Odpowiadasz na:

4/5 listopada 2017

1/2

Jakże przewidywalne jest życie, gdy żyje się rytmem dziecka. Czyż nie wspomniałem wczoraj, że może znowu usnę o 20:30? Miałem ochotę wieczorem... rozwiń

4/5 listopada 2017

1/2

Jakże przewidywalne jest życie, gdy żyje się rytmem dziecka. Czyż nie wspomniałem wczoraj, że może znowu usnę o 20:30? Miałem ochotę wieczorem skreślić parę słów, bo mieliśmy niezwykle przyjemną sobotę i chciałem się z Wami tym podzielić, ale…gdy położyłem się, aby uśpić Maksia, on mnie złapał mocno za rękę i w półśnie wymamrotał: „Maksio kocha tatuś…” i tak trzymając mnie zasnął, a ja nie miałem serca zabrać mu tej bezpiecznej chwili, gdy trzyma mnie za dłoń i po chwili i ja zasnąłem.

Wczoraj był jeden z tych dni, które dla innych być może wydają się nudne, ale dla mnie to najwspanialsze dni. Maksiu obudził się jak zwykle wcześnie rano, była bodajże 6, powoli robiło się jasno. Obudził mnie bardzo dyskretnie, szepcząc teatralnym szeptem do mnie: „tatoooooo baja Maksio prosi!”, co oznaczało, że czas dzień zacząć. Po przejściu codziennego rytuału przebrania się i wymianie porannych tuli-tuli i buziaczków, Maksiu podreptał do kuchni, po drodze otwierając szufladę z różnymi szpargałami, gdzie onegdaj, a o czym zapomniałem, włożyłem starego smartphone’a po jednym z moich dawnych pracowników. Tataooo!! Halo!!! Maksio halo bawić!! Bawić! Mozna??Mozna?? Ponieważ Maksiu to już pokolenie XXI wieku, więc doszedłem do wniosku, że komu, jak komu, ale własnemu synkowi nie będę żałować i niech ma i niech się bawi:) Ku memu zdziwieniu potrafił sam go włączyć…i tym swoim maleńkim paluszkiem zaczął przesuwać i otwierać kolejne aplikacje. Patrzyłem jak zaczarowany, bo przecież koleżka nie zna jeszcze dobrze literek, czytać nie umie ale jakimś, sobie tylko znanym sposobem, odnalazł Świętego Graala, czyli…YouTube! Nie potrafił jednak wpisać nic w wyszukiwarkę, więc musiałem to zrobić za niego. Gdy na ekranie pojawiła się pierwsza piosenka Baby Shark tu du tudu dudu…usadowił się na krześle i kompletnie pochłonął się w „rozkminianie” WŁASNEGO „halo”. Gdy chciałem sprawdzić, jak bardzo dokonał zawłaszczenia telefonu, nawet nie zdążyłem go dotknąć, a rękę wyciągnąć, gdy Maksiu wyskoczył: NIE TYKAJ!! MOJE HALO!!! MOJE MOJE MOJE!!!! I dziecko zniknęło na dobre pół godziny:)

Przygotowałem nam wspólne śniadanie, bo gdy tylko mamy okazję, staram się abyśmy jadali wspólnie. Zrobiłem nam jajecznicę, czyli ulubione śniadaniowe danie Maksia (wiem, wiem…nie za dużo jajek dla dziecka…już mnie babcia terroryzuje!), upiekłem ciepłe bułki, posmarowałem wiejskim masłem i zjedliśmy do syta. Lubię patrzeć jak Maksiu je, gdy widzę na jego buzi różne emocje, myśli, wtedy próbuje ze mną nawiązywać konwersację, jak przystało przy wspólnym posiłku - już nauczyłem go, że buzię wycieramy serwetką, siedzimy przy stole prosto, nie opieramy się łokciami o stół i nie mówimy z pełną buzią:) Ćwiczy mówienie pełnymi zdaniami, ale nie zmuszam go do tego, bo widzę, jak wielką trudność mu sprawia werbalizowanie własnych myśli, a gdy nie może, to zaczyna się złościć, a potem się zasmuca i kwituje to swoim słynnym tekstem: „sio! nie bedem się z tobą bawić!!” - co oznacza, że granica jego cierpliwości została przekroczona.
Po śniadaniu postanowiłem, że czas na zabawę klockami, bo zgodnie z zaleceniami, muszę go stymulować do kreatywności, a klocki to idealne narzędzie rozwoju dla dziecka, chłopca szczególnie.

Będąc dzieckiem sam uwielbiałem zabawę klockami, szczególnie Lego:) Pamiętam, że gdy z rodzicami wchodziłem do Pewexu (ojciec wtedy był marynarzem, więc czasami bywaliśmy w tym przybytku luksusu), a tam na półkach stały pudła z klockami Lego…stałem i patrzyłem jak zaczarowany, ale nie śmiałem nawet prosić rodziców o zakup takich klocków, bo kosztowały (pamiętam!!) 23U$D, co było wtedy równowartością miesięcznej pensji w Polsce. Ale tato wiedział, jak bardzo mi się marzą takie klocki i pewnego dnia dostałem na urodziny wielki zestaw klocków Lego; do dzisiaj pamiętam tę chwilę.

Czasy się mocno zmieniły i Lego/d*plo już nie kosztują tyle co miesięczna pensja, więc Maksiowi sprawiłem odpowiednio duży zestaw klocków i nie przeczę, że sam odnajduję chłopięcą radość, gdy wspólnie układamy z nich „garaś” i inne cuda. Myślę, że za niedługo będziemy obydwaj spędzać dłuuuugie godziny budując bardziej zaawansowane budowle, może niebawem Lego Technic, jak dwóch chłopców, dwóch przyjaciół. Chciałbym być zawsze przyjacielem mojego synka…

Tak przebomblowaliśmy całe przedpołudnie. W końcu zebraliśmy się w sobie, bo babcia zaczęła się dopytywać sms’ami „co robicie???”, co było już manifestem, że się niecierpliwi, kiedy przyjedziemy. Po drodze zatrzymaliśmy się w Osowie, żeby zrobić drobne zakupy, ja musiałem kupić sobie gilzy do papierosów (robię je sam, uspokajająca czynność), a Maksiu chciał się napić; zaszliśmy do naszego ulubionego kiosku, gdzie właścicielka bardzo lubi Maksia i zawsze ma dla niego jakiś drobiazg, a to lizaczka, a to cukiereczka:) Nagle Maksiu podszedł do mnie dzierżąc w rączce komiks z załączonym autkiem i powiedział: „tatuś Maksio prosi prosi bawić prosi Maksio…” i zrobił to tak grzecznie, tak prosząco, że nie miałem serca mu odmówić, a on tak kocha te swoje „auko bam”. Jakiż był szczęśliwy, gdy wsiedliśmy do samochodu:) Od razu odpakował samochodzik i aż buzia mu się nie zamykała, tak przeżywał nową zabawkę.
Maksiu nie ma zbyt wielu zabawek, celowo ograniczam mu posiadanie tych ton chińskiego plastiku, aby potrafił samodzielnie „zorganizować” sobie przedmioty do zabawy, co silnie stymuluje kreatywność u dziecka i lepiej go rozwija. Oczywiście trochę zabawek ma, ale ograniczoną ilość w porównaniu z innymi dziećmi. Zresztą kolejnym tego plusem jest to, że rzadko dostając w prezencie zabawkę, gdy już dostanie, to radość z jej otrzymania jest tak wielka, że czasem aż z emocji uroni łzę radości. Gdyby dostawał co chwilę jakieś zabawki, nie sprawiałyby mu takiej radości, a tak cieszy się z każdego drobiazgu.
Z kiosku pojechaliśmy na myjnie, bo wiedziałem, że nie będzie dla niego większej przygody dnia, niż zobaczyć prawdziwą „auko myjnia!!” - stał przed szybą i przyglądał się, jak „wiekie szotka” myją jego „auko”. Co chwile coś komentował w swoim języku, pokazywał paluszkiem, tuptał z jednej na drugą nóżkę i był bardzo podekscytowany. Kierowcy oczekujący na swoją kolej, przyglądali się Maksiowi i widziałem, jak uśmiechają się do siebie na jego widok.

zobacz wątek
7 lat temu
maksiowesprawki

Odpowiedź

Autor

Ogłoszenie
Polityka prywatności
do góry