Odpowiadasz na:

Niech pan teraz poczyta inna opinię na temat tego pana:
trusa90
Użytkownik zweryfikowany
9 sierpnia 2019 Lokalizacja: W innym miejscu

Wizyta w Gdyni. Wizyta płatna.... rozwiń

Niech pan teraz poczyta inna opinię na temat tego pana:
trusa90
Użytkownik zweryfikowany
9 sierpnia 2019 Lokalizacja: W innym miejscu

Wizyta w Gdyni. Wizyta płatna. Rozdział I: brak oznaczenia gabinetu. Na budynku brak jakiegokolwiek oznaczenia gabinetu, a w budynku są 2 wejścia, więc już na starcie trzeba grać w zgadul-zgadula. W samym budynku na tablicy informacyjnej, w której jest sekcja: "Gabinety prywatne", brak plakietki z oznaczeniem gabinetu. A więc znowu bardzo mylące, bo jak na tablicy informacyjnej nie ma gabinetu, to go pewnie nie ma? A jest. Tyle, że trzeba zapytać pielęgniarki NFZu albo błądzić po piętrach i szukać. Przed samymi drzwiami jest reklama gabinetu, ale bez nazwiska, a ja się umawiałam na znanylekarz.pl do konkretnej osoby, a nie gabinetu, także fajnie byłoby mieć pewność, że idę do osoby, do której się umówiłam. Co to zresztą za problem oznaczyć gabinet swoim imieniem i nazwiskiem? Rozdział II: spóźnienie.
Pan Marcin Rosadziński (dalej: pan M.R) spóźnił się 10 minut. Gdy wchodził do gabinetu i mnie mijał, zero jakiegokolwiek wyjaśnienia, że mnie zaraz przyjmie, nawiązanie jakiegoś kontaktu - tylko zamknięcie drzwi przed nosem. A potem otworzenie tych drzwi i zza tych drzwi oschły komunikat "proszę". Tak jakby nie można było być bardziej uprzejmym i wychylić głowę zza tych drzwi. W końcu nie byłam na wizycie na NFZ. Rozdział III: zachowanie/atmosfera. W gabinecie panowała atmosfera pośpiechu. Tak jakbym przyszła na 5 minut przed północą, a nie na umówioną wizytę. Pytania zadawane pośpiesznie, byle do odhaczenia, a nie nawiązania dialogu. W międzyczasie pan Marcin Rosadziński sprawdzał facebooka w swoim telefonie, co tylko pogłębiało wrażenie pośpiechu, braku skupienia i nieobecności. Do tego jeszcze w mojej obecności odebrał telefon - w czasie, za który płacę. Po wywiadzie przeszłam do pomieszczenia, w którym miałam czekać na badanie. W tym czasie pan M.R znowu zagłębiał się w świecie swojego telefonu. Rozumiem, że "dostałam" czas na zdjęcie bluzki do badania, ale to trwa 30 sekund, a nie parę minut. Pan M.R zbadał mnie, a następnie prosił o położenie się na stole rehabilitacyjnym, po czym szybko wrócił do biurka, zapewne aby znowu coś sprawdzać w telefonie. Nadmienię, że pierwszy raz zetknęłam się z sytuacją, w której to ja musiałam przygotowywać sobie sama stół - tzn. musiałam sama rozwinąć jednorazowy papier. Niby mała robota, ale powinien to uczynić "gospodarz" spotkania, w końcu za to spotkanie płacę, tak? W efekcie poczułam, że płacę tutaj za to, że jestem i przeszkadzam, a w dodatku sama muszę przygotowywać sobie stanowisko. Rozdział IV: diagnoza plus plan leczenia. Gdy wróciliśmy do stolika, pan Marcin Rosadziński potwierdził diagnozę, którą mu wcześniej przekazałam od innego lekarza. Sypał terminami medycznymi, obojętnie mówiąc o tym, a przy tym budując nastrój pogrzebowy. Serio, trochę empatii by się przydało. Gdybym ja była specjalistą, wypowiadała się o stanie zdrowia pacjenta i widziała jego przerażenie - starałabym się obniżyć jego stres, a nie widząc jego powiększającego się oczy z przerażenia, dalej podkręcała jego stan. Czułam jak moje oczy automatycznie robią się coraz większe, gdy słuchałam o swoim zdrowiu, a z drugiej strony zetknęłam się z obojętnym człowiekiem, który nie wygląda na takiego, który chce budować przyjazną i emaptyczną relację z pacjentem. A przecież w procesie leczenia atmosfera i relacja pacjent-specjalista/lekarz jest bardzo ważna. Siedząc na krześle i słuchając zastanawialam się czy mam ochotę na kolejną wizytę w tym miejscu. Pan M.R zaproponował 10 spotkań pod rząd, nie licząc weekendów, płatne 1000 zł na pierwszym spotkaniu. Nie rozumiem tego rozwiązania, na logikę powinno się płacić za wykonaną usługę - zwłaszcza przy fizjoterapii - a nie z góry za nie wiadomo jaki końcowy efekt. Rozdział V: cena.
Za niecałe 20 minut spotkania (wg rozkładu to powinno być 30 minut) musiałam zapłacić 100 zł. Zapłaciłam za dotknięcie mojej szyi i spojrzenie na kręgosłup oraz wpisanie moich danych do laptopa. Nie otrzymałam za tę kwotę nic, oprócz obietnicy, że za 1000 zł bólu się pozbędę. Po spotkaniu zostaję w poczuciu, że cena jest nieadekwatna do wykonanej usługi, a nawet więcej: w moim odczuciu nieetyczna. Rozdział VI: podsumowanie.
Idąc do specjalisty - zwłaszcza prywatnie! - oczekuję jego pełnego zaangażowania, wiedzy, chęci do budowania relacji z pacjentem, uprzejmości, empatii i kultury osobistej. Idąc do specjalisty chcę mu zaufać, chcę mieć poczucie, że jestem w dobrych rękach. Niestety, ale pan M.R nie spełnił żadnego z moich kryteriów, nie wzbudził mojego zaufania.

zobacz wątek
4 lata temu
~Jacek Chajęcki

Odpowiedź

Autor

Polityka prywatności
do góry