Widok
Dar z nieba
Opinie do spektaklu: Dar z nieba.
Komedia Dar z nieba rozpoczyna się od niespodziewanej wizyty. Uciekająca przed pilnującym ją ochroniarzem tancerka go-go przypadkowo trafia w sam środek organizowanego przez sąsiadów przyjęcia. Jej pojawienie się zakłóca misternie przygotowany wieczór, wprowadzając w życie bohaterów sporo zamieszania i jeszcze więcej humoru.
Alan Ayckbourn
Dar z nieba,
Przekład: Małgorzata ...
Przejdź do spektaklu.
Komedia Dar z nieba rozpoczyna się od niespodziewanej wizyty. Uciekająca przed pilnującym ją ochroniarzem tancerka go-go przypadkowo trafia w sam środek organizowanego przez sąsiadów przyjęcia. Jej pojawienie się zakłóca misternie przygotowany wieczór, wprowadzając w życie bohaterów sporo zamieszania i jeszcze więcej humoru.
Alan Ayckbourn
Dar z nieba,
Przekład: Małgorzata ...
Przejdź do spektaklu.
Pogodna komedyjka
Wszystko wskazuje na to, że Teatr Wybrzeże ochłonął już po krwiożerczych dramatach typu "Tytus Andronikus" i dzięki temu dał też wytchnienie widzom. "Dar z nieba" to dzieło o nieskomplikowanej fabule i banalnej teatralnej akcji. Jest w tym spektaklu jednak dużo pogodnych żartów i zabawnych sytuacji, choć za oknem pada deszcz i burza szaleje. Joanna Bogacka po latach scenicznego nieurodzaju wraca nareszcie w tym przedstawieniu do swojej dawnej, znakomitej formy. Gra znów interesującą, mocno zarysowaną i wyrazistą postać. I jest to bardzo dobra wiadomość - jak sądzę, nie tylko dla widzów.
Skandal!
Skandal! Kto oddał profesjonalną scenę amatorom?!!! Kto z to płaci? Ludzie nie oglądajcie tego!!! To nawet nie jest w złym guście to jest poza gustem !!!! Scena Wybrzeża nie widziała takiej kompromitacji od lat. Wstyd. Gdańsk jest prowincjonalny ale nie zasługuje na takie teatropodobne zakalce. Szekspir powiedziałby: Amatorzy przyjechali!!!!!!!
Pan Marek musi bardzo nie lubić pani Joanny wypisując takie bzdury o jej aktorstwie.Ale może się mylę skoro"Dar z nieba" to DZIEŁO o nieskomplikowanej fabule i banalnej teatralnej akcji "
Pan dyrektor wystawiajac to DZIEŁO na dużej scenie postanowił poprostu przypodobać się władzy miejscowej i jej elektoratowi czyli rzemieślnikom i kupcom,ktorzy skutecznie konkurują z teatrem w swoich namiotach tuż obok.A takie "zabiegi" artysty zawsze obracają się przeciw niemu,bo znajdą się "lepsi"(patrz festiwal gwiazd,czy "Dwa teatry"- kupa naszej kasy ku uciesze warszawki,która ma nas za durniów,ale jak dają,weekend nad morzem na koszt podatnika czemu nie) i go wyplują.Bo z przeciwnikiem to się walczy,a pochlebcą gardzi.Trochę więcej odwagi panie dyrektorze
Pan dyrektor wystawiajac to DZIEŁO na dużej scenie postanowił poprostu przypodobać się władzy miejscowej i jej elektoratowi czyli rzemieślnikom i kupcom,ktorzy skutecznie konkurują z teatrem w swoich namiotach tuż obok.A takie "zabiegi" artysty zawsze obracają się przeciw niemu,bo znajdą się "lepsi"(patrz festiwal gwiazd,czy "Dwa teatry"- kupa naszej kasy ku uciesze warszawki,która ma nas za durniów,ale jak dają,weekend nad morzem na koszt podatnika czemu nie) i go wyplują.Bo z przeciwnikiem to się walczy,a pochlebcą gardzi.Trochę więcej odwagi panie dyrektorze
przyjemny spektakl
nie wiem czego niektorzy sie spodziewali, ale tradycja szekspirowska jak widac wygasla, teraz w teatrze sa przyjemne komedie, bo publicznosc tego chce. Ludzie wracaja zmeczeni po pracy i nie chce im sie myslec, wola cos lekkiego. Jak ktos ma ambicje na cos tradycyjnego to niech czeka na festiwal szekspirowski, nikt mu nie kaze chodzic na takie przedstawienia.
brak słów.
Skończył się „teatr Macieja Nowaka”, a co za tym idzie, koniec sztuki realizowanej z pewną misją, wybijającą się na tle polskich i europejskich teatrów.
Dziś mamy do czynienia z teatrem, który za wszelką ceną próbuje uśmiechnąć się do widza, dać mu lizaka, na koniec pogłaskać po głowie i podziękować, że zmarnował 2 h.
"- podobało się?
- śmieszne było."
Zastanawia mnie tylko jedno, dlaczego duża scena? Dla "takich spektakli" idealnym miejscem jest Scena Kameralna w Sopocie.
Dziś mamy do czynienia z teatrem, który za wszelką ceną próbuje uśmiechnąć się do widza, dać mu lizaka, na koniec pogłaskać po głowie i podziękować, że zmarnował 2 h.
"- podobało się?
- śmieszne było."
Zastanawia mnie tylko jedno, dlaczego duża scena? Dla "takich spektakli" idealnym miejscem jest Scena Kameralna w Sopocie.
przestrzegam
Myślałam, że ci którzy "malkontencą", nie potrafią przestawić się na obejrzenie sympatycznej farsy, dostosować do konwencji gatunku i oczekują "spektaklu" przez duże "S". A ja chcę po prostu przyjemnie spędzić wieczór. Ale pomyliłam się! W programie spektaklu napisano: "Ayckbourn kreśli postacie grubą kreską" - dla mnie to kreska okazała się zdecydowanie za gruba! Szczerze nie zaśmiałam się ani razu. Widownia też śmiała się rzadko i jakby półgębkiem. A aktorzy po spektaklu wyszli do ukłanów jakby lekko niepewni i zażenowani.
Oby Teatr Wybrzeże jak najszybciej odnalazł "złoty środek" między tonem repertuaru ostatnich lat a tego typu "lżejszymi" sztukami!
Oby Teatr Wybrzeże jak najszybciej odnalazł "złoty środek" między tonem repertuaru ostatnich lat a tego typu "lżejszymi" sztukami!
pseudokomedia
nie wiem, czy można ten spektakl określić mianem komedii...właściwie do momentu pojawienia się na scenie Arabelli (czyli do około 45 minuty) nie ma się z czego śmiać. Jedynie ona wnosi trochę dynamiki do spektaklu i jej wpadki po kilku "głębszych" mogą rozbawić widza. To jednak bardziej spektakl o ludzkich tragediach: Justin jest uzależniony od swojej narzeczonej i właściwie bardzo nieszczęśliwy w związku z nią, co wyjdzie na jaw na końcu przedstawienia. Z kolei Julie Ann jest wciąż pod kloszem rodziców, chorobliwie pedantyczna i zagubiona. Czy widownia może śmiać się z tego, że dawny bokser bije kobietę mieszkającą kilka pięter wyżej??? Bynajmniej. To raczej sztuka o ludzkich nieszczęściach, które za wszelką cenę próbuje się przełożyć na drobne niby-wypadki, lecz nie wychodzi to wcale dobrze. Brawa jedynie za scenografię - padający za oknem deszcz, grzmoty i piękny nowoczesny salon na scenie - zasługują na ogromną uwagę.
Lubię Ayckbourna, ale...
...tym razem weny starczyło mu tylko dla Arabelli. Pomogła mu w tym zresztą, świetna w tej roli Joanna Bogacka, bez której farsa byłaby po prostu do wyrzucenia. Efekty specjalne w postaci burzy i ulewy za oknem robią wrażenie; brawa dla Justyny Bartoszewicz za grę i taniec (chętnie zapisałabym się na naukę :)). Magdalena Boć w roli Julie dwoi się i troi, ale...w każdej roli jest taka sama, ma chyba kłopot z wejściem w postać, dla mnie jest niewiarygodna. Szukam plusów, ale mimo znalezienia kilku, nie polecam. Nie mamy, niestety, zbyt wielu możliwości wyboru repertuaru, jeśli chodzi o teatr, ale w tym przypadku radzę iść na jakiś koncert albo do pubu :)
Nie ma Nowaka - nie ma teatru!
Wstyd i żenada - to dwa słowa, które cisną się mi na usta po objęciu przez pana Orzechowskiego sterów w TW (no może jest kilka wyjątków). Brak odwagi repertuarowej, błędy w obsadzie, brak wizji rozwoju teatru, wielu aktorów "nowakowych" odeszło, rezyseży także. Szkoda.
Skrajnosci
Jakze skrajne sa opinie widzow. Od zachwytu, przez krytyke po obelgi. Ale czyz sztuka, w swej definicji, nie pozwala na subiektywna interpretacje? Powie ktos, ze pozim widzow jest rozny. I to stwierdzenie jest prawda. Czy sztuka kierowana jest do mas, czy do wysublimowanego odbiorcy, rozumiejacego proces powstawania sztuki i jej wszystkie implikacje? Odpowiedz zdaje sie byc prosta: kazdy szuka czegos dla siebie. Chlopak zmeczony trudami calego tygodnia oczekuje rozrywki i znajduje ja. "Teatrus Delectus" pragnie wzniesc sie na wyzyny wysublimowanego smaku i ponosi porazke. A co staloby sie, gdyby "Teatrus Delecrus" zapomnial o aspiracjach, a strudzony chlopak zapragnal obcowania z czysta sztuka? Najwazniejsze jest chyba jednak to, by ogladac sztuke. Chodzny do teatru, wchlaniajmy sztuke, docenmy prace artystow nawet, jesli czasem podoba nam sie mniej. Kultura i sztuka ida zawsze w parze...
super-polecam
byłam na przedstawieniu 02.02.2010 w towarzystwie młodym, młodszym i już raczej starszym. wszyscy bawili się świetnie.rzecz lekka, łatwa i przyjemna ,chociaż nie dla tzw. młodzieży młodszej- sporo wulgaryzmów i ten taniec na rurze, bez rury.mi się podobało chociaż publika lekko starszawa widziałam ,że była lekko zdegustowana.Brawa zwłaszcza dla pań grających a zwłaszcza dla pani grającej Matkę głównego bohatera. Kto pójdzie i zobaczy ,będzie wiedział za co.........
KLAKIER na widowni
Byłam dzisiaj(tj.28.03.10) na tej sztuce i niestety siedziałam(parter) obok "odźwiernego", który usiadł sobie po zamknięciu drzwi na skrajnym fotelu, na widowni i śmiał się do rozpuku, nawet, gdy cała sala była cicho. Było to dla mnie irytujące i przeszkadzało w oglądaniu. Taka osoba powinna być niezauważalna, jeżeli pozostaje na widowni. Największym jednak dla mnie zaskoczeniem było to, że pukał w fotele ludzi siedzących przede mną, gdy Ci wymienili krótkie zdania między sobą, by się uciszyli.
A jeśli chodzi o sztukę to bez żadnych szaleństw. Dwa tygodnie wcześniej byłam na "Zwyczajnych szaleństwach" i uśmiałam się do łez. Teraz jedynie zaśmiałam się kilka razy, a tak to wiało nudą.
A jeśli chodzi o sztukę to bez żadnych szaleństw. Dwa tygodnie wcześniej byłam na "Zwyczajnych szaleństwach" i uśmiałam się do łez. Teraz jedynie zaśmiałam się kilka razy, a tak to wiało nudą.