Widok
co Wy opowiadacie??
gdyby były alergizujące ( pewnie dziecko ma alergie na białko stad uczulenie ale sam w sobie danonek nie jest taki) , słodzone sztucznie, miały w sobie mnostwo chemii to nie dostałyby certyfikatów i nie dopuszczone byłyby do sprzedazy... gdzies tam ktos puscił plotę (zapewne konkurenacja) a Wy słuchacie zamiast poczytać itd... danone chyba ze wszystkich serków ma najkrótszy termin waznosci co swiadczy chociazby o tym ze nie ma w sobie za dużo chemii...
a tak poza tym serka danonka żadna z mamuś nie daje i nie kupuje , ale najtansze z biedronki do wózków pakowane są bez zastanowienia, żenada...;)
jestem biologiem i nie uważam aby danonki były szkodliwe...dzieci ktore maja alergie na bialko nie mogą jesc zadnych serków ew. jogurty- i tez nie wszystkie, oraz wszystkie produkty które maja częsciowo strawiona laktozę i moze taka dziwna opinia stad sie wzieła, ale nie generalizujmy, nie wszystkie dzieci są alergikami
gdyby były alergizujące ( pewnie dziecko ma alergie na białko stad uczulenie ale sam w sobie danonek nie jest taki) , słodzone sztucznie, miały w sobie mnostwo chemii to nie dostałyby certyfikatów i nie dopuszczone byłyby do sprzedazy... gdzies tam ktos puscił plotę (zapewne konkurenacja) a Wy słuchacie zamiast poczytać itd... danone chyba ze wszystkich serków ma najkrótszy termin waznosci co swiadczy chociazby o tym ze nie ma w sobie za dużo chemii...
a tak poza tym serka danonka żadna z mamuś nie daje i nie kupuje , ale najtansze z biedronki do wózków pakowane są bez zastanowienia, żenada...;)
jestem biologiem i nie uważam aby danonki były szkodliwe...dzieci ktore maja alergie na bialko nie mogą jesc zadnych serków ew. jogurty- i tez nie wszystkie, oraz wszystkie produkty które maja częsciowo strawiona laktozę i moze taka dziwna opinia stad sie wzieła, ale nie generalizujmy, nie wszystkie dzieci są alergikami
modliszzzka, nie wiem, gdzie kończyłaś tę Twoją biologię, ale aż mi się włos na głowie jeży, jak czytam, co piszesz. :/
"gdyby były alergizujące ( pewnie dziecko ma alergie na białko stad uczulenie ale sam w sobie danonek nie jest taki) , słodzone sztucznie, miały w sobie mnostwo chemii to nie dostałyby certyfikatów i nie dopuszczone byłyby do sprzedazy..."
A zdajesz sobie sprawę, co znaczy tekst z reklamy Danonków, że "Danonki mają pozytywną opinię IMiD"? To nic więcej jak tylko stwierdzenie, że dziecko, jak je zje, to się nie otruje. ;)
Rozmawiałam niedawno z wykładowcą Akademii Medycznej, mikrobiologiem, który wyraził swój sprzeciw wobec namawiania ludzi do jedzenia Danonków i innych takich produktów, które zmieniają naturalną florę bakteryjną jelit. Powiedział, że na pewno nie jest to zdrowe, a wręcz szkodliwe. Owszem, uzasadnione jest podawanie probiotyków, jeżeli istnieje do tego wskazanie (np. antybiotykoterapia), ale nie tak bez powodu, na co dzień. Doktor bolał nad tym, że teraz przemyca się już taką "wiedzę" nawet studentom medycyny. Sam powiedział, że chodzi tylko o sprzedaż produktu i kasę.
Przeczytaj sobie to:
"Śnieżnobiałe lastriko
Na zlecenie miesięcznika konsumenckiego niemieccy analitycy przebadali wodę Żywiec Zdrój. Instytut Matki i Dziecka właśnie ten produkt poleca w żywieniu najmłodszych. Badania przeprowadzono dwukrotnie, z rocznym odstępem. W obu przypadkach okazało się, że w wodzie Żywiec Zdrój jest więcej bakterii niż w tej z kranu. – Gdyby to była kranówa, sanepid odciąłby jej dopływ – uważa doktor Hałat, były główny inspektor sanitarny. Epidemiolog dodaje, że wodę z tak wielką ilością bakterii można podawać niemowlętom wyłącznie po przegotowaniu. Ale o tym na etykiecie butelki nie było i nadal nie ma słowa.
Agnieszka Dunal z Wrocławia, mama trzyletniego Jasia, o bakteriach w wodzie Żywiec Zdrój dowiedziała się niedawno. Wcześniej przetestowała popularne deserki dla niemowląt. Na podłodze z lastriko. Długo i z niedowierzaniem wpatrywała się w podłogę, na której kilka godzin wcześniej rozbiła niewielki słoik. Był w nim deser owocowy dla niemowląt znanej firmy.
– Nie mogłam uwierzyć! Podłoga w miejscu, gdzie rozlał się smakołyk, stała się śnieżnobiała – opowiada matka. – Zaczęłam się zastanawiać, czy to jabłko, morela, czy może dodatek witaminy C zachował się jak środek wybielający? I jaki wpływ może mieć ten cudowny wybielacz na organizm mojego dziecka?
Na etykiecie deseru Agnieszka Dunal nie doczytała się, ile witamin znalazło się w słoiczku, doczytała się za to, że skład produktu został uzgodniony z Instytutem Matki i Dziecka, który reklamuje się na swej stronie internetowej jako „ekspert w opiece nad rodziną”. Postanowiła pisemnie poradzić się eksperta. Na pierwszy list Instytut nie odpowiedział. Na drugi, w ostrzejszym już tonie, przyszła odpowiedź.
– Dowiedziałam się, że za jakość produktu i jego rzeczywisty skład odpowiada producent – dziwi się Agnieszka Dunal. – Czyli że naukowcy w ogóle nie badali, co znajduje się w deserze, na którym się podpisali. Oświecono mnie jeszcze, że dzięki witaminie C dzieci w Polsce nie mają szkorbutu.
– Rzeczywiście wiemy na pewno, że witamina C zapobiega szkorbutowi – zapewnia Wojciech Matusewicz, ale dodaje: – Poza tym niewiele więcej wiemy. Nie ma żadnych poważnych badań, które potwierdzałyby popularną tezę, że witamina C na przykład zapobiega przeziębieniom lub je łagodzi. A dodaje się ją dziś, zwłaszcza dzieciom, do wszystkiego. Jest w kaszkach, zupkach, serkach i napojach. Tymczasem nadmiar witaminy C, także wbrew obiegowej opinii, jest szkodliwy – powoduje kamicę nerkową.
Agnieszka Dunal na wszelki wypadek postanowiła bojkotować produkty rekomendowane przez Instytut Matki i Dziecka.
Nie udało nam się dowiedzieć, czy uczyniła słusznie. Sławomir Janus, dyrektor Instytutu Matki i Dziecka, jest zbyt zajęty, by rozmawiać z dziennikarzami. Trzeba długo czekać, by pisemnie odpowiedział na pytania, a efekt tego oczekiwania jest niejednoznaczny. „Rekomendując dany produkt spożywczy, bierze pod uwagę jego skład, wartość odżywczą i jakość zdrowotną” – czytamy w piśmie od Sławomira Janusa, a „rekomendacje Instytutu otrzymują tylko te produkty, które produkowane są zgodnie z dobrą praktyką produkcyjną i dobrą praktyką higieniczną, w zakładach pracujących w systemach zabezpieczających jakość produkcji i gwarantujących bezpieczeństwo produktu finalnego”.
Całość tutaj:
http://www.przekroj.pl/wydarzenia_kraj_artykul,1387.html
A tu jeszcze gwoli ścisłości skład tego czegoś, co raczysz oceniać jako "nieszkodliwe": mleko (49,5%), śmietanka, cukier, krem mleczno-karmelowy (1,7%) (mleko, syrop karmelowy), skrobia modyfikowana:E 1422, zagęstniki:karagen, mączka chleba świętojańskiego, orzechy laskowe, substancja wzbogacająca: cytrynian wapnia, aromat naturalny i identyczny z naturalnym
Pozwoliłam sobie na krótką analizę:
* mleko - samo w sobie niezdrowe ;)
* cukier rafinowany - złodziej wapnia, winowajca próchnicy, przyczyna otyłości, pożywka dla Candidy i innych pasożytów. Osłabia odporność, po zjedzeniu daje krótkotrwałego 'kopa', a potem przychodzi 'zjazd' i zmęczenie. Uzależnia.
* syrop karmelowy, j.w.
* skrobia modyfikowana - dodawanie jej w ogromnych ilościach do wszystkiego, to jedna z głównych przyczyn epidemii otyłości w USA. Ciężkostrawna, dosłownie zakleja przewód pokarmowy, utrudniając wchłanianie innych składników. Tuczy!
* wszelkie aromaty sztuczne i identyczne z- niewskazane, przytępiają zmysł smaku, który potem nie potrafi doceniać produktów naturalnych... Ich smaki wydają się mdłe.
A wzbogacanie tego wszystkiego w wapń to kompletne nieporozumienie - biorąc pod uwagę straty tego składnika podczas trawienia mleka i cukru, bilans pewnie nawet nie wychodzi na zero :roll:
Mam nadzieję, że trochę pomogłam ;-)
Ps: Nie jestem ortodoksyjną "matką - polką", sama podaję Młodemu rzeczy niezdrowe, niełatwo teraz żywić rodzinę czymś, co nie szkodzi zdrowiu. Ale nie chcę i nie będę wmawiać innym, że coś, co w rzeczywistości jest śmieciem żywieniowym, tak naprawdę jest super-zdrowym-posiłkiem. ;)
No i nie namawiam nikogo do całkowitego odstawienia chemii czy cukrów, bo to przecież też graniczy z cudem - liczę tylko na to, że niektórym osobom "otworzą się oczy". ;)
Mam nadzieję, że zaraz nie zostanę zarzucona obelgami - nie taki był cel mojego "wywodu". ;)))
"gdyby były alergizujące ( pewnie dziecko ma alergie na białko stad uczulenie ale sam w sobie danonek nie jest taki) , słodzone sztucznie, miały w sobie mnostwo chemii to nie dostałyby certyfikatów i nie dopuszczone byłyby do sprzedazy..."
A zdajesz sobie sprawę, co znaczy tekst z reklamy Danonków, że "Danonki mają pozytywną opinię IMiD"? To nic więcej jak tylko stwierdzenie, że dziecko, jak je zje, to się nie otruje. ;)
Rozmawiałam niedawno z wykładowcą Akademii Medycznej, mikrobiologiem, który wyraził swój sprzeciw wobec namawiania ludzi do jedzenia Danonków i innych takich produktów, które zmieniają naturalną florę bakteryjną jelit. Powiedział, że na pewno nie jest to zdrowe, a wręcz szkodliwe. Owszem, uzasadnione jest podawanie probiotyków, jeżeli istnieje do tego wskazanie (np. antybiotykoterapia), ale nie tak bez powodu, na co dzień. Doktor bolał nad tym, że teraz przemyca się już taką "wiedzę" nawet studentom medycyny. Sam powiedział, że chodzi tylko o sprzedaż produktu i kasę.
Przeczytaj sobie to:
"Śnieżnobiałe lastriko
Na zlecenie miesięcznika konsumenckiego niemieccy analitycy przebadali wodę Żywiec Zdrój. Instytut Matki i Dziecka właśnie ten produkt poleca w żywieniu najmłodszych. Badania przeprowadzono dwukrotnie, z rocznym odstępem. W obu przypadkach okazało się, że w wodzie Żywiec Zdrój jest więcej bakterii niż w tej z kranu. – Gdyby to była kranówa, sanepid odciąłby jej dopływ – uważa doktor Hałat, były główny inspektor sanitarny. Epidemiolog dodaje, że wodę z tak wielką ilością bakterii można podawać niemowlętom wyłącznie po przegotowaniu. Ale o tym na etykiecie butelki nie było i nadal nie ma słowa.
Agnieszka Dunal z Wrocławia, mama trzyletniego Jasia, o bakteriach w wodzie Żywiec Zdrój dowiedziała się niedawno. Wcześniej przetestowała popularne deserki dla niemowląt. Na podłodze z lastriko. Długo i z niedowierzaniem wpatrywała się w podłogę, na której kilka godzin wcześniej rozbiła niewielki słoik. Był w nim deser owocowy dla niemowląt znanej firmy.
– Nie mogłam uwierzyć! Podłoga w miejscu, gdzie rozlał się smakołyk, stała się śnieżnobiała – opowiada matka. – Zaczęłam się zastanawiać, czy to jabłko, morela, czy może dodatek witaminy C zachował się jak środek wybielający? I jaki wpływ może mieć ten cudowny wybielacz na organizm mojego dziecka?
Na etykiecie deseru Agnieszka Dunal nie doczytała się, ile witamin znalazło się w słoiczku, doczytała się za to, że skład produktu został uzgodniony z Instytutem Matki i Dziecka, który reklamuje się na swej stronie internetowej jako „ekspert w opiece nad rodziną”. Postanowiła pisemnie poradzić się eksperta. Na pierwszy list Instytut nie odpowiedział. Na drugi, w ostrzejszym już tonie, przyszła odpowiedź.
– Dowiedziałam się, że za jakość produktu i jego rzeczywisty skład odpowiada producent – dziwi się Agnieszka Dunal. – Czyli że naukowcy w ogóle nie badali, co znajduje się w deserze, na którym się podpisali. Oświecono mnie jeszcze, że dzięki witaminie C dzieci w Polsce nie mają szkorbutu.
– Rzeczywiście wiemy na pewno, że witamina C zapobiega szkorbutowi – zapewnia Wojciech Matusewicz, ale dodaje: – Poza tym niewiele więcej wiemy. Nie ma żadnych poważnych badań, które potwierdzałyby popularną tezę, że witamina C na przykład zapobiega przeziębieniom lub je łagodzi. A dodaje się ją dziś, zwłaszcza dzieciom, do wszystkiego. Jest w kaszkach, zupkach, serkach i napojach. Tymczasem nadmiar witaminy C, także wbrew obiegowej opinii, jest szkodliwy – powoduje kamicę nerkową.
Agnieszka Dunal na wszelki wypadek postanowiła bojkotować produkty rekomendowane przez Instytut Matki i Dziecka.
Nie udało nam się dowiedzieć, czy uczyniła słusznie. Sławomir Janus, dyrektor Instytutu Matki i Dziecka, jest zbyt zajęty, by rozmawiać z dziennikarzami. Trzeba długo czekać, by pisemnie odpowiedział na pytania, a efekt tego oczekiwania jest niejednoznaczny. „Rekomendując dany produkt spożywczy, bierze pod uwagę jego skład, wartość odżywczą i jakość zdrowotną” – czytamy w piśmie od Sławomira Janusa, a „rekomendacje Instytutu otrzymują tylko te produkty, które produkowane są zgodnie z dobrą praktyką produkcyjną i dobrą praktyką higieniczną, w zakładach pracujących w systemach zabezpieczających jakość produkcji i gwarantujących bezpieczeństwo produktu finalnego”.
Całość tutaj:
http://www.przekroj.pl/wydarzenia_kraj_artykul,1387.html
A tu jeszcze gwoli ścisłości skład tego czegoś, co raczysz oceniać jako "nieszkodliwe": mleko (49,5%), śmietanka, cukier, krem mleczno-karmelowy (1,7%) (mleko, syrop karmelowy), skrobia modyfikowana:E 1422, zagęstniki:karagen, mączka chleba świętojańskiego, orzechy laskowe, substancja wzbogacająca: cytrynian wapnia, aromat naturalny i identyczny z naturalnym
Pozwoliłam sobie na krótką analizę:
* mleko - samo w sobie niezdrowe ;)
* cukier rafinowany - złodziej wapnia, winowajca próchnicy, przyczyna otyłości, pożywka dla Candidy i innych pasożytów. Osłabia odporność, po zjedzeniu daje krótkotrwałego 'kopa', a potem przychodzi 'zjazd' i zmęczenie. Uzależnia.
* syrop karmelowy, j.w.
* skrobia modyfikowana - dodawanie jej w ogromnych ilościach do wszystkiego, to jedna z głównych przyczyn epidemii otyłości w USA. Ciężkostrawna, dosłownie zakleja przewód pokarmowy, utrudniając wchłanianie innych składników. Tuczy!
* wszelkie aromaty sztuczne i identyczne z- niewskazane, przytępiają zmysł smaku, który potem nie potrafi doceniać produktów naturalnych... Ich smaki wydają się mdłe.
A wzbogacanie tego wszystkiego w wapń to kompletne nieporozumienie - biorąc pod uwagę straty tego składnika podczas trawienia mleka i cukru, bilans pewnie nawet nie wychodzi na zero :roll:
Mam nadzieję, że trochę pomogłam ;-)
Ps: Nie jestem ortodoksyjną "matką - polką", sama podaję Młodemu rzeczy niezdrowe, niełatwo teraz żywić rodzinę czymś, co nie szkodzi zdrowiu. Ale nie chcę i nie będę wmawiać innym, że coś, co w rzeczywistości jest śmieciem żywieniowym, tak naprawdę jest super-zdrowym-posiłkiem. ;)
No i nie namawiam nikogo do całkowitego odstawienia chemii czy cukrów, bo to przecież też graniczy z cudem - liczę tylko na to, że niektórym osobom "otworzą się oczy". ;)
Mam nadzieję, że zaraz nie zostanę zarzucona obelgami - nie taki był cel mojego "wywodu". ;)))
Wiecie co, tak naprawdę, to jak teraz zaczniemy szukac zdrowych produktów to umrzemy z głodu... Ostatecznie wszystko jest nie zdrowe, nawet jak ugotujemy dziecku, to z warzyw które były spryskiwane, i nafaszerowane świństwem. Jak rozmawiałam o tym z mamą, to jedynym wyjściem jest kupienie wielkiego pola, zatrudnienie ludzi, i hodowanie wszystkiego od mięsa po warzywa samemu. Takie właśnie plany mają moi rodzice na starość.
Kaska, plan dobry, tylko też nie do końca skuteczny - bo ziemi i wszystkiego co w niej "siedzi" nie sprawdzisz i nie wyeliminujesz. Raczej trudno będzie o zupełnie czysty ekologicznie rejon, w którym dałoby się wyhodować nieskazitelne warzywa i owoce. No chyba, że w amazońskiej dżungli. ;)
Ale w ogóle takie inicjatywy bardzo mi się podobają - może dlatego, że tak niewielu ludzi jak na razie się tego podejmuje, a może (co bardziej prawdopodobne) z racji tego, że sama chciałabym mieć na tyle odwagi i samozaparcia, żeby podjąć takie wyzwanie. :)
Ale w ogóle takie inicjatywy bardzo mi się podobają - może dlatego, że tak niewielu ludzi jak na razie się tego podejmuje, a może (co bardziej prawdopodobne) z racji tego, że sama chciałabym mieć na tyle odwagi i samozaparcia, żeby podjąć takie wyzwanie. :)
Kaśka no niby tak, ale właśnie dlatego po co dawać dziecku jeszcze sztuczne danonki czy bakusie czy monte.... Skoro i tak spożywane przez średnią polską rodzine warzywa sa spryskiwane, mięso ma w sobie mniej miesa niż innego badziewia....
Ja kiedys usłyszałam od znajomej tekst, że ona soli swojemu wtedy niespełna rocznemu dziecku potrawy bo i tak przeciez KIEDYS się zetknie z solą.... No pewnie lepiej, żeby był na to przygotowany :)
Ja kiedys usłyszałam od znajomej tekst, że ona soli swojemu wtedy niespełna rocznemu dziecku potrawy bo i tak przeciez KIEDYS się zetknie z solą.... No pewnie lepiej, żeby był na to przygotowany :)
Mamtu, przesadzasz i tyle...nie uważam że danonek jest najzdrowszy na swiecie, jak również wiele innych produktów dla dzieci ale nie jest też szkodliwy...to ze rozmawiasz z profesorami z GUMedu nie jest dla mnie żadnym przekonywującym argumentem...
i nie jestes osobą która w jakikolwiek sposób może podważać czyjes wykształcenie i kogoś obrażac, bo z tego co czytam sama nie przeprowadzałaś badań na danonkach więc nie uważam abys była ekspertem w tym temacie ;););)
podobno najnowsze badania pokazują (może uda mi sie znaleźć artykul, w tym autora oraz instytut ktore te badania przeprowadził) że najczęsciej na alergie różnego rodzaju zapadają dzieci, których rodzice są wysoko wykształconymi osobami , przesadnie analizującymi co podaja swojemu dziecku do jedzenia oraz przestrzegającymi ponad normę zasad higieny . Te dzieci charakteryzuja się obniżona odpornością gdyż nie maja styczności z cząstkami alergizującymi i innymi szkodliwymi patogenami, z którymi dziecko powinno mieć styczność aby ich organizm sam sobie z nimi poradzil i aby mogł zbudować naturalna bariere ochronną...ja wierze w takie korelacje... trochę rozsądku i dystansu bo takim postępowaniem krzywdzimy swoje dzieci...
i nie jestes osobą która w jakikolwiek sposób może podważać czyjes wykształcenie i kogoś obrażac, bo z tego co czytam sama nie przeprowadzałaś badań na danonkach więc nie uważam abys była ekspertem w tym temacie ;););)
podobno najnowsze badania pokazują (może uda mi sie znaleźć artykul, w tym autora oraz instytut ktore te badania przeprowadził) że najczęsciej na alergie różnego rodzaju zapadają dzieci, których rodzice są wysoko wykształconymi osobami , przesadnie analizującymi co podaja swojemu dziecku do jedzenia oraz przestrzegającymi ponad normę zasad higieny . Te dzieci charakteryzuja się obniżona odpornością gdyż nie maja styczności z cząstkami alergizującymi i innymi szkodliwymi patogenami, z którymi dziecko powinno mieć styczność aby ich organizm sam sobie z nimi poradzil i aby mogł zbudować naturalna bariere ochronną...ja wierze w takie korelacje... trochę rozsądku i dystansu bo takim postępowaniem krzywdzimy swoje dzieci...
Mamtu, zgadzam się z Tobą w 100%.
Instytut Matki i Dziecka dodatkowo zezwala na pojawienie się swojego loga na produktach za "drobną" opłatą tudzież datkiem na rzecz tej szacownej instytucji :///
Więc sorki ale nie jest on dla mnie żadną wyrocznią.
Nie mogę oglądać reklamy Actimelu ; PIJ CODZIENNIE!!!! Masakra!!! owszem napij się przy i po praniu antybiotyków lub gdy masz rozwolnienie ale gdzie codziennie!!! Upośledzają organizm, który potem sam nie potrafi się bronić :(
Instytut Matki i Dziecka dodatkowo zezwala na pojawienie się swojego loga na produktach za "drobną" opłatą tudzież datkiem na rzecz tej szacownej instytucji :///
Więc sorki ale nie jest on dla mnie żadną wyrocznią.
Nie mogę oglądać reklamy Actimelu ; PIJ CODZIENNIE!!!! Masakra!!! owszem napij się przy i po praniu antybiotyków lub gdy masz rozwolnienie ale gdzie codziennie!!! Upośledzają organizm, który potem sam nie potrafi się bronić :(
modliszzzka, nie chciałam Cię obrazić, ani nawet urazić - jeśli poczułaś się w jakikolwiek sposób dotknięta, to przepraszam.
Natomiast, jeśli chodzi o "zdrowe" chowanie dzieci - to, że jestem "wysoko wykształconą osobą" (jak pewnie większość mam tutaj) wcale nie oznacza, że chowam dziecko pod kloszem. To, że analizuję skład produktów, które podaję swojemu dziecku, wcale nie musi świadczyć o tym, że chronię je przed nimi jak przed najgorszą zarazą. I nie przestrzegam ponad normę zasad higieny - ale wcale nie wykluczam, że mój syn może być w przyszłości alergikiem (podobnie zresztą jak jego tata i dziadek).
Ale to, że wiem jak jest, nie pozwala mi bezczynnie siedzieć i słuchać / czytać, jak się ludziom wmawia, że czarne jest białe i odwrotnie. ;) I tak jak napisałam - nie chcę zbawić świata (ja nie z tych ;) ), chcę tylko powiedzieć innym, co wiem. Bo skoro wiem, to dlaczego mam zachować tę wiedzę tylko dla siebie? Nie znaczy to oczywiście, że inni muszą się do tego stosować - Ty twierdzisz, że ja czytając etykiety i wiedząc, co siedzi w produktach spożywczych, krzywdzę swoje dziecko, ja mogę stwierdzić, że Krzywdzi je ten, kto tego nie robi - i co z tego wyniknie? Nic, zupełnie nic. A nie o to przecież nam chodzi, prawda?
Dlatego posłuchajmy / poczytajmy siebie nawzajem, wyciągnijmy (albo i nie) wnioski i pozwólmy każdemu robić to, co uważa za słuszne i stosowne w stosunku do jego własnych przecież dzieci. Każdy ma wybór - każdy postąpi tak, jak uważa. :)
A tak w ogóle, to ja tam lubię dyskutować - spokojnie dyskutować, nie kłócić się i spierać kto ma rację, więc o ile fajnie mi się z kimś "dyskutuje", to mogę tak godzinami. ;)))
Natomiast, jeśli chodzi o "zdrowe" chowanie dzieci - to, że jestem "wysoko wykształconą osobą" (jak pewnie większość mam tutaj) wcale nie oznacza, że chowam dziecko pod kloszem. To, że analizuję skład produktów, które podaję swojemu dziecku, wcale nie musi świadczyć o tym, że chronię je przed nimi jak przed najgorszą zarazą. I nie przestrzegam ponad normę zasad higieny - ale wcale nie wykluczam, że mój syn może być w przyszłości alergikiem (podobnie zresztą jak jego tata i dziadek).
Ale to, że wiem jak jest, nie pozwala mi bezczynnie siedzieć i słuchać / czytać, jak się ludziom wmawia, że czarne jest białe i odwrotnie. ;) I tak jak napisałam - nie chcę zbawić świata (ja nie z tych ;) ), chcę tylko powiedzieć innym, co wiem. Bo skoro wiem, to dlaczego mam zachować tę wiedzę tylko dla siebie? Nie znaczy to oczywiście, że inni muszą się do tego stosować - Ty twierdzisz, że ja czytając etykiety i wiedząc, co siedzi w produktach spożywczych, krzywdzę swoje dziecko, ja mogę stwierdzić, że Krzywdzi je ten, kto tego nie robi - i co z tego wyniknie? Nic, zupełnie nic. A nie o to przecież nam chodzi, prawda?
Dlatego posłuchajmy / poczytajmy siebie nawzajem, wyciągnijmy (albo i nie) wnioski i pozwólmy każdemu robić to, co uważa za słuszne i stosowne w stosunku do jego własnych przecież dzieci. Każdy ma wybór - każdy postąpi tak, jak uważa. :)
A tak w ogóle, to ja tam lubię dyskutować - spokojnie dyskutować, nie kłócić się i spierać kto ma rację, więc o ile fajnie mi się z kimś "dyskutuje", to mogę tak godzinami. ;)))
Mamtu, dokładnie tez tak myslę i bardzo podobnie wychowuję swoje dziecko ale uważam że niektorzy przekaraczją granice rozsadku i dziecko jest chowane jak w laboratorium, sterylne warunki, jedzenie tylko ekologiczne...te dzieci wcale nie sa tak zdrowe jak myslą ich rodzice...Ja zawsze z przymrużeniem oka podchodze do tych wszystkich słoiczków, serków i żywności dla dzieci...Wolałam sama utrzeć jabłuszko lub zrobic sok malinowy niż kupować w sklepie, ale nie można też popasc w paranoję...Bo wystarczy ze poślemy dziecko do pzredszkola i ono prędzej czy później będzie miało styczność z gorszą jakościową żywnoscią i zaczną się problemy...ale zgadzam się z Wami, że są mamy ktore danonki podają dziecku przy kazdym posilku bo same nie mają pomysłu na obiadek, no coż możemy tylko wspólczuć tym dzieciom...
Mamtu,nie poczułam się obrażona :) a dyskusje są jak najbarzdiej potzrebne...mysle ze są tematy w obrębie naszego macierzyństwa które tak naprawdę nigdy nie przyniosą jednoznacznych odpowiedzi i tylko nasza matczyna mądrośc musi zweryfikować co jest najlepsze dla naszego dziecka.
Mamtu,nie poczułam się obrażona :) a dyskusje są jak najbarzdiej potzrebne...mysle ze są tematy w obrębie naszego macierzyństwa które tak naprawdę nigdy nie przyniosą jednoznacznych odpowiedzi i tylko nasza matczyna mądrośc musi zweryfikować co jest najlepsze dla naszego dziecka.
Mamtu, najzupełniej sie z Tobą zgadzam. :)
moj synek jest alergikiem, bez objawów skórnych , natomiast usg jamy brzusznej dopiero wykazało nieprawdiłowości , jednak nasza ukochana lekarz, ordynator ze szpitala z Polanek, (nie będę wymieniać nazwiska), która dla mnie ze wzgledu na doświadczenie jest guru w dziedzinie pediatrii sama zaproponowała aby co jakiś czas (pomimo całkowitego na codzien odstawienia nabiałów) podaac dziecku pół szklanki mleka, bądź przysłowiowego danonka, aby organizm próbował sobie radzić z nietolerancją...Ja szczerze mówiąc wolę podać serek Maćkowy ale wiem, że moja mama czasami mu tego danonka zaaplikuje :) i wiedząc, ze nie robi tęgo często to nie oponuję ;)
moj synek jest alergikiem, bez objawów skórnych , natomiast usg jamy brzusznej dopiero wykazało nieprawdiłowości , jednak nasza ukochana lekarz, ordynator ze szpitala z Polanek, (nie będę wymieniać nazwiska), która dla mnie ze wzgledu na doświadczenie jest guru w dziedzinie pediatrii sama zaproponowała aby co jakiś czas (pomimo całkowitego na codzien odstawienia nabiałów) podaac dziecku pół szklanki mleka, bądź przysłowiowego danonka, aby organizm próbował sobie radzić z nietolerancją...Ja szczerze mówiąc wolę podać serek Maćkowy ale wiem, że moja mama czasami mu tego danonka zaaplikuje :) i wiedząc, ze nie robi tęgo często to nie oponuję ;)