Odpowiadasz na:

Być samodzielnym tatą - prolog

Tak sobie pomyślałem, że forum jest dobrym miejscem aby wyrzucić z siebie myśli, troski, pragnienia i marzenia. Dobrze jest się podzielić, nawet tym co smutne, a jeszcze lepiej tym co radosne. A i... rozwiń

Tak sobie pomyślałem, że forum jest dobrym miejscem aby wyrzucić z siebie myśli, troski, pragnienia i marzenia. Dobrze jest się podzielić, nawet tym co smutne, a jeszcze lepiej tym co radosne. A i może mama mojego synka będzie mogła przeczytać, co u niego słychać, jak sobie radzi w swoim małym świecie, może kiedyś pojawi się u niej jakakolwiek refleksja i chociaż go odwiedzi, bo choć o tym nie chce rozmawiać, to wiem, że za nią tęskni w swoim małym serduszku.
Niewielu jest nas, samodzielnych ojców, którzy zmagając się z prozą dnia codziennego, otaczają swoje dzieci troską, miłością i opieką, dając radę łączyć obowiązki dwojga rodziców, pracę zawodową i inne sprawy. Dlatego też, może pisząc o naszych codziennych radościach i smutkach, gdzieś tam wśród ojców zakiełkuje w sercu nadzieja, że można i trzeba dawać radę.
Tato nie jest mamą, myśli i czuje inaczej, musi bardziej wysilać zmysły, bo nie nosił swojego dziecka pod sercem i rodzicielskiego instynktu musiał się dopiero nauczyć, nie był mu nadany przez naturę - więc jest mu troszkę ciężej. Człowiek dopiero rozumie istotę rzeczy, gdy sam czegoś doświadcza - nie da się tego chyba dobrze opisać, trzeba samemu doświadczyć samodzielnego rodzicielstwa, szczególnie będą mężczyzną. Z wyboru zawsze byłem empirykiem, choć empiryzm życiowy był wynikiem świadomego przyjmowania doświadczeń, a tu jakby narzucono mi nowe, trudne doświadczenie, które jednak w pokorze przyjąłem, mając jasny cel - dobro mojego synka.

Nie piszę o sobie "samotny tata”, a "samodzielny tata”, bo trudno być samotnym, mając obok siebie obraz i uosobienie najczystszej miłości, część siebie, małego synka. Zresztą obydwaj musimy być samodzielni, bo cóż innego możemy począć, jak nie wspierać się wzajemnie, prawda?
Nie jest istotnym dlaczego nie ma z nami mamy; nie ma jej i prawdopodobnie nigdy już nie będzie. Przepłynąłem oceany łez nie po to, aby u wybrzeży jeszcze je rozpamiętywać - po co? Przeszłości nikt nie zmieni, trzeba się z nią pogodzić.

Mój synek ma 3 latka, na imię ma Maksymilian, a swoje imię otrzymał po kimś, kto bez wahania oddał swoje własne życie za drugiego człowieka, po św. Maksymilianie Marii Kolbe. Bowiem "Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich" (J15) i to zdanie zawiera definicję miłości, której poświęcenie jest immanentną jej częścią, podstawą i fundamentem.
Na Maksymiliana wszyscy mówią Maksiu i on sam też o sobie mówi Maksiu. Jest dzieckiem szczególnej troski, gdyż i czas w brzuszku mamy i traumatyczne przeżycia w jego krótkim życiu, odcisnęły na nim silne piętno (behawioralne objawy FAE, lżejszej wersji FAS) - choć jest mądrym chłopcem, to jednak nie potrafi wyraźnie powiedzieć tego, co ma w umyśle i serduszku. Wtedy się zawstydza, milknie i robi się smutny. Ale jest dzielny, bardzo się stara ćwiczyć mówienie, uczy się pilnie w przedszkolu, ma tam swoich przyjaciół i najważniejsze, że oni go rozumieją.

Gdy zostaliśmy sami, poczułem się bezradny, rozgoryczony i bezsilny - ja, silny i dojrzały mężczyzna, siedziałem pewnego wieczora kompletnie rozbity, patrząc z troską i bezradnością na mojego śpiącego, małego synka, a łzy lały się po mojej twarzy cichym strumieniem, cichym, aby go nie zbudzić ze spokojnego snu. Usnąłem tak leżąć obok niego, a rankiem usłyszałem, jakże wzruszające słowa: „tatuuusiuuuu piciu prosi Maksio”. Tak zaczął się nasz wspólny czas, który trwa do dzisiaj, a o którym chcę pisać, aby dać świadectwo naszego wspólnego życia.

Pomimo sporego życiowego doświadczenia i wiedzy ogólnej, jednak mój umysł nie ogarniał wszystkich problemów, i choć kierowałem się ojcowskim instynktem, to musiałem prosić o wsparcie merytoryczną radą mądrzejszych od siebie, by właściwie i umiejętnie wykreować nową rzeczywistość dla synka, bezpieczny świat, poukładany, stały, w którym wszystko ma swój czas i miejsce. Doradzono mi, abym maksymlanie uporządkował synkowi jego otoczenie, co do zdarzeń, czynności codziennych, rzeczy na swoim miejscu, by Maksiu wiedział, co go czeka za chwilę i mógł odczuwać pewność siebie i bezpieczeństwo.
Te dwa słowa: „pewność i bezpieczeństwo” stały się dla nas drogowskazem wspólnego życia, mocnym fundamentem budowania każdego dnia. Długo szukałem w myślach odpowiedniego wzorca, aż cofając się do moich lat dziecięcych, odnajdując tam to, co dla mnie było „pewne i bezpieczne” i aby stało się również takie dla mojego synka. By każdy dzień, choć może podobny jeden do drugiego, był dla niego kolejną przygodą, przynosił mu ciekawe zdarzenia i pozwalał spokojnie zasypiać w moich objęciach.


Post Scriptum
Chcę pisać o naszym życiu; dla innych samodzielnych ojców, ku pokrzepieniu ich serc, dla mamy Maksia, żeby wiedziała co się dzieje z jej synkiem, dla siebie samego, aby podzielić się ze światem swoimi myślami. Z góry przepraszam, że nie będę wchodzić w dyskusje, choć wiem, że to forum dyskusyjne ale o czym tu można dyskutować w tej sprawie, nieprawdaż?:)

zobacz wątek
6 lat temu
maksiowesprawki

Odpowiedź

Autor

Ogłoszenie
Polityka prywatności
do góry