Widok
Czy mieszkacie ze swoim narzeczonym?
Jestem ciekawa jak to u was wyglada, czy mieszkacie ze swoimi narzeczonymi? Ja zamieszkam z moim dopiero po ślubie, z jednej strony ciesze sie z tego a z drugiej korci mnie zeby sprobowac wczesniej, ale niestety moja rodzina jest konserwatywna, twierdza ze jestem za młoda i w zyciu by mi nie wybaczli jakbym zamieszkala z nim wczesniej... a jak jest u was dzieczyny?:)
a my zamieszkamy razem zaraz po mojej obronie mgr, czyli pewnie w okolicy lipca :) Właśnie remontujemy nasz pokoik w którym będziemy mieszkać (z babcią :D ).
W naszym wypadku spieszymy się z tym dlatego, że mój Luby mieszka w Szczecinie i nie wyobrażam sobie dojeżdżać do siebie przez kolejny rok do ślubu... Inaczej mają pary, które mogą się widywać częściej, a my póki co to najczęściej co dwa tygodnie... zwariować można :)
Poza tym zaraz po obronie będę szukać pracy, no to lepiej żebym jej szukała w miejscu przyszłego zamieszkania (Szczecin) niż tutaj, a potem zmieniać..
W naszym wypadku spieszymy się z tym dlatego, że mój Luby mieszka w Szczecinie i nie wyobrażam sobie dojeżdżać do siebie przez kolejny rok do ślubu... Inaczej mają pary, które mogą się widywać częściej, a my póki co to najczęściej co dwa tygodnie... zwariować można :)
Poza tym zaraz po obronie będę szukać pracy, no to lepiej żebym jej szukała w miejscu przyszłego zamieszkania (Szczecin) niż tutaj, a potem zmieniać..
Za młoda, aby zamieszkać z narzeczonym przed ślubem, ale na wychodzenie za mąż to już nie?
Mój mąż jest ode mnie też trochę starszy, gdy ja zaczynałam studia i jakoś nasze rodziny (przede wszystkim moja) nie sprzeciwiała się wspólnemu mieszkaniu, może dlatego że mieli do nas zaufanie?Trochę dziwne jak dla mnie...
Mój mąż jest ode mnie też trochę starszy, gdy ja zaczynałam studia i jakoś nasze rodziny (przede wszystkim moja) nie sprzeciwiała się wspólnemu mieszkaniu, może dlatego że mieli do nas zaufanie?Trochę dziwne jak dla mnie...
a co w tym dziwnego, że rodzice martwią się o swoje dzieci co? przecież to jej rodzice, a nie ona stwierdziła, że jest za młoda i mają swoje argumenty więc nie rozumiem waszych komentarzy;
ja również pomimo "starego" wieku nie mieszkałam z moim przed ślubem, po pierwsze nie było gdzie, a po drugie moi rodzice też są dość konserwatywni, ale gdybym chciała to i tak pewnie bym z nim zamieszkała tylko po co na siłę się gnieździć np. u teściowej? zresztą mój już wtedy pracował zagranicą i gdy zjeżdżał to albo on pomieszkiwał u mnie albo ja u niego (znaczy naszych rodziców)
razem zamieszkaliśmy po ślubie i nie żałuję, dla mnie jest taka kolejność jak powinna być, tzn. ja nie widzę nic w tym złego jeśli ktoś mieszka razem przed ślubem, ale dla mnie to już nie jest "to" :)
ja również pomimo "starego" wieku nie mieszkałam z moim przed ślubem, po pierwsze nie było gdzie, a po drugie moi rodzice też są dość konserwatywni, ale gdybym chciała to i tak pewnie bym z nim zamieszkała tylko po co na siłę się gnieździć np. u teściowej? zresztą mój już wtedy pracował zagranicą i gdy zjeżdżał to albo on pomieszkiwał u mnie albo ja u niego (znaczy naszych rodziców)
razem zamieszkaliśmy po ślubie i nie żałuję, dla mnie jest taka kolejność jak powinna być, tzn. ja nie widzę nic w tym złego jeśli ktoś mieszka razem przed ślubem, ale dla mnie to już nie jest "to" :)
http://www.slubnemarzenie.com.pl
Kartki i zaproszenia okolicznościowe dla dzieci i dorosłych
min. na Chrzest, I Komunię, urodziny, rocznice.
Zaproszenia, zawiadomienia, zawieszki, winietki itd. na ślub
Ślubne dekoracje kościołów i sal weselnych
Kartki i zaproszenia okolicznościowe dla dzieci i dorosłych
min. na Chrzest, I Komunię, urodziny, rocznice.
Zaproszenia, zawiadomienia, zawieszki, winietki itd. na ślub
Ślubne dekoracje kościołów i sal weselnych
ja miała sytuację taką jak koleżanka wyżej ;)
oddzielne mieszkanie się nie opłacało bo i tak prawie całe dnie M. spędzał by u mnie.
Teraz czekamy na własne mieszkanko i jeszcze przed ślubem zamieszkamy na swoim :)
Mieszkając razem lepiej poznaje się drugiego człowieka, widzi się też tą "drugą" stronę tj.np. porozwalane po pokoju skarpety, wtedy wszystko wychodzi na wierzch całą prawda o drugim człowieku.
Nie żałuję, że razem zamieszkaliśmy, a rodzice....no cóż nie byli zadowoleni gdy dowiedzieli się.
oddzielne mieszkanie się nie opłacało bo i tak prawie całe dnie M. spędzał by u mnie.
Teraz czekamy na własne mieszkanko i jeszcze przed ślubem zamieszkamy na swoim :)
Mieszkając razem lepiej poznaje się drugiego człowieka, widzi się też tą "drugą" stronę tj.np. porozwalane po pokoju skarpety, wtedy wszystko wychodzi na wierzch całą prawda o drugim człowieku.
Nie żałuję, że razem zamieszkaliśmy, a rodzice....no cóż nie byli zadowoleni gdy dowiedzieli się.
my też zamieszkamy razem po slubie bo akurat przed odbieramy klucze :) nie chcielismy sie pobierac przed tym jak bedziemy mieli wlasne mieszkanie by sie nie gniezdzic u tesciow. dwoje mlodych ludzi musi dogadac sie ze soba przede wszystkim i lepiej zeby mieszkali osobno :)
PRZEPRASZAM ZA WSZYSTKIE KŁAMSTWA
Poznaliśmy się z moim M jak miałam 19 lat. Jesteśmy ze sobą od 7 lat, mieszkamy razem od 5 lat.
Na początku nasze rodziny (szczególnie moja) były bardzo niezadowolone,że chcemy zamieszkać razem, ale my postawiliśmy na swoim i nigdy tego nie żałowałam ;D Na początku była złość, moja rodzina musiała trochę "ochłonąć", ale po czasie wszystko się ułożyło i jest ok, zrozumieli, że się kochamy i chcemy być razem.
Też mi tłumaczyli że jestem młoda, jeszcze wszystko przedemną, i wspólnym mieszkaniem jeszcze się nacieszę, a teraz mam cieszyć się wolnością... ble, ble, ble...
Na początku nasze rodziny (szczególnie moja) były bardzo niezadowolone,że chcemy zamieszkać razem, ale my postawiliśmy na swoim i nigdy tego nie żałowałam ;D Na początku była złość, moja rodzina musiała trochę "ochłonąć", ale po czasie wszystko się ułożyło i jest ok, zrozumieli, że się kochamy i chcemy być razem.
Też mi tłumaczyli że jestem młoda, jeszcze wszystko przedemną, i wspólnym mieszkaniem jeszcze się nacieszę, a teraz mam cieszyć się wolnością... ble, ble, ble...
Za młoda jesteś, żeby zamieszkać razem?
Rodzice mogą obawiać się, że "odwidzi" się Wam po wspólnym zamieszkaniu, ale chyba lepiej, żeby to się stało przed ślubem. Rozwody nie są fajne. Jeśli chcecie razem zamieszkać to porozmawiaj z rodzicami, bo chyba bardziej się domyślasz powodów ich decyzji niż je znasz.
Z moim ex mężem nie mieszkałam przed ślubem i to był błąd(w tym przypadku).
Z obecny narzeczonym mieszkamy razem i poznajemy się. Już znam jego reakcje w czasie choroby, "deprechy" pogodowej...itd. Wiem, co robi, gdy przychodzę z pracy zła i nie mam ochoty nikogo oglądać.
No i mniej wydajemy na telefony...hihi
Rodzice mogą obawiać się, że "odwidzi" się Wam po wspólnym zamieszkaniu, ale chyba lepiej, żeby to się stało przed ślubem. Rozwody nie są fajne. Jeśli chcecie razem zamieszkać to porozmawiaj z rodzicami, bo chyba bardziej się domyślasz powodów ich decyzji niż je znasz.
Z moim ex mężem nie mieszkałam przed ślubem i to był błąd(w tym przypadku).
Z obecny narzeczonym mieszkamy razem i poznajemy się. Już znam jego reakcje w czasie choroby, "deprechy" pogodowej...itd. Wiem, co robi, gdy przychodzę z pracy zła i nie mam ochoty nikogo oglądać.
No i mniej wydajemy na telefony...hihi
My zamieszkany razem od dnia slubu i nie zaluje swojego wyboru :) bo w sumie byl to nasz wybor, dzieki temu to bedzie takie wyjatkowe.
Chociaz na pewno macie racje, ze mieszkanie ze soba przed slubem ma swoje plusy. Gdybysmy studiowali w innym miescie, jak u czesci z Was, na pewno bylby to argument za mieszkaniem wspolnie, ale poniewaz oboje jestesmy z Gdanska, nie ma problemu :)
Chociaz na pewno macie racje, ze mieszkanie ze soba przed slubem ma swoje plusy. Gdybysmy studiowali w innym miescie, jak u czesci z Was, na pewno bylby to argument za mieszkaniem wspolnie, ale poniewaz oboje jestesmy z Gdanska, nie ma problemu :)

My nie mieszkamy jeszcze razem ale jak na to spojrzeć z innej strony to wydaje mi się że "prawie tak" ale w dwóch domach bo praktycznie każdą noc spędzamy razem ;) przeważnie narzeczony nocuje u mnie a czasami w weekend gdy razem mamy wolne (ja zawsze on rzadziej) to wtedy śpimy u niego. W marcu będziemy malować mieszkanie, potem w kwietniu po świetach urlop w Egipcie (Hurghada) i w maju przeprowadzamy się już a dwa dni przed ślubem wracamy do rodziców hehe chodzi mi tu o błogosławieństwo ;)
a tak z ciekawosci jak mowicie ze zamieszkacie po slubie i macie konserwatywne rodziny itd to zakladam ze ze soba nie sypiacie?
Bo to tak na prawde to jest grzechem, tylko nie widac wiec nie ma problemu?
jak najbardziej sie zgadzam ze mieszkanie katem u rodzicow przed slubem nie ma sensu ale jak macie mozliwosc zamieszkania razem na swoim to bardzo polecam i tu chodzi o wiele aspektow.
Bo to tak na prawde to jest grzechem, tylko nie widac wiec nie ma problemu?
jak najbardziej sie zgadzam ze mieszkanie katem u rodzicow przed slubem nie ma sensu ale jak macie mozliwosc zamieszkania razem na swoim to bardzo polecam i tu chodzi o wiele aspektow.
My zamieszkaliśmy razem po 3 latach znajomości bo wtedy niemal z nieba, hihi, spadł nam domek - dostaliśmy go :))))
Mieszkamy razem już prawie 3 lata no i mamy 2,5 letniego cudownego goldena. Jesteśmy po prostu tak zwyczajnie szczęśliwi :)
I wierzcie albo nie, z planowanego ślubu i wesela cieszymy się oboje jak małe dzieci, jak wariaci i jakbyśmy nie znali się te 6 długich lat ;))))
aha, co do rodziców - ja od 19 roku życia nie mieszkałam z rodzicami (wyjazd na studia) więc dawno się przyzwyczaili że decyduję sama o sobie. U narzeczonego też nie było problemów, miał już kilka lat na karku i utrzymywał się sam :)
Mieszkamy razem już prawie 3 lata no i mamy 2,5 letniego cudownego goldena. Jesteśmy po prostu tak zwyczajnie szczęśliwi :)
I wierzcie albo nie, z planowanego ślubu i wesela cieszymy się oboje jak małe dzieci, jak wariaci i jakbyśmy nie znali się te 6 długich lat ;))))
aha, co do rodziców - ja od 19 roku życia nie mieszkałam z rodzicami (wyjazd na studia) więc dawno się przyzwyczaili że decyduję sama o sobie. U narzeczonego też nie było problemów, miał już kilka lat na karku i utrzymywał się sam :)
Moi rodzice sie martwia dlatego mowia ze za młoda itp. Mysleli ze to moze być taki kaprys że chce zamieszkać z chłopakiem:) Teraz już wiedza że nie, bierzemy ślub, a my sami wolimy zamieszkać razem po ślubie. Momentami nas ciagnie, chcielibysmy juz być razem tak na dobre, ale jak sobie pomyśle że w dniu ślubu tyle sie zmieni, że nastepne tygodnie będa takie "inne" to chyba wole poczekac;)
Ja osobiscie uwazam ze zamieszkanie razem dopiero po slubie to duze ryzyko... Wspolne mieszkanie to duza odpowiedzialnosc i ciezka praca. I poznaje sie przy tym nawzajem bardzo dobrze... Moga przy tej okazji "wyjsc" problemy o ktorych nie ma sie pojecia... Irytujace nawyki itp... Ja uwazam, ze zanim podejmie sie decyzje o malzenstwie to nalezy sie poznac jak najlepiej i dla mnie jedynym i najlepszym sposobem jest zamieszkanie razem.
My jestesmy razem 4 lata i od dwoch mieszkamy razem. Oboje mamy po 30 lat wiec rodzina nawet nie komentuje ;-)
Poza tym ja mieszkalam tez z kilkoma z moich poprzednich partnerow wiec moja rodzinka jest "zaprowiona w bojach" ;-)
Ja UWIELBIAM mieszkanie z moim narzeczonym!!! Super sie w "szarosci dnia codziennego" dogadujemy... Wszystko robimy razem - gotowanie, sprzatanie itp.. I uwielbiam z nim spac... Nie zrozumcie mnie zle - nie mam na mysli.... "wiecie czego" tylko spanie, spanie - taka kompletna bliskosc... To zawsze dla mnie najprzyjemniejsza czesc dnia... Po ciezkim dniu w pracy wtulic sie w plecy ukochanego... Ach... ale sie teraz rozmarzylam...
My jestesmy razem 4 lata i od dwoch mieszkamy razem. Oboje mamy po 30 lat wiec rodzina nawet nie komentuje ;-)
Poza tym ja mieszkalam tez z kilkoma z moich poprzednich partnerow wiec moja rodzinka jest "zaprowiona w bojach" ;-)
Ja UWIELBIAM mieszkanie z moim narzeczonym!!! Super sie w "szarosci dnia codziennego" dogadujemy... Wszystko robimy razem - gotowanie, sprzatanie itp.. I uwielbiam z nim spac... Nie zrozumcie mnie zle - nie mam na mysli.... "wiecie czego" tylko spanie, spanie - taka kompletna bliskosc... To zawsze dla mnie najprzyjemniejsza czesc dnia... Po ciezkim dniu w pracy wtulic sie w plecy ukochanego... Ach... ale sie teraz rozmarzylam...
Tara Marta urodziła sie 06/09/2010 o godz 10:17 ważąc 3,9 kg i mierząc 53 cm
Hej:)
rozumiem Cie, mam tak samo; poza tym teraz kocham go inaczej, chociaż tak samo mocno, jeśli nawet nie mocniej :) to zupełnie co innego niż randki, spotkania, nawet jeżeli spędza się prawie 3/4 doby razem - wiem, bo taki związek mieliśmy wcześniej przez 3 lata - ja w sopocie, on w gdyni. Przesiadywałam u niego całymi dniami i nocami, albo on u mnie, ale to była zupełnie inna miłość
przedziwne, ale prawdziwe, :))
a zasypianie razem jest jedną z najprzyjemniejszych czynności w łózeczku :)))))
rozumiem Cie, mam tak samo; poza tym teraz kocham go inaczej, chociaż tak samo mocno, jeśli nawet nie mocniej :) to zupełnie co innego niż randki, spotkania, nawet jeżeli spędza się prawie 3/4 doby razem - wiem, bo taki związek mieliśmy wcześniej przez 3 lata - ja w sopocie, on w gdyni. Przesiadywałam u niego całymi dniami i nocami, albo on u mnie, ale to była zupełnie inna miłość
przedziwne, ale prawdziwe, :))
a zasypianie razem jest jedną z najprzyjemniejszych czynności w łózeczku :)))))
hehe, przypomniało mi się tak bez związku
ja powiedziałam mojemu że do garnitura szukamy musznika i kamizelki i od razu było NO WAY ;) że wydziwiam i w ogóle w co chcę go wystroić, heh, wszystkimi czterema się zapierał
Patrzył podejrzliwie jak mu mówiłam że co drugi facet ma takie akcesorium na swoim ślubie, po czym ukradkiem pooglądał zdjęcia z różnych ślubów, pomruczał, przemyślał i ostatnio słyszałam że koledze tłumaczył jakie to fajne coś i że pod garnitur extra wygląda....
;)))
oni są rozkoszni...
ja powiedziałam mojemu że do garnitura szukamy musznika i kamizelki i od razu było NO WAY ;) że wydziwiam i w ogóle w co chcę go wystroić, heh, wszystkimi czterema się zapierał
Patrzył podejrzliwie jak mu mówiłam że co drugi facet ma takie akcesorium na swoim ślubie, po czym ukradkiem pooglądał zdjęcia z różnych ślubów, pomruczał, przemyślał i ostatnio słyszałam że koledze tłumaczył jakie to fajne coś i że pod garnitur extra wygląda....
;)))
oni są rozkoszni...
przed ślubem znaliśmy się 13m-cy :) oficjalnie-nie mieszkaliśmy razem :) ;)
ale pomieszkiwaliśmy :) tzn. ja u Niego - gdy Teściowie byli na wsi ;) albo On u mnie - obojętnie czy moja Mama była w domu czy na działce :)
ja jakoś tak nie miałam odwagi spać u Mariusza(przed ślubem), gdy byli w domu Jego Rodzice :P tylko raz się na to zdecydowałam ;) i tylko dlatego, że wyjeżdżaliśmy o 6 rano ;)
ale pomieszkiwaliśmy :) tzn. ja u Niego - gdy Teściowie byli na wsi ;) albo On u mnie - obojętnie czy moja Mama była w domu czy na działce :)
ja jakoś tak nie miałam odwagi spać u Mariusza(przed ślubem), gdy byli w domu Jego Rodzice :P tylko raz się na to zdecydowałam ;) i tylko dlatego, że wyjeżdżaliśmy o 6 rano ;)
Mikla, musialabys widziec mine mojego jak mu powiedzialam ze w cenie mojego makijazu jest tez "matowienie twarzy" dla niego...
Jakbym mu conajmniej "ptaszka" w cos innego probowala zamienic... Przeslodcy sa ci nasi faceci...
Jakbym mu conajmniej "ptaszka" w cos innego probowala zamienic... Przeslodcy sa ci nasi faceci...
Tara Marta urodziła sie 06/09/2010 o godz 10:17 ważąc 3,9 kg i mierząc 53 cm
Ze mna jest dokladnie tak samo, jak u malej. Fakt, ze zamieszkamy po slubie, i ten konserwatyzm (zacofanie?) rodzicow...
I mimo ze tesknie za nim i chcialabym JUZ teraz z nim mieszkac, i juz bawic sie w malzenstwo, to ciesze sie, ze slub nie bedzie tylko zmiana nazwiska i przywilejow prawnych, ale zmiana calego zycia.
I mimo ze tesknie za nim i chcialabym JUZ teraz z nim mieszkac, i juz bawic sie w malzenstwo, to ciesze sie, ze slub nie bedzie tylko zmiana nazwiska i przywilejow prawnych, ale zmiana calego zycia.
[url="http://www.whenismywedding.com/"]
[/url] 


ja też tęsknię za wspólnym zasypianiem, za wspólnymi śniadaniami, za życiem razem, wciąż i każdego dnia.
Ale uważam też, że pewne rzeczy są zarezerwowane dla pewnych sytuacji - dla mnie życie razem to życie jak małżeństwo. A ja nie chcę żyć "jak" małżeństwo, tylko być prawdziwą żoną u boku prawdziwego męża.
Co do ostrzeżeń a propo tego, jakie to duże ryzyko zamieszkać razem po ślubie - jakby się tak rozejrzeć, to im więcej ludzi mieszka razem przed ślubem, tym więcej mamy rozwodów... I gdzie tu logika? Jakby to miało być super wyjście i recepta na wszystko, to już dawno nie byłoby problemów z rozwodami. A jednak są, statystyki pokazują, ze coraz więcej
Wydaje mi się, że problem nie tkwi tak bardzo w poznaniu-niepoznaniu siebie(bo można się poznać bardzo mocno nie mieszkając razem), ale raczej w podejściu ludzi do siebie - coraz częściej dominuje postawa, ze jak jest nam dobrze, to jesteśmy razem, a jak komuś coś nie pasuje, to "po co się męczyć", "ja też mam prawo do szczęścia".
Tak samo dziwne wydaje mi się podejście, jak zamieszkamy razem, to się lepiej poznamy. Na poznanie siebie nawzajem ma się generalnie całe życie.
Co takie poznanie ma zmienić? Jak mi ktoś nie będzie pasował, to przestanę z nim mieszkać, "wyrzucę na śmietnik"? Czy popracuję nad naszym związkiem, nad wadami swoimi i jego? A to można równie dobrze zrobić po ślubie.
To taka moja dygresja - z którą oczywiście nie musicie się zgadzać:)
Ale uważam też, że pewne rzeczy są zarezerwowane dla pewnych sytuacji - dla mnie życie razem to życie jak małżeństwo. A ja nie chcę żyć "jak" małżeństwo, tylko być prawdziwą żoną u boku prawdziwego męża.
Co do ostrzeżeń a propo tego, jakie to duże ryzyko zamieszkać razem po ślubie - jakby się tak rozejrzeć, to im więcej ludzi mieszka razem przed ślubem, tym więcej mamy rozwodów... I gdzie tu logika? Jakby to miało być super wyjście i recepta na wszystko, to już dawno nie byłoby problemów z rozwodami. A jednak są, statystyki pokazują, ze coraz więcej
Wydaje mi się, że problem nie tkwi tak bardzo w poznaniu-niepoznaniu siebie(bo można się poznać bardzo mocno nie mieszkając razem), ale raczej w podejściu ludzi do siebie - coraz częściej dominuje postawa, ze jak jest nam dobrze, to jesteśmy razem, a jak komuś coś nie pasuje, to "po co się męczyć", "ja też mam prawo do szczęścia".
Tak samo dziwne wydaje mi się podejście, jak zamieszkamy razem, to się lepiej poznamy. Na poznanie siebie nawzajem ma się generalnie całe życie.
Co takie poznanie ma zmienić? Jak mi ktoś nie będzie pasował, to przestanę z nim mieszkać, "wyrzucę na śmietnik"? Czy popracuję nad naszym związkiem, nad wadami swoimi i jego? A to można równie dobrze zrobić po ślubie.
To taka moja dygresja - z którą oczywiście nie musicie się zgadzać:)
[url=www.nawieszaczku.pl]
[/url]

Statystyki rozwodowe nie maja nic wspolnego z tym czy sie razem mieszka czy nie. Zwiazek to jest ciagla praca nad soba nad druga osoba, przyjazn, szacunek... Ludzie sie rozwodza bo im sie odechciewa pracowac nad zwiazkiem.
Zeby w zwiazku byla przyjazn i szacunek to trzeba sie dobrze znac i z calym szacunkiem dla Twojego zdania ja uwazam ze nie mieszkajac razem nie da sie tego osiagnac... Dlatego uwazam ze jest to ryzyko...
Jasne zamieszkanie razem niczego nie gwarantuje. Sama bylam wczesniej w zwiazkach w ktorych mieszkalismy razem i sie one rozpadly. Tak naprawde nie ma zadnych gwarancji. Sukces jest kwestia ciazkiej pracy i determinacji... Takie jest moje zdanie...
Zeby w zwiazku byla przyjazn i szacunek to trzeba sie dobrze znac i z calym szacunkiem dla Twojego zdania ja uwazam ze nie mieszkajac razem nie da sie tego osiagnac... Dlatego uwazam ze jest to ryzyko...
Jasne zamieszkanie razem niczego nie gwarantuje. Sama bylam wczesniej w zwiazkach w ktorych mieszkalismy razem i sie one rozpadly. Tak naprawde nie ma zadnych gwarancji. Sukces jest kwestia ciazkiej pracy i determinacji... Takie jest moje zdanie...
Tara Marta urodziła sie 06/09/2010 o godz 10:17 ważąc 3,9 kg i mierząc 53 cm
A my znamy się prawie 7 lat, po 2 latach znajomości zamieszkaliśmy razem, a teraz jesteśmy prawie 2 lata po ślubie i ja nie żałuję, że zamieszkaliśmy razem przed ślubem. Bardzo tego chcieliśmy i tak też było nam łatwiej finansowo :)
Powiem tak: to nie prawda, że mieszkając razem przed ślubem, zmienia się tylko nazwisko, a ślub jest tylko formalnością.
Zmienia się wiele, nie da się tego opisać słowami, zmienia się na lepsze. Ślub cieszył nas bardzo mocno.
Ale myslę, że są zarówno uroki mieszkania razem przed ślubem jak i zamieszkanie razem dopiero po ślubie.
Powiem tak: to nie prawda, że mieszkając razem przed ślubem, zmienia się tylko nazwisko, a ślub jest tylko formalnością.
Zmienia się wiele, nie da się tego opisać słowami, zmienia się na lepsze. Ślub cieszył nas bardzo mocno.
Ale myslę, że są zarówno uroki mieszkania razem przed ślubem jak i zamieszkanie razem dopiero po ślubie.
ficia - jesli Tobie udalo sie szczesliwie mieszkac i przed slubem, i po z Ukochanym, to naprawde wspaniale!
Mam 2 znajome pary (b. dobrzy znajomi), maja za soba kilka lat wspolnego mieszkania, i 2 lata temu obie pary wziely slub.. Coz, ja nie widze u nich zadnych zmian na lepsze. Jesli juz, to na gorsze - zachowuja sie jak znudzeni soba 50-latkowie..
Mam 2 znajome pary (b. dobrzy znajomi), maja za soba kilka lat wspolnego mieszkania, i 2 lata temu obie pary wziely slub.. Coz, ja nie widze u nich zadnych zmian na lepsze. Jesli juz, to na gorsze - zachowuja sie jak znudzeni soba 50-latkowie..
[url="http://www.whenismywedding.com/"]
[/url] 


Wiem, że tak się bardzo często zdarza, przyznam się, że przed slubem bałam się, że tak będzie, ale my na szczęście umiemy ze sobą rozmawiać, wiele już razem przeszliśmy, wiele trudnych chwil niestety i może to nas wzmocniło, nie wiem, bo nie jestem psychologiem.
Nie mówię, że nigdy nie ma gorszych chwil. Są i zawsze będą, w każdym małżeństwie, najważniejsze nauczyć się radzić sobie z nimi. Życzę takiego szczęścia wszystkim dziewczynom!
Nie mówię, że nigdy nie ma gorszych chwil. Są i zawsze będą, w każdym małżeństwie, najważniejsze nauczyć się radzić sobie z nimi. Życzę takiego szczęścia wszystkim dziewczynom!
nie ma nic złego w tym, że rodzice się martwią o dzieci.
my nie mieszkamy razem oficjalnie. nocuję u Narzeczonego gdy mam coś do załatwienia w mieście, mam szkołę lub późno kończę pracę. z wygody. bo mieszka w bardziej cywilizacyjnym miejscu.
Moi rodzice też są strasznie konserwatywni i Mama kręci nosem... ale musi zrozumieć ze to jest moje życie i mój wybór. Nie jest zdziwiona bo zawsze chodzę własnymi ścieżkami.
Współczuje tym, które decydują się na mieszkanie tylko po to żeby się sprawdzić. Żałosne jest to i śmiać mi się chce z takiej motywacji.
Osobiście uważam że nie ma różnicy kiedy się ze sobą zamieszka. To tylko znak dla otoczenia. Aby małżeństwo/związek był szczęśliwy 3ba o to szczęście dbać. Nie wierzę że w dniu ślubu, po wypowiedzeniu słów przysięgi zaczniesz patrzeć na mężczyznę przy Twoim boku inaczej.
Ok. podczas zwykłego "chodzenia ze sobą" nie da się zauważyć że np. rzuca skarpety na środek pokoju albo ma inne irytujące nawyki.
Ty nie potrafisz tego zaakceptować, on nie chce zmienić i co? Rozstajecie się?? Bo nie pasujecie do siebie??
my nie mieszkamy razem oficjalnie. nocuję u Narzeczonego gdy mam coś do załatwienia w mieście, mam szkołę lub późno kończę pracę. z wygody. bo mieszka w bardziej cywilizacyjnym miejscu.
Moi rodzice też są strasznie konserwatywni i Mama kręci nosem... ale musi zrozumieć ze to jest moje życie i mój wybór. Nie jest zdziwiona bo zawsze chodzę własnymi ścieżkami.
Współczuje tym, które decydują się na mieszkanie tylko po to żeby się sprawdzić. Żałosne jest to i śmiać mi się chce z takiej motywacji.
Osobiście uważam że nie ma różnicy kiedy się ze sobą zamieszka. To tylko znak dla otoczenia. Aby małżeństwo/związek był szczęśliwy 3ba o to szczęście dbać. Nie wierzę że w dniu ślubu, po wypowiedzeniu słów przysięgi zaczniesz patrzeć na mężczyznę przy Twoim boku inaczej.
Ok. podczas zwykłego "chodzenia ze sobą" nie da się zauważyć że np. rzuca skarpety na środek pokoju albo ma inne irytujące nawyki.
Ty nie potrafisz tego zaakceptować, on nie chce zmienić i co? Rozstajecie się?? Bo nie pasujecie do siebie??
Domyslam sie ze to nie tylko zmiana nazwiska, ale jednak jak sie wczesniej razem nie mieszkalo to zmiany sa duuuzo wieksze niz jak sie mieszkalo:) Mysle takze ze mieszkanie razem dopiero po slubie, w razie ewentualnych problemów, kłotni itp. prowadzi do tego ze małzonkowie probuja to jakos naprawiac. W przypadku mieszkania bez slubu, podejrzewam ze niektorzy machna na to reka i stwierdza ze widocznie "nie byli sobie pisani" i na tym skonczy sie ich zwiazek.
Ja też myślę, że zawsze trzeba próbować rozwiązać problem, nie ważne czy się jest po ślubie, czy nie, czy mieszkało się razem przed ślubem czy nie. To nie ma znaczenia. Jak komuś zależy, to zawsze się będzie starał, a jak nie zależy, to nie będzie się starał niezależnie od tego czy mieszkał czy nie mieszkał razem przed ślubem.
fajnie jest sie poznac i dotrzec przed slubem ale jak tak patrze z perspektywy czasu i nadchodacego slubu moge stwierdzic ze tak samo bysmy docierali sie po slubie i starali o zwiazek o siebie jak to bylo jak zamieszkalismy razem. jak sie dwoje ludzi kocha to wszystko pokonaja.
ps po slubie tez mozna machnac reke i sie rozwiesc, wszystko zalezy od ludzi
ps po slubie tez mozna machnac reke i sie rozwiesc, wszystko zalezy od ludzi
nie widze powiazania mieszkania razem z rozwodami to raczej bardzo pochopny wniosek. dla mnie jest wiecej rozwodow do ludzie maja inne podejscie do zwiazku - slubu tzn jak nie wyjdzie to sie rozwiode zawsze moge wziac nastepny slub i dla mnie to jest powod. do tego nie jest juz tak pietnowany spolecznie i ludzie sie nie boja wziac rozwodu. niuta ja szanuje twoje poglady ale nie wyciagaj pochopnych wnioskow.
Chodzi o to ze moze przy składaniu papierów rozwodowych i całym tym zamieszaniu z rozwodem, małzonkowie jeszcze raz sie nad tym zastanowia i ponownie sprobuja. Moze jak sie zobacza to zmienia zdanie. A jak sie nie ma slubu to nie ma sie juz wspolnych spraw, zabierasz swoje rzeczy i do widzenia, wiecej sie nie spotkacie.
Dokładnie tak jest, jak pisze ta_mala. Sama była świadkiem takiej sytuacji, gdy dziewczyna po 2 czy 3 latach została niemal "wyrzucona" z domu przez jej "chłopaka".
Znam też inną parę, która mieszka już z 5 lat razem, ślubu nie planują póki co, nie przez względy finansowe,bo stać ich na zagraniczne wycieczki... Gdzie tu sens? Ja z podziwem patrzę na moich rodziców, mojego narzeczonego rodziców, dziadków... Choć mają mega problemy, to są ze sobą, na dobre i na złe.
Czasem mam wrażenie, że powinnam się urodzić w innych czasach, kiedy nie byłabym takim dziwolągiem;) Ale trudno;)
I jeszcze jedno: nie twierdzę, że rozwody są przez to, że ludzie mieszkają razem. Myślę, że mieszkanie razem jest za mało skutecznym sposobem na uniknięcie rozwodu, a takie podejście jest teraz mocno lansowane.
P.S. Walerko, nie jestem niuta, a chyba do mnie była Twoja wypowiedz :P
Znam też inną parę, która mieszka już z 5 lat razem, ślubu nie planują póki co, nie przez względy finansowe,bo stać ich na zagraniczne wycieczki... Gdzie tu sens? Ja z podziwem patrzę na moich rodziców, mojego narzeczonego rodziców, dziadków... Choć mają mega problemy, to są ze sobą, na dobre i na złe.
Czasem mam wrażenie, że powinnam się urodzić w innych czasach, kiedy nie byłabym takim dziwolągiem;) Ale trudno;)
I jeszcze jedno: nie twierdzę, że rozwody są przez to, że ludzie mieszkają razem. Myślę, że mieszkanie razem jest za mało skutecznym sposobem na uniknięcie rozwodu, a takie podejście jest teraz mocno lansowane.
P.S. Walerko, nie jestem niuta, a chyba do mnie była Twoja wypowiedz :P
[url=www.nawieszaczku.pl]
[/url]

Mieszkamy razem już od roku i nigdy nie żałowałam tej decyzji, na początku pojawiały się nieporozumienia dość często, ale z czasem "dotarliśmy" się i teraz znamy się na tyle, że wiemy jak się zachować w trudniejszych okolicznościach, które mogą pojawić się każdego dnia:) Śmiejemy się, że po ślubie tylko tak naprawdę zmienię nazwisko a reszta będzie bez zmian czyli świetnie jak jest teraz:) mam nadzieję;) pozdrowienia
sorry niusia pomylilam nicki (nie specjalnie). wbrew pozorom bardzo wierze w sile malzenstwa i to ze pomaga przetrwac problemy ale tez nie jest lekarstwem na wszystko. jezeli ludzie sa niedobrani to sie rozejda i tu nie ma roznicy czy brali slub czy nie. ja mysle ze wiele par sie po prostu nie zna i bierze slub i wtedy sie okazuje ze nie sa dobrani i sie rozchodza. a pewnie o tym by sie bardzo szybko przekonali zamieszkujac ze soba. i jezeli ktos ma takie poglady jak ty ze malzenstwo jest na cale zycie to bedzie probowal pracowac nad tym zwiazkiem i naprawic to co sie da ale niestety wiele ludzi nie ma takiego podejscia i po prostu wybiera rozwod. i wlasnie takim ludziom przydaje sie mieszkanie razem.
Żeby na weselniku pisać o rozwodach- to trzeba mieć stalowe nerwy;) Nie ma chyba reguły na sukces małżeński i trudno powiedzieć,czy mieszkanie razem pomaga czy nie- na dwoje babka wróżyła. Z moich obserwacji wiem natomiast na pewno,ze większosć par, które zaczynają wspolne życie po ślubie bardziej-jak by to nazwać...docenia ten fakt. W rezultacie dłużej utrzymują taką świeżość w związku.
No i jezeli faktycznie takie Narzeczone przestrzegały zasad czystości mogą śmiało ubrać się w śnieżnobiałą suknię:) Zawsze mnie śmieszą panny młode, które mieszkały ze swoim przyszłym męzem kilka lat, a mimo tego obsypują się w dniu slubu wszystkimi możliwymi atrybutami dziewictwa;)
No i jezeli faktycznie takie Narzeczone przestrzegały zasad czystości mogą śmiało ubrać się w śnieżnobiałą suknię:) Zawsze mnie śmieszą panny młode, które mieszkały ze swoim przyszłym męzem kilka lat, a mimo tego obsypują się w dniu slubu wszystkimi możliwymi atrybutami dziewictwa;)
a co za roznica jak mieszkasz ze soba i sypiasz a nie mieszkasz i sypiasz?
czysta hipokryzja jak dla mnie twierdzenie ze te co nie mieszkaly to ok a te co mieszkaly to nie. no chyba ze zakladasz ze wszystkie osoby nie mieszkajace ze soba sa rowniez dziewicami. a propo swiezosci zwiazku - albo go umiesz utrzymac albo nie, kiedy zaczniesz to nie ma roznicy bo masz przed soba cale zycie i te 5 lat wiecej albo mnie tego nie zmieni.
czysta hipokryzja jak dla mnie twierdzenie ze te co nie mieszkaly to ok a te co mieszkaly to nie. no chyba ze zakladasz ze wszystkie osoby nie mieszkajace ze soba sa rowniez dziewicami. a propo swiezosci zwiazku - albo go umiesz utrzymac albo nie, kiedy zaczniesz to nie ma roznicy bo masz przed soba cale zycie i te 5 lat wiecej albo mnie tego nie zmieni.
ja nie biore tego do siebie :-)
mieszkam z moim narzyczonym to byla moja swiadoma decyzja i nie zaluje tego, aczkolwiek szanuje fakt ze ktos ma odmienne poglady na ten temat. nie lubie tylko hipokryzji, plus argumenty jakos mnie nie przekonuja za nie mieszkaniem razem, no chyba ze ktos mi powie ze zachowuje czystosc do slubu i to sie wiaze z ich wiara - co rozumiem i podziwiam (to nie jest sarkazm).
a tak wogle to pewnie te wszystkie dziewczyny z rodzinki sie z nas smieja, bo po dziecku sie wszystko sie zmienia.
mieszkam z moim narzyczonym to byla moja swiadoma decyzja i nie zaluje tego, aczkolwiek szanuje fakt ze ktos ma odmienne poglady na ten temat. nie lubie tylko hipokryzji, plus argumenty jakos mnie nie przekonuja za nie mieszkaniem razem, no chyba ze ktos mi powie ze zachowuje czystosc do slubu i to sie wiaze z ich wiara - co rozumiem i podziwiam (to nie jest sarkazm).
a tak wogle to pewnie te wszystkie dziewczyny z rodzinki sie z nas smieja, bo po dziecku sie wszystko sie zmienia.
Dla mnie wlasnie hipokryzją jest łamanie zasad kościelnych( pomijam ich słuszność czy nie), a potem przebieranie się w wianki, wypuszczanie białych goląbków itd...widzialam nawet panią z pokaznym brzuszkiem z białym, dziewiczym wiankiem na glowie. Śmiech po prostu, tak z kulturowego punktu widzenia. Nie oburza mnie to, bo akurat mnie ślub kościelny nie obchodzi,ale tak na chłopski rozum coś mi tu nie pasuje...
Śmiech??? Hipokryzja??? Hehehe...chyba troszkę przesadzasz.
Gdyby tak do ślubu w białych sukniach miały chodzić tylko dziewice to Panny Młode w bieli byłyby rzadkością :)
Tak więc reasumując, śmieszy Cię ok.90% z nas, a każdy ksiądz i cały kościół rozgrzeszając przez ślubem panne, co to się spowiada, że współżyła już z przyszłym małżonkiem i przecież wiadomo, że białą kieckę w tym szczególnym dniu założy (bo inne kolory to rzadkość), to również hipokryzja?
Idąc tym tokiem rozumowania to wg. Ciebie cała nasza wiara-a raczej cały współczesny Kościół opiera się na hypokryzji, czyż nie?
Moim zdaniem nie!!!
Gdyby tak do ślubu w białych sukniach miały chodzić tylko dziewice to Panny Młode w bieli byłyby rzadkością :)
Tak więc reasumując, śmieszy Cię ok.90% z nas, a każdy ksiądz i cały kościół rozgrzeszając przez ślubem panne, co to się spowiada, że współżyła już z przyszłym małżonkiem i przecież wiadomo, że białą kieckę w tym szczególnym dniu założy (bo inne kolory to rzadkość), to również hipokryzja?
Idąc tym tokiem rozumowania to wg. Ciebie cała nasza wiara-a raczej cały współczesny Kościół opiera się na hypokryzji, czyż nie?
Moim zdaniem nie!!!
...najpierw wymagaj od siebie a potem od innych...
Jesteśmy razem od 9 lat, a zamieszkamy razem 6lat temu i nie wyobrażam sobie, żeby było inaczej. Obydwoje przyjechaliśmy do Trójmiasta na studia(ten sam kierunek), zamieszkanie razem było dla nas najtańszą i najwygodniejszą opcją. Przez ten czas mogliśmy poznać wszystkie nasze wady i zalety, a po ślubie nie powiem, że nie wiedziałam co brałam ;)
My zamieszkaliśmy ponad 2 lata temu po roku znajomości. Nie planowalismy tego, ale zdecydowalismy się wyjechać do UK, samo wyszło;) Z pewnościa nie kierowaliśmy się tym, aby sie sprawdzić. Moi rodzice należą do tych konserwatywnych, mam jednak juz swoje lata, więc musieli się z tym pogodzić. Z drugiej strony cieszą się nie jestem sama na obczyźnie:)
Te 2 lata co mieszkamy ze soba są najlepsze w moim życiu, czeka nas jeszcze wiele zmian, jak ślub, powiększenie rodziny i wierzę, ze nasze kolejne wspólne życie bedzie coraz lepsze:) Dla mnie ślub to nie tylko zmiana nazwiska, mimo ze mieszkamy razem, przeżywamy to bardzo mocno:) Bedziemy małżenstwem, zyskamy teściów, nowa rodzinę:) Wg mnie nie ma znaczenia czy zamieszkanie razem przed czy po ślubie w jakikolwiek sposób wpływa na rozwód.
hmm..i chyba jestem hipokrytką, ponieważ idę do ślubu w białej sukience z welonem:) Mam nadzieję, że mnie ksiądz nie przegoni z koscioła ;D
Te 2 lata co mieszkamy ze soba są najlepsze w moim życiu, czeka nas jeszcze wiele zmian, jak ślub, powiększenie rodziny i wierzę, ze nasze kolejne wspólne życie bedzie coraz lepsze:) Dla mnie ślub to nie tylko zmiana nazwiska, mimo ze mieszkamy razem, przeżywamy to bardzo mocno:) Bedziemy małżenstwem, zyskamy teściów, nowa rodzinę:) Wg mnie nie ma znaczenia czy zamieszkanie razem przed czy po ślubie w jakikolwiek sposób wpływa na rozwód.
hmm..i chyba jestem hipokrytką, ponieważ idę do ślubu w białej sukience z welonem:) Mam nadzieję, że mnie ksiądz nie przegoni z koscioła ;D
Statystyki rozwodowe nie maja nic wspolnego z tym czy sie razem mieszka czy nie. Zwiazek to jest ciagla praca nad soba nad druga osoba, przyjazn, szacunek... Ludzie sie rozwodza bo im sie odechciewa pracowac nad zwiazkiem.
Zeby w zwiazku byla przyjazn i szacunek to trzeba sie dobrze znac i z calym szacunkiem dla Twojego zdania ja uwazam ze nie mieszkajac razem nie da sie tego osiagnac... Dlatego uwazam ze jest to ryzyko...
Jasne zamieszkanie razem niczego nie gwarantuje. Sama bylam wczesniej w zwiazkach w ktorych mieszkalismy razem i sie one rozpadly. Tak naprawde nie ma zadnych gwarancji. Sukces jest kwestia ciezkiej pracy i determinacji. Takie jest moje zdanie...
Zeby w zwiazku byla przyjazn i szacunek to trzeba sie dobrze znac i z calym szacunkiem dla Twojego zdania ja uwazam ze nie mieszkajac razem nie da sie tego osiagnac... Dlatego uwazam ze jest to ryzyko...
Jasne zamieszkanie razem niczego nie gwarantuje. Sama bylam wczesniej w zwiazkach w ktorych mieszkalismy razem i sie one rozpadly. Tak naprawde nie ma zadnych gwarancji. Sukces jest kwestia ciezkiej pracy i determinacji. Takie jest moje zdanie...
Tara Marta urodziła sie 06/09/2010 o godz 10:17 ważąc 3,9 kg i mierząc 53 cm
Nie jestem jakimś wybitnym historykiem,ale zdaje się,ze to zwyczaj jeszcze z czasów średniowiecza- kobieta była wtedy gatunkiem niższego stanu i nie wolno jej było brykać;) A jak juz sie zdarzylo to miała duzy problem. A faceci wiadomo- rycerze, krolewicze- takie geny nie mogły sie marnować tylko dla jednej kobiety;)
owszem, ja tak moge na to patrzec, bo nie przestrzegam zasad Koscioła Katolickiego, nie zgadzam się z nimi i nie biorę takiego slubu. Ale kazdy kto ma taki zamiar, ślubuje w kosciele, powinien przynajmniej w zalozeniu akceptować całą tradycje swojej religii. Równiez tę zabobonną. Jezeli tego nie robi,a mimo tego przysiega na świetości, to jest to dla mnie hipokryzja. To logiczne myslenie Walerko, nie łap mnie za słówka, wiem co pisze:)
Ja szczerze obraziłabym się, gdyby mi mój przyszły mąż zaproponował wspólne mieszkanie przed ślubem. Chce mnie sprawdzić? A co - NIE UFA mi? Jak przesolę mu zupę, albo nie posprzątam majtek z podłogi, to mnie rzuci? Traktujmy się poważnie.
Poza tym wytwarza się taki nawyk, dość dziś popularny, dlatego większość osób nie ma wyrzutów - że najpierw się sprawdza, testuje, potem ewentualnie bierze. Zanika zdolność oceniania pewnych spraw na podstawie innych "danych" niż te oczywiste. Mówiąc prościej - zjada się cały tort, a nie ocenia jego smaku po kawałku. Pomijam fakt, że ślub bierzecie w Kościele Katolickim - przyjrzyjcie się lepiej co będziecie ślubować i czy możecie to wykonać (i jakie życie ten ślub poprzedzało). Co do symboliki bieli - zgadzam się z tą hipokryzją.
Poza tym warto na coś czekać i samo czekanie, odpowiednio pojęte, może dawać wiele radości i wiele nas nauczyć. Dotyczy to zarówno wspólnego mieszkania przed ślubem jak i czystości. A jeżeli się NAPRAWDĘ kochacie, to brudne skarpetki czy jakieś problemy w łóżku rozwiążecie.
To oczywiście moje zdanie i jest tak samo niezmienne jak niektóre Wasze zupełnie przeciwne, więc proszę na mnie nie naskakiwać :) Lepiej będzie to przemyśleć :)
Poza tym wytwarza się taki nawyk, dość dziś popularny, dlatego większość osób nie ma wyrzutów - że najpierw się sprawdza, testuje, potem ewentualnie bierze. Zanika zdolność oceniania pewnych spraw na podstawie innych "danych" niż te oczywiste. Mówiąc prościej - zjada się cały tort, a nie ocenia jego smaku po kawałku. Pomijam fakt, że ślub bierzecie w Kościele Katolickim - przyjrzyjcie się lepiej co będziecie ślubować i czy możecie to wykonać (i jakie życie ten ślub poprzedzało). Co do symboliki bieli - zgadzam się z tą hipokryzją.
Poza tym warto na coś czekać i samo czekanie, odpowiednio pojęte, może dawać wiele radości i wiele nas nauczyć. Dotyczy to zarówno wspólnego mieszkania przed ślubem jak i czystości. A jeżeli się NAPRAWDĘ kochacie, to brudne skarpetki czy jakieś problemy w łóżku rozwiążecie.
To oczywiście moje zdanie i jest tak samo niezmienne jak niektóre Wasze zupełnie przeciwne, więc proszę na mnie nie naskakiwać :) Lepiej będzie to przemyśleć :)
nooo, grubo pojechałaś :D
to co napisałaś byłoby smieszne, gdyby nie fakt, że prawdopodobnie na prawdę tak myślisz ... :( na prawdę uważasz, że mieszkanie ze sobą to chęć sprawdzenia, czy posprzątasz po kimś gacie z podłogi?
sam fakt, że nie godzisz się na mieszkanie przed ślubem ze względu na przekonania to sprawa bardzo indywidualna, poważna i nie powinna ulegać dyskusji, jednak ... szczerze współczuję twojemu mężowi ... o ile znajdzie się taki, co nie osmarka cię ze śmiechu, jak uslyszy twoje "argumenty" :D
"... ale to jest TWÓJ tron ..." :D
to co napisałaś byłoby smieszne, gdyby nie fakt, że prawdopodobnie na prawdę tak myślisz ... :( na prawdę uważasz, że mieszkanie ze sobą to chęć sprawdzenia, czy posprzątasz po kimś gacie z podłogi?
sam fakt, że nie godzisz się na mieszkanie przed ślubem ze względu na przekonania to sprawa bardzo indywidualna, poważna i nie powinna ulegać dyskusji, jednak ... szczerze współczuję twojemu mężowi ... o ile znajdzie się taki, co nie osmarka cię ze śmiechu, jak uslyszy twoje "argumenty" :D
"... ale to jest TWÓJ tron ..." :D
papilio1@op.pl
śmieszne jest stwierdzenie, że jak się razem nie zamieszka, to się nie pozna nawzajem, nie zbuduje przyjaźni i szacunku.
Z ręką na sercu mogę powiedzieć, że po ponad 3-letnim związku znam mojego narzeczonego bardziej niż samą siebie i że jest moim najlepszym przyjacielem - tylko przed nim nie mam absolutnie żadnych tajemnic.
Tylko że ja ogólnie nie przystaję do współczesnego modelu. I wcale nie jest mi z tego powodu smutno i źle.
P.S. A czym się różni "test" od "upewnienia się"? A ja się nie upewnisz? A jak się okaże, że coś nie tak?Jak zwał, tak zwał - przedmiotowe traktowanie człowieka. Jak się nie upewnię, to się nie ożenię/ wyjdę za mąż.
Z ręką na sercu mogę powiedzieć, że po ponad 3-letnim związku znam mojego narzeczonego bardziej niż samą siebie i że jest moim najlepszym przyjacielem - tylko przed nim nie mam absolutnie żadnych tajemnic.
Tylko że ja ogólnie nie przystaję do współczesnego modelu. I wcale nie jest mi z tego powodu smutno i źle.
P.S. A czym się różni "test" od "upewnienia się"? A ja się nie upewnisz? A jak się okaże, że coś nie tak?Jak zwał, tak zwał - przedmiotowe traktowanie człowieka. Jak się nie upewnię, to się nie ożenię/ wyjdę za mąż.
tokio, Twoja reakcja była przewidywalna. Moje poglądy są dość, że tak powiem, niepopularne (paradoksalne patrząc na ilość ślubów kościelnych i fakt, że bierze go większość forumowiczów). Widzisz, ja z kolei współczuję tym, którzy są tacy "nowocześni" - ale nie obnoszę się z tym uczuciem, więc oczekuję też tego od innych. A tekst o jakimś smarkaniu ze śmiechu był wyjątkowo niesmaczny.
A ja szczerze nie zdecydowałabym się na tak poważny krok jak wyjście za mąż (bo mam zamiar zrobić to tylko raz w życiu!) bez wcześniejszego zamieszkania razem. Może nie nazwałabym tego testem ale upewnieniem się i nie widzę w tym nic złego. Wolę teraz dowiadywać się o ewentualnych minusach niż po ślubie.
A jeśli chodzi o kościół to chyba trochę idzie do przodu, bo my przy spisywaniu protokołu wcale tego nie ukrywaliśmy, że mieszkamy razem i jakoś nas ksiądz nie wypędził.
A jeśli chodzi o kościół to chyba trochę idzie do przodu, bo my przy spisywaniu protokołu wcale tego nie ukrywaliśmy, że mieszkamy razem i jakoś nas ksiądz nie wypędził.
Ja tylko powiem jedno, że nie wyobrażam sobie mieszkać osobno,wpolne zasypianie i budzenie sie razem,coś pieknego. nie zasnełabym gdybym do mojego narzeczonego się nie przytulia,po prostu noc stracona i nieprzespana. Mieszkamy narazie u mnie z rodzicami. oczywiście nic przeciwko nie mają.ale z tego co czytam powyzej to wierze sa ze osoby i rodzice ktorzy sa innego zdania.wiadomo kazdy ma inne wyobrazenie i zasady,których nie ma co łamać...
[url=http://zasuwaczki.bejbej.pl/]

[/url]

[/url]
Sprzątanie po kimś przysłowiowych skarpetek, lub gaci z podłogi też może uprzykrzyć życie. Po kilku latach masz dość. I często jest to ta kropla, która przelewa czarę goryczy.
A czy wiesz, jak zachowa się facet, gdy przez kilka dni nie dostanie obiadu , bo np. będziesz chora , jeśli nie mieszkacie razem? Na początku będzie to słodkie, ale jeśli się będzie powtarzało?..
Ja wiem, że to co piszę za chwilę ktoś wyśmieje, bo to takie pierdoły. Ale właśnie z takich "pierdół" składa się życie codzienne.
Jeśli nie chcecie mieszkać razem przed ślubem ok. wasza sprawa , ale czasem bezpieczniej jest pomieszkać , bo rozwody nie są fajne
A czy wiesz, jak zachowa się facet, gdy przez kilka dni nie dostanie obiadu , bo np. będziesz chora , jeśli nie mieszkacie razem? Na początku będzie to słodkie, ale jeśli się będzie powtarzało?..
Ja wiem, że to co piszę za chwilę ktoś wyśmieje, bo to takie pierdoły. Ale właśnie z takich "pierdół" składa się życie codzienne.
Jeśli nie chcecie mieszkać razem przed ślubem ok. wasza sprawa , ale czasem bezpieczniej jest pomieszkać , bo rozwody nie są fajne
i po raz kolejny ktoś odwołuje się do rozwodów, w kontekście mieszkania razem.
A podobno to nie ma wpływu:]
Sprzątanie skarpetek można poznać, nie mieszkając razem, chorym się bywa, nie mieszkając razem - ja jak jestem chora, to wiem, że mogę liczyć na mojego narzeczonego, opiekuje się mną (w dzień), zrobi zakupy, coś ugotuje, jeśli mamy akurat nie ma- a gotuje pysznie:) Bez łaski i marudzenia.
Niektórym się wydaje, że jak się nie mieszka z narzeczonym, to się go spotyka w kinie i na randkach w restauracji i w ogóle nie wie się, kto to jest, jakie ma przyzwyczajenia, nawyki, drobne ułomności i wady.Ale niestety - tak da się też poznać człowieka, nawet jeszcze bardziej, bo mieszkając razem 2,3 lata można udawać, że się jest kimś innym, ale we własnym domu rodzinnym człowiek bywa zwykle sobą i na tym tle - jego rodziny, jego pokoju, można bardzo dużo się dowiedzieć.
A podobno to nie ma wpływu:]
Sprzątanie skarpetek można poznać, nie mieszkając razem, chorym się bywa, nie mieszkając razem - ja jak jestem chora, to wiem, że mogę liczyć na mojego narzeczonego, opiekuje się mną (w dzień), zrobi zakupy, coś ugotuje, jeśli mamy akurat nie ma- a gotuje pysznie:) Bez łaski i marudzenia.
Niektórym się wydaje, że jak się nie mieszka z narzeczonym, to się go spotyka w kinie i na randkach w restauracji i w ogóle nie wie się, kto to jest, jakie ma przyzwyczajenia, nawyki, drobne ułomności i wady.Ale niestety - tak da się też poznać człowieka, nawet jeszcze bardziej, bo mieszkając razem 2,3 lata można udawać, że się jest kimś innym, ale we własnym domu rodzinnym człowiek bywa zwykle sobą i na tym tle - jego rodziny, jego pokoju, można bardzo dużo się dowiedzieć.
Bo to nie chodzi o to- rozstają sie pary, które mieszkały przed ślubem latami i które zamieszkały po ślubie. Coraz częsciej rozwodzą się tez pary w wieku naszych rodziców, chociaz większosć z nich nie mieszkała razem. Chyba czasy mamy teraz takie,ze trudniej jest utrzymać szczęsliwy związek- życie pędzi, mniostwo czasu spedza się w pracy, są rozne wyrafinowane pokusy, których kiedyś nie było.
Małzenstwo to w duzym stopniu loteria, co nie znaczy,ze cięzką pracą nad sobą i związkiem nie można zwiększyć swoich szans na sukces:)
Małzenstwo to w duzym stopniu loteria, co nie znaczy,ze cięzką pracą nad sobą i związkiem nie można zwiększyć swoich szans na sukces:)
prawda jest taka że jak się kogoś NAPRAWDE KOCHA to nie ma znaczenia ile przed a ile po ślubie mieszka sie razem. w każdym przypadku powinno być ok jesli jest to szczere i prawdziwe uczucie. wiadomo że czasem sytuacje bywaja rozne ale mozna przejsc na kompromis i dogadac sie;) mój narzeczony kiedys podobno byl strasznym bałaganiarzem ,tak mowila mi tesciowa:) a teraz odziwo aż tak strasznie z tym nie jest:)jesli upartym sie nie jest to można sie dogadac...:)
[url=http://zasuwaczki.bejbej.pl/]

[/url]

[/url]
Podziwiam za cierpliwość, jak któś mógłby udawać przed narzeczonym/narzeczoną osobę, którą tak naprawdę nie jest. 2-3 lata to strasznie dużo, i nie wierzę, że podczas takiego długiego czasu nie wydarzyło się coś, co mogłoby zmienić lub w końcu pokazać prawdziwą twarz danej osoby...
Poza tym jeżeli jest się z kimś 24/24 to trudniej ukryś swoje wady niż spotykając się z kimś na parę godzin, czy nawet zostając na weekend, wiedząc że po wyjściu z jej/jego domu wracam do swojej skóry. Dodam jeszcze, że przy wspólnym mieszkaniu dochodzą też wspólne problemy, ktorych niegdy nię będzie przy mieszkaniu oddzielnym, to też ma jakiś wpływ...
Każdy ma swoje zdanie i je szanuję, ale osobiście jestem za tym, aby najpierw zamieszkać z kimś z kim chce się wiązać na stałe i stworzyć rodzinę...
Poza tym jeżeli jest się z kimś 24/24 to trudniej ukryś swoje wady niż spotykając się z kimś na parę godzin, czy nawet zostając na weekend, wiedząc że po wyjściu z jej/jego domu wracam do swojej skóry. Dodam jeszcze, że przy wspólnym mieszkaniu dochodzą też wspólne problemy, ktorych niegdy nię będzie przy mieszkaniu oddzielnym, to też ma jakiś wpływ...
Każdy ma swoje zdanie i je szanuję, ale osobiście jestem za tym, aby najpierw zamieszkać z kimś z kim chce się wiązać na stałe i stworzyć rodzinę...
Ludzie!!! Ratunku :(
Wy naprawdę myslicie że jak się mieszka razem przed slubem to po slubie prowadzi to do rozwodu? A jak się nie mieszka i dajmy na to, nawet zachowuje czystość, to gwarantuje to wtedy szczęśliwe małżeństwo aż do śmierci..? Bo chyba niektóre z Was taką jakąś dziwną zależnosc próbują znaleźć i udowodnić
aha, Niusia85, twierdzisz że po 3 latach znasz narzeczonego lepiej niż siebie
ja też po 3 latach związku myślałam że wiem o swoim wszystko (i też nie mieszkaliśmy wtedy razem), wiedziałam co zrobi, powie, jak zareaguje, często myśleliśmy i mówiliśmy to samo
Teraz po 6 latach tego związku już nie powtórzyłabym i już chyba nigdy nie powiem że znam go jak siebie. Uczymy się siebie chyba całe życie i to jest cudowne :))) i to też nie ma nic wspólnego z tym czy się mieszka ze sobą czy nie
Wy naprawdę myslicie że jak się mieszka razem przed slubem to po slubie prowadzi to do rozwodu? A jak się nie mieszka i dajmy na to, nawet zachowuje czystość, to gwarantuje to wtedy szczęśliwe małżeństwo aż do śmierci..? Bo chyba niektóre z Was taką jakąś dziwną zależnosc próbują znaleźć i udowodnić
aha, Niusia85, twierdzisz że po 3 latach znasz narzeczonego lepiej niż siebie
ja też po 3 latach związku myślałam że wiem o swoim wszystko (i też nie mieszkaliśmy wtedy razem), wiedziałam co zrobi, powie, jak zareaguje, często myśleliśmy i mówiliśmy to samo
Teraz po 6 latach tego związku już nie powtórzyłabym i już chyba nigdy nie powiem że znam go jak siebie. Uczymy się siebie chyba całe życie i to jest cudowne :))) i to też nie ma nic wspólnego z tym czy się mieszka ze sobą czy nie
A rozwody niestety, jest ich coraz więcej, moim zdaniem wynikają z coraz szerszego społecznego cichego przyzwolenia, w związku z tym ludzie mają mniejszą motywację żeby próbować naprawić związek, bo jak się rozwiodą to w zasadzie nikogo to za bardzo nie ruszy... :(
a wcześniej było bo co ludzie/sąsiedzi/ksiądz/rodzina/znajomi powiedzą...
a wcześniej było bo co ludzie/sąsiedzi/ksiądz/rodzina/znajomi powiedzą...
ale wiecie co. Jak kolezanka sie rozwodzila i rozmawiala z innymi to kazda z tych 'bardzo zyczliwych' jej osob powiedziala : "nie 'mecz sie' w tym zwiazku , rozwod to jedyne wyjscie"
zadna z tych bliskich osob nie wsparla jej, zeby lepiej wszystko przemyslec, ze warto byloby jeszcze powalczyc o te uczucie, o druga osobe.
Oczywiscie czasami nie ma wyjscia. Ale mysle tutaj wylacznie o jakiejs patologii w rodzinie. W innych przypadkach jest to dla mnie nie zrozumiale. Moze jestem za mloda i wszystko idealizuje. Ale ludzie! Ja chce wierzyc, ze jednak mozna wszystko przetrwac.
Mam nadzieje, ze za 20 lat tez tak bede myslala i bede pelna wiary w ludzi :-)
zadna z tych bliskich osob nie wsparla jej, zeby lepiej wszystko przemyslec, ze warto byloby jeszcze powalczyc o te uczucie, o druga osobe.
Oczywiscie czasami nie ma wyjscia. Ale mysle tutaj wylacznie o jakiejs patologii w rodzinie. W innych przypadkach jest to dla mnie nie zrozumiale. Moze jestem za mloda i wszystko idealizuje. Ale ludzie! Ja chce wierzyc, ze jednak mozna wszystko przetrwac.
Mam nadzieje, ze za 20 lat tez tak bede myslala i bede pelna wiary w ludzi :-)
Nawet w "normalnej" rodzinie czasami nie ma wyjścia!. Pamiętaj, że małżeństwo to DWIE osoby i czasami masz wrażenie walenia głową w ścianę. Ja podjęłam decyzje o rozwodzie dla dobra dzieci. Wiem - głupio to brzmi. Ale teraz jest w domu spokojniej. A z ex mamy dobry kontakt. Po sprawie poszliśmy na piwo. No i każde z nas jest szczęśliwe. Taki rozwód "po amerykańsku".
Dodam mały komentarz do tego, co napisała silje. Niemieszkanie razem nie oznacza, że się nie ma wspólnych problemów... My mamy, i to poważne, finansowe i inne. I są one bardzo wspólne i bardzo podobne do tych, które się ma mieszkając razem.
Pisząc, że znam narzeczonego lepiej niż siebie, nie miałam na myśli, że znam go na wylot. Bo to prawda - całe życie się człowiek z drugim poznaje i to jest piękne. Myślałam bardziej o tym, że częściej sama siebie zaskakuję niż on mnie ;)
Co do rozwodów - nie ma idealnej recepty, ale fakt - najważniejsze, by OBIE osoby zdawały sobie sprawę z jego nierozerwalności (dla mnie, jak i dla mojego M. rozwód po prostu nie istnieje) i OBIE osoby miały dużo cierpliwości i zaparcia, żeby dbać o związek, jak również zdawały sobie sprawę, że problemy i kłótnie po prostu BĘDĄ. Trwałość związku zależy w 99% od osób, które go tworzą. I to jest dość optymistyczne :)
Pozdrawiam
Pisząc, że znam narzeczonego lepiej niż siebie, nie miałam na myśli, że znam go na wylot. Bo to prawda - całe życie się człowiek z drugim poznaje i to jest piękne. Myślałam bardziej o tym, że częściej sama siebie zaskakuję niż on mnie ;)
Co do rozwodów - nie ma idealnej recepty, ale fakt - najważniejsze, by OBIE osoby zdawały sobie sprawę z jego nierozerwalności (dla mnie, jak i dla mojego M. rozwód po prostu nie istnieje) i OBIE osoby miały dużo cierpliwości i zaparcia, żeby dbać o związek, jak również zdawały sobie sprawę, że problemy i kłótnie po prostu BĘDĄ. Trwałość związku zależy w 99% od osób, które go tworzą. I to jest dość optymistyczne :)
Pozdrawiam
Mogę Ci tylko powiedzieć o mnie.
stres, praca (jej brak), kłopoty zdrowotne dzieci, . To wszystko powinno łączyć. Ale jeśli to wszystko przychodzi jednocześnie, to różnie bywa. Nagle okazało się , że mamy inne priorytety. Co innego jest dla nas NAJ. Do tego doszła zdrada. Ja nie wybacza i nie zapominam. A on nie walczył.
Teraz mówię, że kocham nie za COŚ, lecz pomimo czegoś. Pomimo tego, że czasami chrapie, rozrzuci skarpetki itd
stres, praca (jej brak), kłopoty zdrowotne dzieci, . To wszystko powinno łączyć. Ale jeśli to wszystko przychodzi jednocześnie, to różnie bywa. Nagle okazało się , że mamy inne priorytety. Co innego jest dla nas NAJ. Do tego doszła zdrada. Ja nie wybacza i nie zapominam. A on nie walczył.
Teraz mówię, że kocham nie za COŚ, lecz pomimo czegoś. Pomimo tego, że czasami chrapie, rozrzuci skarpetki itd
Ja troche nie rozumiem dyskusji... Niektore tu wypowiedzi brzmia jakby mieszkanie razem byla jakas destruktywna zla dla zwiazku rzecza... Co pomojajac aspekt religii jest kompletna bzdura. Jest to kwestia wyboru... I tak jak kilka z Was wspomnialo nie ma zadnego wplywu na sukces zwiazku...
Sukces zwiazku to ciezka praca - to staranie sie zrobic dla tej drugiej osoby 5 dobrych rzeczy za kazda zla... Klotnie i problemy sie zdarzaja ale trzeba bardzo uwazac zeby zachowac balans miedzy dobrymi i zlymi rzeczami. Jasne w dzisiejszych czasach zyjemy szybciej, bo praca ipt. i czesto traktujemy to jako wymowke zeby sie nie starac albo zwyczajnie brakuje nam determinacji zeby wykrzesac troche energii na koniec ciezkiego dnia w pracy zeby zrobic cos milego dla ukochanego... Dlatego trzeba byc non stop swiadomym istoty tego wlasnie balansu. To nasze obecne "zakochanie" nie bedzie trwalo w koncu przygasnie jego plomien dlatego trzeba cizko pracowac zeby stworzyc przyjazn i szacunek ktory pozwoli przetrwac zwiazkowi do grobowej deski... Bo przeciez wszstkie o tym marzymy...
Sukces zwiazku to ciezka praca - to staranie sie zrobic dla tej drugiej osoby 5 dobrych rzeczy za kazda zla... Klotnie i problemy sie zdarzaja ale trzeba bardzo uwazac zeby zachowac balans miedzy dobrymi i zlymi rzeczami. Jasne w dzisiejszych czasach zyjemy szybciej, bo praca ipt. i czesto traktujemy to jako wymowke zeby sie nie starac albo zwyczajnie brakuje nam determinacji zeby wykrzesac troche energii na koniec ciezkiego dnia w pracy zeby zrobic cos milego dla ukochanego... Dlatego trzeba byc non stop swiadomym istoty tego wlasnie balansu. To nasze obecne "zakochanie" nie bedzie trwalo w koncu przygasnie jego plomien dlatego trzeba cizko pracowac zeby stworzyc przyjazn i szacunek ktory pozwoli przetrwac zwiazkowi do grobowej deski... Bo przeciez wszstkie o tym marzymy...
Tara Marta urodziła sie 06/09/2010 o godz 10:17 ważąc 3,9 kg i mierząc 53 cm
i tu sie zgadzam- sporo tez chyba zalezy od wieku- pare lat temu miałam zupełnie inne spojrzenie na małżeństwo, bardziej "bajkowe". Teraz jestem bardziej świadoma, rowniez porażki niestety. Nie twierdze oczywiscie,ze młode dziewczyny, takie przed/ kolo 20-tki nie rozumieją istoty związku- w tym wieku po prostu zawsze ma sie jeszcze coś z naiwności dziecka, nie widzi się wielu rzeczy, które wyjdą dopiero po pewnym czasie. Nieraz brakuje mi takiego beztroskiego myślenia,ale cóż ...;)
wiek to tutaj nie ma nic do rzeczy. Wiesz, ze sa 20 latki myslace i zyjace powazniej od 40 latkow :) takze roznie z ta naiwonoscia bywa.
kazdego indywidualna sprawa jak podchodzi do zycia czy zwiazku, jeden sie poddaje po jednej porazce, drugi walczy do konca.
No nic. Takie zycie -> bo w tym caly jest ambaras, zeby dwoje chcialo na raz :-)
kazdego indywidualna sprawa jak podchodzi do zycia czy zwiazku, jeden sie poddaje po jednej porazce, drugi walczy do konca.
No nic. Takie zycie -> bo w tym caly jest ambaras, zeby dwoje chcialo na raz :-)
Mam 21 lat i nie czuję się wcale gorsza od koleżanek, ktore wstępuja w związek małżeński w wieku 30 lat i dalej... Studiuję, pracowałam, przeszłam różne związku, dłuższe i krótsze, wiele widziałam, wiele rzeczy poznałam, szybko wyszłam z gniazda domowego, nauczyłam się radzić sobie w życiu. Chyba wszystko zależy od człowieka i jego podejścia do życia, małżeństwa oraz tej drugiej osoby... Znam dziewczyny, które są w moim wieku, a czasami mam wrażenie, że rozmawiam z "gorącymi 14", a nie już dorosłymi kobietami, tak samo jak mam do czynienia z ludzmi w wieku 30-35 lat ( rówiesnikami mojego męża), i też na bardzo doświadczonych i super sobie radzących w życiu mi nie wyglądają...
Wszystko zależy od człowieka, jego podejścia i przede wszystkim dojrzałości...
Poza tym "w wieku 20 lat sporo już się wie, ale dużo można się nauczyć", oczywiście! tak samo możemy powiedzieć o wieku 30 lat, porównując go z wiekiem 40 lub 50!
Wszystko zależy od człowieka, jego podejścia i przede wszystkim dojrzałości...
Poza tym "w wieku 20 lat sporo już się wie, ale dużo można się nauczyć", oczywiście! tak samo możemy powiedzieć o wieku 30 lat, porównując go z wiekiem 40 lub 50!
pewnie,ze mozna tak napisać o 50-latce,ale z tego co wiem na tym forum takich osób nie ma- po co więc pisać o czymś co nas nie dotyczy??
Nie chodzi o to,zeby czuć się gorszym, nic takiego nie napisałam, wszystko sie liczy, wiek jest dla mnie jedną z kategorii rozpoznawczych to wszystko.
Ja akurat w Twoim wieku nie chciałam wychodzić za mąż, Ty wychodzisz czy planujesz- ok.
Nie chodzi o to,zeby czuć się gorszym, nic takiego nie napisałam, wszystko sie liczy, wiek jest dla mnie jedną z kategorii rozpoznawczych to wszystko.
Ja akurat w Twoim wieku nie chciałam wychodzić za mąż, Ty wychodzisz czy planujesz- ok.
Dodam swoje 3 grosze..
Jestem w wieku Silje i za 5 miesięcy wychodzę za mąż. Mój narzeczony jest 7 lat ode mnie starszy i jest gotowy na założenie rodziny. Ja mimo swojego wieku także. Chcę z nim być, chcę mieć z nim dzieci, chcę z nim mieszkać i spędzać każdą chwilę. Znamy się około 4 lat i po tym, co razem przeżyliśmy mogę śmiało powiedzieć, że jestem pewna swojej decyzji. To, że jedni zakładają rodzinę w bardzo modym wieku (np. z powodu nieplanowanej ciąży) i takie małżeństwo się rozpada po 10 latach nie oznacza, że innym nie uda się przetrwać razem do końca. Czasem jest tak, że ludzie są ze sobą długie lata i po 30 decydują się na ślub (bo w końcu to już najwyższy czas) a i tak coś się psuje, małżeństwo się rozpada. Wiek moim zdaniem nie jest żadnym wyznacznikiem. Wszystko zależy od czlowieka i od tego czy wiazemy się z odpowiednią osobą.
Jestem w wieku Silje i za 5 miesięcy wychodzę za mąż. Mój narzeczony jest 7 lat ode mnie starszy i jest gotowy na założenie rodziny. Ja mimo swojego wieku także. Chcę z nim być, chcę mieć z nim dzieci, chcę z nim mieszkać i spędzać każdą chwilę. Znamy się około 4 lat i po tym, co razem przeżyliśmy mogę śmiało powiedzieć, że jestem pewna swojej decyzji. To, że jedni zakładają rodzinę w bardzo modym wieku (np. z powodu nieplanowanej ciąży) i takie małżeństwo się rozpada po 10 latach nie oznacza, że innym nie uda się przetrwać razem do końca. Czasem jest tak, że ludzie są ze sobą długie lata i po 30 decydują się na ślub (bo w końcu to już najwyższy czas) a i tak coś się psuje, małżeństwo się rozpada. Wiek moim zdaniem nie jest żadnym wyznacznikiem. Wszystko zależy od czlowieka i od tego czy wiazemy się z odpowiednią osobą.
wiek, kiedy ludzie sie pobierają, to sprawa bardzo indywidualna, gdybym poznała mojego męża mając mając 19 lat to być może wyszłabym za niego już w wieku 20?
może byłoby tak, że bylibyśmy razem szczęśliwi po grób, a może wręcz przeciwnie, uznalibyśmy, że to za wcześnie, że nie poznaliśmy życia na tyle, by wiedzieć, że to jest TO ...
cieszę się jednak, że mamy za sobą takie doświadczenia życiowe, by wiedzieć, że możemy na siebie liczyć w każdej sytuacji ... a nie mielibysmy tego mając po 20 lat ...
może byłoby tak, że bylibyśmy razem szczęśliwi po grób, a może wręcz przeciwnie, uznalibyśmy, że to za wcześnie, że nie poznaliśmy życia na tyle, by wiedzieć, że to jest TO ...
cieszę się jednak, że mamy za sobą takie doświadczenia życiowe, by wiedzieć, że możemy na siebie liczyć w każdej sytuacji ... a nie mielibysmy tego mając po 20 lat ...
papilio1@op.pl
Walerko, nie obruszam się wcale. Podałam jedynie przykłady niektórych 20-latek - które decydują się na ślub, bo zaszły w ciążę i mama czy babcia im każe oraz 30-latek, które wychodzą za mąż bo chcą sobie już ułożyć zycie. Ale powtarzam - To przykłady ,a tak naprawdę każdy jest inny. dlatego napisałam, że jedym parą sie udaje a innym nie i wiek w tej kwestii nie gra roli. Mnie nie przeszkadza jak 60latkowie stają na ślubnym kobiercu, wręcz przeciwnie - to jest piękne, że miłość dotyka każdego z nas - i tych młodszych i tych starszych.
nie będę się kłócić - to chyba zleży od człowieka - jedni w wieku 20 lat chcą już małżeństwa, inni uważają że to może poczekać :)
Gdy mój ukochany - teraz już narzeczony - po raz pierwszy zapytał czy chcę za niego wyjść (miałam wtedy coś koło 21 lat) to najpierw się uśmiałam (bo byłam pewna że robi sobie jaja) a jak zobvaczyłam że nie żartuje to się przestraszyłam. I od razu mu wyjaśniłam że w wieku 20 lat nie zamierzam zaczynać zabawy w męża, żonę, dom i może jeszcze dzieci (o zgrozo!) ;)))
trochę lat minęło i nie wyobrażamy sobie naszego dalszego związku bez małżeństwa :))
Gdy mój ukochany - teraz już narzeczony - po raz pierwszy zapytał czy chcę za niego wyjść (miałam wtedy coś koło 21 lat) to najpierw się uśmiałam (bo byłam pewna że robi sobie jaja) a jak zobvaczyłam że nie żartuje to się przestraszyłam. I od razu mu wyjaśniłam że w wieku 20 lat nie zamierzam zaczynać zabawy w męża, żonę, dom i może jeszcze dzieci (o zgrozo!) ;)))
trochę lat minęło i nie wyobrażamy sobie naszego dalszego związku bez małżeństwa :))
oczywiscie , ze tak...przed slubem jak i po
jezeli chodzi o wiek to ja musialam dojrzec do decyzji zajelo mi to troche i jestem zadowolona, ale w slub nic nie zmienil...
a jezeli chodzi o wiek, ja w wieku 20 lat, bylam w stalym zwiazku z moim mezem juz, ale do glowy nam slub nie przychodzil...nie myslalam o slubie i dzieciach , o rodzinie, ze bedziemy ze soba , az do konca zycia...i niestety musze powiedziec , ze w wieku 20 lat na pewno nie mialam tej dojrzalosci i wiedzy o zyciu, co teraz.
na pewno nie zdecydowalabym sie na slub w wieku 20 lat, po prostu uwazam, ze jest sie za mlodym troszke...
a i podziwiam, te ktore decyduja sie, aj ze strachu bym umarla...i b.kibicuje, ze na pewno uda sie
jezeli chodzi o wiek to ja musialam dojrzec do decyzji zajelo mi to troche i jestem zadowolona, ale w slub nic nie zmienil...
a jezeli chodzi o wiek, ja w wieku 20 lat, bylam w stalym zwiazku z moim mezem juz, ale do glowy nam slub nie przychodzil...nie myslalam o slubie i dzieciach , o rodzinie, ze bedziemy ze soba , az do konca zycia...i niestety musze powiedziec , ze w wieku 20 lat na pewno nie mialam tej dojrzalosci i wiedzy o zyciu, co teraz.
na pewno nie zdecydowalabym sie na slub w wieku 20 lat, po prostu uwazam, ze jest sie za mlodym troszke...
a i podziwiam, te ktore decyduja sie, aj ze strachu bym umarla...i b.kibicuje, ze na pewno uda sie
ale się dyskusja zrodziła :)
Przyznacie chyba jednak, że po raz kolejny można przytoczyć stwierdzenie : " punkt widzenia zależy od punktu siedzenia" .
Ile nas na tym forum, tyle wniosków i opinii. Każdy ma swoje zdanie, poparte doświadczeniami własnymi lub najbliższych.
Wydaje mi się, że to czy związek można nazwać szczęśliwym oraz długość jego trwania zależy od wielu, naprawdę wielu składowych, a to czy ktoś zamieszkał ze sobą przed ślubem czy też nie, ma naprawde znikomy wpływ na dalsze losy małżeństwa.
Bo udane małżeństwo/związek wymaga duuużo więcej, niż tylko zamieszkania ze sobą.
Przyznacie chyba jednak, że po raz kolejny można przytoczyć stwierdzenie : " punkt widzenia zależy od punktu siedzenia" .
Ile nas na tym forum, tyle wniosków i opinii. Każdy ma swoje zdanie, poparte doświadczeniami własnymi lub najbliższych.
Wydaje mi się, że to czy związek można nazwać szczęśliwym oraz długość jego trwania zależy od wielu, naprawdę wielu składowych, a to czy ktoś zamieszkał ze sobą przed ślubem czy też nie, ma naprawde znikomy wpływ na dalsze losy małżeństwa.
Bo udane małżeństwo/związek wymaga duuużo więcej, niż tylko zamieszkania ze sobą.
...najpierw wymagaj od siebie a potem od innych...
my też mieszkamy razem choc tez powiem zeby moi rodzice nie byli z tego zadowoleni...ale ułatwieniem bylo to ze przenioslam sie do innego miasta na studia i tu wynajmowałam mieszkanie...poznałam mojego obecnego narzeczonego potem zamieszkalismy razem..od roku mieszkamy na swoim nie wynajmowanym
Czyli jak widac po dyskusji każdy ma różny plan na życie. Ja jestem z natury osobą poukładaną i lubię wszystko robić po kolei, zamykać pewne rozdziały i iść dalej. Kiedy miałam 21 lat byłam akurat w środku studiów, zajęta tysiącem spraw- czasami nawet nie miałam czasu dla swoich chłopaków. Nie wyobrazam sobie,zebym miała być jednocześnie żoną, studentką, pracownikiem, a moze jeszcze matką. Podziwiam osoby, którym się to udaje,ale niestety bez mała każda para która znam i która zyje w ten sposób ma prędzej czy pozniej kryzys. Zresztą trudno sie dziwić, skoro przez cały tydzień ludzie pracują, a w wekeendy się uczą- zero czasu dla siebie. Bardzo sie bałam takiej sytuacji, dlatego wyszło jak wyszło.
Oczywiscie nie kazdy musi iść na studia- z góry uprzedzam, dyplom mgr nie jest niezbędny do bycia żoną. Piszę, jak zwykle, ogólnie:)
Oczywiscie nie kazdy musi iść na studia- z góry uprzedzam, dyplom mgr nie jest niezbędny do bycia żoną. Piszę, jak zwykle, ogólnie:)
Czyli jak widac po dyskusji każdy ma różny plan na życie. Ja jestem z natury osobą poukładaną i lubię wszystko robić po kolei, zamykać pewne rozdziały i iść dalej. Kiedy miałam 21 lat byłam akurat w środku studiów, zajęta tysiącem spraw- czasami nawet nie miałam czasu dla swoich chłopaków. Nie wyobrazam sobie,zebym miała być jednocześnie żoną, studentką, pracownikiem, a moze jeszcze matką. Podziwiam osoby, którym się to udaje,ale niestety bez mała każda para która znam i która zyje w ten sposób ma prędzej czy pozniej kryzys. Zresztą trudno sie dziwić, skoro przez cały tydzień ludzie pracują, a w wekeendy się uczą- zero czasu dla siebie. Bardzo sie bałam takiej sytuacji, dlatego wyszło jak wyszło.
Oczywiscie nie kazdy musi iść na studia- z góry uprzedzam, dyplom mgr nie jest niezbędny do bycia żoną. Piszę, jak zwykle, ogólnie:)
Oczywiscie nie kazdy musi iść na studia- z góry uprzedzam, dyplom mgr nie jest niezbędny do bycia żoną. Piszę, jak zwykle, ogólnie:)
życzę, żebyście się nie pomylili, w tak młodym wieku wiele spraw wydaje się prostrzych niż jest w rzeczywistości ... ja na prawdę nie neguję, ale cieżko m zrozumieć zachowanie tak młodych ludzi ...
co to znaczy, że nie będziesz "bawić się w kurę domową"? to znaczy że nie będziecie gotować? ani prać? ani sprzątać?
porównuję tą sytuację do siebie oczywiście, każdy jest inny, jednak trudno mi jest uwierzyć, że osoba mająca 20 lat nie woli latać po imprezach, a kasę wydawać na ciuchy i kosmetyki a nie na rachunki za gaz czy na domestos ... :(
co to znaczy, że nie będziesz "bawić się w kurę domową"? to znaczy że nie będziecie gotować? ani prać? ani sprzątać?
porównuję tą sytuację do siebie oczywiście, każdy jest inny, jednak trudno mi jest uwierzyć, że osoba mająca 20 lat nie woli latać po imprezach, a kasę wydawać na ciuchy i kosmetyki a nie na rachunki za gaz czy na domestos ... :(
papilio1@op.pl
Pewnie ze bede to robic, robie to juz od najmłodszych lat bo moi rodzice duzo pracuja. Chodzi mi o to ze nie zamierzam caly dzien siedziec w domu i sprzatac. Studiuje i pracuje. Na impreze mozna isc z mezem, wlasnie o to mi chodzi ze słowo "małzenstwo" wielu kojarzy sie z siedzeniem razem przed telewizorem. Ja chce z nim dzielic życie, chodzic na imprezy, do teautru itp. Co stoi na przeszkodzie? Czy bedąc mezatka nie bede mogla isc z kolezankami na zakupy? Jak juz wspomnialam nie planuje dzieci narazie, moze za jakies 5 lat.
he he dobre :D
tez tak uwazam, w wieku 20 lat moim najwiekszym problemem bylo co wlozyc na nastepna impreze ;)
teraz moje zycie wyglada inaczej, 4 lata mieszkamy razem i czasami trzeba wybrac impreza albo nowy ciuch. oplacic rachunki, zrobic zakupy itd a potem czasami szkoda wydac ciezko zarobiona kase na imprezy. jak mieszkalam z rodzicami i mialam 20 lat to nie mialam takich dylematow
tez tak uwazam, w wieku 20 lat moim najwiekszym problemem bylo co wlozyc na nastepna impreze ;)
teraz moje zycie wyglada inaczej, 4 lata mieszkamy razem i czasami trzeba wybrac impreza albo nowy ciuch. oplacic rachunki, zrobic zakupy itd a potem czasami szkoda wydac ciezko zarobiona kase na imprezy. jak mieszkalam z rodzicami i mialam 20 lat to nie mialam takich dylematow
Ja uwazam ze wiek ma ogromne znaczenie jesli chodzi o gotowosc do zwiazku. Moge tu oczywiscie mowic tylko i wylacznie o swoich doswiadczeniach... Ja jak mialam 20 lat bylam przekonania, ze nie chce nigdy wyjsc za maz i miec dzieci. Uwazalam ze nigdy nie bedzie mnie to interesowalo. Nawet staly zwiazek mnie nie interesowal. Chociaz bylam juz wtedy dorosla, odpowiedzialna za siebie osoba, po mieszkaniu pare lat za granica, pracujaca, studiujaca majaca wlasne mieszkanie. Wiec nie mialam totalnie zielono w glowie natomiast podejscie do zwiazku - 180 stopni od tego, co uwazam dzis. I nawet jakbym wtedy pozanala mojego narzeczonego to pewnie uwazalabm z jest kompletnym nuziarzem i nigdy nie zostalibysmy para...
Dzis mam 31 lat i sporo bagazu emocnlnego na karku i uwazam ze tylko dzieki doswiadczeniom ktore nabylam z wiekiem przewartosciowal mi sie swiatopoglad. Zanim poznalam E moim priorytetem nr 1 byla kariera, a teraz moim najwiekszym marzeniem jest duza rodzina...
Dzis mam 31 lat i sporo bagazu emocnlnego na karku i uwazam ze tylko dzieki doswiadczeniom ktore nabylam z wiekiem przewartosciowal mi sie swiatopoglad. Zanim poznalam E moim priorytetem nr 1 byla kariera, a teraz moim najwiekszym marzeniem jest duza rodzina...
Tara Marta urodziła sie 06/09/2010 o godz 10:17 ważąc 3,9 kg i mierząc 53 cm
to może teraz ja.
Pomimo mojego młodego wieku (21) nie w głowie mi imprezy, zabawy i ciuszki ale mąż i dziecko. Pracuje i studiuje zaocznie, w przyszłym roku biore ślub a na 2012 planujemy dzidziusia. Jesteśmy oboje świadomi, ze rodzina to nie tylko przyjemności ale obowiązek i wielka odpowiedzialność.
Nie mieszkamy razem, ale zdarza nam sie 'pomieszkiwać' u siebie, żadne z nas nie jest idealne, ale duzo i często ze sobą rozmawiamy i zawsze potrafimy sie dogadac. Jestemy razem 4.5 roku.
Pomimo mojego młodego wieku (21) nie w głowie mi imprezy, zabawy i ciuszki ale mąż i dziecko. Pracuje i studiuje zaocznie, w przyszłym roku biore ślub a na 2012 planujemy dzidziusia. Jesteśmy oboje świadomi, ze rodzina to nie tylko przyjemności ale obowiązek i wielka odpowiedzialność.
Nie mieszkamy razem, ale zdarza nam sie 'pomieszkiwać' u siebie, żadne z nas nie jest idealne, ale duzo i często ze sobą rozmawiamy i zawsze potrafimy sie dogadac. Jestemy razem 4.5 roku.
W takim razie gratuluje przyszłym 20-letnim żonkom precyzyjnych planów( kurcze, szkoda tylko,ze dzieci nie chcą się rodzić wg kalendarza,ale moze Wam się uda;)
I życze wszystkim dużo sił w pracowaniu, studiowaniu, zajmowaniu się domem, mężem, sobą i ...nie byciu "kurą ani gęsią domową"-niech moc bedzie z Wami, na pewno sie przyda;)
dobranoc miłym Paniom i miłego weekndu
I życze wszystkim dużo sił w pracowaniu, studiowaniu, zajmowaniu się domem, mężem, sobą i ...nie byciu "kurą ani gęsią domową"-niech moc bedzie z Wami, na pewno sie przyda;)
dobranoc miłym Paniom i miłego weekndu
Nie rozumiem dlaczego niektóre dziewczyny tutaj tak zrzędzą.. Moja mama nie mowi mi że jestem za młoda, tylko popiera nasz związek, a Wy drogie Panie owszem. Niektóre osoby są bardzo uszczypliwe.
Chcę coś wyjaśnić. Małżeństwo nie oznacza rezygnacji z imprez czy zakupów. My nie jesteśmy małżeństwem i tak musimy utrzymywać dom, bo mieszkamy razem, ale nie rezygnujemy z przyjemności. Myślę że po ślube nie za wiele się zmieni. Nadal będę gotować obiady i sprzątać dom. Nadal będę się uczyć, a D. będzie pracował. Czasem gdzieś wyskoczymy. Jedyne co będziemy chcieli zmienić z czasem to chcemy mieć dziecko. Wtedy owszem - będzie inaczej:)
Na prawdę nie rozumiem Was i tego potępiania małżeństw zawieranych w młodym wieku. Ale cóż... Może jestem za młoda żeby to zrozumieć:)
Chcę coś wyjaśnić. Małżeństwo nie oznacza rezygnacji z imprez czy zakupów. My nie jesteśmy małżeństwem i tak musimy utrzymywać dom, bo mieszkamy razem, ale nie rezygnujemy z przyjemności. Myślę że po ślube nie za wiele się zmieni. Nadal będę gotować obiady i sprzątać dom. Nadal będę się uczyć, a D. będzie pracował. Czasem gdzieś wyskoczymy. Jedyne co będziemy chcieli zmienić z czasem to chcemy mieć dziecko. Wtedy owszem - będzie inaczej:)
Na prawdę nie rozumiem Was i tego potępiania małżeństw zawieranych w młodym wieku. Ale cóż... Może jestem za młoda żeby to zrozumieć:)
Niestety też nie potrafię zrozumieć podejscia niektórych z was. Czy to zazdrość ze my spotkałysmy swoich wybranków tak wczesnie? i chcemy spedzic z nimi reszte zycia ?
przeciez to wybór indywidualny.... Jakbym nie była pewna, nie zrobiłabym tego. Ślub to nie kaprys, a obowiązek do końca życia...
również pozdrawiam :)
przeciez to wybór indywidualny.... Jakbym nie była pewna, nie zrobiłabym tego. Ślub to nie kaprys, a obowiązek do końca życia...
również pozdrawiam :)
Ja wyszłam za mąż w wieku 26 lat...męża poznałam jak miałam 19, a zaręczyliśmy jak miałam 21 i...trochę żałuję, że staneliśmy na ślubnym kobiercu dopiero po 5 latach (wina mojej mamy-ze względu na kontrakt nie mogła wrócić do kraju). Zapytacie dlaczego żałuję?
Bo pewnie 5 lat wcześniej byłoby bardziej szalenie i bajkowo.
Z drugiej jednak strony było rozważnie i romantycznie :) W sumie to każdy wiek ma swoje przywileje i to się również tyczy zawiera małżeństw.
Wg mnie, to w jakim wieku wychodzi się za mąż nie ma znaczenia jeśli się kogoś kocha, bo wiem po sobie, że gdybym została żoną 5 lat wcześniej to bym po prostu dłuższy staż miała :p
Bo pewnie 5 lat wcześniej byłoby bardziej szalenie i bajkowo.
Z drugiej jednak strony było rozważnie i romantycznie :) W sumie to każdy wiek ma swoje przywileje i to się również tyczy zawiera małżeństw.
Wg mnie, to w jakim wieku wychodzi się za mąż nie ma znaczenia jeśli się kogoś kocha, bo wiem po sobie, że gdybym została żoną 5 lat wcześniej to bym po prostu dłuższy staż miała :p
...najpierw wymagaj od siebie a potem od innych...
Czasami małżeństwa 20-latków sąszczęśliwe, czasem nie. Fakt. Mając 23 lata wychodziłam za mąż zakochana, szcząśliwa, pewna, że to na całe życie. No i wychodzę za mąż w wieku 36 lat i wiem, że może nie być na całe życie. Też wiem, jak wiedziałam to kiedyś, że to ten właściwy. Wydaje mi się ,że wiem. Bardzo się kochamy, szanujemy itd. W każdym wieku można się pomylić , tylko ,że 20-latkom częściej się to zdaża(statystycznie). Odradzę córkom wychodzenie za mąż przd 30-ką. Mieszkanie razem - jak najbardziej będę za
Każdy ma swoje zdanie na ten temat, każdy wybrał swoją własną, indywidualną drogę, i dobrze!
Małżeństwo to według mnie ciągła praca, i nie ma znaczenia w jakim wieku ją zaczniemy. Ważne, aby trwać w małżeństwie, w razie problemów nie iść na łatwiznę, tylko starać się, starać i jeszcze raz starać się, bo wiadomo, że w każdym zdarzają się kryzysy, trudne sytuacje, które trzeba po prostu pokonać i przejść przez nie RAZEM!
Być może małżeństwa 20 latek są nieudane, tak samo można powiedzieć o małżeństwie 30 latek, bo kobiety w tym wieku również się rozwodzą... Poza tym w Polsce na dzień dzisiejszy co 5 para jest w trakcie sprawy rozwodowej, dodam, że wiek jest mocno zróżnicowany...
Owszem, wychodząc za mąż bylam zakochana (i nadal jestem ;)), szczęśliwa, ale potrafię też patrzeć na życie trochę realistyczniej, wiem, że różnie bywa, różnie się zdarza, i wiem rónież to, że jeżeli będzie trzeba to będę walczyć o swoje małżeństwo dopóki starczy mi sił, bo brałam ślub świadoma tego, że przede mną/ nami czeka ogrom pracy, aby zbudować silny i trwały związek...
Aha, i wcale nie czuję się 21letnią kurą domową, bo studiuję, pracuję, mam swoje pasje, spotykam się ze znajomymi, dbam o dom, gotuję, piorę, razem imprezujemy itd., ale wydaje mi się, że świadczy to tylko o moim doroslym podejściu do życia, tego, że mimo młodego wieku potrafię pogodzić milion rzeczy, na wszystko zdążyć i cieszyć się każdym dniem z moim mężem :) a nie ukrywajmy, nie wszytskim się to udaje...
Małżeństwo to według mnie ciągła praca, i nie ma znaczenia w jakim wieku ją zaczniemy. Ważne, aby trwać w małżeństwie, w razie problemów nie iść na łatwiznę, tylko starać się, starać i jeszcze raz starać się, bo wiadomo, że w każdym zdarzają się kryzysy, trudne sytuacje, które trzeba po prostu pokonać i przejść przez nie RAZEM!
Być może małżeństwa 20 latek są nieudane, tak samo można powiedzieć o małżeństwie 30 latek, bo kobiety w tym wieku również się rozwodzą... Poza tym w Polsce na dzień dzisiejszy co 5 para jest w trakcie sprawy rozwodowej, dodam, że wiek jest mocno zróżnicowany...
Owszem, wychodząc za mąż bylam zakochana (i nadal jestem ;)), szczęśliwa, ale potrafię też patrzeć na życie trochę realistyczniej, wiem, że różnie bywa, różnie się zdarza, i wiem rónież to, że jeżeli będzie trzeba to będę walczyć o swoje małżeństwo dopóki starczy mi sił, bo brałam ślub świadoma tego, że przede mną/ nami czeka ogrom pracy, aby zbudować silny i trwały związek...
Aha, i wcale nie czuję się 21letnią kurą domową, bo studiuję, pracuję, mam swoje pasje, spotykam się ze znajomymi, dbam o dom, gotuję, piorę, razem imprezujemy itd., ale wydaje mi się, że świadczy to tylko o moim doroslym podejściu do życia, tego, że mimo młodego wieku potrafię pogodzić milion rzeczy, na wszystko zdążyć i cieszyć się każdym dniem z moim mężem :) a nie ukrywajmy, nie wszytskim się to udaje...
Mieszkanie przed ślubem moim zdaniem wiele daje. My mieszkaliśmy razem ponad rok i bardzo wiele nam to dało. Poznaliśmy się lepiej, zrozumieliśmy wiele spraw.
Podejście kościoła bym zlekceważył. To nie są słowa Boga, a jedynie wymysły księży.
Grzech? Grzech ma tyle mętnych definicji, że tak naprawdę nie wiadomo na czym dokładnie polega.
"Piszę do ciebie mały gryps, wiedz że broniłem poczty w Gdańsku, tak, dzisiaj rozstrzelają nas..." Horytnica.
Podejście kościoła bym zlekceważył. To nie są słowa Boga, a jedynie wymysły księży.
Grzech? Grzech ma tyle mętnych definicji, że tak naprawdę nie wiadomo na czym dokładnie polega.
"Piszę do ciebie mały gryps, wiedz że broniłem poczty w Gdańsku, tak, dzisiaj rozstrzelają nas..." Horytnica.
U mnie to ze nie mieszkam z moim narzeczonym nie jest spowodowane wiara. Kosciol jest dla mnie instytucja bardzo dziwna, aczkolwiek chodze do kosciola i modle sie. Ale szukam tam bardziej kontaktu z Bogiem a nie sluchania niektórych księzy. Wazne by byc dobrym czlowiekiem. Jak sobie mysle o tych wszytskich rewelacjach które Kosciol wymysla to mi ręce opadaja...
Trzeba brać przykład z pozostałej części narodu i się nie przejmować. Podobnie jak było z Janem Pawłem II - ludzie podniecali się jego pielgrzymkami i co z tego. Jego nauki mieli już serdecznie gdzieś.
"Piszę do ciebie mały gryps, wiedz że broniłem poczty w Gdańsku, tak, dzisiaj rozstrzelają nas..." Horytnica.
"Piszę do ciebie mały gryps, wiedz że broniłem poczty w Gdańsku, tak, dzisiaj rozstrzelają nas..." Horytnica.