Widok
Wieczna huśtwka-z przewagą smutku, żalu...Samotność w związku...
Witam...
Nie jestem pewna, co mną teraz kieruje...może nadzieja w zmianę...
Tak jak w temacie... Czy ktoś z Was ma podobnie..? Jak sobie z tym radzicie..? Mam 25 lat , z perspektywy innych uchodzę za "szczęściarę" , tzn. "porządny" narzeczony, "dobre" studia (w lipcu mam się bronić...), ładne mieszkanko.."atrakcyjna blondynka, której wszystko idzie z górki"... A prawda jest zupełnie inna..... Mój 5-letni związek nie jest już tak satysfakcjonujący jak był kiedyś..Czuję się jak styrana życiem żona z 20-letnim stażem małżeńskim i absorbującym dzieckiem w postaci mojego faceta! Studia -choć to już "prawie" koniec...ja końca nie widzę...nie mam motywacji, siły do napisania pracy mgr.... Mam wrażenie,że coraz częściej żyję złudzeniami...tzn. wierzę,że jeszcze wszystko się "jakoś" ułoży...że mój facet w końcu dorośnie...że skończę te studia...ale coraz częściej też bark mi tej wiary...
Nie jestem pewna, co mną teraz kieruje...może nadzieja w zmianę...
Tak jak w temacie... Czy ktoś z Was ma podobnie..? Jak sobie z tym radzicie..? Mam 25 lat , z perspektywy innych uchodzę za "szczęściarę" , tzn. "porządny" narzeczony, "dobre" studia (w lipcu mam się bronić...), ładne mieszkanko.."atrakcyjna blondynka, której wszystko idzie z górki"... A prawda jest zupełnie inna..... Mój 5-letni związek nie jest już tak satysfakcjonujący jak był kiedyś..Czuję się jak styrana życiem żona z 20-letnim stażem małżeńskim i absorbującym dzieckiem w postaci mojego faceta! Studia -choć to już "prawie" koniec...ja końca nie widzę...nie mam motywacji, siły do napisania pracy mgr.... Mam wrażenie,że coraz częściej żyję złudzeniami...tzn. wierzę,że jeszcze wszystko się "jakoś" ułoży...że mój facet w końcu dorośnie...że skończę te studia...ale coraz częściej też bark mi tej wiary...
Rozmawiałam...100x... Ech... To już chyba siała przyzwyczajenia... Ciężko się rozstać... Presja środowiska, rodziny..tego nie ułatwia... Poza tym...kocham go...
I..ja -właśnie- boję się tej samotności..nie wspominając już o "wiecznej"... ;]
Chciałabym ,żeby on w końcu dojrzał .... Czy to jest w ogóle możliwe..? Czy istnieją dojrzali faceci?
I..ja -właśnie- boję się tej samotności..nie wspominając już o "wiecznej"... ;]
Chciałabym ,żeby on w końcu dojrzał .... Czy to jest w ogóle możliwe..? Czy istnieją dojrzali faceci?
Jaki facet przed ślubem taki będzie i po ślubie. Wychodząc za człowieka, z którym nie jesteście szczęśliwe postawicie tylko kropkę nad "i" i tym samym pieczętujecie wasze "nieszczęście" - piszę jak zwykle, że nie jest to reguła.
Możecie liczyć na to, że kiedyś zmądrzeją, dopadnie ich choroba i skończą się wygłupy, albo będziecie się żalić na forach, jacy wasi faceci są dla was niedobrzy ;D
Możecie liczyć na to, że kiedyś zmądrzeją, dopadnie ich choroba i skończą się wygłupy, albo będziecie się żalić na forach, jacy wasi faceci są dla was niedobrzy ;D
Jestem 100% facetam, jeszcze tego nie widać? ;D
Weszliście w związek, w którym facet miał "ochotę" zdobywać doświadczenie i zaspakajać swoją cielesną ciekawość. Ty się na to godziłaś, dałaś mu tego czego chciał... i się przejadł.
Z cielesną ciekawością jest, tak, że potrzbuje ona coraz to silniejszych bodźców, by zostać zaspokojona.
I znów napiszę... że nie jest to reguła, ale często tak jest.
Facet kocha/ł się w twoim ciele a nie widzi, że w nim jest człowiek z duszą i sercem.
Miłość to decyzja, a nie motylki w brzuchu. Niewielu dojrzewa do tego zdania, czy przekonania i zatrzymują się emocjonalnie na poziomie 15latka.
Jednym słowem... popełniłaś błąd dając mu wszystko co chciał przed ślubem i zbudowałaś sobie związek oparty na fundamentach z piasku... teraz on się sypie. Mozesz go tak długo ratować ile będziesz miała siły, ale on kiedyś i tak runie.
Oboje macie w tym udział, bo sami tak chcieliście.
Sory, że ci nie słodzę, ale tak to w moim mniemaniu wygląda.
Weszliście w związek, w którym facet miał "ochotę" zdobywać doświadczenie i zaspakajać swoją cielesną ciekawość. Ty się na to godziłaś, dałaś mu tego czego chciał... i się przejadł.
Z cielesną ciekawością jest, tak, że potrzbuje ona coraz to silniejszych bodźców, by zostać zaspokojona.
I znów napiszę... że nie jest to reguła, ale często tak jest.
Facet kocha/ł się w twoim ciele a nie widzi, że w nim jest człowiek z duszą i sercem.
Miłość to decyzja, a nie motylki w brzuchu. Niewielu dojrzewa do tego zdania, czy przekonania i zatrzymują się emocjonalnie na poziomie 15latka.
Jednym słowem... popełniłaś błąd dając mu wszystko co chciał przed ślubem i zbudowałaś sobie związek oparty na fundamentach z piasku... teraz on się sypie. Mozesz go tak długo ratować ile będziesz miała siły, ale on kiedyś i tak runie.
Oboje macie w tym udział, bo sami tak chcieliście.
Sory, że ci nie słodzę, ale tak to w moim mniemaniu wygląda.
Już widać...nawet w 1000%... :P Hmm...a nie pomyślałeś może,że to mój facet MI SIĘ PRZEJADŁ...ale nie jestem tak bezpośrednia jak Ty , by to tak od razu, jednoznacznie stwierdzić...Poza tym- właśnie- cielesność nie jest dla mnie najważniejsza.. Liczy się porozumienie dusz , a nie ciał..i tego porozumienia właśnie mi brakuje... Ech...
Dla ciebie liczy się porozumienie dusz, ale nie dla niego. W zasadzie jest tak jak napisałem. Ty zaczynasz kumać o co powinno chodzić w związku ale on sie zatrzymał emocjonalnie już dawno temu. To jest trochę jak 35letni facet siedzący przed playstation ;P Tyle, że dla niego playstation to zupełnie coś innego z czego nie chce zrezygnować.
@Smutna ona
Rozumiem presję, trudność w rozstaniu.. ale na pewno masz jakąś koleżankę, czy miejsce gdzie możesz na parę dni uciec i zobaczyć czy jemu zależy. Znam parę takich par, gdzie tylko postawienie sprawy jasno i zaaranżowanie wyprowadzki, rozstania dało facetowi lub kobiecie do myślenia. A tak jak ktoś jest pewny, że nic złego się nie wydarzy, bo nie ma odwagi by zrobić krok to się tkwi w czymś takim. Masz być szczęśliwa dla siebie a nie dla rodziców czy znajomych.. zrozumcie to, kobity ;)
Rozumiem presję, trudność w rozstaniu.. ale na pewno masz jakąś koleżankę, czy miejsce gdzie możesz na parę dni uciec i zobaczyć czy jemu zależy. Znam parę takich par, gdzie tylko postawienie sprawy jasno i zaaranżowanie wyprowadzki, rozstania dało facetowi lub kobiecie do myślenia. A tak jak ktoś jest pewny, że nic złego się nie wydarzy, bo nie ma odwagi by zrobić krok to się tkwi w czymś takim. Masz być szczęśliwa dla siebie a nie dla rodziców czy znajomych.. zrozumcie to, kobity ;)
> niech ma tą ostatnią szansę
A po co? Sądzisz, że będzie "pstryk" i nagle facetowi zapali się jakaś lampka? Owszem.. najprawdopodobniej będzie zabiegał o powrót smutnej. Ale nie dlatego, że życ bez niej nie może - ale dlatego, że Jej odejście zniszczy Jego strefę komfortu. Przez jakiś czas będzie miło.. a potem wszystko wróci do starych kolein. Z tą różnicą, że jeśli On obecnie czuje jakikolwiek szacunek do Smutnej, to te resztki straci.
Stanowczo szkoda czasu. Ludzie się nie zmieniają z dnia na dzień. To proces, który moze trwać miesiacami i latami. I musi być ciągła do tych zmian motywacja. Jaka będzie w ich przypadku?
Ten związek jest juz martwy. Trzyma się jedynie na bazie wspomnień i wygodnictwa OBU stron. Może, po rozstaniu On się zmieni i będzie lepszym facetem dla kolejnej kobiety - a może nie.
A argument, że żal wspólnych lat jest po prostu żałosny. Z powodu żalu za 5 latami (z których naprawde fajne były pewnie ze 2) lepiej spierd.lić sobie resztę źycia...
Kobieto! masz dopiero 25 lat!
A po co? Sądzisz, że będzie "pstryk" i nagle facetowi zapali się jakaś lampka? Owszem.. najprawdopodobniej będzie zabiegał o powrót smutnej. Ale nie dlatego, że życ bez niej nie może - ale dlatego, że Jej odejście zniszczy Jego strefę komfortu. Przez jakiś czas będzie miło.. a potem wszystko wróci do starych kolein. Z tą różnicą, że jeśli On obecnie czuje jakikolwiek szacunek do Smutnej, to te resztki straci.
Stanowczo szkoda czasu. Ludzie się nie zmieniają z dnia na dzień. To proces, który moze trwać miesiacami i latami. I musi być ciągła do tych zmian motywacja. Jaka będzie w ich przypadku?
Ten związek jest juz martwy. Trzyma się jedynie na bazie wspomnień i wygodnictwa OBU stron. Może, po rozstaniu On się zmieni i będzie lepszym facetem dla kolejnej kobiety - a może nie.
A argument, że żal wspólnych lat jest po prostu żałosny. Z powodu żalu za 5 latami (z których naprawde fajne były pewnie ze 2) lepiej spierd.lić sobie resztę źycia...
Kobieto! masz dopiero 25 lat!
Trafnie sadzisz...jednak czy aby nie zbyt radykalnie? Dlaczego od razu zakladasz, ze w moim zwiazku juz calkowicie brak tej motywacji, a co za tym idzie jest on juz "martwym"? Czy aby nie jest zbyt daleko idaca dignoza..? Gdyby nie bylo tej motywacji, to mysle,ze nie byloby tego watku tuataj...jednak nie wszystko jest czarne albo biale..i dlatego trudno jednoznacznie roztrzygnac pewne problemy...
> Sadyl, zgapiasz po mnie ostatnie zdanie ;)
Przepraszam, niechcący. W tym wątku jesteśmy bardzo jednomyślni i w zasadzie mógłbym się podpisac pod każdym Twoim zdaniem. Podobnie jak pod wypowiedziami Sama.
> Też jej zazdroszczę, że ma dopiero 25 lat
Ja nie chciałbym mieć teraz 25. Chciałbym.. tak z dyszkę mniej dla ciała z obecnym mózgiem. Jedynie jeden fragment ciała mógłby być taki, jak przed świerćwieczem :D
Przepraszam, niechcący. W tym wątku jesteśmy bardzo jednomyślni i w zasadzie mógłbym się podpisac pod każdym Twoim zdaniem. Podobnie jak pod wypowiedziami Sama.
> Też jej zazdroszczę, że ma dopiero 25 lat
Ja nie chciałbym mieć teraz 25. Chciałbym.. tak z dyszkę mniej dla ciała z obecnym mózgiem. Jedynie jeden fragment ciała mógłby być taki, jak przed świerćwieczem :D
dopiero? 25 lat to już powoli wiek na rodzinę ;)tzn...inaczej postrzega się 30-letniego faceta singla a inaczej 30-letnią kobietę stanu wolnego....my szybciej dojrzewamy, wcześniej nam tyka zegar biologiczny i on jest niestety bardzo zgubny. autorka wątku z jednej strony chce stabilizacji ale z drugiej wcale jej się to nie podoba. kochana, tak niestety wygląda związek ;) rutyna po kilku latach, jak stare małżeństwo... facet nigdy nie dorasta...on tylko rośnie a z wiekiem zmieniają mu się zabawki. mój współlokator świetnie podsumował facetów... im podświadomie chodzi o zastąpienie mamusi kobietą/żoną... baba ma być dla niego opiekunką i kochanką w jednym...niestety...
> 25 lat to już powoli wiek na rodzinę
Dlatego szkoda marnować czasu w związku bez przyszłości. Zdąży się otrząsnąć po obecnym facecie i poznać Kolejnego. Z którym nota bene po paru latach będzie dokładnie taka sama historia. Bo jest spora szansa, że Smutna wybierze faceta - kalkę obecnego. Skoro już teraz beczy o lęku przed samotnośćią - to co dopiero będzie, kiedy faktycznie będzie samotna przez jakis czas?
Chyba, że radykalnie zmieni SIEBIE a dopiero potem pomyśli o właściwym facecie.
W tym co powiedział Twój współlokator, coś jest. Dlatego sporo kobiet instynktownie poszukuje facetów znacząco starszych, gdzie tego ryzyka nie ma. Jednak, jak widać na załączonym naprzykładzie, zdarza się, że i 7 lat to często za mała różnica wieku ;)
Dlatego szkoda marnować czasu w związku bez przyszłości. Zdąży się otrząsnąć po obecnym facecie i poznać Kolejnego. Z którym nota bene po paru latach będzie dokładnie taka sama historia. Bo jest spora szansa, że Smutna wybierze faceta - kalkę obecnego. Skoro już teraz beczy o lęku przed samotnośćią - to co dopiero będzie, kiedy faktycznie będzie samotna przez jakis czas?
Chyba, że radykalnie zmieni SIEBIE a dopiero potem pomyśli o właściwym facecie.
W tym co powiedział Twój współlokator, coś jest. Dlatego sporo kobiet instynktownie poszukuje facetów znacząco starszych, gdzie tego ryzyka nie ma. Jednak, jak widać na załączonym naprzykładzie, zdarza się, że i 7 lat to często za mała różnica wieku ;)
a co jeżeli zakończy związek a potem będzie desperacko kogoś szukać? i tak się zdarza...a wtedy obawiam się, że może nie znaleźć...faceci wyczuwają co się święci zwykle :D a jeśli nawet nie będzie nikogo szukała...następny związek może się pojawić dopiero za kilka lat....co jeśli okaże się fatalny po 2-3 latach i zastanie ją 30-stka albo i lepiej...kolejne poszukiwania? i tak źle, i tak niedobrze.
poza tym... (sprawdzona teoria) kobieta wybiera faceta podobnego pod jakimś względem do własnego ojca :)
poza tym... (sprawdzona teoria) kobieta wybiera faceta podobnego pod jakimś względem do własnego ojca :)
~say; jak widzisz nie do konca wpisuje sie w schemat , ktory proponujesz... bo albo instynkt mnie zawiodl, albo mialam pecha...badz, co badz- masz racje najpierw trzeba zmienic cos w sobie, by wymagac od innych... A'propo "beczenia o leku przed samotnoscia", to dlaczego zakladasz ,ze nie jest o po prostu tozsamy z samotnoscia? Poza tym idac tokiem Twojego myslenia, tj."kalkowania faceta", to zapewne wiesz, ze ta teoria wywodzi sie -w skrcie-od podswiadomego szukania przez kobiete faceta podobnego do jej ojca (wedle psychoanalizy Freud'a) i uwierz mi prosze ,ze moj obecny facet daaaalekiii jest od tegoz "pierwowzoru"! ;D Takze hipoteza nietrafna..;p
"a co jeżeli zakończy związek a potem będzie desperacko kogoś szukać? i tak się zdarza...a wtedy obawiam się, że może nie znaleźć...faceci wyczuwają co się święci zwykle :D a jeśli nawet nie będzie nikogo szukała...następny związek może się pojawić dopiero za kilka lat....co jeśli okaże się fatalny po 2-3 latach i zastanie ją 30-stka albo i lepiej...kolejne poszukiwania? i tak źle, i tak niedobrze."
Wszystkie te pytania są kompletnie bez sensu. Zawsze będzie jakieś "a co jeżeli...? Po prostu należy podjąć decyzję a potem się jej trzymać.
Wszystkie te pytania są kompletnie bez sensu. Zawsze będzie jakieś "a co jeżeli...? Po prostu należy podjąć decyzję a potem się jej trzymać.
Nie wiedziałem, że na świecie jest tylu idiotów, dopóki nie poznałem internetu.
Stanisław Lem
Stanisław Lem
Jeżeli czegoś sama nie zmienisz, to nigdy się nie dowiesz. Z własnego doświadczenia mogę Ci powiedzieć, że nie ma nic gorszego niż oszukiwanie się przez lata (i bycie oszukiwanym). Ja zmarnowałam kilka lat, bo nie potrafiłam podjąć właściwej decyzji. Kierowałam się tzw. dobrem dzieci. Lepiej zakończyć związek, który kiepsko rokuje i spróbować poukładać sobie inaczej życie.
I znowu powtórzę: PÓKI NIE MASZ DZIECI.
I znowu powtórzę: PÓKI NIE MASZ DZIECI.
Kończ ten związek, póki nie macie dzieci. Jesteś pewna, że go kochasz? Bo raczej wygląda to na przyzwyczajenie i - jak sama mówisz - presję otoczenia i rodziny. Masz dopiero 25 lat. Zmień swoje życie, zanim będziesz miała "bagaż", przez który bezsensownie zmarnujesz kolejne lata swojego życia! Nie patrz na innych, zapytaj samą siebie czy jest sens czekać, aż dorosły facet dojrzeje? Chyba nie...
tak, na szczęście dla Ciebie, droga smutna, bo to, co napisał, to prawda:)
Teraz wydaje Ci sie mało optymistyczna ta opinia, ale w niedalekiej przyszłości zrozumiesz. I uwierz mi prawdziwa...
Faceci są jak dzieci, jak za dużo pozwolisz, to na łeb wejdą.
Jeśli odkryjesz wszystkie karty, to sie znudza.
I przestaną sie starać, bo i po co?
chodzi o to, by gonić kroliczka.....
Teraz wydaje Ci sie mało optymistyczna ta opinia, ale w niedalekiej przyszłości zrozumiesz. I uwierz mi prawdziwa...
Faceci są jak dzieci, jak za dużo pozwolisz, to na łeb wejdą.
Jeśli odkryjesz wszystkie karty, to sie znudza.
I przestaną sie starać, bo i po co?
chodzi o to, by gonić kroliczka.....
Mama b; na pewno masz troche racji...ale kurcze! Myslalam, ze teoria ewolucyjna mowiaca o tym, ze rozwoj psychiczny faceta zakonczyl sie w epoce kamienia lupanego jest, jednak, mocno naciagana... Czy naprawde kazdego faceta trzeba sprowadzac do roli lowcy- spragnionego ciaglego polowania/gonienia/ lapania nowej zwierzyny, czyli w dzisiejszym mniemaniu kobiety..?! Nie ma odpowiedzialnych, dojrzalych samcow, tj. mezczyzn na tej planecie?
Mówisz-masz :)
Najważniejsze napisałem powyżej. Dodam jeszcze troszkę statystyki.
Znam baaaardzo wiele kobiet PO nieudanych związkach. ŻADNA z nich nie żałuje faktu rozstania. Jedyne, czego żałują dosyć często, to fakt, że tak późno się na to zdecydowały.
To w ramach motywacyjnego kopniaka w rzyć, bo przykro patrzeć, jak się mazgaisz ;)
Najważniejsze napisałem powyżej. Dodam jeszcze troszkę statystyki.
Znam baaaardzo wiele kobiet PO nieudanych związkach. ŻADNA z nich nie żałuje faktu rozstania. Jedyne, czego żałują dosyć często, to fakt, że tak późno się na to zdecydowały.
To w ramach motywacyjnego kopniaka w rzyć, bo przykro patrzeć, jak się mazgaisz ;)
Rozstawać się z kimś po 5 latach bo już nie jest jak na początku. Bez sensu. Nigdy po 5 latach nie będzie tak samo jak po roku. tak samo jak po 10 latach nie będzie tak jak po 5. Rozumiem, że poznasz nawet innego faceta, który jak się okaże na początku będzie spoko a potem się z nim rozstaniesz bo poznasz go na tyle ,że niczym nowym Cie nie zaskoczy. Takim tokiem myślenia można do 60 ki zmieniać partnerów jak rękawiczki. Masz wybór albo zostać z nim znając już dokładnie jego wady i zalety albo liczyć na łut szczęścia ,że poznasz lepszego. A i tak pewności nie masz czy nie wdepniesz w większe gó..o;) Może trzeba zacząć zmieniać świat od siebie a nie od zmiany partnera:)
Życie wbrew pozorom jest krótkie. Ja bym nie chciała go spędzić przy boku faceta który mnie irytuje.
Można nie mieć domu samochodu czy pieniędzy, ale życie bez miłości traci sens i kolory.
Chciała bym umrzeć ze świadomościaą że byłam szczęśliwa i że zrobiłam wszystko co w mojej mocy by to szczęście znaleźć.
Ale dla każdego szczęście to jest coś innego..
Można nie mieć domu samochodu czy pieniędzy, ale życie bez miłości traci sens i kolory.
Chciała bym umrzeć ze świadomościaą że byłam szczęśliwa i że zrobiłam wszystko co w mojej mocy by to szczęście znaleźć.
Ale dla każdego szczęście to jest coś innego..
miłość...czymże ona jest...? mieszanką kilku hormonów bardzo nasilonych na początku i z czasem wydzielających się w mniejszych ilościach aż w pewnym momencie to, co czujemy wydaje się nam być miłością a w rzeczywistości to przywiązanie i przyzwyczajenie. człowiek nie jest stworzony do kochania jednej osoby, tym samym naturalne jest też to, że nie jest monogamistą...ale chyba już o tym gdzieś wspominałam.
"można nie mieć domu, samochodu czy pieniędzy" ... tak, będę się w życiu karmić miłością...pod mostem ;) i wtedy na pewno będę szczęśliwa...to nic, że bez dachu nad głową albo klepiąc biedę ale miłość przecież mnie uszczęśliwi ;)
...kocio, wybacz, to nie krytyka...to moje pragmatyczne i realistyczne podejście do życia ;)
"można nie mieć domu, samochodu czy pieniędzy" ... tak, będę się w życiu karmić miłością...pod mostem ;) i wtedy na pewno będę szczęśliwa...to nic, że bez dachu nad głową albo klepiąc biedę ale miłość przecież mnie uszczęśliwi ;)
...kocio, wybacz, to nie krytyka...to moje pragmatyczne i realistyczne podejście do życia ;)
> człowiek nie jest stworzony do kochania jednej osoby
Twierdzenie bez żadnego uzasadnienia ;)
Każdy człowiek jest inny. Co więcej - często ta sama osoba różnie podchodzi do poligamii na różnych etapach swego życia.
Mam ciut więcej "stażu" w tej materii i mogę spojrzeć z dalszej perspektywy. Generalnie: monogamistą nie jestem :) Jednak trafiały się w moim zyciu okresy (nawet długie) niewymuszonej monogamii. Głównie wówczas, kiedy ówczesna partnerka wydawała się "tą jedyną". Potrzeba poligamii wówczas samoistnie zanika.
Natomiast promiskuityzm bardzo często bywa reakcją na zranione uczucia. Kiedy rana jest tak głęboka, że aby się nie jątrzyła, najprościej zbagatelizować wagę samych uczuć.
Masz oczywiście rację, że po hormonalnej burzy okresu zauroczenia może pojawić się przyzwyczajenie i przywiązanie. Ale równie dobrze może pojawić się prawdziwa przyjaźń dwojga ludzi - którzy po prostu chcą być ze sobą, bo jest im ze sobą dobrze. Świetnie się rozumieją i uzupełniają. Czy jest to miłośc? - A jakie znaczenie tak naprawdę ma nazewnictwo?
Twierdzenie bez żadnego uzasadnienia ;)
Każdy człowiek jest inny. Co więcej - często ta sama osoba różnie podchodzi do poligamii na różnych etapach swego życia.
Mam ciut więcej "stażu" w tej materii i mogę spojrzeć z dalszej perspektywy. Generalnie: monogamistą nie jestem :) Jednak trafiały się w moim zyciu okresy (nawet długie) niewymuszonej monogamii. Głównie wówczas, kiedy ówczesna partnerka wydawała się "tą jedyną". Potrzeba poligamii wówczas samoistnie zanika.
Natomiast promiskuityzm bardzo często bywa reakcją na zranione uczucia. Kiedy rana jest tak głęboka, że aby się nie jątrzyła, najprościej zbagatelizować wagę samych uczuć.
Masz oczywiście rację, że po hormonalnej burzy okresu zauroczenia może pojawić się przyzwyczajenie i przywiązanie. Ale równie dobrze może pojawić się prawdziwa przyjaźń dwojga ludzi - którzy po prostu chcą być ze sobą, bo jest im ze sobą dobrze. Świetnie się rozumieją i uzupełniają. Czy jest to miłośc? - A jakie znaczenie tak naprawdę ma nazewnictwo?
nie wiem...najprawdopodobniej jestem misiem o małym rozumku bo nie potrafię pojąć jak dla ludzi miłość partnerska może być w życiu najważniejsza ;) albo po prostu zgorzkniałam w zbyt młodym wieku :D
przyjaźń, uzupełnienie, przywiązanie...tak :) i na tym właśnie opiera się związek :) na umiejętności tolerowania się wzajemnie mimo wszystkich wad...dla mnie ważniejsze jest w związku to czy daną osobę lubię i czy lubię z nią przebywać niż to czy w moim brzuchu latają motylki tudzież inne żuczki... burzliwe historie miłosne z szalejącymi hormonami mam całe szczęście już za sobą, przyszedł czas na trochę mniej bajkowe spojrzenie na całą sprawę :D
przyjaźń, uzupełnienie, przywiązanie...tak :) i na tym właśnie opiera się związek :) na umiejętności tolerowania się wzajemnie mimo wszystkich wad...dla mnie ważniejsze jest w związku to czy daną osobę lubię i czy lubię z nią przebywać niż to czy w moim brzuchu latają motylki tudzież inne żuczki... burzliwe historie miłosne z szalejącymi hormonami mam całe szczęście już za sobą, przyszedł czas na trochę mniej bajkowe spojrzenie na całą sprawę :D
hihi ;) nieprawda :D po prostu trzymam emocje i uczucia na wodzy ;) jestem dość bezbronna fizycznie więc nie mogę być równie bezbronna wewnętrznie ;) im bardziej wszystko racjonalizuję tym mniej mam później żalu jeżeli ktoś mnie zawiedzie. nie mam w swoim życiu czasu na przeżywanie rozterek emocjonalnych więc się od nich wzbraniam :)
Drodzy Forumowicze!
Dziękuję Wam wszystkim za to,że zechcieliście się ze mną podzielić swoimi refleksjami dotyczącymi moich dylematów... Jednakowoż proszę Was o to byście pamiętali o tym, że "co człowiek, to opinia" i tak- ilu ludzi tyle opinii... Każdy z nas jest inny i z innej perspektywy patrzy ...jednak najważniejsze jest to, byśmy wzajemnie szanowali tą swoją odmienność...! I wydaje mi się ,że narzucanie komuś swojej wizji świata mija się z tym szacunkiem... Wiem, że różne doświadczenia nami powodują, jednak -proszę!- nie bądźmy tak radykalni i jednoznaczni w ocenianiu innych, czy też -właśnie- im doradzaniu... Nie mam tu na myśli tylko tego forum... :)
Tak! Zmianę zacznijmy -już dziś!-od siebie! :)
Dziękuję Wam wszystkim za to,że zechcieliście się ze mną podzielić swoimi refleksjami dotyczącymi moich dylematów... Jednakowoż proszę Was o to byście pamiętali o tym, że "co człowiek, to opinia" i tak- ilu ludzi tyle opinii... Każdy z nas jest inny i z innej perspektywy patrzy ...jednak najważniejsze jest to, byśmy wzajemnie szanowali tą swoją odmienność...! I wydaje mi się ,że narzucanie komuś swojej wizji świata mija się z tym szacunkiem... Wiem, że różne doświadczenia nami powodują, jednak -proszę!- nie bądźmy tak radykalni i jednoznaczni w ocenianiu innych, czy też -właśnie- im doradzaniu... Nie mam tu na myśli tylko tego forum... :)
Tak! Zmianę zacznijmy -już dziś!-od siebie! :)
Nie zgodzę się z tym, że powinnaś zmieniać siebie samą, abyś akceptowała swój nieszczęsny związek. To tak jakby wywrócić na lewą stronę brudne ubranie i udawać, że wszystko jest tak jak powinno.
Nie mniej jednak uwagę powinnaś zwrócić na jednomyślność forumowiczów. Taki obrót sprawy nie jest dla ciebie specjalnie wygodny, ale ostatecznie decyzja należy wyłącznie do ciebie :)
Nie mniej jednak uwagę powinnaś zwrócić na jednomyślność forumowiczów. Taki obrót sprawy nie jest dla ciebie specjalnie wygodny, ale ostatecznie decyzja należy wyłącznie do ciebie :)
@Smutna - oczywiście nikt z nas nie może Tobie powiedzieć co masz robić. Twoje życie, Twoja sprawa.
Ale sama piszesz, że nie możesz odejść, bo 5 lat byliście razem, bo wspomnienia, bo presja rodziny, otoczenia, obawa przed samotnością.
Akurat te argumenty to dla mnie totalna bzdura. Tak, jak pisała @Mikronezja jest na to czas, póki nie ma dzieci.
Ja podjęłam taką decyzję mając dziecko, 10 lat więcej niż Ty, po 12 a nie 5 latach bycia razem. Nie przejmowałam się tym co inni myślą, to moje życie, moje wybory (akurat większość się ze mną zgadzała :-) ). Wolę być samotna niż tkwić w czymś, co mnie unieszczęśliwia. Nie na tym związek polega.
Należę do tych kobiet, o których pisał sadyl - nie żałuję swojej decyzji, nie od razu, ale po dość długim czasie, stwierdziłam, że była to najlepsza moja decyzja i żałuję, ze nie podjęłam jej wcześniej.
Życzę powiedzenia i nie bój się zmian (nie namawiam).
Ale sama piszesz, że nie możesz odejść, bo 5 lat byliście razem, bo wspomnienia, bo presja rodziny, otoczenia, obawa przed samotnością.
Akurat te argumenty to dla mnie totalna bzdura. Tak, jak pisała @Mikronezja jest na to czas, póki nie ma dzieci.
Ja podjęłam taką decyzję mając dziecko, 10 lat więcej niż Ty, po 12 a nie 5 latach bycia razem. Nie przejmowałam się tym co inni myślą, to moje życie, moje wybory (akurat większość się ze mną zgadzała :-) ). Wolę być samotna niż tkwić w czymś, co mnie unieszczęśliwia. Nie na tym związek polega.
Należę do tych kobiet, o których pisał sadyl - nie żałuję swojej decyzji, nie od razu, ale po dość długim czasie, stwierdziłam, że była to najlepsza moja decyzja i żałuję, ze nie podjęłam jej wcześniej.
Życzę powiedzenia i nie bój się zmian (nie namawiam).
Kiedyś traktowałam ludzi dobrze, teraz z wzajemnością....
Absolutnie nie mam tu na myśli akceptacji swojego "jakże nieszczęsnego losu"! Zmiana siebie, swoich niektórych -często destrukcyjnych- przekonań jest bardzo trudna, jednak zawsze warto podjąć się tego rozwojowego -przecież!- zadania... A o swoim związku w poprzednim poście nie napisałam ani słowa, więc za szybko wysuwasz wnioski...i tu chyba znowuż mamy do czynieni ze zbyt szybką i jednoznaczną oceną... Co zdania innych... Hmm... Troszkę niepokojące jest to, że zaledwie kilka zdań nienaświetlających nawet w połowie całej sytuacji przyczyniło się do tak "oczywistych" sądów... Oczywiście , nie neguję ich...
A ja to Ci zazdroszcze . Sam mam podobna sytuacje , tylko 20 lat zwiazku dwojka dzieci i najgorsze kochajaca zona ktora wcale mnie nie irytuje . Jest fajna i ja lubie ale jakos nie kocham. I co ? W sumie to wole byc sam niz zyc w takim zwiazku , bo brakuje mi tz. drzenia serac na widok drugiej osoby jezeli wiesz co to jest . Pare razy w zyci to przezylem a to moje zycie i mam gdzies co mysla inni poprostu musze byc szczesliwy bo to obowiazek wobec siebie i boga jezeli ten istnieje i tobie tez tego zycze
Poruszyłaś bardzo ciekawy temat. Jest mocno rozwinięty i nie czytałem wszystkich opinii więc może ktoś już się do tego odniósł w taki sposób.
Jestem 36 letnim facetem i wiem, że w wieku 30 lat potrafimy nadal być "dużymi dziećmi". Po tym jak się wypowiadasz widać że jesteś dojrzałą bystrą Kobietą a wypalenie czasem się zdarza. Facet po prostu tego nie widzi co ma i jedyne wyjście jakie widzę to terapia szokowa. Prawdopodobnie On czuje się bardzo pewnie i może warto mu pokazać, że szczęście nie jest dane raz na zawsze. Nie mówię, że masz nagle umawiać się na randki i dawać mu powody do zazdrości. Mam na myśli niezależność życiowa (zainteresowania, nowi znajomi, nowa pasja, próba znalezienia źródła energii). Zapewniam jako facet, że jak zobaczy Twoją niezależność i energię to zacznie go to zastanawiać. Być może ponownie zacznie Cię uwodzić. Psychologia inwestycji. Ponownie będzie musiał w Ciebie zainwestować więc będzie oczekiwał profitu z tego.
Powróci harmonia w domu to reszta się ułoży. Praca jednak leży w Tobie.
Szczerze życzę szczęścia i trzymam kciuki....
Jestem 36 letnim facetem i wiem, że w wieku 30 lat potrafimy nadal być "dużymi dziećmi". Po tym jak się wypowiadasz widać że jesteś dojrzałą bystrą Kobietą a wypalenie czasem się zdarza. Facet po prostu tego nie widzi co ma i jedyne wyjście jakie widzę to terapia szokowa. Prawdopodobnie On czuje się bardzo pewnie i może warto mu pokazać, że szczęście nie jest dane raz na zawsze. Nie mówię, że masz nagle umawiać się na randki i dawać mu powody do zazdrości. Mam na myśli niezależność życiowa (zainteresowania, nowi znajomi, nowa pasja, próba znalezienia źródła energii). Zapewniam jako facet, że jak zobaczy Twoją niezależność i energię to zacznie go to zastanawiać. Być może ponownie zacznie Cię uwodzić. Psychologia inwestycji. Ponownie będzie musiał w Ciebie zainwestować więc będzie oczekiwał profitu z tego.
Powróci harmonia w domu to reszta się ułoży. Praca jednak leży w Tobie.
Szczerze życzę szczęścia i trzymam kciuki....
~czytelnik; dzięki! Mądrze prawisz! :) Mam swoje zainteresowania, inne żródło energii niż związek...jednak często wlasnie brak mi motywacji do realizacji swoich celów z racji "pewnych braków" w zwiazku... Znam się troszkę na psychologii..;) I wiem już ,pewnie pomogliscie mi to sobie uświadomic..,że -właśnie- terapia szokowa jest nieunikniona...
Smutna ona... w każdym związku są pewne braki, nie można mieć w życiu wszystkiego. Pamiętaj, ze terapia szokowa może odnieść różne skutki:
- może Twój partner się starać i walczyć o Twój powrót,
- stwierdzić, że da Ci czas na zastanowienie a Ty i tak wrócisz z podkulonym ogonem,
- ucieszyć się bo czuł to co Ty, ale nie miał odwagi podjąć decyzji
- stwierdzić, że wymyślasz i mu jest szkoda czasu na kogoś kto nie docenia tego co ma
Moim zdaniem, życie to nie bajka i czasami warto się zastanowić, czego chcemy od życia. Znam wiele osób, które były szaleńczo zakochane, burza hormonów itp ale w sytuacji poważnych problemów osoby zwyczajnie od siebie odchodziły "bo to nie tak miało być, nie tak sobie to wymarzyły".
Ja lubię podejmując jakąś decyzję zobrazować sobie siebie i tą osobę za 10 lat, 20 lat, 30 lat. Oczywiście, że nie wiemy jak będzie wtedy układało się nasze życie, ale warto spróbować wyobrazić sobie tą osobę jako męża, ojca dzieci, dziadka.
Czasami jest tak, że te młodzieńcze miłości, które były fantastyczne w wieku 18-22 lat nie są już takie w wieku 25-30lat bo mamy już inny światopogląd na różne sprawy.
Będąc w związku 7 lat odeszłam, był płacz, były wątpliwości były fantastyczne i trudne wspomnienia. Nie jest tak, że odchodząc od kogoś czujesz radość, czujesz lęk, niepewność, i żal, że tak się życie potoczyło, bo kiedyś się kochaliście.
W związkach jest tak, że czasem jest lepiej czasem gorzej, nie myśl, że znajdziesz idealnego mężczyznę z którym będziesz zawsze szczęśliwa i będzie ta iskra, tak jest tylko w filmach.
Nie wiem czy czasem nie szukasz czegoś nieosiągalnego. Pomyśl czy gdyby on chciał odejść do innej i miałabyś zmienić swoje życie, czy to by Cię załamało, czy wtedy widziałabyś u niego zalety, których nie dostrzegasz jak masz go przy sobie.
Nie podejmuj pochopnych decyzji, przemyśl to na wszystkie możliwe sposoby. Miłość to zlepek uczuć i pragnień, jak każde uczucie mija po pewnym czasie. Pomyśl czy osoby, które są ze sobą 30 lat się pragną, uzupełniają się, zależy im na sobie ale to nie to co kiedyś.
- może Twój partner się starać i walczyć o Twój powrót,
- stwierdzić, że da Ci czas na zastanowienie a Ty i tak wrócisz z podkulonym ogonem,
- ucieszyć się bo czuł to co Ty, ale nie miał odwagi podjąć decyzji
- stwierdzić, że wymyślasz i mu jest szkoda czasu na kogoś kto nie docenia tego co ma
Moim zdaniem, życie to nie bajka i czasami warto się zastanowić, czego chcemy od życia. Znam wiele osób, które były szaleńczo zakochane, burza hormonów itp ale w sytuacji poważnych problemów osoby zwyczajnie od siebie odchodziły "bo to nie tak miało być, nie tak sobie to wymarzyły".
Ja lubię podejmując jakąś decyzję zobrazować sobie siebie i tą osobę za 10 lat, 20 lat, 30 lat. Oczywiście, że nie wiemy jak będzie wtedy układało się nasze życie, ale warto spróbować wyobrazić sobie tą osobę jako męża, ojca dzieci, dziadka.
Czasami jest tak, że te młodzieńcze miłości, które były fantastyczne w wieku 18-22 lat nie są już takie w wieku 25-30lat bo mamy już inny światopogląd na różne sprawy.
Będąc w związku 7 lat odeszłam, był płacz, były wątpliwości były fantastyczne i trudne wspomnienia. Nie jest tak, że odchodząc od kogoś czujesz radość, czujesz lęk, niepewność, i żal, że tak się życie potoczyło, bo kiedyś się kochaliście.
W związkach jest tak, że czasem jest lepiej czasem gorzej, nie myśl, że znajdziesz idealnego mężczyznę z którym będziesz zawsze szczęśliwa i będzie ta iskra, tak jest tylko w filmach.
Nie wiem czy czasem nie szukasz czegoś nieosiągalnego. Pomyśl czy gdyby on chciał odejść do innej i miałabyś zmienić swoje życie, czy to by Cię załamało, czy wtedy widziałabyś u niego zalety, których nie dostrzegasz jak masz go przy sobie.
Nie podejmuj pochopnych decyzji, przemyśl to na wszystkie możliwe sposoby. Miłość to zlepek uczuć i pragnień, jak każde uczucie mija po pewnym czasie. Pomyśl czy osoby, które są ze sobą 30 lat się pragną, uzupełniają się, zależy im na sobie ale to nie to co kiedyś.
~Smutna ona
zastanowiłaś sie nad wspólnym życiem zanim wstąpiłaś w związek ???
wiedziałaś jaki jest
------------
niedopieszczona , niedobawiona , znudzona - obudz sie , wspolne zycie juz takie jest -niczym pogoda
---------------------
wszystko chyba zbyt latwo ci przyszlo !! tego co latwo przychodzi sie nie docenia .
-----------
ja to bym cie znudzona lalo wymienl , delikatnie mowiac , zeby sie nie załapać z takim "systemowym nieszczesciem " na dzidziusia
zastanowiłaś sie nad wspólnym życiem zanim wstąpiłaś w związek ???
wiedziałaś jaki jest
------------
niedopieszczona , niedobawiona , znudzona - obudz sie , wspolne zycie juz takie jest -niczym pogoda
---------------------
wszystko chyba zbyt latwo ci przyszlo !! tego co latwo przychodzi sie nie docenia .
-----------
ja to bym cie znudzona lalo wymienl , delikatnie mowiac , zeby sie nie załapać z takim "systemowym nieszczesciem " na dzidziusia
~Qqq; Szanuję Twoje zdanie, jednak zdecydowanie się z nim nie zgadzam! A Tobie radzę zastanowić się nad własnym życiem...bo "delikatnie mówiąc" widać,że szukasz ujścia dla swojej frustracji...lecz to chyba nie miejsce na to...
A co do "systemowego nieszczęścia" i prokreacji...to "szanowny anonimie" chyba mierzysz mnie swoją miarą, co jest zupełnym nieporozumieniem, bo ja "na dziecko faceta łapać" ani nie chcę, ani nie muszę! :)
Mniej jadu- więcej empatii...a zobaczysz,że świat wcale nie jest taki zły...
A co do "systemowego nieszczęścia" i prokreacji...to "szanowny anonimie" chyba mierzysz mnie swoją miarą, co jest zupełnym nieporozumieniem, bo ja "na dziecko faceta łapać" ani nie chcę, ani nie muszę! :)
Mniej jadu- więcej empatii...a zobaczysz,że świat wcale nie jest taki zły...
Cyc ja to wytłumaczę troszkę inaczej. Jest para która spędza ze sobą cały czas, są nierozłączni, jest ogień w łóżku, okazywanie uczuć na maksa itd. Uwielbiają siebie i kochają się na zabój.
Porównajmy taki związek do tortu :D jeżeli zjesz od razu 3/4 tortu to nie dość, że Ci się przeje, to zemdli Cię od niego, o ile nie zwymiotujesz od tego pysznego ulubionego tortu. Jedząc co jakiś czas kawałek, będziesz go dalej lubił i sprawiał Ci przyjemność jego smakowanie i delektowanie się nim. Nie mówię, żeby jak najmniej spędzać ze sobą czasu ale musimy wiedzieć, ze czas bez siebie też daje nam korzyści.
We wszystkim trzeba zachować umiar, Cyc nie traktuje Twojego porównania tylko do seksu w związku i po za nim, ale ogólnie do spędzania czasu. Jeżeli partner zabiera Ci 3/4 czasu to masz go dość, szukasz tego mielonego, bo na widok schabowego Ci się robi niedobrze :D Możliwe, że jak spędzasz czas z innymi ludźmi (mielonym, rybą, makaronem, krewetką itd) to wracając do domu doceniasz domowego schabowego.
Porównajmy taki związek do tortu :D jeżeli zjesz od razu 3/4 tortu to nie dość, że Ci się przeje, to zemdli Cię od niego, o ile nie zwymiotujesz od tego pysznego ulubionego tortu. Jedząc co jakiś czas kawałek, będziesz go dalej lubił i sprawiał Ci przyjemność jego smakowanie i delektowanie się nim. Nie mówię, żeby jak najmniej spędzać ze sobą czasu ale musimy wiedzieć, ze czas bez siebie też daje nam korzyści.
We wszystkim trzeba zachować umiar, Cyc nie traktuje Twojego porównania tylko do seksu w związku i po za nim, ale ogólnie do spędzania czasu. Jeżeli partner zabiera Ci 3/4 czasu to masz go dość, szukasz tego mielonego, bo na widok schabowego Ci się robi niedobrze :D Możliwe, że jak spędzasz czas z innymi ludźmi (mielonym, rybą, makaronem, krewetką itd) to wracając do domu doceniasz domowego schabowego.
a co jeżeli mieszkamy sobie gdzieś a w naszej lodówce jest tylko schabowy i mamy go na śniadanie, obiad i kolację?
z twojej teorii wynika, że nie można przebywać w jednym domu ze schabowym bo się wtedy przeje...czyli powinno się wychodzić jak najwięcej żeby przypadkiem się nie narażać na schaboszczaka w domu? bez sensu....
ja tak sobie myślę, że trzeba sobie wybrać takie danie, które nam się nie znudzi po jakimś czasie...takie o uniwersalnym dobrym smaku :)
z twojej teorii wynika, że nie można przebywać w jednym domu ze schabowym bo się wtedy przeje...czyli powinno się wychodzić jak najwięcej żeby przypadkiem się nie narażać na schaboszczaka w domu? bez sensu....
ja tak sobie myślę, że trzeba sobie wybrać takie danie, które nam się nie znudzi po jakimś czasie...takie o uniwersalnym dobrym smaku :)
Ja nie wyobrażam sobie jeść tego samego dania na śniadanie, obiad i kolację, bo w takich przypadkach zmienia się danie :D Nowe danie smakuje nam, zajadamy się i któregoś dnia znów zauważamy, że nie smakuje ono tak samo. Zastanawiamy się czy to wina tych ziemniaków czy schabowego, a może to nam gust się zmienił?
Nie jestem zwolenniczką osaczania partnera, tworzenia sztucznego bliźniaczego tworu, bądź bycia kleszczem, który nie chce się odczepić od swojego żywiciela. Może nie potrafię tego wyjaśnić :)))
ciachozkremem jakie danie jest dla Ciebie uniwersalne?
Nie jestem zwolenniczką osaczania partnera, tworzenia sztucznego bliźniaczego tworu, bądź bycia kleszczem, który nie chce się odczepić od swojego żywiciela. Może nie potrafię tego wyjaśnić :)))
ciachozkremem jakie danie jest dla Ciebie uniwersalne?
Skoro żaden komentarz do Ciebie nie przemawia to po co pisać swoje gorzkie żale na forum? Przecież w gruncie rzeczy i tak masz wyje...e co kto Ci napisze. A z drugiej strony nas hu...obchodzi Twój nieudany czy udany związek. Jesteś dorosła sama podejmuj decyzje albo spytaj mamy jeśli jeszcze nie dojrzałaś do tego. To Twoje życie i Ty za nie odpowiesz nie my:)
To była lekka prowokacja i..ciekawość waszych odpowiedzi...
Dzięki!
PS. Czy w realu też bylibyście tacy "bezpośredni", niekiedy chamscy..? -watpię! ;)
Oczywiście, wiele rad było bardzo rzeczowych i życzliwych, co świadczy o wielkiej wrażliwości i mądrości NIEKTÓRYCH Fororumowiczów! Życzę wszystkim, aby tylko -właśnie- z takimi ludźmi mieli do czynienia zarówno w realu, jak i w świecie wirtualnym!:)
Dzięki!
PS. Czy w realu też bylibyście tacy "bezpośredni", niekiedy chamscy..? -watpię! ;)
Oczywiście, wiele rad było bardzo rzeczowych i życzliwych, co świadczy o wielkiej wrażliwości i mądrości NIEKTÓRYCH Fororumowiczów! Życzę wszystkim, aby tylko -właśnie- z takimi ludźmi mieli do czynienia zarówno w realu, jak i w świecie wirtualnym!:)
W realu nie pytasz zupełnie obcych ludzi o to czy rozstać się z facetem czy nie;) Chyba ,że już każdy wie o Twoich wątpliwościach to wtedy zwracam honor:) A odpowiedzi są prawdziwe. A że nie jakieś słodkie no wybacz nie muszę każdej "atrakcyjnej blondynce" odpisywać jak królowej;) Poza tym raczej wątpliwe, że ktokolwiek z forum od czasu założenia wątku nie przesypia nocy myśląc"ciekawe jaką decyzję podejmie smutna ona";) Jednym słowem ma wyje... tylko nie mówi tego wprost:)
Zadałaś pytanie to Ci odpowiedziałem;) A co do bycia chamskim. Tak jestem chamski ostatnio nawet koledzy byli zdziwieni, że "mało delikatnie zwróciłem się do kelnerki o to by podała pepsi o ,której zapomniała" No cóż dla mnie to było normalne zwrócenie uwagi. Nawet nie miałem zamiaru być wobec niej niekulturalny. A tak serio co miałaś na myśli pisząc taki wątek? Jak 51% odpowie Ci rozstań się to się rozstaniesz jak 51% zostań to będziesz się męczyć dalej? Każdy jest inny Ty podałaś swoją wersję. Przydała by się jeszcze wersja Twojego faceta. Bo to może on ma z Tobą problem a nie Ty z nim jak to określiłaś.
Wreszcie coś mądrego napisałeś..:) -wybacz mi nadmierną szczerość... Właśnie...może to mój facet już nie może ze mną wytrzymać...? ;]- kto to wie...;) Hipotez może być nieskończenie wiele...ale najbardziej prawdopodobne może okazać się coś najbardziej trywialnego i dość odległego od znanego tu wszystkim "meritum".... Otóż.....może znacie to uczucie niemocy, niechęci i robienia "wszystkiego innego" zamiast tego, co się MUSI...tj., np. pisanie pracy mgr....nomen omen o podobnej tematyce... I choć , tak jak już wspomniałam, jest -to- lekka prowokacja...to, jednak, nie mam tu na celu nikomu ujmować, wręcz przeciwnie... :)
Ja zawsze piszę mądrze;) Czasem tylko ponad zrozumieniem niektórych... Z pracą jest jak i ze związkiem. Od samego myślenia się ani nie napisze pracy ani nie naprawi związku. Trzeba czynów:) A tu są tylko dwie opcje albo się rozstać albo zapomnieć o tym co dzieli i iść dalej do przodu. Tylko pamiętaj ,że życie to nie zawsze droga na niej róże...:)