Re: Re:
A pachty to była piękna sprawa. Teren operacji mego działania rozciągał się aż od działek pod Rumią-Janowo, przez ogródki przy lokomotywowni po drzewa przy domu, w którym straszyło (stał tam gdzie...
rozwiń
A pachty to była piękna sprawa. Teren operacji mego działania rozciągał się aż od działek pod Rumią-Janowo, przez ogródki przy lokomotywowni po drzewa przy domu, w którym straszyło (stał tam gdzie trolejbusy teraz zawracają przy skm cis'wa)
Ale i tak wszystko przebijały faworytki/klapsy z posesji od starego matrosa przy chylońskiej. Słodkie były niewiarygodnie.
Jak tak szedłem do szkoły i się na nie napatrzyłem, potem na każdej lekcji myślałem o nich to nie było bata żebym wieczorem nie szabrował po tych gruszkach.
ps. Głupio się przyznać, ale ja to nawet na marchewki chodziłem jakoś lepiej mi smakowały niż w domu, opłukałem w chylonce i sruuu. Piasek między zębami trzaskał przepięknie :)
zobacz wątek