Widok
ha ha dobre ;)
No cóż, liczy sie fun ;) Ostatnio nawet bohaterowie mojej epopei zaczęli się ze mną wykłócać. Jako dowód przytoczę ty kilka listów, które mi nadesłali oraz mych odpowiedzi na ich infantylne pretensje ;)
Nr 1.
List Svena Juha Nikenena do Autora niniejszego opowiadania.
Drogi autorze!
Rozumiem, że jako barwne postacie w niniejszym opowiadaniu skazani jesteśmy na ciągłe, idiotyczne wpadki, ale czy nie mógłbyś się wreszcie zlitować i załatwić nam te cholerną księgę? Ile jeszcze razy mamy wpadać, w błoto, wywracać się o leżące grabie, lub udawać że nie wiemy gdzie jest Polska? Parzcież my w Norwegii jesteśmy bardzo dobrze wyedukowani. Kochamy Polskę!..No dobra, trochę przesadziłem. Ale bardzo cenimy waszych pracowników. Ich wkład w norweski potencjał leśny jest nieoceniony!...Hmm no dobra, to zabrzmiało trochę pretensjonalnieale czy nie możesz chociaż oszczędzić nam tych wiecznych kłótni? Przecież my wcale tacy nie jesteśmy! I jak mogłeś zabrać nam motory? Poza tym, uważam za niehumanitarne z Twojej strony, ze przyprawiłeś naszego barda Jensa o wysypkę. I dlaczego on nic nie śpiewa, tylko dmie w róg jak jakaś pijana gwiazda pop?
Podsumowując: mieliśmy cichą naradę i uchwaliliśmy wniosek że nie podoba się nam, jak nas traktujesz. Jesteśmy wikingami do cholery i domagamy się łupów! Daj nam tą księgę a o wszystkim zapomnimy i nie połamiemy Ci gnatów, jak to planował Ole Gustawson Aha, Tove chce żeby było więcej kobiet.
To by było na tyle. I pamiętaj: mamy na Ciebie oko! Nie myśl sobie że wszystko Ci wolno!
Z wyrazami szacunku
Twój dobry kumpel Sven
P.S. A te kobiety mają być ładne, a nie jakieś harpie! ( To byłem ja: Tove, też Twój dobry kumpel )
Odpowiedź autora:
Drogi Svenie!
Mam na głowie w tym opowiadaniu kilkanaście postaci, które mają ochotę na tą księgę, więc nie zawracajcie mi głowy. To że przydarzyło wam się parę gaf uważam za przezabawne. Cierpcie z honorem jak na wikingów przystało! Jeśli chodzi o śpiew waszego barda Jensa obiecuje że zaśpiewa. Z wysypką pomyśle. A nóż będę miał dobry humor i okaże się wspaniałomyślny? Motory zostaną wam zwrócone w odpowiednim czasie. Na razie nic więcej obiecać nie mogę, bo sam nie wiem jak to wszystko się skończy
Podsumowując: nie życzę sobie, abyście zwoływali jakiekolwiek ciche narady bez mojej wiedzy. Nie róbcie tego ,a nawet o tym nie myślcie, bo spuszczę na was grad wielkości kurzych jaj!
Z wyrazami szacunku
Autor
Nr 2.
List Egzorcysty Bonifacego Arno Włodarskiego do autora tego opowiadania
Mój drogi chłopcze!
Co Ty wyprawiasz? Zmiłuj żesz się i przestań czynić mi te potworności! Przecież ja mam już swoje lata! Latająca, płonąca riksza? Archanioł Gabryel? Pani Trzeciakowa i murzyn? Czyś ty postradał rozum? To może kosmitów mi tu jeszcze sprowadzisz?!
A teraz najważniejsze: to ja musze otrzymać tę księgę! Wiesz dobrze jakie zło się w niej kryje! Tylko ja potrafię temu zaradzić! Zaklinam Cie więc: pamiętaj o swej duszy. Pan Bóg obserwuje i wszystko widzi. I ja też.
Bóg z Tobą moje dziecko
Bonifacy
Odpowiedz:
Drogi księże Bonifacy!
Ja naprawdę nie wiem, kto dotrze do tej księgi pierwszy. Szanuje i doceniam księdza uwagi, ale na dzień dzisiejszy trudno mi orzec jakież to zło się w niej kryje. Ale obiecuje, że wezmę pod uwagę wszystkie wymienione przez księdza sugestie.
Pozdrawiam
Autor
Nr 3.
"List Bambiego, Owiego i tej trzeciej, która znowu gdzieś się zgubiła":
Czadu Man! My nie pękamy! Jest FUN! ;) W sumie to nie zależy nam aż tak bardzo na tej księdze. No może Bambiemu bo to kujon
--
To nieprawda! Zdanie powyżej napisał Owi. Ja bym chciał mieć tą księgę bo to cenne źródło historyczne! (Bambi)
P.S. Owi leci na tą co się zgubiła wiec zrób coś ok.?
Odpowiedź:
ok ;)
No cóż, liczy sie fun ;) Ostatnio nawet bohaterowie mojej epopei zaczęli się ze mną wykłócać. Jako dowód przytoczę ty kilka listów, które mi nadesłali oraz mych odpowiedzi na ich infantylne pretensje ;)
Nr 1.
List Svena Juha Nikenena do Autora niniejszego opowiadania.
Drogi autorze!
Rozumiem, że jako barwne postacie w niniejszym opowiadaniu skazani jesteśmy na ciągłe, idiotyczne wpadki, ale czy nie mógłbyś się wreszcie zlitować i załatwić nam te cholerną księgę? Ile jeszcze razy mamy wpadać, w błoto, wywracać się o leżące grabie, lub udawać że nie wiemy gdzie jest Polska? Parzcież my w Norwegii jesteśmy bardzo dobrze wyedukowani. Kochamy Polskę!..No dobra, trochę przesadziłem. Ale bardzo cenimy waszych pracowników. Ich wkład w norweski potencjał leśny jest nieoceniony!...Hmm no dobra, to zabrzmiało trochę pretensjonalnieale czy nie możesz chociaż oszczędzić nam tych wiecznych kłótni? Przecież my wcale tacy nie jesteśmy! I jak mogłeś zabrać nam motory? Poza tym, uważam za niehumanitarne z Twojej strony, ze przyprawiłeś naszego barda Jensa o wysypkę. I dlaczego on nic nie śpiewa, tylko dmie w róg jak jakaś pijana gwiazda pop?
Podsumowując: mieliśmy cichą naradę i uchwaliliśmy wniosek że nie podoba się nam, jak nas traktujesz. Jesteśmy wikingami do cholery i domagamy się łupów! Daj nam tą księgę a o wszystkim zapomnimy i nie połamiemy Ci gnatów, jak to planował Ole Gustawson Aha, Tove chce żeby było więcej kobiet.
To by było na tyle. I pamiętaj: mamy na Ciebie oko! Nie myśl sobie że wszystko Ci wolno!
Z wyrazami szacunku
Twój dobry kumpel Sven
P.S. A te kobiety mają być ładne, a nie jakieś harpie! ( To byłem ja: Tove, też Twój dobry kumpel )
Odpowiedź autora:
Drogi Svenie!
Mam na głowie w tym opowiadaniu kilkanaście postaci, które mają ochotę na tą księgę, więc nie zawracajcie mi głowy. To że przydarzyło wam się parę gaf uważam za przezabawne. Cierpcie z honorem jak na wikingów przystało! Jeśli chodzi o śpiew waszego barda Jensa obiecuje że zaśpiewa. Z wysypką pomyśle. A nóż będę miał dobry humor i okaże się wspaniałomyślny? Motory zostaną wam zwrócone w odpowiednim czasie. Na razie nic więcej obiecać nie mogę, bo sam nie wiem jak to wszystko się skończy
Podsumowując: nie życzę sobie, abyście zwoływali jakiekolwiek ciche narady bez mojej wiedzy. Nie róbcie tego ,a nawet o tym nie myślcie, bo spuszczę na was grad wielkości kurzych jaj!
Z wyrazami szacunku
Autor
Nr 2.
List Egzorcysty Bonifacego Arno Włodarskiego do autora tego opowiadania
Mój drogi chłopcze!
Co Ty wyprawiasz? Zmiłuj żesz się i przestań czynić mi te potworności! Przecież ja mam już swoje lata! Latająca, płonąca riksza? Archanioł Gabryel? Pani Trzeciakowa i murzyn? Czyś ty postradał rozum? To może kosmitów mi tu jeszcze sprowadzisz?!
A teraz najważniejsze: to ja musze otrzymać tę księgę! Wiesz dobrze jakie zło się w niej kryje! Tylko ja potrafię temu zaradzić! Zaklinam Cie więc: pamiętaj o swej duszy. Pan Bóg obserwuje i wszystko widzi. I ja też.
Bóg z Tobą moje dziecko
Bonifacy
Odpowiedz:
Drogi księże Bonifacy!
Ja naprawdę nie wiem, kto dotrze do tej księgi pierwszy. Szanuje i doceniam księdza uwagi, ale na dzień dzisiejszy trudno mi orzec jakież to zło się w niej kryje. Ale obiecuje, że wezmę pod uwagę wszystkie wymienione przez księdza sugestie.
Pozdrawiam
Autor
Nr 3.
"List Bambiego, Owiego i tej trzeciej, która znowu gdzieś się zgubiła":
Czadu Man! My nie pękamy! Jest FUN! ;) W sumie to nie zależy nam aż tak bardzo na tej księdze. No może Bambiemu bo to kujon
--
To nieprawda! Zdanie powyżej napisał Owi. Ja bym chciał mieć tą księgę bo to cenne źródło historyczne! (Bambi)
P.S. Owi leci na tą co się zgubiła wiec zrób coś ok.?
Odpowiedź:
ok ;)
dzięki, dzięki ;) Skora mam już 2 fanów to tu od początku do miejsca powyżej ( uprzedzam i ostrzegam, jest to twórczość produkowana w stanie wskazującym ;)
tytuł: "10 razy w górę i w dół, czyli o tym co wydarzyło się w Tulejowie Małym"
Jakub T. znany także jako Kuba lub Bambi powoli wracał do domu. Wczesna pora nie zachęcała do głębokich przemyśleń. Uchodzący alkohol tracił swój impet jednak nogi nadal świętowały chwilowy zanik wojen na świecie. Dla przyzwyczajonego do weekendowych zbaw Jakuba nie stanowiłoby to większego problemu, gdyby nie fakt że był cały w psich kudłach. Konsternacje budziły także pewne zmiany które odnotował w swoim wyglądzie. Były to: brak lewego buta, nadpalone włosy i tatuaż na piersi z napisem death or glory. Garderobę uzupełniał antyczny hełm z czerwoną kitą oraz gitara elektryczna marki Fender. Niestety Jakub nigdy nie był muzykalny. Co więcej był to prawdopodobnie jego pierwszy kontakt z żywym instrumentem. To co jednak najbardziej go zastanawiało, to kwestia dwumetrowego afrykańskiego łuku, który niósł wespół z 3 strzałami. Świadomość powoli wracała. Pamięć o wydarzeniach ostatnich 2 dni raz po raz nękała jego myśli
Początek był wyśmienity. Piątek, zbiórka u kolegi i radosne spożywanie napojów o treści motywującej. Drużyna była wyborowa: Antoni Karpatka prezes regionalnego stowarzyszenia ekologów, Rafał Bielak undergroundowy poeta na wydziale historii sztuki oraz niejaki Seba z powołania artysta specjalizujący się w pantomimie, z zawodu listonosz. Ten ostatni mówił o sobie, że człowiekiem renesansu, bowiem imał się niemal wszystkich dostępnych studiów, żadnego kierunku jednak nie skończył. Do klasyki kanonu należała jego opowieść o imprezie trwającej trzy tygodnie, której on sam był organizatorem. Historię tą opowiadał na każdym spotkaniu. Bambi nie znał go bliżej, pamiętał jednak, że tego wieczora osobnik ów, po kilku toastach próbował tańczyć z wypchaną głową łosia. Jak tłumaczył Antoni, było to jedno z jego wielu artystycznych wcieleń.
Sam powód spotkania był niebagatelny: Antoni prowadził zajadłą akcje informacyjną o efekcie cieplarnianym, zaś Rafał przeżywał zawód miłosny. Bambi nie pamiętał dokładnie, czy zebrali się, by odtrąbić sukces Antosia, czy też jako grupa wsparcia dla zranionego strzałą Kupidyna, poety. Prawdopodobnie nie chodziło ani o jedno, ani o drugie. Jako historyk wiedział jednak, że raz rozpoczętej libacji nie warto przerywać formalnościami. Wykładając bowiem na lokalnej uczelni, niejedno widział i niejedno przeżył. A były to rzeczy niebywałe. Na szczycie listy plasował się nagi dziekan biegający po wydziale skandynawistyki oraz erotyczny skandal prorektora ds. studenckich z młodą woźna, panią Joasią. Do chwil grozy zaliczyć należało również protest doktorantów filologii klasycznej, wobec niesprawiedliwego, ich zdaniem podziału stypendiów. Prawdziwego trzęsienia ziemi doświadczył jednak, gdy pani Róża, wykładowczyni filozofii neoplatońskiej, zażądała pokoju z widokiem na drzewo. W dodatku w połowie semestru. Jej argumentacja nie pozostawiała złudzeń: według kart tarota tylko w ten sposób mogła osiągnąć harmonię ducha i przestrzeni. Tak więc, po dłuższych negocjacjach, katedra mediewistyki musiała zmienić miejsce swych rozważań na piwnicę a katedra metodologii historii i historii historiografii, do której on sam należał, musiała zmieścić się w dawnym pomieszczeniu na szczotki. Było to logistycznie niełatwe, lepsze jednak niż strajk okupacyjny pani Róży. Tak oto Bambi, jako zwykły Kowalski w wieku 28 lat pewien był, iż widział niemal wszystko. A jakim był człowiekiem? Chyba dobrym. Nie szukał zwady, nie czynił złego bliźnim, a jako szeregowy pracownik, był z dala od wszelakich konfliktów wielkiego świata. Owe entente cordiale rozumieli nawet studenci. Mimo, iż nikt z nich nie pojmował o czym właściwie są jego wykłady, nie męczyli go zbędnymi pytaniami. Grzecznie pisali swoje esemesy, lub spokojnie spali. Doceniał to i odpłacał im brakiem listy obecności oraz bezproblemowym wpisem do indeksu. Oczywiście, bywały sytuacje kłopotliwe, jak np. nieco głośniejsze chrapanie studenta III roku anglistyki na zajęciach monograficznych o Pliniuszu Starszym, lub kolejne zapytania rektora o tematyczny zakres jego zajęć. Były to jednak wyjątki, które nie potwierdzały reguły. A regułą był spokój.
Tymczasem impreza się rozkręcała. Rozjuszony Antoś polewał, zaś Rafał postanowił otworzyć swa dusze i opowiedzieć o swej trudnej relacji z piękną Moniką. Po godzinie sytuacja dojrzała jednak do zmian. Seba zaproponował, by wyszli. Jak powiedzieli tak uczynili. Trzyosobowa kawalkada z gracją stoczyła się po schodach i ruszyła na spotkanie przygody. Traf chciał, że Po drodze, dzięki szerokim znajomością Seby udało im się nawiązać szereg kontaktów. I tak do grona samotnych Odyseuszy dołączyły cztery studentki farmaceutyki, jeden śpiewak operowy, dwie fryzjerki, ekipa tancerzy brekdance, dwie studentki japonistyki, pewien samotny Ormianin, jedna zbulwersowana staruszka oraz rzetelny kolektyw pijanych w sztok studentów informatyki. Wyprawę uzupełniał młody prodziekan ds. nauki na wydziale archeologii i jego przyjaciel malarz. Drużyna w tak zacnym składzie, ruszyła ulicami miasta. Tam krąg nowych twarzy rósł z każdą napotkaną grupką. Było to nieuniknione, bowiem Seba znał wszystkich a wszyscy znali Sebę. Przysłowiową kropką nad i, okazał się dwuosobowy zarząd Stowarzyszenia Poezji Śpiewanej Larum!. Co ciekawe, nie byli to kolejni znajomi imprezowego listonosza, lecz spóźnione ensemble biednego Rafała. Po godzinie Bambi uświadomił sobie, że nie zna większości osób. Co więcej, nie była to już skromna grupa inicjatywna, lecz korowód kilkudziesięciu rozjuszonych postaci, rodem z baśni braci Grim. Szalona drużyna miotała się niczym wzburzona kobra od miejsca do miejsca. Kolorowe światła porażały głębią a rozmazane obrazy wiły się niczym węże bogini opilstwa. Świat tańczył, a Bambi wraz z nim. Długie monologi rwały się na strzępy, a przerywane chóralnymi toastami okrzyki znamionowały, iż jest we właściwym miejscu o właściwej porze. Było fenomenalnie.
Noc świeciła już pełnią barw, gdy wyprawa stanęła u wrót ogromnego domostwa. Bambi kurczowo trzymając się różowego szalika studentki japonistyki, powoli wytoczył się z taksówki. Jego oczom ukazały się wielkie kręcone schody. W głowie mu wirowało. Pani Weng, bo właśnie tak nazywała się towarzyszka, chichotała wespół z zataczającym się Antonim. Kim były pozostałe dwie osoby w samochodzie tego Bambi znów nie potrafił wyjaśnić. Pytań było wiele, odpowiedzi ni w ząb. Po chwili dramatycznej wspinaczki na czworaka, stanął na szczycie schodów i rozejrzał się wokoło. Światła miasta znikły. Przed nim rozpościerał się widok pięknego lasu i jednej cienkiej drogi, po której gęsiego brnął sznur kolejnych aut.
- Antoni jęknął skonsternowany gdzie my jesteśmy?
Karpatka spojrzał na niego spod zamglonych okularów
- kocham tę kobietę wyrzucił z siebie niczym Agamemnon pod Troją.
Pani Weng, znów zachichotała, Bambi zaś ponownie zwrócił się do kompana
- Antoś gdzie my do diabła jesteśmy?
Ekolog rozejrzał się wokoło
- no co..- bąknął super co nie?..
Bambi zrozumiał, że jest zdany na własne siły. Nie mając wyboru nacisnął na klamkę i pchnął masywne drzwi. Powitały go światła i głośna muzyka taneczna. Impreza w środku była już w stadium wysoce rozwiniętym. Na spotkanie wyszedł pulchny młody człowiek
- ej to ty! - wrzasnął zamaszyście rozlewając piwo z plastikowego kubka
- yy.. to ja odrzekł nieco zdziwiony
Pulchny uniósł kubek do góry i wydarł się na całe gardło
- ludzie kapela przyjechała!
Odpowiedział mu aplauz rozentuzjazmowanego tłumu
Po chwili do Bambiego przypadła pryszczata blondynka
- to na serio Ty? jęknęła w zachwycie
Wykładowca twórczości Pliniusza Starszego, spojrzał na nią ze zdziwieniem
- wiele wskazuje na to że... odrzekł powoli
- To on do cholery! zawył Karpatka unosząc w górę dostarczony mu pospiesznie kubek z piwem
Blondynka nie ustępowała
- dasz mi autograf?
- nie męcz go przerwał pulchny surowo, po czym zwrócił się bardziej konfidencjonalnie stary wiem, że jesteś zajęty ale mógłbyś coś zaśpiewać?
- zaśpiewać? Bambi był zdezorientowany
- noo przewrócił oczami pulchny wiesz - cośkolwiek..
Bambi spojrzał pytająco na Karpatkę
- zaśpiewamy! zaryczał ekolog
Odpowiedział mu wybuch euforii wszystkich zgromadzonych
- ale czad... jęknęła blondynka
Nie minęło dużo czasu a stanęli przed kilkudziesięciu osobowym audytorium z mikrofonem w reku. Podejrzenia jednak rosły
- jesteś pewny ze to tylko wieczór karaoke? szepnął do zataczającego się Karpatki
- jasne stary... sapnął tamten podtrzymywany przez Azjatkę to pijani studenci jakaś imprezę mają..
- hmm- zamyślił się Bambi mam wrażenie, że biorą nas za kogoś innego..
- nie bój żaby machnął ręką Antoni śpiewaj a potem idziemy do baru!
- no dobra znowu przerwał pulchny co mamy puścić?
- niech zaśpiewa : miłość jest jedna wrzasnęła blondynka
Bambi machinalnie pokiwał głową. Ten utwór znali wszyscy. Był to fenomen na skale kraju a nawet świata. Wszystko za sprawą nowej dumy narodowej, czyli zespołu My love is. Po udziale w jednym z cyklicznych programów telewizyjnych wokalista Miron Kubitko stał się znany po tym, jak w pijackim szale rzucił się na jednego z jurorów. Ich jedyna piosenka Miłość jest jedna poszybowała natychmiast w rankingach internetowej oglądalności. Nie była nawet taka zła. Niesiony falą skandalicznej popularności zespół, został zaproszony do nakręcenia teledysku. Clip stał się szlagierem wyświetlanym w kilku wiodących stacjach muzycznych. Zbiegło się to z wypowiedzią wokalisty, jakoby żona pewnego prezydenta zaznała z nim rozkoszy fizycznych. Fala oburzenia, która tym razem przekroczyła granice kraju, rozlała się szerokim echem po całym świecie. Głos zabrali komentatorzy życia politycznego. Sama pomówiona wygłosiła oświadczenie prasowe, w którym jednoznacznie odcinała się od kontrowersyjnej gwiazdy pop. Jej tłumaczenia na nic jednak się nie zdały, bowiem żądny prawdy Miron przekazał społeczności internetowej kolejną rewelację: Pani prezydentowa jest w ciąży. Świat zamarł z wrażenia, zaś naprędce nagrany album My love is pobił wszelkie rekordy sprzedaży w siedmiu krajach starego kontynentu. Polski fenomen muzyczny stał się faktem. Niestety, autor obraźliwych słów, nie był w stanie kontynuować kariery, bowiem na skutek przedawkowania substancji niedozwolonych, musiał udać się na odwyk. Nie przeszkodziło to, by cały kraj upajał się największym przebojem My love is pod tytułem miłość jest jedna. Piosenkę tę znał też i Bambi.
- dawaj stary! wrzasnęła blondynka
- jedziemy sapnął Karpatka, po czym krzyknął włączyć miuzik!
Bambi w końcu się poddał. Chwiejąc się, stanął na taborecie i wrzasnął z całych sił do mikrofonu:
miłość jest jedna, jak jedna jest stal
Kocham Cie, bo jesteś jak stal!
Wszystkie osoby znajdujące się w pomieszczeniu oszalały z radości. Już po chwili, długa kolejka z żądaniem przybicia piątki przerodziła się w grupowy szturm na kolejne toasty. Efektem tego , tuż po godzinie 22 Jakub T. był pijany jak bela. Nim to nastąpiło zdążył poznać najnowsze trendy w sztuce oraz pięciokrotnie odśpiewać z tłumem miłość jest jedna. Mimo, iż atmosfera była przednia, po siódmym podejściu do nowego narodowego hymnu, zrozumiał, że nadszedł czas, by kulturalnie wycofać się na mniej eksponowane stanowisko. Nie było to jednak łatwe
- chce mieć z Toba dzieci! krzyknęła pryszczata blondynka uwieszając się na jego szyi
- dobrze rzekł poważnie ale pod jednym warunkiem
Dziewczyna wytrzeszczyła oczy
- wal szepnęła z przejęciem
- musisz wziąć mikrofon i zaśpiewać dla mnie miłość jest jedna
- teraz?
- dokładnie teraz
Blondynka spojrzała na niego i zamrugała oczami
- dobra rzekła z determinacją, po czym natychmiast obróciła się na pięcie i ruszyła w stronę śpiewającego na taborecie Karpatki.
- dawaj! krzyknęła bojowo, wyrywając mu mikrofon. Zaskoczony ekolog zachwiał się i runął na szklany blat stolika z cateringiem. Huk spadającego ciała i odgłos tłuczonego szkła, zelektryzował wszystkich. Wybuchło zamieszanie. Stojący najbliżej podjęli natychmiastową akcję ratunkową. Niestety krępe ciało Karpatki utknęło w drewnianej obręczy. Bambi zrozumiał, że jest to wymarzony moment na ucieczkę. Dla niepoznaki, zdjął ze ściany duży słomkowy kapelusz, nałożył go na głowę a twarz zasłonił leżąca nieopodal łapką na muchy. Przeciskając się przez rozbawiony tłum zaklinał wszystkich bogów opatrzności, by nigdy więcej nie musieć śpiewać. Wydostawszy się z zatłoczonej sali i odetchnął. Z oddali doszły go pierwsze takty Miłość jest jedna śpiewane przez niedoszłą matke jego dzieci. Wzdrygnął się i szybko wszedł do następnego pokoju. Tu otoczenie było diametralnie inne. Pierwsze co zauważył to skóra ogromnego niedźwiedzia rozłożona na podłodze. Po chwili skóra zaszczekała, i merdając ogonem ruszyła ku intruzowi. Jeżeli ktokolwiek widział szarżującego bernardyna, wie co poczuł w tym momencie skromny historyk metodologii. Stało się to czego najbardziej się obawiał. Bernardyn chciał się bawić. Bambi krzyknął i próbując uciekać wpadł na szafę. Tonąc pośród sterty sukienek poczuł jak ląduje na nim wielkie cielsko bernardyna. Rozpoczęła się nierówna walka. Bambi szarpał, gryzł i kopał zaś bernardyn był wniebowzięty. Jego radość sięgnęła zenitu, gdy Jakub uciekając na czworaka, huknął głową w gigantyczny telewizor plazmowy. Przeszczęśliwy bernardyn chwycił go za nogawkę a dudniąca zza ściany muzyka skutecznie zagłuszyły wołanie o pomoc. Bambi zrozumiał, że pozostała mu już tylko honorowa śmierć. Niczym pozbawiona życia gazela, padł na podłogę i zamknął oczy. Ostateczny cios jednak nie nadchodził. Po kilkunastu sekundach oczekiwania na najgorsze, dyskretnie otworzył jedno oko i rozejrzał się po pobojowisku. Bernardyn spał. Historyk zrozumiał, że okrutni bogowie wojny postanowili jednak oszczędzić jego żywot. Odczekawszy jeszcze chwilę, z godnością wyczołgał się za drzwi. Usiadł przy ścianie ciężko westchnął. Jego spodnie były podziurawione jak sito. Krwawa szrama przez pół policzka piekła niczym jad bogini gniewu. Mimo tak dotkliwych strat, poczuł się zdecydowanie lepiej. Nim sie spostrzegł, niebezpieczeństwo nadeszło z drugiej strony.
- to ty! ryknęła pryszczata blondynka
Bambi jęknął żałośnie
- słyszałeś jak śpiewam?
Historyk z rezygnacją pokiwał głową
Blondynka zachichotała
- to może się przejdziemy? zaproponowała, oblewając się rumieńcem
Bambi znieruchomiał po czym bez słowa wskazał palcem drzwi pokoju, z bernardynem
- panie przodem.. rzekł uśmiechając się najmilej jak tylko potrafił
Po chwili biegł korytarzem nie oglądając się za siebie. Musiał wydostać się z tego szalonego miejsca. Minąwszy kilka kondygnacji zatrzymał się skonsternowany. Nazwa dom dla przyczółku, w którym się znajdował była czystym kolokwializmem. Znalazł się w wielkiej sali bez mebli. Cała podłoga i sufit wykonane były z gładkiego czarnego kamienia. Ściany zdobiły misterne wzory powyginane symbole niczym pismo runiczne zdawały się okalać całe pomieszczenie. W głębi dostrzegł dwa naturalnej wielkości posągi. Podszedł bliżej i omal nie krzyknął. Rzeźby przedstawiały dwóch nagich chłopców o twarzach ściągniętych niewyobrażalnym wręcz bólem i strachem. Obaj zasłaniali twarze jakby coś ich oślepiało. Jakub nigdy nie widział tego rodzaju sztuki. Rzeźby wykonane były z przerażającą dokładnością. Dwie postacie niczym zaklęte w kamień ofiary szaleńca krzyczały nie mogąc wydać dźwięku. Patrząc czuł się nieswojo lecz nie potrafił oderwać oczu. Na szczęście nie będąc wielkim koneserem sztuki przypomniał sobie że szuka kuchni. Myśl ta niczym bezpieczne światła lotniska rychło sprowadziła jego podróż ku warownym szańcom pragmatycznej rzeczywistości był głodny. Szybko opuścił dziwaczna salę i skręcił w pierwszy napotkany korytarz. Wybór okazał się trafny. Znalazłszy kuchnie z ukontentowaniem stwierdził że jest ona duża i dobrze zaopatrzona. Nie było tam nikogo poza mruczącym coś do siebie osobnikiem. Cherlawej postury chłopak zajadle walczył z bandażem, który starał się założyć na palec. Wiedziony wrodzonym altruizmem Jakub, postanowił udzielić pomocy. Przedsięwzięcie zakończyło się sukcesem. Obaj postanowili to uczcić.
-Kuba
-Owi
Bambi zrobił zdziwioną minę
- skrót od Owidiusz?
Rozmówca spojrzał na niego smętnie
- lepiej być nie mogło co? rzucił z rezygnacją w głosie, po czym dodał Owidiusz junior Chryzostom Marek Rolicki
- wow..- bąkną skonsternowany Bambi
Po chwili niezręcznej ciszy temat rozmowy zdominował jego wygląd
- Widziałeś mojego psa stwierdził Owi kręcąc głową
Bambi z trudem się uśmiechnął
- urocze stworzenie..
Owi okazał się być gospodarzem przybytku. Siedział w kuchni, bowiem rzuciła go dziewczyna. Stało się to na tej imprezie. Jak tłumaczył, postanowił przyjąć to z godnością i nie hamletyzować - schronił się w cieniu talerzy, gdzie trawił swe cierpienie. W dodatku powziął twarde postanowienie: zamierzał odciąć się od świata i spędzić resztę życia jako zgorzkniały cynik.
- i to dla kogo mnie zostawiła? jęknął dla jakieś pijanej gwiazdy, której zapłaciliśmy kupę kasy za odśpiewanie jednej idiotycznej piosenki
Bambi drgnął
- My love is?...
Owi machnął ręką
- nic mi nie mów.. westchnął - bałwan miał być tu północy. To klient mam and dad
Bambi dyskretnie się rozejrzał
- Twoi rodzice siedzą w show biznesie?
- Nie, dad jest jego psychoterapeutą..
Bambi znacząco pokiwał głową, po czym rzucił na pozór niedbale
- ponoć ktoś śpiewał takie karaoke, no wiesz..
Gospodarz prychnął szyderczo
- daj spokój oni wszyscy są tak pijani że nie odróżniliby słonia od stonogi wiedziałbym gdyby ten kretyn naprawdę tu był. Miał zadzwonić jak będzie mijać skrzyżowanie.
Bambi z trudem przełknął ślinę
- i miał być o północy?
Owi pokiwał głową
- wiem co chcesz mi powiedzieć - odparł rozkładając bezradnie ręce - ponoć jakiś dziad próbował się pod niego podszywać..
Bambi zrobił się blady jak ściana
- ponoć nawet całkiem nieźle śpiewał..- rzekł z trudem
Jego rozmówca wzruszył ramionami
- tą piosenkę nawet pułk czołgistów dobrze by zaśpiewał
Historyk postanowił zmienić temat
- a ta Twoja dziewczyna? To już tak zupełnie pewne że to koniec?..
Owi spochmurniał
- zupełnie syknął godzinę temu wysłała mi sms, że będzie mieć dziecko z tym dyskotekowym pokraką - po czym spojrzał z wyrazem najgłębszej rozpaczy - wyobrażasz sobie podobną rzecz? krzyknął a najgorsze jest to, że ponoć poderwał ja ten dziad co się tu pod niego się podszywał
- szaleństwo.. - wymamrotał Jakub mając wrażenie iż jego nos staje się gigantyczną kolumna Trajana
Owi spojrzał na niego uważnie
- Wiesz, że właściwie to jesteś nawet trochę podobny do My love is ?
Bambi zaśmiał się nerwowo
- nawet nie wiem jak on wygląda..
- ale ja wiem! - Owi wybuchł gromkim płaczem i zalał się łzami
Bambi postanowił ratować co się da
- nie martw się rzekł poklepując nieszczęśnika po plecach tego kwiata na pół świata..
- ale nie takiej! zawył dramatycznie Owi unosząc zasmarkany nos do góry kocham ją!
Historyk za wszelką cenę próbował go pocieszyć
- e no to wróci..
-Twarz Owiego znów przybrała stanowczy wyraz
- ale ja już jej nie chce! zawył wściekle. Po chwili znowu ukrył twarz w dłoniach i zachlipał.
Bambi rozejrzał się bezradnie
- wiesz co? zagadnął napij się co mówiąc podsunął mu butelkę stojącą na lodówce
Gospodarz spojrzał na niego pustym wzrokiem
- masz racje szepnął patetycznie, ja to już tylko umrzeć mogę
Historyk raz jeszcze spróbował się uśmiechnąć
- oj ta, oj tam.. rzekł kordialnie podsuwając mu największego drinka jakiego kiedykolwiek skonstruował.
Owi spojrzał na kubek, po czym jednym haustem opróżnił jego zawartość
Substancja zadziałała niemal natychmiast. Efekt był jednak, co najmniej dyskusyjny Owi po półgodzinnym monologu o śmierci i miłości, znowu się rozpłakał, po czym spadł z krzesła. Bambi zrozumiał, że jeżeli zaraz czegoś nie zrobi, to nigdy już nie wydostanie się z tego szalonego miejsca
- słuchaj zagadnął nie wiesz może gdzie jest wyjście z tego domu?
Owi pokiwał głową
- choć odprowadzę cie rzekł smutno, po czym znów spadłby z krzesła, gdyby nie pomocna dłoń rozmówcy
Po kilku próbach postawienia Owiego na nogi, ruszyli przed siebie. W trakcie dalszej rozmowy okazało się, że Mam Owiego była znanym architektem, a Dad leczył z urazów psychicznych wielkie sławy tego świata. Obecnie, oboje przebywali na wakacjach w Brazylii. Dom zaprojektowali sami a był on tak skomplikowany że nawet sam Owi nie bardzo orientował się w dokładnej topografii pomieszczeń. Dochodziły do tego piwnice oraz ukryte pokoje w których lubował się Owi Senior. Po 10 minutach powolnego marszu, wpadli na wyraźnie poirytowaną dziewczynę.
- nie wiem kto projektował ten dom ale na pewno nie była to kobieta rzekła, znacząco przewracając oczami.
Owi uśmiechnął się cierpko, lecz najwyraźniej nie zamierzał komentować.
Maria, jak się przedstawiła, była studentką II roku Akademii Sztuk pięknych w Tulejowie i zgubiła się w poszukiwaniu łazienki. Jak się dowiedzieli z dalszego potoku jej słów, była egzystencjalistką i kochała Sartrea. Gdy mówiła gestykulowała żywo rękami, dostojnie zarzucając rudą burzą włosów. Jej śliczna piegowata twarz wyrażała krańcowy smutek i wieczny stan artystycznego napięcia. Była jedną z tych osób, które w poszukiwaniu inspiracji walczą o każdy dzień a gdy wreszcie wybuchną zamieszki maszerują w pierwszym szeregu. Jej rewolucyjno intelektualny charakter podkreślał fioletowy beret z różowym pomponem. Pierwszą wybitną cechą Marii była zdolność gubienia się w dużych pomieszczeniach, lub małych miejscowościach. Drugą - fakt iż zawsze znajdował się ktoś kto ją wyratował. Marię można było zostawić samą i bez środków do życia pośrodku wielkiego miasta a ona i tak zawsze wracała objuczona tuzinem przyjaciół. Jej beztroska umiejętność gubienia się i odnajdowania dzięki nowo poznanym osobom, zasługiwała na miano nowej konkurencji olimpijskiej. Sama Maria niewiele na ten temat miała jednak do powiedzenia, bowiem jej głowę zaprzątały sprawy o wiele ważniejsze: pokuj na świecie, ekologia i prawa kobiet. Była już całkiem doświadczona działaczką: raz zorganizowała akcję zamazywania szowinistycznych plakatów, lecz nie zaliczyła tego do udanych przedsięwzięć. Przyczyną była niska frekwencja uczestników . Na skutek dezinformacji społeczeństwa przez media w akcji wzięły udział tylko dwie osoby: ona i jej koleżanka z akademika. Pomimo to, Maria nie ustawała w poszukiwaniu swej artystycznej drogi. Ostatnim hitem była nauka gry na gitarze. Muzyczna edukacja trwała 3 tygodnie i była na tyle skuteczna że Maria została przyjęta do zespołu. Band o dumnej nazwie Psychodeliczni Skauci miał grać właśnie na tej na imprezie. Niestety tradycji stało się zadość i Maria się zgubiła. Występ za godzinę a ona ugrzęzła w poszukiwaniu łazienki. Tu jednak teoria względności znów zadziała. Dwóch malkontentów z których jeden teoretycznie znał drogę a drugi wyglądał jak poszarpany przez panterę obrońca przyrody, było niczym znak od wszechświata
- przyznaj się rzekła uśmiechając się do obszarpańca to ty jesteś My love is?
Kuba zrozumiał ze musi się mocniej upić lub uciec. Postanowił za wszelką cenę skierować rozmowę na nowe tory
- to może obejrzymy te dziwne rzeźby? zagadnął
Maria wyprężyła się niczym wilczyca słysząca zew polującego stada
- jakie rzeźby?
- No takie tam dziwaczne
Nie minęło kilka minut a cała trójka stała przy posążkach.
- intrygujące wyszeptała zachwycona dziewczyna
Owi z zakłopotaniem podrapał się po głowie
- no, to kącik mam and dad, oni tu nie pozwalają mi się kręcić, tu nie wolno wchodzić
Nie zważając na jego słowa Maria ruszyła ku posągom.
- Absolutnie frapujące - rzekła dotykając posagów - tu jest coś napisane dodała wskazując na podłogę
Wszyscy spojrzeli w dół. Stali w okręgu wielkiego na całą salę pentagramu pokrytego złotymi symbolami
Bambi ze zdziwieniem skonsternował, że wcześniej tego nie zauważył
- wygląda jak pismo celtyckie zadumał się
Wzrok Marii spoczął na poszarpanym przez pantere
- skąd wiesz?
Jestem historykiem odrzekł, po czym dumnie się wyprostował jestem doktorantem
- potrafisz coś z tego zrozumieć? głos studentki był niewzruszony.
Bambi wykonał gest jakby chciał coś powiedzieć, po czym niepewnie zamachał dłonią
- no właściwie to jestem metodologiem, trudno tu coś tego no wiecie..
Dziewczyna z zrozumieniem pokiwała głową
- spoko, ja też nie mam zielonego pojęcia o co chodzi wykładowcom
Owi zrobił się niespokojny
- lepiej stąd spadajmy, mowie wam
Maria dydaktycznie pokręciła głową
- mówisz jak mój znajomy który wszystkim wyjada słodycze w akademiku
Owi spojrzał zmieszany na kompana
- nie patrz na mnie żachnął się Bambi ty ją znalazłeś, ja chciałem tylko stąd wyjść zamierzał jeszcze coś dodać lecz karzący wzrok studentki natychmiast go uciszył
- dlaczego mężczyźni dziś są tacy infantylni? rzekła, rozkładając ręce czy żaden z was nie mógłby choć przez chwile poudawać Humpreya Bogharta?
- Hampreyowi ponoć brzydko pachniało z ust zaoponował Owi, po czym dodał z powagą - i beznadziejnie całował..
Bambi nie mógł się powstrzymać i parsknął śmiechem. Mina Marii nie wyrażała niczego poza krańcową rozpaczą nad definitywnym upadkiem gatunku męskiego. Najwyraźniej Owi jako jeden z nielicznych posiadł moc jej wyzwalania. Bambiemu przyszło na myśl że ta dwójka byłaby świetną parą. Nagle oczyma wyobraźni zobaczył Owiego zasłaniającego się przed latającymi farbami i feministycznymi pismami. Jego wrodzony zmysł imaginacji dostrzegł rewolucyjnie szamoczącą się Marię w spokojnych, pełnych miłości, drewnianych ramionach Owiego. Mogliby być naprawdę szczęśliwi ona produkująca tomiki z niezależną poezją, on dostojnie przewracający się na skórce od banana.
- powinniście ze sobą kręcić chlapnął mimowolnie i od razu tego pożałował
Po chwili ciszy głos zabrała Maria
- zdecydowanie wole mojego Humpreja rzekła rumieniąc się i ciskając iskry oczami. By podkreślić wagę swych słów dumnie odmaszerowała w przeciwnym kierunku. Po chwili jednak wróciła i raz jeszcze spojrzała gniewnie na obu nieudaczników.
Bambi desperacko postanowił ratować sytuację
- a słyszeliście o zagrożonym gatunku nosorożca sumatrzańskiego?
Zdziwione spojrzenia skupiły się na jego wymiętoszonej postaci.
- Nosorożec sumatrzański? Owi zdawał się być u kresu wytrzymałości psychicznej
Maria otworzyła usta i najwyraźniej zamierzała coś powiedzieć lecz urwała gdy jej noga zahaczyła o jakąś wypustkę na podłodze -a co to takiego? szepnęła zdziwiona
Jej drobny bucik stykał się z czarną, wypukłą pieczęcią. Kamień był wielkości pięści i nieznacznie wystawał ponad podłogę. Maria powoli wyciągnęła rękę i dotknęła obiektu
- można tym obracać rzekła jakby sama do siebie po czym wykonała kilka gwałtownych ruchów ręką.
- Lepiej bym tego- Owi nie zdołał dokończyć gdy salą zatrzęsło a po ścianach przetoczył się głuchy pomruk. Wszyscy upadli na podłogę.
Po chwili z bocznej ściany wysunęła się ukryta szuflada. Spoczywała na niej gruba zakurzona księga. Bambi mimo panującego półmroku z daleka zaważył że musiał to być niezwykle stary egzemplarz. Gdy wszyscy podeszli bliżej jego podejrzenia potwierdziły się. Księga koloru czarnego oprawiona była w grubą skórę. Czerwony symbol pentagramu na okładce nie wróżył nic dobrego. Delikatnie ją otworzył. Gdy odczytał napis na stronie tytułowej poczuł jak cierpnie mu skóra. Bambi nie był typem tchórza choć nie raz dla dobra sprawy wolał negocjować. Niewiele było sytuacji kiedy naprawdę się czegoś bał. Zwykle był na to zbyt rozbawiony lub zbyt pijany. Teraz jednak poczuł że statystyki znacznie skoczą w górę. Znał ten tytuł. Jego furkocząca niczym ryba wyrzucona na brzeg pamięć popłynęła ku seminarium ze średniowiecznej demonologii. Jako student zawsze interesował się mroczną stroną religii. De diabolica rerum słynna związana z wyklętym przez kościół i spalonym na stosie Albiusem z Tarnu w roku 1352. Księga która według wszystkich znawców została zniszczona rok po śmierci alchemika.
- co tam wyczytałeś? - Maria wysunęła głowę zza jego ramienia i przerzuciła kilka pożółkłych stronic patrzcie rzekła z uśmiechem - jaka śliczna purpurowa kaligrafia
Cała trójka spojrzała tam gdzie wskazywał palec dziewczyny.
- Ad diabulicus immam ex repetitio lucifera vivente.. przeczytała zgrabnie - ad pulchram mortis deus servam..
Maria przestań przerwał jej Bambi to dziwne..
- Właśnie dodał Owi lepiej stąd spadajmy..
Jego słowa zdały się być prorocze bowiem nagle oblał ich gorący podmuch. Księga zafalowała i eksplodowała ognistą smugą. Sale rozświetlił złoty blask. Rozległ się głośny gwizd. Maria upadła na plecy po czym nagle szarpnęło ją do góry. Po chwili lewitowała na wysokości trzech metrów próbując ugasić płonącą grzywkę
- ratunku! wrzasnęła
Bambi skoczył na równe nogi. Dopiero teraz zauważył że jego włosy również stoją w płomieniach. W tym samym momencie poczuł świdrujący ból w prawej kostce. Próbując gasić nadpalone włosy ze zdziwieniem skonstatował że kopniaka wymierzył mu z jeden posążków. Było to absolutnie niezwykłe - posążki nie tylko ożyły lecz również przejawiały wyraźnie niechętną postawę. Co więcej dysponowały imponującą siłą. Świadczyła o tym jego spuchnięta kostka. Grozę potęgował fakt iż była to ta sama noga którą tak bardzo upodobał sobie Leon. Umysł Bambiego pracował na najwyższych obrotach. Oto na jego oczach dział się cud: lewitująca studentka ASP oraz biegające statuetki z kamienia stanowiły poważny przyczynek do zmiany stanowiska w kwestiach metafizyki. Niczym przez mgłę usłyszał głos Owiego, który stwierdzał że:
a. Ona lata
b. One żyją
c. chwyć do cholery ten duży świecznik
Był to moment olśnienia. Rozpędzone neurony zderzyły się w finalnym wniosku. Niczym rozjuszony kuguar odepchnął od siebie wroga i skoczył w kierunku leżącego na podłodze świecznika. Nie tracąc czasu uniósł go i machnął na oślep. Cios zmiótł głowę nadbiegającej maszkary. Posążek stanął w miejscu jakby zastanawiał się dokąd teraz. Po chwili konsternacji najwyraźniej wybrał ucieczkę, bo ruszył ku drzwiom. Bambi spojrzał w druga stronę, gdzie Owi z poświęceniem zmykał przed ciosami drugiej ożywionej postuły. Była to taktyka niezła ,choć zdradzająca pewne niedociągnięcia, takich jak: brak skoordynowanego planu, nadmierny hałas, finezyjnie rozwiązane sznurówki w lewym bucie. Bambi postanowił interweniować
- łap świecznik krzyknął
Broń poszybowała do rąk kompana a starcie diametralnie zmieniło przebieg. Teraz to Owi gonił za posążkiem, ten zaś uciekał hałasując. Gospodarz przeżywał chwile chwały - niczym nordycki berserker siekł i rąbał na boki. Szczęście jednak mu nie sprzyjało bowiem po chwili potknął się o rzeczną sznurówkę. Posążek odwrócił się i złośliwie zachichotał. Był to jednak jego ostatni uśmiech, bowiem w tym samym momencie wbiegł prosto na ścianę. Łoskot pękającego kamienia zlał się z odgłosem upadającego na ziemie świecznika. Bambi podbiegł do Owiego
- jesteś cały?
- Tak, ale od jutra nosze tylko sandały - jęknął tamten
Po chwili stali już pod wywijającą nogami Marią
Musimy zgasić księgę krzyknął Owi
Nie czekając na reakcje kompana wybiegł na korytarz i wrócił trzymając gaśnicę.
- wal w księgę a ja spróbuje ją złapać zakomenderował wskazując na Marię.
Bambi nie był pewien czy chce lać pianę strażacką na trzynastowieczny zabytek. Przez głowę przemknęła mu myśl, co by było gdyby jako pierwszy na świecie opracował ten zaginiony dokument. Rozgłos w środowisku uniwersyteckim byłby niezaprzeczalny. Niestety nie miał zbyt wiele czasu na rozważania.
- teraz! - krzyknął Owi
Bambi ze smutkiem nacisnął spust. Piana zalała płomień wydobywający się z księgi. Przejmujący świst i oślepiające światło znikły w tym samym momencie. Płonący pentagram i okalające go symbole również zgasły. Maria wykrztusiwszy ze swej piersi pełne pasji Jezu z hukiem padła prosto w ramiona Owiego. Oboje przewrócili się na podłogę. Bambi podbiegł do księgi i z ulgą zauważył że jest ona nie naruszona. Utracona wizja wielkiej kariery ożyła na nowo. Nie trwało to długo gdyż w tej samej chwili poczuł na głowie ciężar świecznika. Gdy osunął się na podłogę zza jego pleców wybiegł bezgłowy posążek. Chwile postał jakby się wahał pomiędzy zemstą na oprawcy a kolejnym zadaniem. Wreszcie rozsądek zwyciężył - posążek odrzucił świecznik i chwytając księgę wybiegł z sali. Gdyby tylko mógł chichotać zwycięsko, uczynił by to właśnie wtedy. Niestety brak głowy uniemożliwiał mu to. Przyzwyczaił się zresztą do milczenia bowiem ludzie i tak nigdy nie zwracają uwagi na symbolikę małych posążków. Zawsze jednak doceniał ją PAN...
...
dalej jest o tych biednych synach Walhalli i egzorcyście ;)
tytuł: "10 razy w górę i w dół, czyli o tym co wydarzyło się w Tulejowie Małym"
Jakub T. znany także jako Kuba lub Bambi powoli wracał do domu. Wczesna pora nie zachęcała do głębokich przemyśleń. Uchodzący alkohol tracił swój impet jednak nogi nadal świętowały chwilowy zanik wojen na świecie. Dla przyzwyczajonego do weekendowych zbaw Jakuba nie stanowiłoby to większego problemu, gdyby nie fakt że był cały w psich kudłach. Konsternacje budziły także pewne zmiany które odnotował w swoim wyglądzie. Były to: brak lewego buta, nadpalone włosy i tatuaż na piersi z napisem death or glory. Garderobę uzupełniał antyczny hełm z czerwoną kitą oraz gitara elektryczna marki Fender. Niestety Jakub nigdy nie był muzykalny. Co więcej był to prawdopodobnie jego pierwszy kontakt z żywym instrumentem. To co jednak najbardziej go zastanawiało, to kwestia dwumetrowego afrykańskiego łuku, który niósł wespół z 3 strzałami. Świadomość powoli wracała. Pamięć o wydarzeniach ostatnich 2 dni raz po raz nękała jego myśli
Początek był wyśmienity. Piątek, zbiórka u kolegi i radosne spożywanie napojów o treści motywującej. Drużyna była wyborowa: Antoni Karpatka prezes regionalnego stowarzyszenia ekologów, Rafał Bielak undergroundowy poeta na wydziale historii sztuki oraz niejaki Seba z powołania artysta specjalizujący się w pantomimie, z zawodu listonosz. Ten ostatni mówił o sobie, że człowiekiem renesansu, bowiem imał się niemal wszystkich dostępnych studiów, żadnego kierunku jednak nie skończył. Do klasyki kanonu należała jego opowieść o imprezie trwającej trzy tygodnie, której on sam był organizatorem. Historię tą opowiadał na każdym spotkaniu. Bambi nie znał go bliżej, pamiętał jednak, że tego wieczora osobnik ów, po kilku toastach próbował tańczyć z wypchaną głową łosia. Jak tłumaczył Antoni, było to jedno z jego wielu artystycznych wcieleń.
Sam powód spotkania był niebagatelny: Antoni prowadził zajadłą akcje informacyjną o efekcie cieplarnianym, zaś Rafał przeżywał zawód miłosny. Bambi nie pamiętał dokładnie, czy zebrali się, by odtrąbić sukces Antosia, czy też jako grupa wsparcia dla zranionego strzałą Kupidyna, poety. Prawdopodobnie nie chodziło ani o jedno, ani o drugie. Jako historyk wiedział jednak, że raz rozpoczętej libacji nie warto przerywać formalnościami. Wykładając bowiem na lokalnej uczelni, niejedno widział i niejedno przeżył. A były to rzeczy niebywałe. Na szczycie listy plasował się nagi dziekan biegający po wydziale skandynawistyki oraz erotyczny skandal prorektora ds. studenckich z młodą woźna, panią Joasią. Do chwil grozy zaliczyć należało również protest doktorantów filologii klasycznej, wobec niesprawiedliwego, ich zdaniem podziału stypendiów. Prawdziwego trzęsienia ziemi doświadczył jednak, gdy pani Róża, wykładowczyni filozofii neoplatońskiej, zażądała pokoju z widokiem na drzewo. W dodatku w połowie semestru. Jej argumentacja nie pozostawiała złudzeń: według kart tarota tylko w ten sposób mogła osiągnąć harmonię ducha i przestrzeni. Tak więc, po dłuższych negocjacjach, katedra mediewistyki musiała zmienić miejsce swych rozważań na piwnicę a katedra metodologii historii i historii historiografii, do której on sam należał, musiała zmieścić się w dawnym pomieszczeniu na szczotki. Było to logistycznie niełatwe, lepsze jednak niż strajk okupacyjny pani Róży. Tak oto Bambi, jako zwykły Kowalski w wieku 28 lat pewien był, iż widział niemal wszystko. A jakim był człowiekiem? Chyba dobrym. Nie szukał zwady, nie czynił złego bliźnim, a jako szeregowy pracownik, był z dala od wszelakich konfliktów wielkiego świata. Owe entente cordiale rozumieli nawet studenci. Mimo, iż nikt z nich nie pojmował o czym właściwie są jego wykłady, nie męczyli go zbędnymi pytaniami. Grzecznie pisali swoje esemesy, lub spokojnie spali. Doceniał to i odpłacał im brakiem listy obecności oraz bezproblemowym wpisem do indeksu. Oczywiście, bywały sytuacje kłopotliwe, jak np. nieco głośniejsze chrapanie studenta III roku anglistyki na zajęciach monograficznych o Pliniuszu Starszym, lub kolejne zapytania rektora o tematyczny zakres jego zajęć. Były to jednak wyjątki, które nie potwierdzały reguły. A regułą był spokój.
Tymczasem impreza się rozkręcała. Rozjuszony Antoś polewał, zaś Rafał postanowił otworzyć swa dusze i opowiedzieć o swej trudnej relacji z piękną Moniką. Po godzinie sytuacja dojrzała jednak do zmian. Seba zaproponował, by wyszli. Jak powiedzieli tak uczynili. Trzyosobowa kawalkada z gracją stoczyła się po schodach i ruszyła na spotkanie przygody. Traf chciał, że Po drodze, dzięki szerokim znajomością Seby udało im się nawiązać szereg kontaktów. I tak do grona samotnych Odyseuszy dołączyły cztery studentki farmaceutyki, jeden śpiewak operowy, dwie fryzjerki, ekipa tancerzy brekdance, dwie studentki japonistyki, pewien samotny Ormianin, jedna zbulwersowana staruszka oraz rzetelny kolektyw pijanych w sztok studentów informatyki. Wyprawę uzupełniał młody prodziekan ds. nauki na wydziale archeologii i jego przyjaciel malarz. Drużyna w tak zacnym składzie, ruszyła ulicami miasta. Tam krąg nowych twarzy rósł z każdą napotkaną grupką. Było to nieuniknione, bowiem Seba znał wszystkich a wszyscy znali Sebę. Przysłowiową kropką nad i, okazał się dwuosobowy zarząd Stowarzyszenia Poezji Śpiewanej Larum!. Co ciekawe, nie byli to kolejni znajomi imprezowego listonosza, lecz spóźnione ensemble biednego Rafała. Po godzinie Bambi uświadomił sobie, że nie zna większości osób. Co więcej, nie była to już skromna grupa inicjatywna, lecz korowód kilkudziesięciu rozjuszonych postaci, rodem z baśni braci Grim. Szalona drużyna miotała się niczym wzburzona kobra od miejsca do miejsca. Kolorowe światła porażały głębią a rozmazane obrazy wiły się niczym węże bogini opilstwa. Świat tańczył, a Bambi wraz z nim. Długie monologi rwały się na strzępy, a przerywane chóralnymi toastami okrzyki znamionowały, iż jest we właściwym miejscu o właściwej porze. Było fenomenalnie.
Noc świeciła już pełnią barw, gdy wyprawa stanęła u wrót ogromnego domostwa. Bambi kurczowo trzymając się różowego szalika studentki japonistyki, powoli wytoczył się z taksówki. Jego oczom ukazały się wielkie kręcone schody. W głowie mu wirowało. Pani Weng, bo właśnie tak nazywała się towarzyszka, chichotała wespół z zataczającym się Antonim. Kim były pozostałe dwie osoby w samochodzie tego Bambi znów nie potrafił wyjaśnić. Pytań było wiele, odpowiedzi ni w ząb. Po chwili dramatycznej wspinaczki na czworaka, stanął na szczycie schodów i rozejrzał się wokoło. Światła miasta znikły. Przed nim rozpościerał się widok pięknego lasu i jednej cienkiej drogi, po której gęsiego brnął sznur kolejnych aut.
- Antoni jęknął skonsternowany gdzie my jesteśmy?
Karpatka spojrzał na niego spod zamglonych okularów
- kocham tę kobietę wyrzucił z siebie niczym Agamemnon pod Troją.
Pani Weng, znów zachichotała, Bambi zaś ponownie zwrócił się do kompana
- Antoś gdzie my do diabła jesteśmy?
Ekolog rozejrzał się wokoło
- no co..- bąknął super co nie?..
Bambi zrozumiał, że jest zdany na własne siły. Nie mając wyboru nacisnął na klamkę i pchnął masywne drzwi. Powitały go światła i głośna muzyka taneczna. Impreza w środku była już w stadium wysoce rozwiniętym. Na spotkanie wyszedł pulchny młody człowiek
- ej to ty! - wrzasnął zamaszyście rozlewając piwo z plastikowego kubka
- yy.. to ja odrzekł nieco zdziwiony
Pulchny uniósł kubek do góry i wydarł się na całe gardło
- ludzie kapela przyjechała!
Odpowiedział mu aplauz rozentuzjazmowanego tłumu
Po chwili do Bambiego przypadła pryszczata blondynka
- to na serio Ty? jęknęła w zachwycie
Wykładowca twórczości Pliniusza Starszego, spojrzał na nią ze zdziwieniem
- wiele wskazuje na to że... odrzekł powoli
- To on do cholery! zawył Karpatka unosząc w górę dostarczony mu pospiesznie kubek z piwem
Blondynka nie ustępowała
- dasz mi autograf?
- nie męcz go przerwał pulchny surowo, po czym zwrócił się bardziej konfidencjonalnie stary wiem, że jesteś zajęty ale mógłbyś coś zaśpiewać?
- zaśpiewać? Bambi był zdezorientowany
- noo przewrócił oczami pulchny wiesz - cośkolwiek..
Bambi spojrzał pytająco na Karpatkę
- zaśpiewamy! zaryczał ekolog
Odpowiedział mu wybuch euforii wszystkich zgromadzonych
- ale czad... jęknęła blondynka
Nie minęło dużo czasu a stanęli przed kilkudziesięciu osobowym audytorium z mikrofonem w reku. Podejrzenia jednak rosły
- jesteś pewny ze to tylko wieczór karaoke? szepnął do zataczającego się Karpatki
- jasne stary... sapnął tamten podtrzymywany przez Azjatkę to pijani studenci jakaś imprezę mają..
- hmm- zamyślił się Bambi mam wrażenie, że biorą nas za kogoś innego..
- nie bój żaby machnął ręką Antoni śpiewaj a potem idziemy do baru!
- no dobra znowu przerwał pulchny co mamy puścić?
- niech zaśpiewa : miłość jest jedna wrzasnęła blondynka
Bambi machinalnie pokiwał głową. Ten utwór znali wszyscy. Był to fenomen na skale kraju a nawet świata. Wszystko za sprawą nowej dumy narodowej, czyli zespołu My love is. Po udziale w jednym z cyklicznych programów telewizyjnych wokalista Miron Kubitko stał się znany po tym, jak w pijackim szale rzucił się na jednego z jurorów. Ich jedyna piosenka Miłość jest jedna poszybowała natychmiast w rankingach internetowej oglądalności. Nie była nawet taka zła. Niesiony falą skandalicznej popularności zespół, został zaproszony do nakręcenia teledysku. Clip stał się szlagierem wyświetlanym w kilku wiodących stacjach muzycznych. Zbiegło się to z wypowiedzią wokalisty, jakoby żona pewnego prezydenta zaznała z nim rozkoszy fizycznych. Fala oburzenia, która tym razem przekroczyła granice kraju, rozlała się szerokim echem po całym świecie. Głos zabrali komentatorzy życia politycznego. Sama pomówiona wygłosiła oświadczenie prasowe, w którym jednoznacznie odcinała się od kontrowersyjnej gwiazdy pop. Jej tłumaczenia na nic jednak się nie zdały, bowiem żądny prawdy Miron przekazał społeczności internetowej kolejną rewelację: Pani prezydentowa jest w ciąży. Świat zamarł z wrażenia, zaś naprędce nagrany album My love is pobił wszelkie rekordy sprzedaży w siedmiu krajach starego kontynentu. Polski fenomen muzyczny stał się faktem. Niestety, autor obraźliwych słów, nie był w stanie kontynuować kariery, bowiem na skutek przedawkowania substancji niedozwolonych, musiał udać się na odwyk. Nie przeszkodziło to, by cały kraj upajał się największym przebojem My love is pod tytułem miłość jest jedna. Piosenkę tę znał też i Bambi.
- dawaj stary! wrzasnęła blondynka
- jedziemy sapnął Karpatka, po czym krzyknął włączyć miuzik!
Bambi w końcu się poddał. Chwiejąc się, stanął na taborecie i wrzasnął z całych sił do mikrofonu:
miłość jest jedna, jak jedna jest stal
Kocham Cie, bo jesteś jak stal!
Wszystkie osoby znajdujące się w pomieszczeniu oszalały z radości. Już po chwili, długa kolejka z żądaniem przybicia piątki przerodziła się w grupowy szturm na kolejne toasty. Efektem tego , tuż po godzinie 22 Jakub T. był pijany jak bela. Nim to nastąpiło zdążył poznać najnowsze trendy w sztuce oraz pięciokrotnie odśpiewać z tłumem miłość jest jedna. Mimo, iż atmosfera była przednia, po siódmym podejściu do nowego narodowego hymnu, zrozumiał, że nadszedł czas, by kulturalnie wycofać się na mniej eksponowane stanowisko. Nie było to jednak łatwe
- chce mieć z Toba dzieci! krzyknęła pryszczata blondynka uwieszając się na jego szyi
- dobrze rzekł poważnie ale pod jednym warunkiem
Dziewczyna wytrzeszczyła oczy
- wal szepnęła z przejęciem
- musisz wziąć mikrofon i zaśpiewać dla mnie miłość jest jedna
- teraz?
- dokładnie teraz
Blondynka spojrzała na niego i zamrugała oczami
- dobra rzekła z determinacją, po czym natychmiast obróciła się na pięcie i ruszyła w stronę śpiewającego na taborecie Karpatki.
- dawaj! krzyknęła bojowo, wyrywając mu mikrofon. Zaskoczony ekolog zachwiał się i runął na szklany blat stolika z cateringiem. Huk spadającego ciała i odgłos tłuczonego szkła, zelektryzował wszystkich. Wybuchło zamieszanie. Stojący najbliżej podjęli natychmiastową akcję ratunkową. Niestety krępe ciało Karpatki utknęło w drewnianej obręczy. Bambi zrozumiał, że jest to wymarzony moment na ucieczkę. Dla niepoznaki, zdjął ze ściany duży słomkowy kapelusz, nałożył go na głowę a twarz zasłonił leżąca nieopodal łapką na muchy. Przeciskając się przez rozbawiony tłum zaklinał wszystkich bogów opatrzności, by nigdy więcej nie musieć śpiewać. Wydostawszy się z zatłoczonej sali i odetchnął. Z oddali doszły go pierwsze takty Miłość jest jedna śpiewane przez niedoszłą matke jego dzieci. Wzdrygnął się i szybko wszedł do następnego pokoju. Tu otoczenie było diametralnie inne. Pierwsze co zauważył to skóra ogromnego niedźwiedzia rozłożona na podłodze. Po chwili skóra zaszczekała, i merdając ogonem ruszyła ku intruzowi. Jeżeli ktokolwiek widział szarżującego bernardyna, wie co poczuł w tym momencie skromny historyk metodologii. Stało się to czego najbardziej się obawiał. Bernardyn chciał się bawić. Bambi krzyknął i próbując uciekać wpadł na szafę. Tonąc pośród sterty sukienek poczuł jak ląduje na nim wielkie cielsko bernardyna. Rozpoczęła się nierówna walka. Bambi szarpał, gryzł i kopał zaś bernardyn był wniebowzięty. Jego radość sięgnęła zenitu, gdy Jakub uciekając na czworaka, huknął głową w gigantyczny telewizor plazmowy. Przeszczęśliwy bernardyn chwycił go za nogawkę a dudniąca zza ściany muzyka skutecznie zagłuszyły wołanie o pomoc. Bambi zrozumiał, że pozostała mu już tylko honorowa śmierć. Niczym pozbawiona życia gazela, padł na podłogę i zamknął oczy. Ostateczny cios jednak nie nadchodził. Po kilkunastu sekundach oczekiwania na najgorsze, dyskretnie otworzył jedno oko i rozejrzał się po pobojowisku. Bernardyn spał. Historyk zrozumiał, że okrutni bogowie wojny postanowili jednak oszczędzić jego żywot. Odczekawszy jeszcze chwilę, z godnością wyczołgał się za drzwi. Usiadł przy ścianie ciężko westchnął. Jego spodnie były podziurawione jak sito. Krwawa szrama przez pół policzka piekła niczym jad bogini gniewu. Mimo tak dotkliwych strat, poczuł się zdecydowanie lepiej. Nim sie spostrzegł, niebezpieczeństwo nadeszło z drugiej strony.
- to ty! ryknęła pryszczata blondynka
Bambi jęknął żałośnie
- słyszałeś jak śpiewam?
Historyk z rezygnacją pokiwał głową
Blondynka zachichotała
- to może się przejdziemy? zaproponowała, oblewając się rumieńcem
Bambi znieruchomiał po czym bez słowa wskazał palcem drzwi pokoju, z bernardynem
- panie przodem.. rzekł uśmiechając się najmilej jak tylko potrafił
Po chwili biegł korytarzem nie oglądając się za siebie. Musiał wydostać się z tego szalonego miejsca. Minąwszy kilka kondygnacji zatrzymał się skonsternowany. Nazwa dom dla przyczółku, w którym się znajdował była czystym kolokwializmem. Znalazł się w wielkiej sali bez mebli. Cała podłoga i sufit wykonane były z gładkiego czarnego kamienia. Ściany zdobiły misterne wzory powyginane symbole niczym pismo runiczne zdawały się okalać całe pomieszczenie. W głębi dostrzegł dwa naturalnej wielkości posągi. Podszedł bliżej i omal nie krzyknął. Rzeźby przedstawiały dwóch nagich chłopców o twarzach ściągniętych niewyobrażalnym wręcz bólem i strachem. Obaj zasłaniali twarze jakby coś ich oślepiało. Jakub nigdy nie widział tego rodzaju sztuki. Rzeźby wykonane były z przerażającą dokładnością. Dwie postacie niczym zaklęte w kamień ofiary szaleńca krzyczały nie mogąc wydać dźwięku. Patrząc czuł się nieswojo lecz nie potrafił oderwać oczu. Na szczęście nie będąc wielkim koneserem sztuki przypomniał sobie że szuka kuchni. Myśl ta niczym bezpieczne światła lotniska rychło sprowadziła jego podróż ku warownym szańcom pragmatycznej rzeczywistości był głodny. Szybko opuścił dziwaczna salę i skręcił w pierwszy napotkany korytarz. Wybór okazał się trafny. Znalazłszy kuchnie z ukontentowaniem stwierdził że jest ona duża i dobrze zaopatrzona. Nie było tam nikogo poza mruczącym coś do siebie osobnikiem. Cherlawej postury chłopak zajadle walczył z bandażem, który starał się założyć na palec. Wiedziony wrodzonym altruizmem Jakub, postanowił udzielić pomocy. Przedsięwzięcie zakończyło się sukcesem. Obaj postanowili to uczcić.
-Kuba
-Owi
Bambi zrobił zdziwioną minę
- skrót od Owidiusz?
Rozmówca spojrzał na niego smętnie
- lepiej być nie mogło co? rzucił z rezygnacją w głosie, po czym dodał Owidiusz junior Chryzostom Marek Rolicki
- wow..- bąkną skonsternowany Bambi
Po chwili niezręcznej ciszy temat rozmowy zdominował jego wygląd
- Widziałeś mojego psa stwierdził Owi kręcąc głową
Bambi z trudem się uśmiechnął
- urocze stworzenie..
Owi okazał się być gospodarzem przybytku. Siedział w kuchni, bowiem rzuciła go dziewczyna. Stało się to na tej imprezie. Jak tłumaczył, postanowił przyjąć to z godnością i nie hamletyzować - schronił się w cieniu talerzy, gdzie trawił swe cierpienie. W dodatku powziął twarde postanowienie: zamierzał odciąć się od świata i spędzić resztę życia jako zgorzkniały cynik.
- i to dla kogo mnie zostawiła? jęknął dla jakieś pijanej gwiazdy, której zapłaciliśmy kupę kasy za odśpiewanie jednej idiotycznej piosenki
Bambi drgnął
- My love is?...
Owi machnął ręką
- nic mi nie mów.. westchnął - bałwan miał być tu północy. To klient mam and dad
Bambi dyskretnie się rozejrzał
- Twoi rodzice siedzą w show biznesie?
- Nie, dad jest jego psychoterapeutą..
Bambi znacząco pokiwał głową, po czym rzucił na pozór niedbale
- ponoć ktoś śpiewał takie karaoke, no wiesz..
Gospodarz prychnął szyderczo
- daj spokój oni wszyscy są tak pijani że nie odróżniliby słonia od stonogi wiedziałbym gdyby ten kretyn naprawdę tu był. Miał zadzwonić jak będzie mijać skrzyżowanie.
Bambi z trudem przełknął ślinę
- i miał być o północy?
Owi pokiwał głową
- wiem co chcesz mi powiedzieć - odparł rozkładając bezradnie ręce - ponoć jakiś dziad próbował się pod niego podszywać..
Bambi zrobił się blady jak ściana
- ponoć nawet całkiem nieźle śpiewał..- rzekł z trudem
Jego rozmówca wzruszył ramionami
- tą piosenkę nawet pułk czołgistów dobrze by zaśpiewał
Historyk postanowił zmienić temat
- a ta Twoja dziewczyna? To już tak zupełnie pewne że to koniec?..
Owi spochmurniał
- zupełnie syknął godzinę temu wysłała mi sms, że będzie mieć dziecko z tym dyskotekowym pokraką - po czym spojrzał z wyrazem najgłębszej rozpaczy - wyobrażasz sobie podobną rzecz? krzyknął a najgorsze jest to, że ponoć poderwał ja ten dziad co się tu pod niego się podszywał
- szaleństwo.. - wymamrotał Jakub mając wrażenie iż jego nos staje się gigantyczną kolumna Trajana
Owi spojrzał na niego uważnie
- Wiesz, że właściwie to jesteś nawet trochę podobny do My love is ?
Bambi zaśmiał się nerwowo
- nawet nie wiem jak on wygląda..
- ale ja wiem! - Owi wybuchł gromkim płaczem i zalał się łzami
Bambi postanowił ratować co się da
- nie martw się rzekł poklepując nieszczęśnika po plecach tego kwiata na pół świata..
- ale nie takiej! zawył dramatycznie Owi unosząc zasmarkany nos do góry kocham ją!
Historyk za wszelką cenę próbował go pocieszyć
- e no to wróci..
-Twarz Owiego znów przybrała stanowczy wyraz
- ale ja już jej nie chce! zawył wściekle. Po chwili znowu ukrył twarz w dłoniach i zachlipał.
Bambi rozejrzał się bezradnie
- wiesz co? zagadnął napij się co mówiąc podsunął mu butelkę stojącą na lodówce
Gospodarz spojrzał na niego pustym wzrokiem
- masz racje szepnął patetycznie, ja to już tylko umrzeć mogę
Historyk raz jeszcze spróbował się uśmiechnąć
- oj ta, oj tam.. rzekł kordialnie podsuwając mu największego drinka jakiego kiedykolwiek skonstruował.
Owi spojrzał na kubek, po czym jednym haustem opróżnił jego zawartość
Substancja zadziałała niemal natychmiast. Efekt był jednak, co najmniej dyskusyjny Owi po półgodzinnym monologu o śmierci i miłości, znowu się rozpłakał, po czym spadł z krzesła. Bambi zrozumiał, że jeżeli zaraz czegoś nie zrobi, to nigdy już nie wydostanie się z tego szalonego miejsca
- słuchaj zagadnął nie wiesz może gdzie jest wyjście z tego domu?
Owi pokiwał głową
- choć odprowadzę cie rzekł smutno, po czym znów spadłby z krzesła, gdyby nie pomocna dłoń rozmówcy
Po kilku próbach postawienia Owiego na nogi, ruszyli przed siebie. W trakcie dalszej rozmowy okazało się, że Mam Owiego była znanym architektem, a Dad leczył z urazów psychicznych wielkie sławy tego świata. Obecnie, oboje przebywali na wakacjach w Brazylii. Dom zaprojektowali sami a był on tak skomplikowany że nawet sam Owi nie bardzo orientował się w dokładnej topografii pomieszczeń. Dochodziły do tego piwnice oraz ukryte pokoje w których lubował się Owi Senior. Po 10 minutach powolnego marszu, wpadli na wyraźnie poirytowaną dziewczynę.
- nie wiem kto projektował ten dom ale na pewno nie była to kobieta rzekła, znacząco przewracając oczami.
Owi uśmiechnął się cierpko, lecz najwyraźniej nie zamierzał komentować.
Maria, jak się przedstawiła, była studentką II roku Akademii Sztuk pięknych w Tulejowie i zgubiła się w poszukiwaniu łazienki. Jak się dowiedzieli z dalszego potoku jej słów, była egzystencjalistką i kochała Sartrea. Gdy mówiła gestykulowała żywo rękami, dostojnie zarzucając rudą burzą włosów. Jej śliczna piegowata twarz wyrażała krańcowy smutek i wieczny stan artystycznego napięcia. Była jedną z tych osób, które w poszukiwaniu inspiracji walczą o każdy dzień a gdy wreszcie wybuchną zamieszki maszerują w pierwszym szeregu. Jej rewolucyjno intelektualny charakter podkreślał fioletowy beret z różowym pomponem. Pierwszą wybitną cechą Marii była zdolność gubienia się w dużych pomieszczeniach, lub małych miejscowościach. Drugą - fakt iż zawsze znajdował się ktoś kto ją wyratował. Marię można było zostawić samą i bez środków do życia pośrodku wielkiego miasta a ona i tak zawsze wracała objuczona tuzinem przyjaciół. Jej beztroska umiejętność gubienia się i odnajdowania dzięki nowo poznanym osobom, zasługiwała na miano nowej konkurencji olimpijskiej. Sama Maria niewiele na ten temat miała jednak do powiedzenia, bowiem jej głowę zaprzątały sprawy o wiele ważniejsze: pokuj na świecie, ekologia i prawa kobiet. Była już całkiem doświadczona działaczką: raz zorganizowała akcję zamazywania szowinistycznych plakatów, lecz nie zaliczyła tego do udanych przedsięwzięć. Przyczyną była niska frekwencja uczestników . Na skutek dezinformacji społeczeństwa przez media w akcji wzięły udział tylko dwie osoby: ona i jej koleżanka z akademika. Pomimo to, Maria nie ustawała w poszukiwaniu swej artystycznej drogi. Ostatnim hitem była nauka gry na gitarze. Muzyczna edukacja trwała 3 tygodnie i była na tyle skuteczna że Maria została przyjęta do zespołu. Band o dumnej nazwie Psychodeliczni Skauci miał grać właśnie na tej na imprezie. Niestety tradycji stało się zadość i Maria się zgubiła. Występ za godzinę a ona ugrzęzła w poszukiwaniu łazienki. Tu jednak teoria względności znów zadziała. Dwóch malkontentów z których jeden teoretycznie znał drogę a drugi wyglądał jak poszarpany przez panterę obrońca przyrody, było niczym znak od wszechświata
- przyznaj się rzekła uśmiechając się do obszarpańca to ty jesteś My love is?
Kuba zrozumiał ze musi się mocniej upić lub uciec. Postanowił za wszelką cenę skierować rozmowę na nowe tory
- to może obejrzymy te dziwne rzeźby? zagadnął
Maria wyprężyła się niczym wilczyca słysząca zew polującego stada
- jakie rzeźby?
- No takie tam dziwaczne
Nie minęło kilka minut a cała trójka stała przy posążkach.
- intrygujące wyszeptała zachwycona dziewczyna
Owi z zakłopotaniem podrapał się po głowie
- no, to kącik mam and dad, oni tu nie pozwalają mi się kręcić, tu nie wolno wchodzić
Nie zważając na jego słowa Maria ruszyła ku posągom.
- Absolutnie frapujące - rzekła dotykając posagów - tu jest coś napisane dodała wskazując na podłogę
Wszyscy spojrzeli w dół. Stali w okręgu wielkiego na całą salę pentagramu pokrytego złotymi symbolami
Bambi ze zdziwieniem skonsternował, że wcześniej tego nie zauważył
- wygląda jak pismo celtyckie zadumał się
Wzrok Marii spoczął na poszarpanym przez pantere
- skąd wiesz?
Jestem historykiem odrzekł, po czym dumnie się wyprostował jestem doktorantem
- potrafisz coś z tego zrozumieć? głos studentki był niewzruszony.
Bambi wykonał gest jakby chciał coś powiedzieć, po czym niepewnie zamachał dłonią
- no właściwie to jestem metodologiem, trudno tu coś tego no wiecie..
Dziewczyna z zrozumieniem pokiwała głową
- spoko, ja też nie mam zielonego pojęcia o co chodzi wykładowcom
Owi zrobił się niespokojny
- lepiej stąd spadajmy, mowie wam
Maria dydaktycznie pokręciła głową
- mówisz jak mój znajomy który wszystkim wyjada słodycze w akademiku
Owi spojrzał zmieszany na kompana
- nie patrz na mnie żachnął się Bambi ty ją znalazłeś, ja chciałem tylko stąd wyjść zamierzał jeszcze coś dodać lecz karzący wzrok studentki natychmiast go uciszył
- dlaczego mężczyźni dziś są tacy infantylni? rzekła, rozkładając ręce czy żaden z was nie mógłby choć przez chwile poudawać Humpreya Bogharta?
- Hampreyowi ponoć brzydko pachniało z ust zaoponował Owi, po czym dodał z powagą - i beznadziejnie całował..
Bambi nie mógł się powstrzymać i parsknął śmiechem. Mina Marii nie wyrażała niczego poza krańcową rozpaczą nad definitywnym upadkiem gatunku męskiego. Najwyraźniej Owi jako jeden z nielicznych posiadł moc jej wyzwalania. Bambiemu przyszło na myśl że ta dwójka byłaby świetną parą. Nagle oczyma wyobraźni zobaczył Owiego zasłaniającego się przed latającymi farbami i feministycznymi pismami. Jego wrodzony zmysł imaginacji dostrzegł rewolucyjnie szamoczącą się Marię w spokojnych, pełnych miłości, drewnianych ramionach Owiego. Mogliby być naprawdę szczęśliwi ona produkująca tomiki z niezależną poezją, on dostojnie przewracający się na skórce od banana.
- powinniście ze sobą kręcić chlapnął mimowolnie i od razu tego pożałował
Po chwili ciszy głos zabrała Maria
- zdecydowanie wole mojego Humpreja rzekła rumieniąc się i ciskając iskry oczami. By podkreślić wagę swych słów dumnie odmaszerowała w przeciwnym kierunku. Po chwili jednak wróciła i raz jeszcze spojrzała gniewnie na obu nieudaczników.
Bambi desperacko postanowił ratować sytuację
- a słyszeliście o zagrożonym gatunku nosorożca sumatrzańskiego?
Zdziwione spojrzenia skupiły się na jego wymiętoszonej postaci.
- Nosorożec sumatrzański? Owi zdawał się być u kresu wytrzymałości psychicznej
Maria otworzyła usta i najwyraźniej zamierzała coś powiedzieć lecz urwała gdy jej noga zahaczyła o jakąś wypustkę na podłodze -a co to takiego? szepnęła zdziwiona
Jej drobny bucik stykał się z czarną, wypukłą pieczęcią. Kamień był wielkości pięści i nieznacznie wystawał ponad podłogę. Maria powoli wyciągnęła rękę i dotknęła obiektu
- można tym obracać rzekła jakby sama do siebie po czym wykonała kilka gwałtownych ruchów ręką.
- Lepiej bym tego- Owi nie zdołał dokończyć gdy salą zatrzęsło a po ścianach przetoczył się głuchy pomruk. Wszyscy upadli na podłogę.
Po chwili z bocznej ściany wysunęła się ukryta szuflada. Spoczywała na niej gruba zakurzona księga. Bambi mimo panującego półmroku z daleka zaważył że musiał to być niezwykle stary egzemplarz. Gdy wszyscy podeszli bliżej jego podejrzenia potwierdziły się. Księga koloru czarnego oprawiona była w grubą skórę. Czerwony symbol pentagramu na okładce nie wróżył nic dobrego. Delikatnie ją otworzył. Gdy odczytał napis na stronie tytułowej poczuł jak cierpnie mu skóra. Bambi nie był typem tchórza choć nie raz dla dobra sprawy wolał negocjować. Niewiele było sytuacji kiedy naprawdę się czegoś bał. Zwykle był na to zbyt rozbawiony lub zbyt pijany. Teraz jednak poczuł że statystyki znacznie skoczą w górę. Znał ten tytuł. Jego furkocząca niczym ryba wyrzucona na brzeg pamięć popłynęła ku seminarium ze średniowiecznej demonologii. Jako student zawsze interesował się mroczną stroną religii. De diabolica rerum słynna związana z wyklętym przez kościół i spalonym na stosie Albiusem z Tarnu w roku 1352. Księga która według wszystkich znawców została zniszczona rok po śmierci alchemika.
- co tam wyczytałeś? - Maria wysunęła głowę zza jego ramienia i przerzuciła kilka pożółkłych stronic patrzcie rzekła z uśmiechem - jaka śliczna purpurowa kaligrafia
Cała trójka spojrzała tam gdzie wskazywał palec dziewczyny.
- Ad diabulicus immam ex repetitio lucifera vivente.. przeczytała zgrabnie - ad pulchram mortis deus servam..
Maria przestań przerwał jej Bambi to dziwne..
- Właśnie dodał Owi lepiej stąd spadajmy..
Jego słowa zdały się być prorocze bowiem nagle oblał ich gorący podmuch. Księga zafalowała i eksplodowała ognistą smugą. Sale rozświetlił złoty blask. Rozległ się głośny gwizd. Maria upadła na plecy po czym nagle szarpnęło ją do góry. Po chwili lewitowała na wysokości trzech metrów próbując ugasić płonącą grzywkę
- ratunku! wrzasnęła
Bambi skoczył na równe nogi. Dopiero teraz zauważył że jego włosy również stoją w płomieniach. W tym samym momencie poczuł świdrujący ból w prawej kostce. Próbując gasić nadpalone włosy ze zdziwieniem skonstatował że kopniaka wymierzył mu z jeden posążków. Było to absolutnie niezwykłe - posążki nie tylko ożyły lecz również przejawiały wyraźnie niechętną postawę. Co więcej dysponowały imponującą siłą. Świadczyła o tym jego spuchnięta kostka. Grozę potęgował fakt iż była to ta sama noga którą tak bardzo upodobał sobie Leon. Umysł Bambiego pracował na najwyższych obrotach. Oto na jego oczach dział się cud: lewitująca studentka ASP oraz biegające statuetki z kamienia stanowiły poważny przyczynek do zmiany stanowiska w kwestiach metafizyki. Niczym przez mgłę usłyszał głos Owiego, który stwierdzał że:
a. Ona lata
b. One żyją
c. chwyć do cholery ten duży świecznik
Był to moment olśnienia. Rozpędzone neurony zderzyły się w finalnym wniosku. Niczym rozjuszony kuguar odepchnął od siebie wroga i skoczył w kierunku leżącego na podłodze świecznika. Nie tracąc czasu uniósł go i machnął na oślep. Cios zmiótł głowę nadbiegającej maszkary. Posążek stanął w miejscu jakby zastanawiał się dokąd teraz. Po chwili konsternacji najwyraźniej wybrał ucieczkę, bo ruszył ku drzwiom. Bambi spojrzał w druga stronę, gdzie Owi z poświęceniem zmykał przed ciosami drugiej ożywionej postuły. Była to taktyka niezła ,choć zdradzająca pewne niedociągnięcia, takich jak: brak skoordynowanego planu, nadmierny hałas, finezyjnie rozwiązane sznurówki w lewym bucie. Bambi postanowił interweniować
- łap świecznik krzyknął
Broń poszybowała do rąk kompana a starcie diametralnie zmieniło przebieg. Teraz to Owi gonił za posążkiem, ten zaś uciekał hałasując. Gospodarz przeżywał chwile chwały - niczym nordycki berserker siekł i rąbał na boki. Szczęście jednak mu nie sprzyjało bowiem po chwili potknął się o rzeczną sznurówkę. Posążek odwrócił się i złośliwie zachichotał. Był to jednak jego ostatni uśmiech, bowiem w tym samym momencie wbiegł prosto na ścianę. Łoskot pękającego kamienia zlał się z odgłosem upadającego na ziemie świecznika. Bambi podbiegł do Owiego
- jesteś cały?
- Tak, ale od jutra nosze tylko sandały - jęknął tamten
Po chwili stali już pod wywijającą nogami Marią
Musimy zgasić księgę krzyknął Owi
Nie czekając na reakcje kompana wybiegł na korytarz i wrócił trzymając gaśnicę.
- wal w księgę a ja spróbuje ją złapać zakomenderował wskazując na Marię.
Bambi nie był pewien czy chce lać pianę strażacką na trzynastowieczny zabytek. Przez głowę przemknęła mu myśl, co by było gdyby jako pierwszy na świecie opracował ten zaginiony dokument. Rozgłos w środowisku uniwersyteckim byłby niezaprzeczalny. Niestety nie miał zbyt wiele czasu na rozważania.
- teraz! - krzyknął Owi
Bambi ze smutkiem nacisnął spust. Piana zalała płomień wydobywający się z księgi. Przejmujący świst i oślepiające światło znikły w tym samym momencie. Płonący pentagram i okalające go symbole również zgasły. Maria wykrztusiwszy ze swej piersi pełne pasji Jezu z hukiem padła prosto w ramiona Owiego. Oboje przewrócili się na podłogę. Bambi podbiegł do księgi i z ulgą zauważył że jest ona nie naruszona. Utracona wizja wielkiej kariery ożyła na nowo. Nie trwało to długo gdyż w tej samej chwili poczuł na głowie ciężar świecznika. Gdy osunął się na podłogę zza jego pleców wybiegł bezgłowy posążek. Chwile postał jakby się wahał pomiędzy zemstą na oprawcy a kolejnym zadaniem. Wreszcie rozsądek zwyciężył - posążek odrzucił świecznik i chwytając księgę wybiegł z sali. Gdyby tylko mógł chichotać zwycięsko, uczynił by to właśnie wtedy. Niestety brak głowy uniemożliwiał mu to. Przyzwyczaił się zresztą do milczenia bowiem ludzie i tak nigdy nie zwracają uwagi na symbolikę małych posążków. Zawsze jednak doceniał ją PAN...
...
dalej jest o tych biednych synach Walhalli i egzorcyście ;)
lubię Skandynawię, gangi motorowe:), Mortena również od razu skojarzyłam z A-HA:),co do kleru mam podobne odczucia, jak autor:) początkowo myślałam, ze to jakaś baśń będzie (a nie przepadam za wiedźminami...) a tu proszę - taki miły zaskok - zabawna opwiastka :)
https://www.google.pl/webhp?sourceid=chrome-instant&ion=1&espv=2&es_th=1&ie=UTF-8#q=take%20on%20me
https://www.google.pl/webhp?sourceid=chrome-instant&ion=1&espv=2&es_th=1&ie=UTF-8#q=take%20on%20me