Widok
Popieram Halewicza. Nie kochasz go i uznajesz ten związek za toksyczny - w tych dwóch przypadkach nie ma o czym rozmawiać.
Nie widzę też powodu by zrzucać winę na drugą stronę, że ona jest niereformowalna i nie przyjmuje żadnych argumentów. Nie ma miłości, to nic więcej nie jest potrzebne by to skończyć.
Szukanie sobie kochanka nie jest rozwiązaniem, a tym bardziej okłamywanie siebie nazywając go przyjacielem:P
Nie widzę też powodu by zrzucać winę na drugą stronę, że ona jest niereformowalna i nie przyjmuje żadnych argumentów. Nie ma miłości, to nic więcej nie jest potrzebne by to skończyć.
Szukanie sobie kochanka nie jest rozwiązaniem, a tym bardziej okłamywanie siebie nazywając go przyjacielem:P
"Zrozumiał, że nie tylko był jej bliski, ale nie wiedział gdzie on się kończy, a ona zaczyna"
Jeśli znajdziesz kochanka/przyjaciela, będziesz oszukiwała siebie i swojego partnera. To da ci jakiś wentyl, żeby trwać w niby-związku, który prawdopodobnie i tak się zakończy, jeśli wyjdzie na jaw Twój romans lub jeśli stwierdzisz, że z tym przyjacielem jest Ci lepiej.
Pewnie boisz się zakończyć długoletni związek, ale nie pozwól, żeby to los podjął za Ciebie decyzję. Lepiej jest samemu, świadomie podejmować życiowe decyzje.
Pewnie boisz się zakończyć długoletni związek, ale nie pozwól, żeby to los podjął za Ciebie decyzję. Lepiej jest samemu, świadomie podejmować życiowe decyzje.
No i proszę... czy miłość istnieje? czy szczęście z drugą osobą isnieje? czy wszystko jest tylko na czas?? i po co się żenić skoro sami widzicie co się dzieje.. Dużo teraz jest takich zwiążków, że kobiety żenią się bo facet ma kase jest fajnie.. ale póżniej to wszytsko przemija.. robi się nudne i nie kolorowe... Nie wiem jak to jest z wami kobietami... Ma męża a już chce szukać innego na boku :(
kwiatuszek: a czego Ty oczekujesz od przyjaciela w swojej sytuacji? Pogłaskania po głowie, przytulenia, usłyszenia, że Ci współczuje? To może zrobić przyjaciółka. Piszesz: jestem nieszczęśliwa, mam się rozwieść czy znaleźć przyjaciela? Przeczytałaś? Każdemu ten przyjaciel skojarzy się z kochankiem.
Niech wszyscy, którzy źle mi życzą, pocałują mnie w d*pę.
Ech... Ty to rzeczywiście w miłości szczęścia to nie masz:D
Aż wstyd się przyznać, ale ja to dwa razy byłem po tej drugiej stronie, chociaż nieświadomie:P
I dwa razy byłem pocieszany tuż po zakończeniu związku:))))
Przyjaźnie męsko-damskie na pewno nie istnieją, w tej kwestii muszę się z Tobą zgodzić.
Aż wstyd się przyznać, ale ja to dwa razy byłem po tej drugiej stronie, chociaż nieświadomie:P
I dwa razy byłem pocieszany tuż po zakończeniu związku:))))
Przyjaźnie męsko-damskie na pewno nie istnieją, w tej kwestii muszę się z Tobą zgodzić.
"Zrozumiał, że nie tylko był jej bliski, ale nie wiedział gdzie on się kończy, a ona zaczyna"
Istnieją. Ja mam kumpli, którzy nie podobają mi się jako faceci. Są przystojni, inteligentni, ale nie w moim typie. Nie rozumiem, czy jak się ma faceta obok siebie, to zawsze trzeba myśleć o seksie? Myślę, że problem tkwi w samodyscyplinie. Jeżeli życie prywatne się sypie, to trzeba przespać się z kumplem albo pierwszym lepszym facetem, który proponuje wejście do łóżka? W jakim celu? Dowartościować się, odreagować stres? Bez sensu. Jeżeli zna się wartościowych ludzi, to należy to szanować. Piszę tu o starych relacjach. Autorka wątku nie przekonała mnie, że szuka kumpla. Nie jest to tylko moja opinia.
Niech wszyscy, którzy źle mi życzą, pocałują mnie w d*pę.
Adam: niech robią, co chcą. Ja mogę tylko powiedzieć, że dwóch kumpli okazało mi serce w trudnych chwilach, byli wsparciem i zawsze zachowywali się z klasą. Czasem wystarczy drobny gest, chwila rozmowy, gdy coś się dzieje. Jest lżej. Takie relacje się pielęgnuje. Mało jest ludzi, których stać na bezinteresowne poświęcenie czasu, wysłuchanie kogoś, rozmowę czy wspólne wyjście. Ja doświadczyłam tego również od mężczyzn. Koleżeńskie relacje są dla mnie świętością, szanuję je i nigdy nie brukam tego wchodzeniem do łóżka. Ważne jest, aby na kumpla czy kumpelę wybrać osobę, która szanuje przyjęte zasady. Gdybym była inna, gdybym chciała się pocieszyć wejściem z kimś do łóżka, wybrałabym przystojnego singla, ale nigdy nie tknęłabym kumpla.
Niech wszyscy, którzy źle mi życzą, pocałują mnie w d*pę.
Powtórzę co napisał Adam, kumpel to nie przyjaciel. Nawet jak ci w czymś pomogą czy okażą wsparcie to jest większy dystans pomiędzy wami. Przyjaciel to ktoś komu się zwierzasz z najgłębszych sekretów, zdradzasz mu swoje mroczne tajemnice, rozmawiasz z nim codziennie i ciągnie cię do niego (czujesz potrzebę spędzania z nim czasu).
Przyjaciel płci przeciwnej to jak partner, tylko bez seksu... do momentu gdy ten seks się pojawia:D
W przyjaźni musi być pewien rodzaj miłości, dwie osoby muszą być swoimi bratnimi duszami.
Inaczej jest to tylko jakaś forma koleżeństwa.
I będąc samemu, pod wpływem alkoholu lub mając doła, łatwo dojść do wniosku że w tym przyjacielu moglibyśmy znaleźć większe pocieszenie i radość niż to które mamy obecnie.
Bez któregoś z tych trzech czynników też możemy do tego dojść, ale wtedy staramy się tak nie myśleć bo ogranicza nas strach. Boimy się że może nic z tego nie wyjść a przyjaźń się popsuje.
Najlepsze związku budowane są na fundamencie przyjaźni. A jak ktoś jest w związku, to jego partner powinien być najlepszym przyjacielem (i innego szukać sobie nie powinien).
Przyjaciel płci przeciwnej to jak partner, tylko bez seksu... do momentu gdy ten seks się pojawia:D
W przyjaźni musi być pewien rodzaj miłości, dwie osoby muszą być swoimi bratnimi duszami.
Inaczej jest to tylko jakaś forma koleżeństwa.
I będąc samemu, pod wpływem alkoholu lub mając doła, łatwo dojść do wniosku że w tym przyjacielu moglibyśmy znaleźć większe pocieszenie i radość niż to które mamy obecnie.
Bez któregoś z tych trzech czynników też możemy do tego dojść, ale wtedy staramy się tak nie myśleć bo ogranicza nas strach. Boimy się że może nic z tego nie wyjść a przyjaźń się popsuje.
Najlepsze związku budowane są na fundamencie przyjaźni. A jak ktoś jest w związku, to jego partner powinien być najlepszym przyjacielem (i innego szukać sobie nie powinien).
"Zrozumiał, że nie tylko był jej bliski, ale nie wiedział gdzie on się kończy, a ona zaczyna"
@Anty: nie mam potrzeby zwierzania się ze wszystkiego. Mroczne sekrety, tajemnice..Od tego jest notatnik w kompie. Po co obciążać osoby, na których mi zależy? Słowo przyjaciel rozumiesz jako silną więź uczuciową..ok. Tylko nie rozumiem jednej rzeczy: siedzisz przy piwie z przyjaciółką/w Twojej hierarchii wartości/, masz doła, wypiłeś trochę więcej i przychodzi Ci do głowy, aby z nią wylądować w łóżku? A co potem? Próby bycia parą, zerwanie znajomości czy kontynuacja relacji, która już nigdy nie będzie taka sama?
Niech wszyscy, którzy źle mi życzą, pocałują mnie w d*pę.
Nie, to jedno zdanie to w każdym wyrazie zawiera przeciwieństwo mnie.
1. Doła nie miałem od lat.
2. Nie zapijam doła alkoholem, wolę rozmyślanie lub sen.
3. Jak piłem mając zły nastrój to w samotności, nie po to by zapomnieć, ale by mieć kaca.
4. Mając doła, lub chociaż zły humor, unikam ludzi. Drażnią mnie i przeszkadzają rozmyślać nad przyczyną złego humoru.
5. Unikam podejmowania decyzji o pierwszym zbliżeniu z daną kobietą pod wpływem alkoholu. Mam taki hamulec bezpieczeństwa:P
Każda sytuacja jest inna. Patrząc na przeszłość mogę Cię zapewnić że każdy mój seks z przyjaciółką lub koleżanką wynikał ze świadomej decyzji podjętej w rozmowie. Oboje tego chcieliśmy i nie spowodowało to żadnych negatywnych konsekwencji dla naszych relacji. Ja nigdy nie żałowałem:)
Nie wierzę jednak w aseksualną przyjaźń męsko-damską, więc na bliższe relacje z kobietami pozwalam sobie tylko będąc samemu.
Nie jestem typem towarzyskim który do szczęścia potrzebuje mnóstwa ludzi w koło, a jego znajomości cechuje ilość a nie jakość.
Mając dziewczynę nie poznaje nowych kobiet i unikam spotykania się z kobietami sam na sam. W ten sposób unikam tego by mnie jakaś kobieta oczarowała i by mi przyszły do głowy jakieś głupie myśli;)
W mojej hierarchii wartości jest:
Znajomość - koleżeństwo - przyjaźń - związek.
Gdybym miał zaryzykować przyjaźń dla związku, to bym to zrobił, bo uważam że taki rodzaj relacji ma większą wartość.
Szansa jest zawsze 50/50 - uda się lub nie. Ale jeśli przyjaźń się udaje, to związek ma większą szansę niż z przypadkową osobą z którą chce się budować związek sugerując się szeregiem randek (na których ludzie zazwyczaj starają się pokazać z najlepszej strony).
1. Doła nie miałem od lat.
2. Nie zapijam doła alkoholem, wolę rozmyślanie lub sen.
3. Jak piłem mając zły nastrój to w samotności, nie po to by zapomnieć, ale by mieć kaca.
4. Mając doła, lub chociaż zły humor, unikam ludzi. Drażnią mnie i przeszkadzają rozmyślać nad przyczyną złego humoru.
5. Unikam podejmowania decyzji o pierwszym zbliżeniu z daną kobietą pod wpływem alkoholu. Mam taki hamulec bezpieczeństwa:P
Każda sytuacja jest inna. Patrząc na przeszłość mogę Cię zapewnić że każdy mój seks z przyjaciółką lub koleżanką wynikał ze świadomej decyzji podjętej w rozmowie. Oboje tego chcieliśmy i nie spowodowało to żadnych negatywnych konsekwencji dla naszych relacji. Ja nigdy nie żałowałem:)
Nie wierzę jednak w aseksualną przyjaźń męsko-damską, więc na bliższe relacje z kobietami pozwalam sobie tylko będąc samemu.
Nie jestem typem towarzyskim który do szczęścia potrzebuje mnóstwa ludzi w koło, a jego znajomości cechuje ilość a nie jakość.
Mając dziewczynę nie poznaje nowych kobiet i unikam spotykania się z kobietami sam na sam. W ten sposób unikam tego by mnie jakaś kobieta oczarowała i by mi przyszły do głowy jakieś głupie myśli;)
W mojej hierarchii wartości jest:
Znajomość - koleżeństwo - przyjaźń - związek.
Gdybym miał zaryzykować przyjaźń dla związku, to bym to zrobił, bo uważam że taki rodzaj relacji ma większą wartość.
Szansa jest zawsze 50/50 - uda się lub nie. Ale jeśli przyjaźń się udaje, to związek ma większą szansę niż z przypadkową osobą z którą chce się budować związek sugerując się szeregiem randek (na których ludzie zazwyczaj starają się pokazać z najlepszej strony).
"Zrozumiał, że nie tylko był jej bliski, ale nie wiedział gdzie on się kończy, a ona zaczyna"
well ..mam ten sam problem.. i ... romans.. nie rozwiązał go.. pokazał mi jeszcze mocnieij braki w moim związku ..ale się skonczył.. a na inny nie mam jak na razie ochoty.. przyjaciele ... męscy .. po kolei próbowali się wtrynić do łózka - to ze mi sie nie podobali spowodowalo ze nie dotarli tam gdzie chcieli.. baby.. radzą mi go zostawić .. efekt .. jestem dla dzieci.. a zycie mija ... nie wiem co Ci poradzic .. jesli nie masz dzieci lub masz juz duze to uciekaj i zyj .. bo wiem ze zycie moze byc piekne i kolorowe.. licze ze moje jeszcze kiedys bedzie :) pozdr. -daj znac jak wymyslisz dobre rozwiazanie :))
Jeśli mogę wyrazić swoją opinię, to uważam że samotność wynika z nas samych. To my wybieramy sobie osobę, z którą jesteśmy i my powinniśmy się starać, żeby było nam dobrze z tą osobą, jeśli tak nie jest to widocznie źle wybrałaś, lub widocznie przestało ci zależeć...
Nowa relacja na jakiś czas coś zmieni a potem znowu pojawią się te same problemos.
Nasze życie więc zależy od nas samych:D
Nowa relacja na jakiś czas coś zmieni a potem znowu pojawią się te same problemos.
Nasze życie więc zależy od nas samych:D
wedlug mnie, jedna z wiekszych glupot jest byc z kims, poniewaz sa dzieci
usprawiedliwianie wlasnego lenistwa, niecheci podjecia decyzji
zrzucone na karb niewinnej osoby
a dziecko uczy sie przeciez od rodzicow wszelkich aspektow zycia
w tym konkretnym przypadku uczy sie, aby jego zycie nie bylo wazne
aby nie liczyly sie uczucia i jakos tam pojete szczescie
a zwykly konformizm, przy jednoczesnym kreowaniu sie na winkelrieda
"moglabym byc tak szczesliwa osoba... gdyby nie to, ze mam z nim dziecko"
usprawiedliwianie wlasnego lenistwa, niecheci podjecia decyzji
zrzucone na karb niewinnej osoby
a dziecko uczy sie przeciez od rodzicow wszelkich aspektow zycia
w tym konkretnym przypadku uczy sie, aby jego zycie nie bylo wazne
aby nie liczyly sie uczucia i jakos tam pojete szczescie
a zwykly konformizm, przy jednoczesnym kreowaniu sie na winkelrieda
"moglabym byc tak szczesliwa osoba... gdyby nie to, ze mam z nim dziecko"
to nie tak.. kiedys jak bylo mi naprawde zle .. zapytana o moje malzenstwo odpowiedzialam ze w sumie go nie ma.. pytanie innej kobiety, po rozwodzie, brzmialo: a bije Cie? pije? zdradza ? jesli nie, to nie problem..i pomyslalam czy nie jestem smieszna? co ja powiem na ew. rozprawie ? ze nie rozmawiamy? i to jest powod ?... czytam posty Antyspolecznego ktory gdzies tam krytykuje .. ale to naprawde tak jest..mieszkasz razem ale osobno bo masz osobne zycie ktore tego drugiego nie interesuje... jest za szklaną ścianą przez ktorą moje uczucia i potrzeby się nie przebijają . wiec tak tkwie.. w skorupce.. nie jest to komformizm..
pozostane przy moim stanowisku, zobacz
jest, poniewaz ciagle jest tobie (wam) wygodniej
byloby inaczej, gdybys dala przyklad dzieciom
nazwala rzeczy po imieniu - malzenstwo dawno nie istnieje
sama czujesz, ze tkwisz, ze skorupka
to chyba nie jest najlepsza metoda na zycie
choc z pewnoscia stosunkowo latwa
czas na zmiany, pokaz sobie, dzieciom i w ogole ludziom
ze chcesz zyc, ze probojesz
naprawde warto
jest, poniewaz ciagle jest tobie (wam) wygodniej
byloby inaczej, gdybys dala przyklad dzieciom
nazwala rzeczy po imieniu - malzenstwo dawno nie istnieje
sama czujesz, ze tkwisz, ze skorupka
to chyba nie jest najlepsza metoda na zycie
choc z pewnoscia stosunkowo latwa
czas na zmiany, pokaz sobie, dzieciom i w ogole ludziom
ze chcesz zyc, ze probojesz
naprawde warto
Antyspołeczny lubi krytykować:P
Podsumowując
1. On nie pije, nie bije i nie zdradza.
2. Ty go zdradziłaś.
3. Masz osobne życie i przeszkadza Ci że jego one nie interesuje.
4. Istnieje problem z komunikacją.
Z kolejnej wiadomości można wywnioskować, że to on utrzymuje Ciebie i dzieci. To ciekawe kto tutaj naprawdę tkwi w skorupce. Kto tu jest ofiarą tego małżeństwa.
Nie doceniasz tego co masz i pewnie na to nie zasługujesz.
Ta Twoja szklana ściana to jedyna rzecz która Cię broni. Gdyby zniknął problem z komunikacją on zainteresował by się Twoim życiem, dowiedziałby się o zdradzie, wniósłby pozew o rozwód, a skoro nie pije, nie bije i nie zdradza to dostałby rozwód z orzeczeniem o winie.
Kopnął by Cię w tyłek, może zabrał dzieci i byś poznała życie.
Tak sobie myślę, że link do wątków o takiej tematyce powinien być kopiowany także na weselnik. Pannom oblegającym tamto forum entuzjazm uderza do głowy i chyba nie wszystkie są świadome co robią.
Podsumowując
1. On nie pije, nie bije i nie zdradza.
2. Ty go zdradziłaś.
3. Masz osobne życie i przeszkadza Ci że jego one nie interesuje.
4. Istnieje problem z komunikacją.
Z kolejnej wiadomości można wywnioskować, że to on utrzymuje Ciebie i dzieci. To ciekawe kto tutaj naprawdę tkwi w skorupce. Kto tu jest ofiarą tego małżeństwa.
Nie doceniasz tego co masz i pewnie na to nie zasługujesz.
Ta Twoja szklana ściana to jedyna rzecz która Cię broni. Gdyby zniknął problem z komunikacją on zainteresował by się Twoim życiem, dowiedziałby się o zdradzie, wniósłby pozew o rozwód, a skoro nie pije, nie bije i nie zdradza to dostałby rozwód z orzeczeniem o winie.
Kopnął by Cię w tyłek, może zabrał dzieci i byś poznała życie.
Tak sobie myślę, że link do wątków o takiej tematyce powinien być kopiowany także na weselnik. Pannom oblegającym tamto forum entuzjazm uderza do głowy i chyba nie wszystkie są świadome co robią.
"Zrozumiał, że nie tylko był jej bliski, ale nie wiedział gdzie on się kończy, a ona zaczyna"
wiesz co Anty.. tylko ten kto wie że nic nie wie jest mądry.. a Tobie brakuje tego.. tak dla info- nie utrzymuje mnie bo sama sobie dobrze radze .. to ja zalatwiam wszystkie domowe sprawy.. od zrobienia zakupow, po wniesienie i rozpakowanie - to taki drobiazg ale dotyczy rowniez wszystkich innych rzeczy, poza wlaczeniem tv po pracy bo to robi samodzielnie.. kopnac to nalezy Ciebie ..za to ze piszesz w taki sposob nie majac pojecia o czyms .. i oceniajac kogos.. pewnie sam zdradzasz na lewo i na prawo bo dzielnie sie udzielasz w kazdym z takich watkow .. jak masz tak pisac to zachowaj to lepiej dla siebie ..
Wcale nie staram się być mądrym, po prostu czytam ze zrozumieniem.
Sama napisałaś że go zdradzałaś i sama napisałaś że gdybyś go zostawiła, poszłabyś na zasiłek (w sensie metaforycznym, bo ten ci nie przysługuje). Inaczej mówiąc, nie przeszkadzało ci go zdradzić, ale nie chcesz go zostawić bo musiałabyś pracować - czyli jesteś z nim, bo możesz go wykorzystywać, jego forsę i naiwność.
To że robisz coś w domu nie ma nic do tego że to on Cię utrzymuje. Inaczej odczuwa się wykonywanie czynności gdy się pracuje na etacie a inaczej gdy jest się kurą domową.
W większości domów w Polsce, ludzie robią to samo co Ty, a dodatkowo pracują zarabiając pieniądze. Tobie mąż daje pieniądze, a Ty robisz zakupy - to jest luksus.
W zamian, że nie musisz pracować, Ty odwdzięczasz mu się zdradą i marudzeniem.
Żyjesz jak pączek w maśle, ale jesteś tak rozpieszczona że tego nie doceniasz.
Postrzegasz siebie jako ofiarę, a nie potrafiłaś podać jednej złej cechy swojego męża, więc jak dla mnie, to on jest ofiarą tego związku, on jest przez Ciebie wykorzystywany i krzywdzony, a Ty jesteś tą złą.
Nie zdradzam. Zdrada dla mnie leży na tej samej półce co pedofilia. Jest to zbrodnia przeciw człowiekowi który obdarza zdradzającego miłością i zaufaniem.
Na Twoją wypowiedź zareagowałem bo wymieniłaś mnie w swojej. A udzielam się w takich wątkach bo jest ich tu dużo i nie podoba mi się że robi się tu kółko wzajemnej adoracji osób zdradzających. Robię to też dla siebie, i reagował by podobnie każdy kto by miał choć trochę oleju w głowie. Każdy chyba chciałby, aby jego druga połówka mając zły dzień i szukając porady w takim miejscu usłyszała że jest głupia myśląc o zdradzie, niż by była do niej zachęcana.
Nie zamierzam też zachować swoich słów dla siebie, bo to forum dla wszystkich i jeśli się tu udzielasz to musisz przyjąć każdą reakcję na swoje słowa, nawet jeśli ci się nie podoba.
A skoro już mnie oskarżyłaś o ocenianie, mimo że wcześniej było to jedynie podsumowanie Twoich własnych słów, to w tej wiadomości sobie na to pozwoliłem:)
Sama napisałaś że go zdradzałaś i sama napisałaś że gdybyś go zostawiła, poszłabyś na zasiłek (w sensie metaforycznym, bo ten ci nie przysługuje). Inaczej mówiąc, nie przeszkadzało ci go zdradzić, ale nie chcesz go zostawić bo musiałabyś pracować - czyli jesteś z nim, bo możesz go wykorzystywać, jego forsę i naiwność.
To że robisz coś w domu nie ma nic do tego że to on Cię utrzymuje. Inaczej odczuwa się wykonywanie czynności gdy się pracuje na etacie a inaczej gdy jest się kurą domową.
W większości domów w Polsce, ludzie robią to samo co Ty, a dodatkowo pracują zarabiając pieniądze. Tobie mąż daje pieniądze, a Ty robisz zakupy - to jest luksus.
W zamian, że nie musisz pracować, Ty odwdzięczasz mu się zdradą i marudzeniem.
Żyjesz jak pączek w maśle, ale jesteś tak rozpieszczona że tego nie doceniasz.
Postrzegasz siebie jako ofiarę, a nie potrafiłaś podać jednej złej cechy swojego męża, więc jak dla mnie, to on jest ofiarą tego związku, on jest przez Ciebie wykorzystywany i krzywdzony, a Ty jesteś tą złą.
Nie zdradzam. Zdrada dla mnie leży na tej samej półce co pedofilia. Jest to zbrodnia przeciw człowiekowi który obdarza zdradzającego miłością i zaufaniem.
Na Twoją wypowiedź zareagowałem bo wymieniłaś mnie w swojej. A udzielam się w takich wątkach bo jest ich tu dużo i nie podoba mi się że robi się tu kółko wzajemnej adoracji osób zdradzających. Robię to też dla siebie, i reagował by podobnie każdy kto by miał choć trochę oleju w głowie. Każdy chyba chciałby, aby jego druga połówka mając zły dzień i szukając porady w takim miejscu usłyszała że jest głupia myśląc o zdradzie, niż by była do niej zachęcana.
Nie zamierzam też zachować swoich słów dla siebie, bo to forum dla wszystkich i jeśli się tu udzielasz to musisz przyjąć każdą reakcję na swoje słowa, nawet jeśli ci się nie podoba.
A skoro już mnie oskarżyłaś o ocenianie, mimo że wcześniej było to jedynie podsumowanie Twoich własnych słów, to w tej wiadomości sobie na to pozwoliłem:)
"Zrozumiał, że nie tylko był jej bliski, ale nie wiedział gdzie on się kończy, a ona zaczyna"
a widzisz .. podsumowujac.. w ogole nie czytasz tego co inny pisze.. moj drogi anty... to byla przenosnia bo w sumie utrzymalabym sie sama a Ty mi tu piszesz o kupowaniu za kase mezusia.. jakie to plytkie..jak latwe dla zrozumienie przez faceta ... wiecej sie nie wypowiem .. bo i tak nie zrozumiesz..
Ależ czytam:)
Może i utrzymałabyś się sama, ale o pracę teraz ciężko, zwłaszcza taką w której nie trzeba sobie wypruwać żył za marne grosze. Mając dzieci można zapomnieć o utrzymaniu się za pieniądze z byle pracy - trzeba zarabiać i to dobrze. Gdy się nie ma właściwego wykształcenia, doświadczenia lub ma się dużą przerwę to konkurencja na rynku pracy jest miażdżąca.
Znacznie lepiej jest nie pracować, być kurą domową, zdradzać męża i jeszcze na niego narzekać.
Dobrze o tym wiesz i tylko dlatego jesteś z mężem, nie kochasz go, ale wykorzystujesz. I nazywasz moje myślenie płytkim?:P
Może i utrzymałabyś się sama, ale o pracę teraz ciężko, zwłaszcza taką w której nie trzeba sobie wypruwać żył za marne grosze. Mając dzieci można zapomnieć o utrzymaniu się za pieniądze z byle pracy - trzeba zarabiać i to dobrze. Gdy się nie ma właściwego wykształcenia, doświadczenia lub ma się dużą przerwę to konkurencja na rynku pracy jest miażdżąca.
Znacznie lepiej jest nie pracować, być kurą domową, zdradzać męża i jeszcze na niego narzekać.
Dobrze o tym wiesz i tylko dlatego jesteś z mężem, nie kochasz go, ale wykorzystujesz. I nazywasz moje myślenie płytkim?:P
"Zrozumiał, że nie tylko był jej bliski, ale nie wiedział gdzie on się kończy, a ona zaczyna"
Na niemycie jedna rada...
choć bolesna...
Nie myj się też...
Sam pracuję fizycznie... często pocę się jak świnia... ale zawsze po pracy się myję... nawet w zimnej wodzie... (2-3 razy w miesiącu się zdarzy... zimna woda ;) )
Nie rozumiem ludzi niemytośmierdzących... a szczególnie kobiet... często się takie w autobusach spotyka...
choć bolesna...
Nie myj się też...
Sam pracuję fizycznie... często pocę się jak świnia... ale zawsze po pracy się myję... nawet w zimnej wodzie... (2-3 razy w miesiącu się zdarzy... zimna woda ;) )
Nie rozumiem ludzi niemytośmierdzących... a szczególnie kobiet... często się takie w autobusach spotyka...
Jak się stosuje jedynie "groźby i płacz" to wybaczcie...sam bym się nie mył aby tylko na złość zołzie zrobić ;)
..rozmowa....tak ciężko porozmawiać z Ukochanym (bo przecież z miłości pobrani? ;p ), że wydaje nieprzyjemny dla Twojego nosa zapach? Że byłby atrakcyjniejszy i mógłby liczyć na jakieś "czochranko" po kąpieli? To może kobietę trzeba wymienić, bo o tą nie ma się już co starać?
..rozmowa....tak ciężko porozmawiać z Ukochanym (bo przecież z miłości pobrani? ;p ), że wydaje nieprzyjemny dla Twojego nosa zapach? Że byłby atrakcyjniejszy i mógłby liczyć na jakieś "czochranko" po kąpieli? To może kobietę trzeba wymienić, bo o tą nie ma się już co starać?