Jak poniżej, tylko w trochę innym terminie. W Gdańsku zawitałam na koncert zespołu Rammstein. Myślałam, że koncert potrwa dłużej, więc kupiłam bilet na pociąg do Warszawy ruszający około 4:30. I to był wielki błąd.
Mimo tego, iż dojechałam wygodniej i w mniejszym ścisku, również byłam niemile zaskoczona faktem, iż o 1 w nocy tłum ludzi wyproszono z dworca. Ochroniarz zapytany o całodobową poczekalnię (coś normalnego, zwłaszcza w okresie późnojesienno-zimowym, prawda?), stwierdził, że nie ma czegoś takiego i skierował ludzi do pobliskiego "baru", który okazał się zimną, drewnianą przybudówką przy domu właścicieli. Cały tłum przemieścił się w tamtym kierunku (ponieważ McDonald's i KFC również zostały zamknięte w okolicach północy), był ścisk, było zimno, ludzie się denerwowali.
Jak to jest możliwe w cywilizowanym kraju, żeby na głównym dworcu w mieście nie było całodobowej poczekalni i żeby ludzie musieli marznąć, ponieważ dworzec jest zamykany na kilka godzin w nocy?