Po zamówieniu złożonym online dzwoni telefon: "przepraszamy, ale czas oczekiwania wyniesie jednak 2,5 h". Ok, zdarza się w takie dni jak Nowy Rok, przynajmniej restauracja mówi to uczciwie. 2,5 godziny to miał być jednak maksymalny czas oczekiwania, "postaramy się dostarczyć szybciej", itp. Tymczasem jedzenie dotarło po 3,5 godzinach. Czy o dodatkowej godzinie opóźnienia ktoś nas poinformował? Oczywiście, że nie. Przez pół godziny nie sposób było nawet skontaktować się z restauracją. Gdy w końcu się udało, pan po drugiej stronie słuchawki sprawiał wrażenie, jakby zupełnie o zamówieniu zapomniał, choć próbował udawać, że wszystko jest ok (ponownie - żadnych przeprosin czy oferty rekompensaty).

Jedzenie w końcu dotarło, ALE okazało się, że dostawca prosi o pieniążki, bo zamówienie rzekomo nie jest zapłacone (było, z góry). Kolejne kilka minut spędzone na korytarzu ze stygnącym jedzeniem, bo trzeba było "dzwonić do szefa" oraz udowadniać zapłatę.

Samo jedzenie przyzwoite (choć niewarte swojej ceny), ale co z tego, skoro nie dostaliśmy niczego w ramach rekompensaty za oczekiwanie i nikomu nie chciało się nawet opisać dań, mimo że zamówienie było naprawdę duże.

Żart z klienta.