Widok
Gdzie iść ze święconym żeby maluch miał szczególną radość?
Jeszcze doniedawna w jednym z kościołów ustawiano stół na zewnątrz. Atmosfera była wspaniała, małe dzieci mogły się swobodnie pokręcić, pooglądać koszyki.
Teraz ten kościół zrezygnował z wieloletniej tradycji. Szukam więc innego.
Gdzie w Gdańsku (najlepiej okolice Wrzeszcza po Oliwę, Przymorze...) można iść ze święconym licząc na wspólny stół do stawiania koszyków i ładny wystrój miejsca?
Teraz ten kościół zrezygnował z wieloletniej tradycji. Szukam więc innego.
Gdzie w Gdańsku (najlepiej okolice Wrzeszcza po Oliwę, Przymorze...) można iść ze święconym licząc na wspólny stół do stawiania koszyków i ładny wystrój miejsca?
Miranda, o kościele Stanisława Biskupa we Wrzeszczu myślałam. Ładne otoczenie ma ten kościół i tak nastrojowo było z tym stołem.
Niestety jak rok temu poszłam z córcią pierwszy raz to już wszystko się odbywało w kościelnych ławkach i małe dziecko po prostu nie widziało o co chodzi.
Dzięki, dziewczyny! Wy jak zwykle niezastąpione. No to chyba jeden z tych wrzeszczańskich kościołów wybiorę, w jednym z nich nawet zresztą chrzciłam córę.
Niestety jak rok temu poszłam z córcią pierwszy raz to już wszystko się odbywało w kościelnych ławkach i małe dziecko po prostu nie widziało o co chodzi.
Dzięki, dziewczyny! Wy jak zwykle niezastąpione. No to chyba jeden z tych wrzeszczańskich kościołów wybiorę, w jednym z nich nawet zresztą chrzciłam córę.
No właśnie naszła mnie w kościele taka refleksja że szkoda że praktykujący katolicy, tam obecni, nie mają tyle dojrzałości, doświadczenia, wyrozumiałości żeby pozwolić postawić najmłodszym te koszyczki na stole i im przy tym stole zostać.
Tymczasem ludzie w średnim wieku i starsi obstawili stół murem, jakby byli Afrykanami czekającymi na datki żywnościowe w jakimś kraju dotkniętym suszą czyli jakby o życie chodziło a maluchy nie widziały o co chodzi, no chyba że jakiś rodzic używał łokci.
Chciałam córkę podprowadzić bliżej ale ryzykowałaby zdeptanie przez te panie które kondycję wyrabiają na co dzień w kolejkach do lekarza czy biegach do autobusu.
Niemniej mała zwiedziła za to zakamarki kościoła, w tym chór z włączonym kompem kogoś znudzonego z obsługi a to wszystko ze świeżo poznaną koleżanką, więc jest zadowolona.
Tymczasem ludzie w średnim wieku i starsi obstawili stół murem, jakby byli Afrykanami czekającymi na datki żywnościowe w jakimś kraju dotkniętym suszą czyli jakby o życie chodziło a maluchy nie widziały o co chodzi, no chyba że jakiś rodzic używał łokci.
Chciałam córkę podprowadzić bliżej ale ryzykowałaby zdeptanie przez te panie które kondycję wyrabiają na co dzień w kolejkach do lekarza czy biegach do autobusu.
Niemniej mała zwiedziła za to zakamarki kościoła, w tym chór z włączonym kompem kogoś znudzonego z obsługi a to wszystko ze świeżo poznaną koleżanką, więc jest zadowolona.
też się zawiodłam, bo trafiłam w tłum,zaduch ok no ale poszliśmy do ławek i myślałam,że normalnie ksiądz zawoła dzieci do koszyczków, porozmawia itd... fakt to nie moja parafia bo byłam w gościach ale tak było oficjalnie i sztywno. Szkoda, bo dzieci nic nie skorzystały, bo nie widziały nic, słyszały tylko monotonny głos i ledwo siedziały. Zawsze chodziłam na matarni. Kiedyś bywałam w Bożym Ciele i tam też zawsze dzieci były wywoływane do przodu i fajnie to organizowali. Teraz poszłam do Bożego Miłosierdzia i już tam nie pójdę. To zdaję się święto radości a nie stypa gdzie ksiądz odklepuje żeby odwalić.