam kciuki, żeby Twoje problemy okazały się jednak nie tak poważne, na jakie wyglądają. Mam nadzieję, że jeszcze trochę 'przetrzymasz'. Na pewno wszystko będzie dobrze. Ściskam.

Haze, wstyd się przyznać, ale nie wiem czym szczepili Tadka w szpitalu, ale jak tylko mąż wróci z jego książeczką to napiszę.

Katka, Młody miał jechać, ale plan się zmienił przez wzgląd na Tadka - nie wyobrażam sobie przywieźć do domu jednego, a oddać drugiego. Mam schizę na punkcie 'poczucia odrzucenia'. Chciałabym pobyć z nimi dwoma jak najdłużej, więc wakacje nadrobimy za jakiś czas. :)

Co do pobytu w szpitalu - nie starczyłoby mi słów, żeby opisać fantastycznych ludzi, którzy się mną zajmowali. A już zmiana, na którą trafiłam na samej porodówce - 'miód malina'. Czułam się zaopiekowana lepiej niż w domu. Tym bardziej, że mąż wpadł w zasadzie już na same parte, więc większość czasu spędziłam tam w otoczeniu obcych ludzi, którym udało się stworzyć atmosferę spokoju i relaksu (o ile można pisać o relaksie w czasie porodu ;)).
W piątek w południe dostałam ostatnią dawkę leków, około 22:00 zaczęły mnie męczyć coraz mocniejsze skurcze, ale jeszcze do wytrzymania, a o 23:40 wylądowałam na porodówce z rozwarciem na 4 palce. Zdążyłam jeszcze zadzwonić do męża, który na cito załatwiał opiekę do Młodego i jechał do mnie na złamanie karku.
Na porodówce ordynator zarządził, że "przebijamy pęcherz i rodzimy", ale wybłagałam u nich jeszcze 20 minut na przyjazd męża, więc podali mi leki na przyhamowanie akcji. Gdyby nie to, to pewnie urodziłabym jeszcze przed północą. Dostałam antybiotyk na paciorkowca, ale niestety poród w takim tempie nie dał nam szans i Tadek załapał 'co nieco' - na szczęście u Niego obyło się już bez leków.
Kiedy na salę wpadł mąż (w gustownym niebieskim ubranku ;)) przyszedł pierwszy party, po którym nie byłam już w stanie sama wstać z krzesełka. Na łóżko porodowe zaniósł mnie mąż, potem jeszcze dwa parcia i Tadzio wylądował z drugiej strony mojego brzucha. Obyło się nawet bez nacinania, za to potrzebne było drobne łyżeczkowanie. Potem ważenie, mierzenie, wycieranie i wspólny pobyt w sali poporodowej. Pierwsza próba przystawiania do piersi i pierwszy posiłek 'po wszystkim' - najlepszy chleb z masłem, jaki jadłam w życiu. ;)
Niestety Tadkowi za szybko spadał poziom cukru, więc zabrali mi go na prawie dwie doby, a mnie położyli na patologii, bo na położnictwie nie było już miejsc. Zaczęła się walka o ustabilizowanie cukru u Tadzia, którego w tym czasie karmiono MM i moja walka o rozbudzenie laktacji. Dwie najcięższe doby, w czasie których ćwiczyłam piersi laktatorem. Niestety bezskutecznie. Na szczęście w niedzielę pozwolono mi przystawić Tadzia i pokarm pojawił się w ciągu kilku godzin. A teraz mam nawał. :P

To tak w sumie pokrótce - mam w sobie tyle emocji i w głowie - tyle myśli, że nie byłoby chyba szans ani sensu opisywać wszystkiego bardziej szczegółowo.

Na koniec moich porodowych wypocin podzielę się z Wami moim przełomowym odkryciem ;) - drugi poród boli BARDZIEJ. Dużo bardziej. Dobrze chociaż, że też duuużo krócej.

:)

zobacz wątek
11 lat temu
mamtu

Odpowiedź

Autor

Ogłoszenie
Polityka prywatności
do góry