Widok
po wizycie na ostrym dyżurze na Zaspie
Wczoraj miałam mały wypadek w domu. Drzwi od szafki zleciały mi na łeb i rozcięły mi głowę na 4 cm. Pojechaliśmy do szpitala na Zaspie. Okazało się że rozcięcie nie jest aż tak głębokie by szyć, że lepiej założyć plasterki spinające skórę. Niestety w szpitalu dawno się skończyły więc chcieli założyć szef..rozcięcie jest połowicznie na czole więc by blizna była jak najmniejsza plasterek byłby lepszy. Mąż był ze mną więc pojechał do apteki i kupił. Wiem że to nie wina lekarzy ale było im trochę głupio że mają braki w magazynie. Mam nadzieję że przy porodzie niczego nie zabraknie. Jeśli chodzi o lekarzy to wszyscy mili ale dopiero po powrocie do domu uświadomiłam sobie że nikt nie obejrzał mnie dokładnie. Zajęli się tylko tą raną na czole. W domu, jak już oszołomienie minęło poprosiłam teściową by obmyła mi głowę z krwi i sprawdziła czy nie mam innych ran na głowie bo mnie bołało w jeszcze jednym miejscu. Miałam tam jeszcze jedno otarcie. Dobrze że tylko. Cóż...mam nadzieję że przy porodzie lekarze wykażą się większą troską...Gdy mąż na mnie czekał w korytarzu to mówił że widział parkę , dziewczyna w wysoko zaawansowanej ciąży kroczyła spokojnie a obok niej szedł oszołomiony chłopak niosąc torbę...wychodzili więc podejrzewam że mieli fałszywy alarm. Zabawne jak faceci potrafią być przejęci a my na pełnym luzie. Mój mąż w sumie wczoraj się spisał ale dostrzegłam przerażenie w jego oczach jak mnie zobaczył z zakrwawioną twarzą. No i samochod mu zgasł ze 2 razy po drodze...bidul musiał się naprawdę zestresować..a ja luzik...chyba z szoku.