Odpowiadasz na:

Jedyne co mnie bolało w sensie obaw to fakt, że asystujące położne zmuszały mnie do leżenia na łóżku i były przy mnie za karę.
O ile przy pierwszym porodzie był obok Mąż, to Syna rodziłam... rozwiń

Jedyne co mnie bolało w sensie obaw to fakt, że asystujące położne zmuszały mnie do leżenia na łóżku i były przy mnie za karę.
O ile przy pierwszym porodzie był obok Mąż, to Syna rodziłam sama, nad ranem.
Przeziębiona Ania wysyłała mnie pod prysznic gdy już zaczęła się akcja. Podłączyły mnie pod puste (bez papieru) ktg i wyszły. Gdy wyjmowana/wypadająca rączka przy łóżku spadła, odłożono ją obok maszyny ktg więc mogłam wspierać się na powietrzu i Aniele Stróżu. Gdy czułam, że Syn jest już gotowy i widziałam, że przesunął się z brzucha niżej, bałam się, że nie powstrzymam parcia i upadnie na podłogę. Położne po pojawieniu się, grzebały we mnie, jak w worze na kartofle i komentując "może szyja poszła". "Niech się pani tak nie drze, zaraz pani rodzi".
Proponowano mi znieczulenie ale odmówiłam. Bałam się szybkich efektów podanej oksytocyny i chciałam czuć co się z nami dzieje, być w kontakcie z Synem i pomóc Mu ile można.
Nacięcia nie czułam i zaraz potem, po ostatnim, mocnym parciu, nasłuchiwałam płaczu. Ten czas 1-2 sekundy to była mobjlizacja całego mojego systemu. Kiedy usłyszałam czysty, mocny płacz, dotarła do mojej centrali ulga i zniknął ból. Szybko mogłam przytulić Syna i mówić do Niego. W tym czasie szycie, którego nie czułam. To było s u p e r, być wreszcie razem :)

Ból jest do wytrzymania i jest świetnym sygnalizatorem informującym o postępach porodu.
To jest p r o c e s. Niesamowity....
Położne mają asystować, czuwać... tymczasem próbują kontrolować, poganiać i wszystko im przeszkadza.
Warto mieć przy porodzie kogoś bliskiego - mamę, siostrę, własną położną.

zobacz wątek
6 lat temu
~lukrecja

Odpowiedź

Autor

Ogłoszenie
Polityka prywatności
do góry