Re: Żony marynarzy......
Każdy związek może się rozpaść, to fakt. Jednak długotrwała rozłąka bardzo temu sprzyja. Czasami może się udać zachować więź ale jest duże ryzyko, że taka więź ulegnie osłabieniu. Każde z małżonków...
rozwiń
Każdy związek może się rozpaść, to fakt. Jednak długotrwała rozłąka bardzo temu sprzyja. Czasami może się udać zachować więź ale jest duże ryzyko, że taka więź ulegnie osłabieniu. Każde z małżonków ma inne codzienne obowiązki, problemy - z czasem drogi mogą się po prostu rozejść a ludzie od siebie odzwyczaić, zaczyna brakować wspólnych tematów do rozmowy. Wcale nie musi tu być czyjaś wina, po prostu takie życie. Są małżeństwa, które takie marynarskie życie przetrwały wiele lat. Jednak te małżeństwa były zawierane ileś lat temu, kiedy w mentalności ludzkiej nie było łatwo zdecydować o rozwodzie, kiedy ludziom chciało się walczyć o związek. Czasy się zmieniły. Teraz ludziom łatwiej podjąć decyzję o rozstaniu, jak coś się złego dzieje. Znam małżeństwa marynarskie, które przetrwały ale też znam takie, gdzie nie wyszło i to po prawie 30 latach. Okazało się, że tak naprawdę żyli obok siebie, a każde z nich miał zbudowany własny świat. Znam też taki związek, który już się rozpadał, już niektórzy postawili na nim krzyżyk. Małżonkowie postanowili, że koniec z życiem osobno i przetrwali.
To też jest kwestia charakteru małżonków. Jeden nie będzie umiał zrezygnować z luksusów a drugi nie będzie potrafił żyć w pojedynkę. Z tym nie ma co polemizować. Jednak wg mnie, jeśli są dzieci, to zawsze lepiej dla nich, jak rodzice są na miejscu. Ani ojciec, ani matka nie staną się jednocześnie jednym i drugim. Każde z rodziców ma swoje miejsce w życiu dziecka i ono obojga potrzebuje.
Ja na pewno nie zgodziłabym się na małżeństwo marynarskie. Ale jak to ktoś trafnie napisał: "widziały gały co brały". Mój mąż ma taki zawód, że mógłby wyjeżdżać. Byłyby wtedy większe pieniądze. Jeszcze przed ślubem mieliśmy te kwestie ustalone, że po to bierzemy ślub, by być razem. Nie stać nas na luksusowe wakacje w Meksyku ale w Europie już tak. I to nam wystarczy. Jednak jak trzeba dzielić trudy dnia codziennego, czasami nieprzewidywalne (a mogą być przeróżne, chore dziecko, pomoc w lekcjach, samemu można zachorować), to mam z kim. Dla mnie to też jest jakiś luksus. A dzieci mają z tatą świetny kontakt. Teraz, kiedy dzieci są już starsze, zdarza się mężowi wyjechać na dwa, trzy dni. Dzieci autentycznie tęsknią i widać, że im taty brakuje. Są sprawy, z którymi przychodzą do mnie, ale są też takie, przy których tata musi być.
zobacz wątek