Widok
Czy na prawdę jest tak źle?
Czytajac ostatnie watki dochodze do wniosku, ze jako czlek nieparzysty powinienem byc najszczesliwszym z ludzi. Bo jak na razie wylania sie obraz zwiazku jako czegos co zawsze konczy sie zdrada, bolem a w najlepszym wypadku "wypaleniem". Czyz wiec zaden zwiazek nie ma sensu jeszcze zanim sie zacznie?
Hej Gami. Prawie każdy związek się w końcu kończy ;-) Wiesz, ja dosyć często tak właśnie myślę. Zwłaszcza, jak jestem na samym początku związku. Potem sobie o tym zapominam na jakiś czas (kiedy jest dobrze...), ale kiedy coś zaczyna się psuć, to zastanawiam się znowu, czy to już?
Owszem, znam udane związki (np. moja babcia i dziadek), ale ich jest tak mało. Z resztą czasy są teraz zupełnie inne... Ludzie już chyba nie potrafią tak kochać, jak kiedyś. Poza tym, są zaangażowani w tyle innych spraw, że coś takiego, jak czas na umacnianie związku prawie nie istnieje.
Czy to jest takie pesymistyczne? Chyba wystarczy zmienić podejście. Chciałabym nie myśleć o tej fatalnej perspektywie, tylko czerpać z radości każdego dnia. Cieszyć się tym, że akurat jest dobrze, a jak nie jest, to wierzyć, że będzie. I tyle. :-)
Owszem, znam udane związki (np. moja babcia i dziadek), ale ich jest tak mało. Z resztą czasy są teraz zupełnie inne... Ludzie już chyba nie potrafią tak kochać, jak kiedyś. Poza tym, są zaangażowani w tyle innych spraw, że coś takiego, jak czas na umacnianie związku prawie nie istnieje.
Czy to jest takie pesymistyczne? Chyba wystarczy zmienić podejście. Chciałabym nie myśleć o tej fatalnej perspektywie, tylko czerpać z radości każdego dnia. Cieszyć się tym, że akurat jest dobrze, a jak nie jest, to wierzyć, że będzie. I tyle. :-)
może w tym problem...są inne czasy i inni ludzie, teraz jeżeli ktoś zauwarza że coś zaczyna być nie tak, kończy związek, a nasi poprzednicy (twój przykład babci i dziadka) "naprawiali" swój związek zamiast go kończyć...
"Zrozumiał, że nie tylko był jej bliski, ale nie wiedział gdzie on się kończy, a ona zaczyna"
Antyspoleczny:)
zgadzam się z tym, co napisałeś. Głeboko wierzę w to, że są szczęśliwe związki (znam takie). One się czasami psują, pojawiają się kłopoty dnia codziennego i cała sztuka polega na tym, aby dać sobie z nimi radę, a nie od razu stwierdzać, że to koniec, popłakać, pocierpieć, poużalać się nad sobą, zwalić całą winę na drugą osobę i .... szukać następnej "wielkiej miłości"
pozdrawiam:))
zgadzam się z tym, co napisałeś. Głeboko wierzę w to, że są szczęśliwe związki (znam takie). One się czasami psują, pojawiają się kłopoty dnia codziennego i cała sztuka polega na tym, aby dać sobie z nimi radę, a nie od razu stwierdzać, że to koniec, popłakać, pocierpieć, poużalać się nad sobą, zwalić całą winę na drugą osobę i .... szukać następnej "wielkiej miłości"
pozdrawiam:))