Widok
Indoktrynacja małoletnich w wierze jako przykład znęcania się nad dziećmi
Jest piękny, wtorkowy poranek. Mama z córeczką wybierają się na lekcję religii. Na lekcji ksiądz ostrym tonem opowiada, jakie to piekielne męki będzie przez wieczność cierpiało każde z dzieci, za to że tydzień temu nie poszło do kościółka, albo że w afekcie odpyskowało tatusiowi, który nie pozwolił obejrzeć kolejnej bajki na TV.... Oczywiście przykładów jest więcej.
Czy indoktrynacja kilkuletnich dzieci w wierze np. katolickiej, nie jawi się Wam jako zwykłe, perfidne, bezczelne, psychiczne znęcanie się nad nimi? Co ten mały człowiek ma w głowie, kiedy dowiaduje się, że będzie płonął żywym ogniem za coś, za co może wystarczy zwykłe "przepraszam"?
Jeśli masz odwagę, to zapraszam do merytorycznej dyskusji.
Czy indoktrynacja kilkuletnich dzieci w wierze np. katolickiej, nie jawi się Wam jako zwykłe, perfidne, bezczelne, psychiczne znęcanie się nad nimi? Co ten mały człowiek ma w głowie, kiedy dowiaduje się, że będzie płonął żywym ogniem za coś, za co może wystarczy zwykłe "przepraszam"?
Jeśli masz odwagę, to zapraszam do merytorycznej dyskusji.
Ja czasem biegam z pasierbem do kościoła. Ale tylko wtedy, gdy mnie o to poprosi, bo np matce i babci obiecał, że pójdzie. Ja i jego ojciec jesteśmy niewierzący, nikt z nas go do kościoła na siłę nie gania. Idziemy raczej z obowiązku, na zasadzie "chodź, bo znowu będzie awantura". Młody przybija piątkę i idziemy ;-)
Żadnych gróźb w postaci piekieł czy innych nie stosujemy. Matka nie wiem, ale raczej też nie.
Bardzo współczuję tym dzieciom, którym rodzice na siłę próbują wpoić wiarę w Boga różnymi groźbami. Nie lepiej nagradzać za dobre uczynki zamiast mówić "unikniesz kary"?
Żadnych gróźb w postaci piekieł czy innych nie stosujemy. Matka nie wiem, ale raczej też nie.
Bardzo współczuję tym dzieciom, którym rodzice na siłę próbują wpoić wiarę w Boga różnymi groźbami. Nie lepiej nagradzać za dobre uczynki zamiast mówić "unikniesz kary"?
Niulka - tajniaczka ateistka ? ;]
Rozmawiamy o indoktrynacji przez księdza czy przez rodzica ?
Ksiądz też człowiek, jak się nie nauczy przekazywać tego co chce przekazać to nie będzie umiał , a dar ma jeden na tysiąc.
Rodzic też człowiek, jak się nie nauczy przekazywać tego co chce przekazać to nie będzie umiał , a dar ma jeden na .... załóżmy kilku.
Rozmawiamy o indoktrynacji przez księdza czy przez rodzica ?
Ksiądz też człowiek, jak się nie nauczy przekazywać tego co chce przekazać to nie będzie umiał , a dar ma jeden na tysiąc.
Rodzic też człowiek, jak się nie nauczy przekazywać tego co chce przekazać to nie będzie umiał , a dar ma jeden na .... załóżmy kilku.
Jest mroźny, środowy poranek. Lekcja religii zaczęła się punktualnie. Ksiądz katecheta opowiada dzieciom o tym, że popełnianie grzechów jest przywarą każdego człowieka, że każdy człowiek jest słaby ale ci ludzie, którzy chcą kroczyć drogą, jaką kroczył Chrystus i wsłuchają się w Jego słowa nie będą tak narażeni na pokusę grzechu, jak ci, którzy odrzucając Boga, wybierają drogę grzechu, pokusy, nieprawości, łatwego życia i siania zła.
Oczywiście takich przykładów jest więcej.
Indoktrynacja dzieci poprzez prawidłowe kształtowanie ich młodych umysłów, wskazywanie właściwych przykładów i postaw moralno-etycznych na podstawie nauk Chrystusa jest właściwą metodą wychowawczą.
Zapraszasz do dyskusji nad z góry założoną tezą, która nawet nie wymaga komentarza, bo komentarz jest oczywisty, każda osoba wierząca potępi taką formę patologizowania nauki religii.
Taka forma i treść w nauce religii jest naganna i trudno o dyskusję nad tym. Jedyne, co można by poddać pod dyskusję, to jak rodzice powinni reagować na niewłaściwą formę nauczania katechetycznego.
Twoja teza jawi się jako jakiś standard w nauce religii. Demagogicznie przedstawiasz naukę religii, jako coś z zasady złego. To manipulacja.
Znam wielu księży, część z nich naucza w szkołach, są lubiani i przez dzieci i przez rodziców. Organizują dla dzieciaków przeróżne wycieczki, obozy, wypady rowerowe, pomagają dzieciom z najuboższych rodzin, w swoich parafiach organizują dla nich zbiórki potrzebnych rzeczy, paczki świąteczne, etc.. Czynnie uczestniczą w pomocy rodzicom w przypadku problemów wychowawczych z dziećmi, wspomagają szkolnych psychologów w pracy, itd.. Mógłbym mnożyć bez końca pozytywne aspekty obecności księży w szkołach.
Aby ta dyskusja miała sens, czy też doprowadziła do jakiegoś konstruktywnego konsensusu, musiałbyś sporządzić statystykę, ilu jest takich księży, jak opisałeś; a ilu jest takich, o których ja napisałem.
Oczywiście takich przykładów jest więcej.
Indoktrynacja dzieci poprzez prawidłowe kształtowanie ich młodych umysłów, wskazywanie właściwych przykładów i postaw moralno-etycznych na podstawie nauk Chrystusa jest właściwą metodą wychowawczą.
Zapraszasz do dyskusji nad z góry założoną tezą, która nawet nie wymaga komentarza, bo komentarz jest oczywisty, każda osoba wierząca potępi taką formę patologizowania nauki religii.
Taka forma i treść w nauce religii jest naganna i trudno o dyskusję nad tym. Jedyne, co można by poddać pod dyskusję, to jak rodzice powinni reagować na niewłaściwą formę nauczania katechetycznego.
Twoja teza jawi się jako jakiś standard w nauce religii. Demagogicznie przedstawiasz naukę religii, jako coś z zasady złego. To manipulacja.
Znam wielu księży, część z nich naucza w szkołach, są lubiani i przez dzieci i przez rodziców. Organizują dla dzieciaków przeróżne wycieczki, obozy, wypady rowerowe, pomagają dzieciom z najuboższych rodzin, w swoich parafiach organizują dla nich zbiórki potrzebnych rzeczy, paczki świąteczne, etc.. Czynnie uczestniczą w pomocy rodzicom w przypadku problemów wychowawczych z dziećmi, wspomagają szkolnych psychologów w pracy, itd.. Mógłbym mnożyć bez końca pozytywne aspekty obecności księży w szkołach.
Aby ta dyskusja miała sens, czy też doprowadziła do jakiegoś konstruktywnego konsensusu, musiałbyś sporządzić statystykę, ilu jest takich księży, jak opisałeś; a ilu jest takich, o których ja napisałem.
Niulka
No właśnie... nie każdy krzywdzi dzieciaka opowiadając mu o bogu czy religii. Są różne podejścia, jednak często na pewnym etapie dziecko w rodzinie wierzącej samo dociera do tych makabrycznych opisów. Jak mu wytłumaczyć, że "to tylko bajka"? A skoro to tylko bajka to czemu w resztę mam wierzyć?
No właśnie... nie każdy krzywdzi dzieciaka opowiadając mu o bogu czy religii. Są różne podejścia, jednak często na pewnym etapie dziecko w rodzinie wierzącej samo dociera do tych makabrycznych opisów. Jak mu wytłumaczyć, że "to tylko bajka"? A skoro to tylko bajka to czemu w resztę mam wierzyć?
Rozmawiamy o indoktrynacji :-) Nie ważne przez kogo - rodzica, księdza, katechetę, nauczyciela czy wychowawcę klasy.
Poruszyłeś kolejny ważny temat wdr - "dar" do przekazywania tej pozytywnej treści. Więc co z tymi 999 na 1000, którzy go nie mają? Jak to świadczy o nauczaniu religii i tego co w niej powinno być istotne?
Poruszyłeś kolejny ważny temat wdr - "dar" do przekazywania tej pozytywnej treści. Więc co z tymi 999 na 1000, którzy go nie mają? Jak to świadczy o nauczaniu religii i tego co w niej powinno być istotne?
W zakresie nauki religii w szkołach nie ma w programie nauczania czytania Apokalipsy Św. Jana. To jeden z najtrudniejszych biblijnych tekstów, wymagający do interpretacji szeregu narzędzi (wiedza teologiczna, językowa-prawidłowe rozumienie starogreckiego i tłumaczenie na łacinę, filozofia, logika, etyka..etc.).
Halewicz
Oczywiście, masz rację, że nie wszędzie na lekcjach religii jest trauma i strach. Nie miałem zamiaru generalizować, a zachęcić do dyskusji. I jak najbardziej się zgadzam, że odpowiedź na moją tezę jest raczej oczywista, czy to dla katolika czy ateisty. Jednak pozwól się wypowiedzieć innym.
"Indoktrynacja dzieci poprzez prawidłowe kształtowanie ich młodych umysłów, wskazywanie właściwych przykładów i postaw moralno-etycznych na podstawie nauk Chrystusa jest właściwą metodą wychowawczą."
Tu bym polemizował. To nie jest absolutnie właściwa metoda. Ona jest zdecydowanie lepsza od tej, którą opisałem w pierwszym poście, ale nie właściwa. Sam jesteś stronniczy w swojej wypowiedzi i tym razem nie zachęcasz do dyskusji, a jawnie narzucasz kierunek myślenia.
Nie ma żadnych powodów, aby twierdzić że to nauki Jezusa są właściwe. Przecież moralność powstała na długo przed jego narodzinami (zakładając że ów istniał, w co byłbym skłonny uwierzyć na podstawie danych historycznych, jednak jako człowiek - fakt, podobno narobił zamieszania w swoim otoczeniu... aha, i było ich wielu :-)). To co jest w naukach Jezusa zostało wzięte z obserwacji, a nie dane z "góry". Więc po co oszukiwać młode umysły i zasiewać w nich ziarno wiary, która mami ludzi od ponad dwóch tysięcy lat?
Oczywiście, masz rację, że nie wszędzie na lekcjach religii jest trauma i strach. Nie miałem zamiaru generalizować, a zachęcić do dyskusji. I jak najbardziej się zgadzam, że odpowiedź na moją tezę jest raczej oczywista, czy to dla katolika czy ateisty. Jednak pozwól się wypowiedzieć innym.
"Indoktrynacja dzieci poprzez prawidłowe kształtowanie ich młodych umysłów, wskazywanie właściwych przykładów i postaw moralno-etycznych na podstawie nauk Chrystusa jest właściwą metodą wychowawczą."
Tu bym polemizował. To nie jest absolutnie właściwa metoda. Ona jest zdecydowanie lepsza od tej, którą opisałem w pierwszym poście, ale nie właściwa. Sam jesteś stronniczy w swojej wypowiedzi i tym razem nie zachęcasz do dyskusji, a jawnie narzucasz kierunek myślenia.
Nie ma żadnych powodów, aby twierdzić że to nauki Jezusa są właściwe. Przecież moralność powstała na długo przed jego narodzinami (zakładając że ów istniał, w co byłbym skłonny uwierzyć na podstawie danych historycznych, jednak jako człowiek - fakt, podobno narobił zamieszania w swoim otoczeniu... aha, i było ich wielu :-)). To co jest w naukach Jezusa zostało wzięte z obserwacji, a nie dane z "góry". Więc po co oszukiwać młode umysły i zasiewać w nich ziarno wiary, która mami ludzi od ponad dwóch tysięcy lat?
K7 jesteś jak dziecko.
Ksiądz dajmy katolicki nie może nauczać wg swojego widzi mi się tylko według Biblii, która ma pi razy drzwi 2000 lat , od tego czasu nie była aktualizowana , a wiedza człowieka w tym czasie ewoluowała i postrzeganie na sposób nauczania też się zmieniło, na szczęście dziecko jest odporne. Mnie i chyba nie tylko nauczali zachowań przy pomocy np: czerwonego kapturka, któremu myśliwy rozpruł brzuch i wyskoczyła z niego babcia i wspomniany wcześniej kapturek i co ? Czy komuś ślad w psychice po tym wydarzeniu pozostał ??
Ksiądz dajmy katolicki nie może nauczać wg swojego widzi mi się tylko według Biblii, która ma pi razy drzwi 2000 lat , od tego czasu nie była aktualizowana , a wiedza człowieka w tym czasie ewoluowała i postrzeganie na sposób nauczania też się zmieniło, na szczęście dziecko jest odporne. Mnie i chyba nie tylko nauczali zachowań przy pomocy np: czerwonego kapturka, któremu myśliwy rozpruł brzuch i wyskoczyła z niego babcia i wspomniany wcześniej kapturek i co ? Czy komuś ślad w psychice po tym wydarzeniu pozostał ??