Moje dwuletnie dziecko trafiło na oddział otolaryngologii w niedzielę z podejrzeniem pęknięcia płatu czołowego czaszki,krwawieniem z uszka co jak się samo nasuwa mogło też dojść do uszkodzeń mózgu synka.Niestety w niedzielę odesłano mnie do domu z kwitkiem ponieważ zlecono tomografię a synek nie był na czczo(ze względu na wiek dziecka zalecono narkozę) i kazano wrócić w poniedziałek na to badanie,gdy się tam zjawiłam o 8 rano(zaznaczam,że mieszkam daleko od Gdańska więc z mojej miejscowości wyjechałam już przed 5 rano)Pani,,doktor,,oddziału otolaryngologii oznajmiła mi,że nie jest możliwe badanie,ponieważ nie ma anestezjologa a badanie jednak wykonają we wtorek,więc jako matka uprzejmości zostawiłam już na boku.Obsługa szpitala ignorowała mnie gdy zażądałam wyjaśnień szczególnie kierownik tegoż oddziału.Jedyną osobą,która nie zbagatelizowała stanu mojego synka była PANI DOKTOR z chirurgii dziecięcej DZIĘKUJĘ,to była jedyna osoba w całym tym szałasie,bo nie można nazwać tego szpitalem która widziała w moich oczach rozpaczliwe błaganie o ratunek dla mojego synka.Wspomnę przy okazji o babie z rentgena,którą powinno zamknąć się w klatce ponieważ jest zbyt porywcza.