Odpowiadasz na:

Re: Gdy zaczyna się dowód od tezy, to można udo­wod­nić każdą bzdurę - o Smoleńsku i Biniendzie trochę

Ale lećmy dalej, ku brzozie...czyli Binienda, Nowaczyk i Czachor - Macierewicz oświadczył, że:

1. To pierwsza naukowa analiza tego zdarzenia. Nowaczyk i Binienda jako jedyni... rozwiń

Ale lećmy dalej, ku brzozie...czyli Binienda, Nowaczyk i Czachor - Macierewicz oświadczył, że:

1. To pierwsza naukowa analiza tego zdarzenia. Nowaczyk i Binienda jako jedyni przeprowadzili badania.

Nieprawda. W składzie 34-osobowej komisji MSWiA było 14 naukowców o specjalności inżynier lotniczy, wśród nich osoby z tytułami doktorskimi, tak jak dr hab. Maciej Lasek, wiceszef Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych, na którego zespół Macierewicza bardzo często się powołuje. Podobnie jak na naukowców Instytutu Sehna z Krakowa, którzy badali zapis czarnych skrzynek. Z pomocy naukowców korzysta prowadząca śledztwo prokuratura.

2. Na odczycie czarnych skrzynek z kabiny samolotu nie ma dźwięku uderzenia w brzozę. To dowód, że tego uderzenia nie było.

Nadużycie. Rozdzierający dźwięk i towarzyszące mu krzyki słyszeliśmy na nagraniu udostępnionym w styczniu 2011 r. przez rosyjski MAK. Komisja Millera nigdy tego fragmentu nie emitowała. Na stenogramie MAK o godz. 8.41.04 dźwięk przedstawiany przez Macierewicza jako "uderzenie w brzozę" naprawdę określony jest jako "odgłos zderzenia z leśnym masywem". W polskiej wersji przetłumaczono go jako "odgłos zderzenia z drzewami". Rosyjskie określenie jest do przyjęcia, bo samolot spadł na teren zalesiony. Komisja Millera była w tym punkcie bardzo oszczędna i napisała "odgłos przypominający stuknięcie. Zmiana akustyki". Na ostatnim odczycie stenogramów ten dźwięk określony jest jako "niezidentyfikowany".

Nigdzie więc nie ma mowy o brzozie.

W zapisie dźwiękowym słychać zarówno uderzenie w pierwszą brzozę przy bliższej radiolatarni prowadzącej, cięcia kolejnych drzewek, jak i zderzenie z brzozą, a także zgrzyt metalu świadczący o odrywaniu się fragmentów skrzydła.

3. Skrzydło samolotu oderwało się na wysokości 26 m.

Nieprawda. To twierdzenie oparte jest na wskazaniach urządzenia TAWS. Nowaczyk przyjmuje, że GPS wykorzystywany przez TAWS jest urządzeniem bezbłędnym, tymczasem, jak wie każdy kierowca korzystający z nawigacji samochodowej lub żeglarz, błąd bywa całkiem spory. Zwłaszcza w pionie.

Na dodatek podczas ostatniego pomiaru samolot leciał już obrócony w półbeczce. W tym momencie lotu ziemia nie była bezpośrednio pod czujnikiem radiowysokościomierza, ale znajdowała się pod pewnym kątem w stosunku do niego. W takiej sytuacji (lot w półbeczce) sygnał miał dłuższą drogę do pokonania, więc urządzenie oceniło, że jest wyżej, niż było w rzeczywistości.

Poza tym, co złamało brzozę, w której po katastrofie znaleziono wbity fragment prowadnicy klapy skrzydła? I co spowodowało oderwanie skrzydła? Nie ma żadnego śladu działania osób trzecich. Żadne z urządzeń w samolocie nie odnotowało np. wybuchu. Nie zauważyli tego również piloci. Na wraku i na ciałach nie znaleziono także śladów materiałów wybuchowych, które mogłyby spowodować oddzielenie skrzydła.

4. Nawet jeżeli skrzydło uderzyło w drzewo, nie mogło się oderwać, tylko by je ścięło.

Nieprawda. Binienda w ogóle nie uwzględnił, że były wypuszczone tzw. sloty. W momencie uderzenia mogły owinąć się wokół pnia, przejmując część siły uderzenia. Wewnątrz skrzydła, w miejscu, w którym uderzyło ono w drzewo, mogły znajdować się jakieś wzmocnienia, konstrukcja wewnętrzna, np. ściana zbiornika paliwa, ale także żebro, do którego mocowane są siłowniki wysuwające i chowające slot i klapę.
Poza tym skrzydło nie jest pancernym urządzeniem, to konstrukcja pusta w środku pokryta cienką blachą.

5. Polscy prokuratorzy i specjaliści nigdy nie badali wraku i miejsca katastrofy.

Nieprawda. Mieli do niego dostęp od początku. Ostatnio w grudniu 2011r., gdy ekipie prokuratorów towarzyszyło 60 żołnierzy Żandarmerii Wojskowej.

Na miejscu katastrofy i przy wraku nie byli natomiast profesorowie Binienda i Nowaczyk. A Antoni Macierewicz, dziś główny znawca tematu, 10 kwietnia 2010 r. był w Smoleńsku, ale bardzo szybko wrócił do Polski.

Gdyby poseł i profesorowie przeszli się od bliższej prowadzącej radiolatarni do feralnej brzozy, zobaczyliby drzewka, których czubki pościnane zostały przez sloty i klapy skrzydeł. To uzmysłowiłoby im, jak nisko zszedł samolot i na jakiej wysokości oraz kiedy zaczynał się wznosić.

Zobaczyliby również prześwit w gęstwinie drzew za brzozą, przez który przeleciał nie tylko kawałek urwanego skrzydła, ale cały uszkodzony tupolew.

zobacz wątek
12 lat temu
Halewicz

Odpowiedź

Autor

Polityka prywatności
do góry