Widok
Akceptować siebie? Na pewno?
Często różni mądrzy radzą, że jeśli chcesz by inni Cię akceptowali to najpierw musisz zaakceptowac siebie... I niby racja... przynajmniej jeśli chodzi o wady wyimaginowane typu "nie cierpię mojej tuszy" gdy ma się 60 kg i 180cm wzrostu. :)... Ale czy na pewno należy się w pełni zaakceptować? Mieć świadomość swoich wad może być przydatna gdy chcemy je wyeliminować... Ich poszukiwanie i rozpatrywanie może pomóc je zwalczyć... w takim przypadku zaakceptowanie siebie może okazać się zgubne bo mówiąc "Jestem niedorobiony - i dobrze mi z
tym" zaprzestajemy walki. A jeśli wada była z gatunku "krytycznych", takich, które wpływają na to jak nas postrzegają ludzie (np.: zamknięcie w sobie)... wtedy paradoksalnie akceptując siebie wcele nie zwiększamy, ale właśnie zmniejszamy szanse np: na znalezienie partnera.
tym" zaprzestajemy walki. A jeśli wada była z gatunku "krytycznych", takich, które wpływają na to jak nas postrzegają ludzie (np.: zamknięcie w sobie)... wtedy paradoksalnie akceptując siebie wcele nie zwiększamy, ale właśnie zmniejszamy szanse np: na znalezienie partnera.
Jesli sam sie akceptujesz to nie znaczy ze inni tez to zrobia (jeśli za kims nie przepadasz to nie musisz akceptowac tej osoby). Tu sie zgodze ze jak mamy swiadomość swoich wad to jest szansa ze to zmienimy. Moze nie chodzi tu o wage ciała bo tego nie da sie łatwo i szybko zmienic (moze to być przyczyna genetyczna), ale mozna popracowac nad swoim charakterem (wiedzac ze nie jesteśmy idealni). Tylko trzeba chciec sie zmienic, a tu duzo ludzi sie zameka w sobie i twierdzi ze nie dadza rady sie zmienic. Kazdy ma jakieś wady i nikt nie jest idealnym człowiekiem (nie spotkałam nigdy takiej osoby), wiec chyba nie ma problemy ze znalezieniem drugiej osoby (poniewaz ona tez nie bedzie idealna i tez moze sie nie do konca akceptowac). Zawsze czeka na Ciebie ta druga osoba tylko trzeba jej poszukac i nie zamekac sie w sobie. Jesli sie nie akcepyujemy to dobrze znaleść grupe ludzi znajomych, bo w towazystwie nie czujemy sie nieakcentowani i samotni.
Nie wiem czy to ma sens co napisałam, ale napisałam to co myśle.
Pozdrowienia!!!
Nie wiem czy to ma sens co napisałam, ale napisałam to co myśle.
Pozdrowienia!!!
to czy siebie akceptujemy zależy od naszych rodziców,od tych którzy pierwsi do nas mówili,chwalili nas,głaskali lub odwrotnie od urodzenie mówili że nam uszy odstają...to wcale nie musi być prawdą ze jesteśmy piękni i mądzry ,może być dokładnie odwrotnie ale tak nas zaprogramują na całe życie własnie ci którzy przekonali nas o tym zaraz po urodzeniu...zycie przynosi weryfikację tego co myslimy o sobie,dzieci w szkole ,nauczyciele,współpracownicy nieraz powiedzą nam prosto w oczy co w nas jest nie tak....ale wystarczy że spotkamy kogoś na kim nam zależy i on powie jesteś piękna a my go jeszcze kochamy.... to znów jestesmy piękni i mąrdzy ....czy więc akceptacja niezalezy od nas samych .... raczej od naszego otoczenia....my tylko się dostosowujemy ....dlaczego? bo człowiek jest zwierzęciem stadnym i zrobi wszystko żeby w tym stadzie pozostać ...
to jest psychologia lustra. eeee, bo ja osobiście stoję za bardziej indywidualistyczną koncepcją, ostatnio nawet podyskutowałem sobie o tym przy piwku do 6 rano. wszelkie wpływy, influencje, kalki, moim zdaniem to tylko określony % tego z czego jesteśmy "zbudowani". z wiekiem - gdy dorastamy i rozumiemy coraz więcej - sami kształtujemy siebie, a ten % procent odpowiednio maleje. ja pochodzę ze złej dzielnicy a nie kradnę a nawet może przyjdzie mi kiedyś bronić kolegów z bloku. inaczej mogą dzieci z dobrych domów nie mieć za grosz kultury i pomimo kasy kraść bądź zostać mordercami / omijam tu patologie i wynaturzenia naturalne - czytaj zaburzenia psychiczne /. moje życie to teraz w dużej części mój wybór, skutek mojego procesu poznawczego, siły mojego charakteru, a rodzice, środowisko, dogmaty - liczą się, bo kształtują środowisko... jednak moim zdaniem zależy kto jaki ma charakter, a raczej kto jak szybko się usamodzielnił. ja na przykład podczas wspomnianego piwkowania zostałem oskarżony że byłem już dorosłym dzieckiem, a moi rodzice zdali sobie sprawę, że więcej nauczę się sam korzystając z życia / szkoła, wiedza, zdobywanie doświadczenia / niż oni mogli mi na pewnym etapie przekazać. ale na przykład żona mojego przyjaciela nie zakłada - jako 25-letnia kobieta - spódniczki, bo mama jej wmówiła że ma krzywe nogi. oczywiście tu jest mały minus mojej teorii, bo i siła charakteru kształtuje się w danym środowisku i "pod wpływem", jednakże wierzę w pewne centrum, takie jądro, niezmienny procesor naszej osobowości i inteligencji, oraz że w oparciu o niego każdy indywidualnie potrafi się uczyć oraz poznawać.
teoria lustra jest prawdziwa - udowodniono takie bezwiedne zachowanie ludzi w grupie, jednakże sami jej twórcy określają bardzo duży margines błędu wynikający z działań kierunkowych ludzi społecznych. po prostu może to także być pewna strategoa zachowania, tak ładnie nazwana "zakładaniem maski".
co do probelmu - to nie chodzi o to żeby akceptować błędy czy wady. po prostu znaczy poznać siebie. wiedzieć co mam a czego nie mam, co mogę a co muszę poprawić, co jest we mnie dobre a co złe, z czym się czuję dobrze, i co może krzywdzić innych.
teoria lustra jest prawdziwa - udowodniono takie bezwiedne zachowanie ludzi w grupie, jednakże sami jej twórcy określają bardzo duży margines błędu wynikający z działań kierunkowych ludzi społecznych. po prostu może to także być pewna strategoa zachowania, tak ładnie nazwana "zakładaniem maski".
co do probelmu - to nie chodzi o to żeby akceptować błędy czy wady. po prostu znaczy poznać siebie. wiedzieć co mam a czego nie mam, co mogę a co muszę poprawić, co jest we mnie dobre a co złe, z czym się czuję dobrze, i co może krzywdzić innych.
nie mozna poznac siebie nigdy do konca.....i bardzo dobrze bo w zyciu liczy sie to by wciaz sie dziwic :) poza tym wiadomo ze to jak siebie postrzegamy zalezy tez od kultury w jakiej sie wychowalismy..np. w polsce wbija sie dziewczynom ze musza byc chude jak szkapy i przyodziane w plastik pod kazdym wzgledem i sensem (ochyda) a w innych kulturach wazne jest by kobieta miala wielkie uda... "Sami tworzymy to kim jestesmy" to moze bolesna prawda ale tak jest. zawsze jest jakas bariera by sprzeciwic sie systemowi (mamie/spoleczenstwu/itp) ale ta bariere da sie pokonac i zyc wlasnym zyciem..poza tym pomyslcie- to cialo ten worek w ktory Was wladowano obojetnie jaki by nie byl czy cudowny czy mniej z czasem wiekiem zacznie sie luszczyc/marszczyc/opadac i w ogole bedzie coraz bardziej naturalny :) mysle ze wartosc samego siebie ocenimy dopiero pod koniec zycia jako pomarszczeni starcy ktorym juz nie zalezy na wygladzie ale na tym co mysla. sie rozpisalam. milego myslenia :)
Pamiętam jak ktoś mi kiedyś powiedział że aby zaakceptować siebie wystarczy dostrzec piękno które w sobie nosimy. Należałoby zacząć od piękna wewnętrznego (naszej duszy), lecz tu tkwi pułapka, nie dla każdego taki tok myślenia będzie odpowiedni (są osoby które mogą wejść w fazę samouwielbienia). Jeśli jednak ujrzymy nasze piekno, możemy wyzbyć się naszych wad, skupiając się na tych dobrych cechach charakteru, dusimy w sobie te złe. Nasze dobre strony ze względu na pozytywne wibracje będą oddziaływać na innych ludzi, co w efekcie będzie się przejawiać akceptacją środowiska do nas. Stąd już krótka droga do osiągnięcia akceptacji fizycznej i harmonii w życiu.
Chyba troszkę zamieszałam, to juz moja pora (na śpiocha telesfora:)))))
słodkich snów
Chyba troszkę zamieszałam, to juz moja pora (na śpiocha telesfora:)))))
słodkich snów