Widok
Brak celu, smutek i pustka
Jestem młodym facetem, który nie radzi sobie najlepiej i od dawna nie potrafi odmienić swojej sytuacji. Nie mam pracy, powodu żeby wychodzić z domu i czuję się straszliwie odizolowany. Poszukuję dziewczyny, która czuje się podobnie i pragnie coś zmienić. Albo przynajmniej wprowadzić do swojego życia jakieś nowe aktywności i kogoś poznać. Nie mam żadnych oczekiwań co do tej znajomości, na pewno nie jestem zdesperowany żeby być w związku. Chodzi o wzajemne wsparcie i być może impuls do zmian.
Wszelkie rady w tym wątku jak dołączyć do świata żywych będą mile widziane. Kontakt pod mailem: hs7573347@gmail.com
Wszelkie rady w tym wątku jak dołączyć do świata żywych będą mile widziane. Kontakt pod mailem: hs7573347@gmail.com
A co w tym złego? Ja wiem że w dzisiejszych czasach nie wypada tego robić nikomu poza psychoterapeutą i grupą terapeutyczną, ale może to jest właśnie złe? Ludzie potrzebują zrozumienia i wsparcia, kop w d*pę też, ale nie bez zrozumienia i wsparcia.
Bo wyjdą kwiatki jak znajoma zapisująca pewnego faceta na kurs tańca, by się dowiedzieć ze jeździ na wózku. Zapisała go w ramach kopa w d*pę bo ten nie mógł znaleźć dziewczyny.
Bo wyjdą kwiatki jak znajoma zapisująca pewnego faceta na kurs tańca, by się dowiedzieć ze jeździ na wózku. Zapisała go w ramach kopa w d*pę bo ten nie mógł znaleźć dziewczyny.
>Nie mam żadnych oczekiwań co do tej znajomości,
Masz całkiem konkretne oczekiwania, wszakże zaczynasz i kończysz wymieniając przynajmniej część z nich.
I o ile nie zgodzę się z przedmówcą, że nie moglibyście sobie wzajemnie pomóc, to sądzę, że lepiej byś wyszedł na wykorzystaniu wspaniałej sytuacji, w której się znajdujesz. Masz czas, masz samotność - masz wszystko by wejść na wyższy poziom, który zaoferuje Ci wyższy standard życie niż mają ludzie wokół Ciebie.
Musisz tylko skierować swoje skupienie do wewnątrz zamiast na zewnątrz (w stronę dziewczyny).
Masz całkiem konkretne oczekiwania, wszakże zaczynasz i kończysz wymieniając przynajmniej część z nich.
I o ile nie zgodzę się z przedmówcą, że nie moglibyście sobie wzajemnie pomóc, to sądzę, że lepiej byś wyszedł na wykorzystaniu wspaniałej sytuacji, w której się znajdujesz. Masz czas, masz samotność - masz wszystko by wejść na wyższy poziom, który zaoferuje Ci wyższy standard życie niż mają ludzie wokół Ciebie.
Musisz tylko skierować swoje skupienie do wewnątrz zamiast na zewnątrz (w stronę dziewczyny).
"Zrozumiał, że nie tylko był jej bliski, ale nie wiedział gdzie on się kończy, a ona zaczyna"
Fair enough. Mam oczekiwania (nie do końca sprecyzowane, bo nie da się niczego zaplanować). Po prostu zauważam, że kontakt z ludźmi dodaje mi energii i przypuszczam, że nie jestem w tym odosobniony. Chciałem jedynie podkreślić, że nie interesuje mnie powielanie beznadziejnego schematu internetowych znajomości. Bo nic zupełnie nie musi z tego wyniknąć i tak też będzie OK.
A poprzednik, cóż, ewidentnie lubi dokonywać powierzchownych ocen oraz nazywać ludzi nieudacznikami w internecie.
A poprzednik, cóż, ewidentnie lubi dokonywać powierzchownych ocen oraz nazywać ludzi nieudacznikami w internecie.
Słyszałeś kiedyś o modelu Logana (piramidzie Logana)? Na którym jesteś etapie, tym pierwszym czy drugim?
Zaś co do tego, co napisałeś, myślę, że słusznie jest szukać ogólnego kontaktu z ludźmi, np w poprzez takie fora, poprzez grupy zrzeszające ludzi o wspólnych zainteresowaniach etc.
Spróbuj też sportu, jak nie wychodzisz z domu i nie masz pieniędzy to polecam kalistenikę. Sport pomaga w stanach depresyjnych, dodaje energii i pozwala lepiej o sobie myśleć (nabrać pewności siebie, systematyczności, siły woli).
Zaś co do tego, co napisałeś, myślę, że słusznie jest szukać ogólnego kontaktu z ludźmi, np w poprzez takie fora, poprzez grupy zrzeszające ludzi o wspólnych zainteresowaniach etc.
Spróbuj też sportu, jak nie wychodzisz z domu i nie masz pieniędzy to polecam kalistenikę. Sport pomaga w stanach depresyjnych, dodaje energii i pozwala lepiej o sobie myśleć (nabrać pewności siebie, systematyczności, siły woli).
"Zrozumiał, że nie tylko był jej bliski, ale nie wiedział gdzie on się kończy, a ona zaczyna"
byłam w takim punkcie całkiem niedawno.
bez pracy, tuż po zakończonym związku, bez kasy na dalsze utrzymanie się. myślałam, że już gorzej być nie może i też wpadłam w dół gdzie w sumie nawet nie miałam ochoty z tego domu wychodzić, czułam, że moje życie nie ma sensu i czekałam tylko aż jakimś cudem będzie lepiej.
ale,ale! nikt cię nie otrząśnie dopóki ty sam nie będziesz się starał wykaraskać z guana, w którym jesteś. nie możesz bezczynnie czekać aż coś się zmieni bo nic się nie zmieni samo.
szukasz pracy? niekoniecznie musisz pracować w swojej branży, znajdź coś,co po prostu zajmie cię na jakiś czas ;)
jeśli nie- są wolontariaty międzynarodowe, jeśli będziesz zainteresowany mogę ci podać strony ;) może zmiana środowiska będzie dobrą opcją, skoro nie masz teraz nic, co by cię trzymało w jednym miejscu ;)
też uważam, że zamiast szukać osoby do wsparcia w niedoli trzeba poszukać kogoś, kto kopnie cię w tyłek, pobudzi chęć do zmian, do aktywności.
bez pracy, tuż po zakończonym związku, bez kasy na dalsze utrzymanie się. myślałam, że już gorzej być nie może i też wpadłam w dół gdzie w sumie nawet nie miałam ochoty z tego domu wychodzić, czułam, że moje życie nie ma sensu i czekałam tylko aż jakimś cudem będzie lepiej.
ale,ale! nikt cię nie otrząśnie dopóki ty sam nie będziesz się starał wykaraskać z guana, w którym jesteś. nie możesz bezczynnie czekać aż coś się zmieni bo nic się nie zmieni samo.
szukasz pracy? niekoniecznie musisz pracować w swojej branży, znajdź coś,co po prostu zajmie cię na jakiś czas ;)
jeśli nie- są wolontariaty międzynarodowe, jeśli będziesz zainteresowany mogę ci podać strony ;) może zmiana środowiska będzie dobrą opcją, skoro nie masz teraz nic, co by cię trzymało w jednym miejscu ;)
też uważam, że zamiast szukać osoby do wsparcia w niedoli trzeba poszukać kogoś, kto kopnie cię w tyłek, pobudzi chęć do zmian, do aktywności.
INSTAGRAM: unbake_my_heart_
Soundcloud: https://soundcloud.com/inga-koz-owska
Soundcloud: https://soundcloud.com/inga-koz-owska
>też uważam, że zamiast szukać osoby do wsparcia w niedoli trzeba poszukać kogoś, kto kopnie cię w tyłek, pobudzi chęć do zmian, do aktywności.
Moim zdaniem to dwie złe opcje; wsparcie może być formą wzajemnego utrzymywania się w punkcie zero, kopanie w tyłek to zmuszenie kogoś do pokochania życia czy bycia szczęśliwym, to jakby kopać głębszy dołek, w który się wpadnie w niedalekiej przyszłości.
Jedyne słuszne rozwiązanie to cierpliwe zrozumienie; co doprowadziło mnie do tego miejsca, co w moim życiu jest nie tak, dlaczego uważam, że jest nie tak, co mogę zmienić, by było lepiej, jak to zmienić, czy to jest możliwe do wykonania (czy ktoś inny mógłby to osiągnąć), a potem trzeba przejść od myślenia do działania (co nie jest tak trudne, gdy przejdzie się przez poprzedzające punkty samemu).
Zrozumienia zawsze prowadzi do bezwysiłkowej zmiany.
Moim zdaniem to dwie złe opcje; wsparcie może być formą wzajemnego utrzymywania się w punkcie zero, kopanie w tyłek to zmuszenie kogoś do pokochania życia czy bycia szczęśliwym, to jakby kopać głębszy dołek, w który się wpadnie w niedalekiej przyszłości.
Jedyne słuszne rozwiązanie to cierpliwe zrozumienie; co doprowadziło mnie do tego miejsca, co w moim życiu jest nie tak, dlaczego uważam, że jest nie tak, co mogę zmienić, by było lepiej, jak to zmienić, czy to jest możliwe do wykonania (czy ktoś inny mógłby to osiągnąć), a potem trzeba przejść od myślenia do działania (co nie jest tak trudne, gdy przejdzie się przez poprzedzające punkty samemu).
Zrozumienia zawsze prowadzi do bezwysiłkowej zmiany.
"Zrozumiał, że nie tylko był jej bliski, ale nie wiedział gdzie on się kończy, a ona zaczyna"
Aby z otwartym umysłem roztrząsać przyczyny swej porażki trzeba mieć przynajmniej zapewniony minimalny choć poziom egzystencji.
Ciacho dobrze pisze. Trza ruszyć się z domu i wziąć do roboty, której jest w pip. Zmęczenie odpędzi część demonów.
A wypłata poprawi nastrój. I wtedy faktycznie można przeanalizować swoje życie i stwierdzić, co w nim należy zmienić.
I w tym momencie druga, w miarę bliska osoba by się przydała. Bo z zewnątrz widać więcej.
Ciacho dobrze pisze. Trza ruszyć się z domu i wziąć do roboty, której jest w pip. Zmęczenie odpędzi część demonów.
A wypłata poprawi nastrój. I wtedy faktycznie można przeanalizować swoje życie i stwierdzić, co w nim należy zmienić.
I w tym momencie druga, w miarę bliska osoba by się przydała. Bo z zewnątrz widać więcej.
Gdy masz zapewnione minimum egzystencji, to nie ma żadnej porażki. Nie da się podnieść, gdy ma się tylko ugięte kolana, trzeba upaść!
A rozważać swój obecny stan można w każdym momencie. Właściwie powinno się to robić dokładnie w tym momencie, w którym się jest.
"Muszę najpierw zrobić" - tak ma właśnie większość ludzi. Nie myśli i nie dokonuje zmian, bo najpierw musi osiągnąć "minimum". To minimum lubi się zmieniać, np osoby ambitne nigdy go nie osiągają, zawsze jest coś, zawsze jakaś wymówka, nowy cel, nowy punkt "stabilizacji". Bo trzeba mieć najpierw pracę, bo trzeba najpierw założyć rodzinę, bo trzeba to, bo trzeba tamto...
"Zmęczenie odpędzi część demonów." - zachęcasz do ucieczki, nie do zmiany. Praca, związek, znajomości, hobby - to psychologiczny bełkot, którego celem nie jest uczynić człowieka szczęśliwym, ale pozwolić mu uciec od problemów, wymusić na nim przystosowanie się do społeczeństwa.
On jednak pozostaje nieszczęśliwy, a swoim zachowaniem uszczęśliwia ludzi wokół, pokazując im, że wszystko gra, że jest jak oni, że stan obecny został zachowany i nic im nie zagraża.
I przez takie rozwiązanie większość jest nieszczęśliwa, ale wszyscy dobrze udają, aby stworzyć fałszywy obraz szczęśliwego świata.
Bezsens. Szaleństwo! Fałsz zamiast realnej naprawy stanu rzeczy. Wszystko, by ci którym zabrakło odwagi, poddali się i pogodzili z obecnym stanem rzeczy, nie doświadczyli możliwości zmiany. Nie poczuli się gorzej, ze świadomością, że można więcej, a oni nic nie robią.
A rozważać swój obecny stan można w każdym momencie. Właściwie powinno się to robić dokładnie w tym momencie, w którym się jest.
"Muszę najpierw zrobić" - tak ma właśnie większość ludzi. Nie myśli i nie dokonuje zmian, bo najpierw musi osiągnąć "minimum". To minimum lubi się zmieniać, np osoby ambitne nigdy go nie osiągają, zawsze jest coś, zawsze jakaś wymówka, nowy cel, nowy punkt "stabilizacji". Bo trzeba mieć najpierw pracę, bo trzeba najpierw założyć rodzinę, bo trzeba to, bo trzeba tamto...
"Zmęczenie odpędzi część demonów." - zachęcasz do ucieczki, nie do zmiany. Praca, związek, znajomości, hobby - to psychologiczny bełkot, którego celem nie jest uczynić człowieka szczęśliwym, ale pozwolić mu uciec od problemów, wymusić na nim przystosowanie się do społeczeństwa.
On jednak pozostaje nieszczęśliwy, a swoim zachowaniem uszczęśliwia ludzi wokół, pokazując im, że wszystko gra, że jest jak oni, że stan obecny został zachowany i nic im nie zagraża.
I przez takie rozwiązanie większość jest nieszczęśliwa, ale wszyscy dobrze udają, aby stworzyć fałszywy obraz szczęśliwego świata.
Bezsens. Szaleństwo! Fałsz zamiast realnej naprawy stanu rzeczy. Wszystko, by ci którym zabrakło odwagi, poddali się i pogodzili z obecnym stanem rzeczy, nie doświadczyli możliwości zmiany. Nie poczuli się gorzej, ze świadomością, że można więcej, a oni nic nie robią.
"Zrozumiał, że nie tylko był jej bliski, ale nie wiedział gdzie on się kończy, a ona zaczyna"
@Ciachozkremem
Możesz wstawić linki lub przesłać na maila.
Nie za bardzo mam ochotę poznawać super ogarniętych życiowo ludzi. Zresztą, to dosyć asymetryczna znajomość, co mogę im zaoferować? Wolę startować z podobnego poziomu z kimś, kto też chce zmian. Nie lubię swojego użalania się. Staram się tego nie robić w towarzystwie. Ale nie mam nic przeciwko słuchaniu i zwykle z ludźmi, którzy też nie są świetnie przystosowani znajduję nić porozumienia. Więc ma to dla mnie jakiś sens. Rozumiem, że tylko sam mogę coś zmienić i nie szukam zbawienia przez kogoś.
Anonimie: Nie zakładaj, że jestem spłukany. Rozumiem, co chcesz przekazać i nie jest to zła rada. Czasem paradoksalnie wielki strach jest korzystny, działa mobilizująco, może tego właśnie potrzebuję. Ot, problemy ludzi pierwszego świata.
Możesz wstawić linki lub przesłać na maila.
Nie za bardzo mam ochotę poznawać super ogarniętych życiowo ludzi. Zresztą, to dosyć asymetryczna znajomość, co mogę im zaoferować? Wolę startować z podobnego poziomu z kimś, kto też chce zmian. Nie lubię swojego użalania się. Staram się tego nie robić w towarzystwie. Ale nie mam nic przeciwko słuchaniu i zwykle z ludźmi, którzy też nie są świetnie przystosowani znajduję nić porozumienia. Więc ma to dla mnie jakiś sens. Rozumiem, że tylko sam mogę coś zmienić i nie szukam zbawienia przez kogoś.
Anonimie: Nie zakładaj, że jestem spłukany. Rozumiem, co chcesz przekazać i nie jest to zła rada. Czasem paradoksalnie wielki strach jest korzystny, działa mobilizująco, może tego właśnie potrzebuję. Ot, problemy ludzi pierwszego świata.
Sam fakt, że wylazłeś na zewnątrz siebie, czyli na Forum, juz jest korzystny. Interakcje z ludźmi dobrze wpływają na doła.
Co chciałem to już napisałem. Ciacho dodało od siebie. Z Antym zgadzam się po części, o czym też już napisałem.
Ale jeszcze mała sugestia:
Jeśli nie jesteś "spłukany" i praca nie jest priorytetem pod względem zapewnienia egzystencji, odwiedź po świętach dowolne laboratorium i daj się possać. Morfologia, elektrolity i pakiet wątrobowy. I zobacz wyniki.
Mnie kiedyś zdziwko chapło, jak niedobór w elektrolitach może wpływać na psychikę. Po kilkunastu godzinach i kilku litrach kroplówek ze stanu padalca doszedłem do etapu, że mogłem góry przenosić :)
Co chciałem to już napisałem. Ciacho dodało od siebie. Z Antym zgadzam się po części, o czym też już napisałem.
Ale jeszcze mała sugestia:
Jeśli nie jesteś "spłukany" i praca nie jest priorytetem pod względem zapewnienia egzystencji, odwiedź po świętach dowolne laboratorium i daj się possać. Morfologia, elektrolity i pakiet wątrobowy. I zobacz wyniki.
Mnie kiedyś zdziwko chapło, jak niedobór w elektrolitach może wpływać na psychikę. Po kilkunastu godzinach i kilku litrach kroplówek ze stanu padalca doszedłem do etapu, że mogłem góry przenosić :)
Jajcarz ;)
Ale btw:
Wczoraj w radiu, w odstępie kilku godzin, słyszałem dwie wypowiedzi na temat jaj (temat na czasie, to go eksploatowali).
Jakaś "dietetyczka" truła de.. że jaja to cholesterol i żeby nie jeść więcej niż dwa w tygodniu.
I jakiś lekarz, który stwierdził, że jaja to cholesterol, ale HDL (czyli ten "dobry") i jedzenie jaj jest bardzo korzystne dla organizmu, bo wypiera ten "zły" (LDL)
Rzadko mi się zdarza wcinać surowiznę, tak jak Ty to robisz, ale takie z ledwo ściętym białkiem po dosłownie minucie gotowania są całkiem cacy.
Ufam organizmowi. Czasami ma takie zapotrzebowanie, że wcinam kilka dni pod rząd po 6-8 jajek (głównie żółtek). A czasami sobie leżą w lodówce i w ogóle mnie nie ruszają.
Ale btw:
Wczoraj w radiu, w odstępie kilku godzin, słyszałem dwie wypowiedzi na temat jaj (temat na czasie, to go eksploatowali).
Jakaś "dietetyczka" truła de.. że jaja to cholesterol i żeby nie jeść więcej niż dwa w tygodniu.
I jakiś lekarz, który stwierdził, że jaja to cholesterol, ale HDL (czyli ten "dobry") i jedzenie jaj jest bardzo korzystne dla organizmu, bo wypiera ten "zły" (LDL)
Rzadko mi się zdarza wcinać surowiznę, tak jak Ty to robisz, ale takie z ledwo ściętym białkiem po dosłownie minucie gotowania są całkiem cacy.
Ufam organizmowi. Czasami ma takie zapotrzebowanie, że wcinam kilka dni pod rząd po 6-8 jajek (głównie żółtek). A czasami sobie leżą w lodówce i w ogóle mnie nie ruszają.
"Jakaś "dietetyczka" truła de.. że jaja to cholesterol i żeby nie jeść więcej niż dwa w tygodniu"
Jem min dwa dziennie a często więcej od ok trzech lat i nic mi nie jest, więc rację miał chyba lekarz. Zresztą żółtka to wzorzec białka.
Aczkolwiek wlewam też czasem rzeczy mniej zdrowe i wtedy jakoś nie przejmuję się zdrowiem, a im więcej wleję tym mniej się przejmuję:)
Jem min dwa dziennie a często więcej od ok trzech lat i nic mi nie jest, więc rację miał chyba lekarz. Zresztą żółtka to wzorzec białka.
Aczkolwiek wlewam też czasem rzeczy mniej zdrowe i wtedy jakoś nie przejmuję się zdrowiem, a im więcej wleję tym mniej się przejmuję:)
Pogląd o niezdrowych jajkach pochodzi z początku lat '90, i od dobrej dekady uznawany jest za bzdurę. Podobnie jak pogląd, że ziemniaki są mało wartościowe, a nawet nie są warzywem a czymś na kształt styropianu;) Albo pogląd, że oliwa z oliwek jest najzdrowszym tłuszczem do smażenia.
Ostatnio spotkałem się z bardzo ciekawymi badaniami na temat diet, z których wynikało, że właściwie nie ma diety idealnej, bo każdy jest inny i te same produkty na różnych ludzi działają inaczej. I jedyna skuteczna dieta, to dieta indywidualna.
Aczkolwiek ciekawym statystycznie odkryciem było, że 2x tyle osób tyje od ryżu, co od lodów;)
Ostatnio spotkałem się z bardzo ciekawymi badaniami na temat diet, z których wynikało, że właściwie nie ma diety idealnej, bo każdy jest inny i te same produkty na różnych ludzi działają inaczej. I jedyna skuteczna dieta, to dieta indywidualna.
Aczkolwiek ciekawym statystycznie odkryciem było, że 2x tyle osób tyje od ryżu, co od lodów;)
"Zrozumiał, że nie tylko był jej bliski, ale nie wiedział gdzie on się kończy, a ona zaczyna"
Tylko czy to depresja czy chandra?
Ludzie patrzą na depresję jak na wroga, z którym trzeba walczyć, zwykle poprzez zachowania przeciwne. Zawsze mnie to zaskakiwało, bo jakby ktoś złamał nogę, to czy inni wołaliby "nie patrz, że kość wystaje, musisz to rozchodzić! Biegaj!"?
Może nie powinno się z nią walczyć, bo wtedy wypala się całą życiową energię na szarpaninę, może lepiej potraktować to jako okazję, by zrozumieć, co nie gra. To jakby ktoś włożył rękę w ogień, sparzył się, ale nie widział ogniska - skoro depresja ciągnie go do niedziałania, do łóżka, to może powinien się położyć i zacząć szukać w swoim życiu ognia, który go parzy?
Depresja to nie problem, to szansa, aby odmienić swoje życie nim ono przeminie.
I warto to docenić, bo nie każdy tego doświadcza, wielu po prostu przeżywa życie miernie i nijako.
Ludzie patrzą na depresję jak na wroga, z którym trzeba walczyć, zwykle poprzez zachowania przeciwne. Zawsze mnie to zaskakiwało, bo jakby ktoś złamał nogę, to czy inni wołaliby "nie patrz, że kość wystaje, musisz to rozchodzić! Biegaj!"?
Może nie powinno się z nią walczyć, bo wtedy wypala się całą życiową energię na szarpaninę, może lepiej potraktować to jako okazję, by zrozumieć, co nie gra. To jakby ktoś włożył rękę w ogień, sparzył się, ale nie widział ogniska - skoro depresja ciągnie go do niedziałania, do łóżka, to może powinien się położyć i zacząć szukać w swoim życiu ognia, który go parzy?
Depresja to nie problem, to szansa, aby odmienić swoje życie nim ono przeminie.
I warto to docenić, bo nie każdy tego doświadcza, wielu po prostu przeżywa życie miernie i nijako.
"Zrozumiał, że nie tylko był jej bliski, ale nie wiedział gdzie on się kończy, a ona zaczyna"
Powinna, ale trudno znaleźć lekarza. Bo jeśli pójdzie do psychiatry to dostanie antydepresanty, a to jak tabletki przeciwbólowe na ból zęba. Pójdzie do psychologa, to ten go nauczy, jak być produktywnym dla społeczeństwa i czerpać z życia satysfakcję (w fejsbukowo-komercyjnym stylu). Znajdzie sobie przewodnika duchowego, to wzmocni jego poczucie własnej wartości ucząc go, jak żyjąc słusznie być lepszym człowiekiem, a przynajmniej mieć przekonanie o byciu lepszym od innych.
Wszystkie trzy metody się sprawdzają, ale nie rozwiązują problemu.
Wszystkie trzy metody się sprawdzają, ale nie rozwiązują problemu.
"Zrozumiał, że nie tylko był jej bliski, ale nie wiedział gdzie on się kończy, a ona zaczyna"
Aniu są badania (właściwie wszystkie badania na antydepresantach nie tworzone przez ich twórców), które udowadniają, że leki te w 9 na 10 przypadkach działają jak placebo, tylko mają efekty uboczne. Te badania są tak popularne, że nawet zwolennicy antydepresantów je uznają, tylko mówią wtedy "no ale 1 na 10 to przecież bardzo dużo":d
A pewnie ten 1 na 10 to chandra, a nie żadna depresja;)
I trzeba mieć na uwadze, że takie leki uzależniają, bo działają jak narkotyki czy alkohol - dają mózgowi z zewnątrz to, co sam musiałby wyprodukować. W rezultacie mózg się rozleniwia i potem nie chce tego sam produkować, co wywołuje nasilenie objawów przy odstawieniu leków. A ciągłe branie osłabia działanie, więc potrzebujesz mocniejszych stymulantów. Stałe branie takich leków rozwala ci organy wewnętrzne, zwłaszcza wątrobę i nerki, bierzesz więc kolejne leki, bo masz coraz więcej dolegliwości.
A pewnie ten 1 na 10 to chandra, a nie żadna depresja;)
I trzeba mieć na uwadze, że takie leki uzależniają, bo działają jak narkotyki czy alkohol - dają mózgowi z zewnątrz to, co sam musiałby wyprodukować. W rezultacie mózg się rozleniwia i potem nie chce tego sam produkować, co wywołuje nasilenie objawów przy odstawieniu leków. A ciągłe branie osłabia działanie, więc potrzebujesz mocniejszych stymulantów. Stałe branie takich leków rozwala ci organy wewnętrzne, zwłaszcza wątrobę i nerki, bierzesz więc kolejne leki, bo masz coraz więcej dolegliwości.
"Zrozumiał, że nie tylko był jej bliski, ale nie wiedział gdzie on się kończy, a ona zaczyna"
Wpisz w wyszukiwarkę: antydepresanty uzależnienie, dostaniesz masę artykułów na ten temat, które odnoszą się do konkretnych badań. Choć by dotrzeć bezpośrednio do tych badań to trzeba już wejść na strony anglojęzyczne, najlepiej fora branżowe lub zamknięte fora dyskusyjne gdzie wieloletni terapeuci współtworzą grupy wsparcia; depresje, traumy, współuzależnienia etc. Oni często mają dostęp do niesamowitych materiałów:)
"Zrozumiał, że nie tylko był jej bliski, ale nie wiedział gdzie on się kończy, a ona zaczyna"
Jest wiele leków i wiele efektów ubocznych, które nie u każdego muszą wystąpić. Należy zatem zastanowić się nad równie niebezpiecznymi objawami samej choroby i skutków jakie może wyrządzić włączając również możliwość samobójstwa osoby chorej.
Na sam koniec chcę podkreślić – zdrowe osoby nie zażywają (a przynajmniej nie powinny) leków przeciwdepresyjnych. Każdy lek wpływa na nasz organizm – w czymś pomaga i coś niszczy, podobnie jest z lekami antydepresyjnymi. Trudno położyć na szali efekty uboczne długoterminowego leczenia i poprawę jakości życia, którą pomagają uzyskać.
Na sam koniec chcę podkreślić – zdrowe osoby nie zażywają (a przynajmniej nie powinny) leków przeciwdepresyjnych. Każdy lek wpływa na nasz organizm – w czymś pomaga i coś niszczy, podobnie jest z lekami antydepresyjnymi. Trudno położyć na szali efekty uboczne długoterminowego leczenia i poprawę jakości życia, którą pomagają uzyskać.
Niski poziom serotoniny koreluje z depresją, ale nikt praktycznie nie twierdzi, że depresja ma przyczynę jedynie chemiczną. Problem jest w kulturze, która sprawia, że masa ludzi wiedzie bardzo niesatysfakcjonujące życie. Nie są szaleni, często ich uczucia są zupełnie adekwatne do sytuacji w której się znajdują. Antydepresanty mają swoje zastosowanie, ale są przepisywane zdecydowanie zbyt często.
>Jesli uważasz, że leki na depresję są szkodliwe to jak byś ją leczył Panie Doktorze?
Antydepresanty zastępujemy trzema elementami:
1. Dobry sen; 8-9 godzin, zasypiając przed 22, nie jedząc 2h przed snem, zasypiając w ciszy.
2. Zdrowa dieta; na początek bez fastfoodów, alkoholu i napojów z wysoką zawartością cukru, później co miesiąc wyrzucać z diety coś niezdrowego i dorzucać coś pozytywnego. Stopniowo zmniejszać ilość węglowodanów na rzecz białka, jeść banany i jajka.
3. Trening w domu; najlepiej co półtorej godziny krótki trening - tak 10-15 min (1-2 serie, 6-9 ćwiczeń na różne partie, po 12-25 powtórzeń, w tym kilka ćwiczeń wielostawowych). Między ćwiczeniami bez przerw, pomiędzy seriami 30-60 sek. Zaczynając od zera można też sięgnąć po jakąś pomoc naukową, ot choćby "Skazany na trening".
I teraz przechodzimy do sedna:
>Problem jest w kulturze, która sprawia, że masa ludzi wiedzie bardzo niesatysfakcjonujące życie. Nie są szaleni, często ich uczucia są zupełnie adekwatne do sytuacji w której się znajdują.
To właśnie jest odpowiedź!
Jeśli człowiek ma depresje, to powinien się położyć do łóżka i leżeć aż mu przejdzie. "Przechodzi" na dwa sposoby, albo człowiek się nią znudzi - podświadomość ratując się ograniczy człowiekowi zdolność widzenia rzeczywistości - wtedy można powiedzieć, że nie była to depresja a chandra, zwykły dół. Współczuję tym ludziom, bo zasnęli, kiedy mogli się obudzić, a teraz spędzą życie jako żywe trupy. Nawet Jezus o nich wspomniał: "zostaw umarłym grzebanie ich umarłych". Tak ma większość ludzi, gdy oczy uchylają im się tylko na chwilę, w okresie dojrzewania, co społeczeństwo nazywa okresem buntu, a potem przystosowują się i udają, że nie widzą rzeczywistości - klapki na oczach i do przodu!
Szczęściarze którzy doświadczają drugiego przypadku zaczynają zadawać sobie pytanie "czy to ja oszalałem, czy to wszyscy wokół?". Jeśli dochodzą do wniosku, że oni, to biorą prochy (lub zamiennik; alkohol, narkotyki), dostosowują się (dzięki psychologom) lub popełniają samobójstwo. Cóż, nie wszystkim musi się udać, nawet jeśli są szczęściarzami.
Pozostali zaś dochodzą do wniosku, że w tym świecie bardzo wiele rzeczy jest źle poukładanych. Oczywiście świata nie da się zmienić, więc można zmienić tylko siebie. Można mu ulec (przystosować się) lub realizować się poprzez współistnienie. I to jest odpowiedź, jak pozbyć się efektów depresji, nie tracąc korzyści (czyli przebudzenia i otwartości na rzeczywistość) i jednocześnie być szczęśliwym.
Niestety, nie jest to takie łatwe jak wzięcie tabletki. Nie ma też prostej odpowiedzi jaką dają psychologowie; pracuj, miej hobby, kup psa, zrób dziecko, uśmiechaj się, znajdź dziewczynę, kup sobie coś ładnego i cała ta lista bzdetów w stylu "1000 sposobów na bycie szczęśliwym".
Rozwiązanie trzeba znaleźć samemu, bo jest ono sprawą indywidualną. Pomocą jest rozwój osobisty, czyli zdobywanie wiedzy o samym sobie i odpowiednie budowanie siebie takim, jakim się chce być. Dzięki temu lepiej rozumiemy też świat zewnętrzny, potrafimy się w nim odnaleźć i nie pozwolić mu, aby wpływał na nasz nastrój.
Mimo, że każdy potrzebuje własnej, indywidualnej ścieżki, na początku polecałbym obejrzeć wszystkie filmiki z tej strony: http://selfmastery.pl oraz przeczytać książki:
Przebudzenie
Przepływ
Osobowość Plus
Antydepresanty zastępujemy trzema elementami:
1. Dobry sen; 8-9 godzin, zasypiając przed 22, nie jedząc 2h przed snem, zasypiając w ciszy.
2. Zdrowa dieta; na początek bez fastfoodów, alkoholu i napojów z wysoką zawartością cukru, później co miesiąc wyrzucać z diety coś niezdrowego i dorzucać coś pozytywnego. Stopniowo zmniejszać ilość węglowodanów na rzecz białka, jeść banany i jajka.
3. Trening w domu; najlepiej co półtorej godziny krótki trening - tak 10-15 min (1-2 serie, 6-9 ćwiczeń na różne partie, po 12-25 powtórzeń, w tym kilka ćwiczeń wielostawowych). Między ćwiczeniami bez przerw, pomiędzy seriami 30-60 sek. Zaczynając od zera można też sięgnąć po jakąś pomoc naukową, ot choćby "Skazany na trening".
I teraz przechodzimy do sedna:
>Problem jest w kulturze, która sprawia, że masa ludzi wiedzie bardzo niesatysfakcjonujące życie. Nie są szaleni, często ich uczucia są zupełnie adekwatne do sytuacji w której się znajdują.
To właśnie jest odpowiedź!
Jeśli człowiek ma depresje, to powinien się położyć do łóżka i leżeć aż mu przejdzie. "Przechodzi" na dwa sposoby, albo człowiek się nią znudzi - podświadomość ratując się ograniczy człowiekowi zdolność widzenia rzeczywistości - wtedy można powiedzieć, że nie była to depresja a chandra, zwykły dół. Współczuję tym ludziom, bo zasnęli, kiedy mogli się obudzić, a teraz spędzą życie jako żywe trupy. Nawet Jezus o nich wspomniał: "zostaw umarłym grzebanie ich umarłych". Tak ma większość ludzi, gdy oczy uchylają im się tylko na chwilę, w okresie dojrzewania, co społeczeństwo nazywa okresem buntu, a potem przystosowują się i udają, że nie widzą rzeczywistości - klapki na oczach i do przodu!
Szczęściarze którzy doświadczają drugiego przypadku zaczynają zadawać sobie pytanie "czy to ja oszalałem, czy to wszyscy wokół?". Jeśli dochodzą do wniosku, że oni, to biorą prochy (lub zamiennik; alkohol, narkotyki), dostosowują się (dzięki psychologom) lub popełniają samobójstwo. Cóż, nie wszystkim musi się udać, nawet jeśli są szczęściarzami.
Pozostali zaś dochodzą do wniosku, że w tym świecie bardzo wiele rzeczy jest źle poukładanych. Oczywiście świata nie da się zmienić, więc można zmienić tylko siebie. Można mu ulec (przystosować się) lub realizować się poprzez współistnienie. I to jest odpowiedź, jak pozbyć się efektów depresji, nie tracąc korzyści (czyli przebudzenia i otwartości na rzeczywistość) i jednocześnie być szczęśliwym.
Niestety, nie jest to takie łatwe jak wzięcie tabletki. Nie ma też prostej odpowiedzi jaką dają psychologowie; pracuj, miej hobby, kup psa, zrób dziecko, uśmiechaj się, znajdź dziewczynę, kup sobie coś ładnego i cała ta lista bzdetów w stylu "1000 sposobów na bycie szczęśliwym".
Rozwiązanie trzeba znaleźć samemu, bo jest ono sprawą indywidualną. Pomocą jest rozwój osobisty, czyli zdobywanie wiedzy o samym sobie i odpowiednie budowanie siebie takim, jakim się chce być. Dzięki temu lepiej rozumiemy też świat zewnętrzny, potrafimy się w nim odnaleźć i nie pozwolić mu, aby wpływał na nasz nastrój.
Mimo, że każdy potrzebuje własnej, indywidualnej ścieżki, na początku polecałbym obejrzeć wszystkie filmiki z tej strony: http://selfmastery.pl oraz przeczytać książki:
Przebudzenie
Przepływ
Osobowość Plus
"Zrozumiał, że nie tylko był jej bliski, ale nie wiedział gdzie on się kończy, a ona zaczyna"
Do niczego nie namawiam. Podzieliłem się swoimi poglądami na temat depresji, zadałaś pytanie, dałem Ci odpowiedź.
Nie wiń mnie, że nie potrafisz jej przyjąć i budzi ona w Tobie gniew. Twoje problemy mnie nie dotyczą.
Nie wiń mnie, że nie potrafisz jej przyjąć i budzi ona w Tobie gniew. Twoje problemy mnie nie dotyczą.
"Zrozumiał, że nie tylko był jej bliski, ale nie wiedział gdzie on się kończy, a ona zaczyna"
@fubu: Dzięki, mam się nie najgorzej.
@Anty: Miałem na myśli SSRI i SNRI. Zgodzisz się, że te nie są uzależniające?
@Ania: Z czym właściwie masz problem? Ciężko polemizować z tymi trzema komponentami zdrowego trybu życia, które Anty wypisał. Śmieszne, że zarzucasz ignorancję komuś, kto uważa, że antydepresanty nie są najlepszym wyjściem, kiedy sama ewidentnie nie jesteś zaznajomiona z tematem.
@Anty: Miałem na myśli SSRI i SNRI. Zgodzisz się, że te nie są uzależniające?
@Ania: Z czym właściwie masz problem? Ciężko polemizować z tymi trzema komponentami zdrowego trybu życia, które Anty wypisał. Śmieszne, że zarzucasz ignorancję komuś, kto uważa, że antydepresanty nie są najlepszym wyjściem, kiedy sama ewidentnie nie jesteś zaznajomiona z tematem.
>Miałem na myśli SSRI i SNRI. Zgodzisz się, że te nie są uzależniające?
Mówiąc o uzależnieniach miałem na myśli głównie SSRI, bo w ich sprawie batalie trwają niemal od początku i trudno o nich nie usłyszeć.
Przeczytaj sobie dla przykładu to: https://oczymlekarze.pl/profilaktyka-i-leczenie/3060-antydepresanty-moga-uzalezniac
Mówiąc o uzależnieniach miałem na myśli głównie SSRI, bo w ich sprawie batalie trwają niemal od początku i trudno o nich nie usłyszeć.
Przeczytaj sobie dla przykładu to: https://oczymlekarze.pl/profilaktyka-i-leczenie/3060-antydepresanty-moga-uzalezniac
"Zrozumiał, że nie tylko był jej bliski, ale nie wiedział gdzie on się kończy, a ona zaczyna"
Sorry, ale spodziewam się, że oznacza to "mój kuzyn popełnił samobójstwo, a koleżanka wzięła antydepresant i jej pomogło".
Najwyraźniej "artykuły z netu" to dla Ciebie jedna kategoria. To nie ukazuje w najlepszym świetle Twoich kompetencji do wyszukiwania rzetelnych informacji ;)
Dlatego ja się nie zaangażuje w tą dyskusję, nie mam tyle energii co Anty.
Najwyraźniej "artykuły z netu" to dla Ciebie jedna kategoria. To nie ukazuje w najlepszym świetle Twoich kompetencji do wyszukiwania rzetelnych informacji ;)
Dlatego ja się nie zaangażuje w tą dyskusję, nie mam tyle energii co Anty.
Tabletkami zaleczysz objaw, a przyczyna zostanie i dalej będzie wpływać na zdrówko:P
Myślę że przyczyna może być jak to wcześniej ktoś pisał w długotrwałym złym działaniu na psychikę, może nie świadomie, albo brak jakiś ważnych składników. Spotkałem się w którejś z książek z teorią (chyba u Zięby) że to kwestia zakwaszenia soków żołądkowych, depresja jest objawem a przyczyną tego jest to że żołądek ma zbyt słabe soki żeby dobrze wyciągać składniki z pożywienia, ale do stwierdzenia przyczyny to potrzeba by badań.
Myślę że przyczyna może być jak to wcześniej ktoś pisał w długotrwałym złym działaniu na psychikę, może nie świadomie, albo brak jakiś ważnych składników. Spotkałem się w którejś z książek z teorią (chyba u Zięby) że to kwestia zakwaszenia soków żołądkowych, depresja jest objawem a przyczyną tego jest to że żołądek ma zbyt słabe soki żeby dobrze wyciągać składniki z pożywienia, ale do stwierdzenia przyczyny to potrzeba by badań.