7 grudnia 2017
Oj nie pisałem przez ostatnie dni, bo i trochę byłem zajęty, a i Maksiu miał swój spokojny czas, bez większych zdarzeń i choć każdego dnia coś się zadzieje, to jakoś nie...
rozwiń
7 grudnia 2017
Oj nie pisałem przez ostatnie dni, bo i trochę byłem zajęty, a i Maksiu miał swój spokojny czas, bez większych zdarzeń i choć każdego dnia coś się zadzieje, to jakoś nie mogłem się zebrać w sobie, aby skreślić te parę słów.
Zbliżają się pierwsze nasze wspólne święta Bożego Narodzenia, gdy będziemy tylko we dwóch. To szczególny dla mnie czas, od okresu dzieciństwa do dorosłości, zawsze tak samo tęskno wyczekiwany. Zawsze kojarzył mi się ze spokojem, miłością, bezpieczeństwem, zapachem bakalii, ciasta, moimi kochającymi się rodzicami. Myślę już o choince, którą w tym roku będę już ubierać wspólnie z Maksiem i to chyba będzie dla mnie największe przeżycie. Pamiętam czas, gdy ubierałem choinkę wspólnie z rodzicami, każdego roku, w przeddzień Wigilii Narodzenia Pańskiego szykowaliśmy drzewko, ozdoby, razem je przystrajając, tak i ja, teraz już z moim umiłowanym synkiem, nucąc cichutko pod nosem kolędę, będziemy przygotowywać się do tego radosnego ale…i smutnego czasu.
Ostatnie miesiące skłoniły mnie do wielu przemyśleń, dokonały iście drakońskiej zmiany poglądów na wiele spraw życiowych, począwszy od spojrzenia na życie i wybory samotnych matek, po moje postrzeganie ojcostwa, odpowiedzialności za życie dziecka, procesu wychowawczego, który jednocześnie i nas samych wychowuje. Trudno bowiem być wzorem dla dziecka, przyjmując podwójną moralność, być Dr Hyde’em i Mr. Jekkyl’em w jednej osobie - w dzień udawać troskliwego ojca, w nocy wracać do bycia wilkiem polującym na owieczki. Siłą sprawczą rzeczy trzeba się opowiedzieć po którejś ze stron, odciąć się od przeszłości, szczególnie tej mrocznej, mając świadomość własnych błędów i potknięć w życiu, aby uchronić dziecko, przestrzec je, jednocześnie przygotować do walki w życiu, by było wystarczająco silne, ale i było pełne empatii i miłości do bliźniego, niosło pomoc potrzebujących, a złym nie dawało pola.
Wiele jeszcze burz przed nami, sztormów i nawałnic ale mając świadomość, że się jest dla tego małego człowieka pierwszą i ostatnią literą, bastionem niezdobytym i twierdzą potężną, daje siłę ku przetrwaniu, by smyk był z taty dumny i nie musiał się ojca wstydzić.
To na razie tyle moich adwentowych przemyśleń…
A Maksiu, jako to Maksiu, dokazuje, codziennie uczy się nowych słów, nie odstępuje mnie na krok i dni nam mijają w miarę spokojnie, wedle naszego rytmu. Tydzień temu był w przedszkolu bal maskowy, Maksiu się przebrał za mumię (no sam chciał!!) i straszył wszystkich, chodząc na sztywnych nogach robiąc uuuuuuuuu!:)) Takie, małe drobne wydarzenia, a każde z nich tak wielce porusza moje serce.
W sobotę napisała do mnie mama Maksia, że chciałaby go odwiedzić. Znacie moje zdanie na ten temat ale oczywiście się zgodziłem. Nie mogę ex cathedra dokonywać skrajnych oceń przyszłych wydarzeń, jakby były faktami dokonanymi, nie znam przyszłości. Napisała, że…jest na zwolnieniu lekarskim ale w poniedziałek da znać, czy będzie wystarczająco zdrowa, aby przyjechać w środę lub czwartek. Oczywiście nie napisała w poniedziałek, sms’a dostałem wczoraj wieczorem, że dalej jest chora i może przyjedzie…w następny piątek. Już nawet nie wchodzę w żadną wymianę zdań, po prostu odpisuję „ok”, bo wiem, że i tak nie przyjedzie. I może to i lepiej…Nie można kobiety zmusić ani do bycia mamą ani do miłości - niektóre są po prostu pozbawione tych cech i wolę się z tym pogodzić.
zobacz wątek
7 lat temu
maksiowesprawki