Widok
Kocia przygoda
... z cyklu: otrzymane mailem.
Umarłam (po rz kolejny) i straszę.
"Posiadam.
Wróć. Moja żona posiada kota, rasy kotka, rasy czarnej, rasy ze
schroniska, rasy małe kocie.
Guzik by mnie to obchodziło gdyby nie fakt, że jest małe, że chodzi to
to bez przerwy za mną i trzeszczy- a to na ręce, a to żreć, a to
trzeszczy dla samego trzeszczenia zupełnie jak jej pani. Generalnie
pogłaskać mogę, kopnąć jakąś rzecz która leży na ziemi żeby kot za nią
biegał też, niech chowa się zdrowo do czasu aż raz zapomnę zamknąć
terrarium i zajmie się nim mój wąż, reszta to nie mój problem.
Ale do czasu. Staje się to moim problemem gdy moja współmałżonka udaje
się w celach służbowych gdzieś tam na ileś tam. I spada na mnie
karmienie wyprowadzanie i sprzątanie po tym całym tałatajstwie. Jako, że
to zawsze lekko olewam i robię wszystko w ostatni dzień przed powrotem
małżonki- nie nastręcza mi to wiele problemów.
Kot jest od niedawna i od niedawna jest nowy zwyczaj- niezamykania
łazienki, gdyż w niej znajduje się urządzenie zwane potocznie kuwetą, do
którego kot robi to samo co ja w toalecie, czyli wchodzi i może
spokojnie pomyśleć.
Mnie jednak uczono całe życie zamykać te cholerne drzwi do łazienki za
sobą, więc stale żona mi trzeszczała, że kot tam nie może wejść i
"myśleć". Ja jestem stary i się nie nauczę, poza tym mieszkam tu dłużej
niż ten kot, sam dom stawiałem, moje drzwi, mój kibel, w********ać więc.
I postawiłem na swoim. Od jakiegoś czasu kot chodzi do toalety razem ze
mną. Jak nie ma małżonki to musi zazwyczaj czyhać na mnie albo miauczeć
coby przypomnieć, że trzeba mu łazienkę otworzyć, bo jak jest żona to
ona ma już w biosie zaprogramowane- ja wychodzę i zamykam, ona idzie i
otwiera, żeby kot mógł wejść- taka technologia po prostu.
Czasem kot skacze na klamkę ale ma jeszcze zbyt małą wyporność i zwisa
na niej bezradnie. Jednak jak moja żona będzie nadal go tak karmić- to w
szybkim tempie będzie za każdym razem klamkę upierdalał- a wtedy
wiadomo- wąż.
Dobrze więc- uporządkuję- żona- delegacja, ja praca- wracam, wchodzę do
domu, kot przy drzwiach do łazienki skwierczy, bo jak wychodziłem to
zamknąłem za sobą. Ok, kotku mnie się też chce. Idziemy razem- ja
toaletka, okienko uchylam, papierosik (bo żona będzie za trzy dni- więc
spokojnie wywietrzę) kotek swoje, ja przez okienko spoglądam, jest
cudnie. Kotek wskakuje na kaloryfer na parapecik i patrzymy razem przez
okno. No cudnie. Kot skończył dawno, ja teraz, pet do muszli, spuszczam
wodę, a ten mały s******* jak nie śmignie i sru za tym petem z tego
parapetu i do kibla. Zakręciło nim dwa razy i kota nie ma. Nawet nie
zdążył miauknąć. No ja pierdolę. Nie ni c***a to niemożliwe jest.
Przecież nawet taki mały kot jest k**** za duży- żeby przejść tym syfonem.
Ale słyszę tylko p****t- oż k**** no to nie mogło mi się zdawać- coś
ciężkiego poszło w pion. k**** wszyscy święci w trójcy jedyny Boże,
ukazali mi się przed oczami. Kot k**** popłynął wprost w odmęty prawego
dopływu królowej polskich rzek. Lecę k**** na dół do piwnicy- choć może
powinienem od razu do schroniska- zanim wróci moja żona- nie ma wafla,
znajdę jakiegoś małego czarnego s*******a z białą krawatką, nie było jej
kilka dni może się nie połapie.
Ale c*** - najpierw do piwnicy- zbiegam po schodach, słucham coś drapie
w rurze, pion kawałek płaskiej rury, miauczy- jest k****, żyje i nie
poleciał do sieci miejskiej. Nawet jak teraz zdechnie- to c***
przynajmniej będę miał jego truchło i powiem, że kojfnął z przyczyn
naturalnych albo tylko lekko nienaturalnych, bo przecież mi baba nie
uwierzy za c***a trefla, że kot sam wpadł do kibla. Ale na razie drapie
i żyje. Znalazłem taki wziernik gdzie można zaglądnąć do tej rury i
wołam. Kici kici. Ni c***a, nie przyjdzie, wołam, wołam, a ten k****
głąb zamiast przyjść do mnie to k**** chce iść tam skąd przyszedł czyli
do góry w pion. Ja go wołam a on do góry drapie. I udrapie, udrapie
kilkanaście centymetrów i zjazd w dół.
No p****ało i mnie, że tu stoję i jego (kota) Tak przez pół godziny.
Prosiłem, wołałem, błagałem, groziłem, wabiłem żarciem- i ni c***a-
uparł się i nic tylko rurą do góry z powrotem do kibla. Za daleko, żeby
włożyć rękę, grabie czy cokolwiek. Jedyna metoda- fight fire with fire-
ogień zwalczaj ogniem. Zatkałem tą rurę przy wzierniku deszczułkami
którymi używam na podpałkę do kominka, żeby kot nie popłynął już nigdzie
dalej i z buta na górę do kibla- geberit i woda w dół- bombs gone. I
bieg do piwnicy.
Po drodze słyszę jak się przewala po rurach- podziałało.
Wbiegam do piwnicy i k**** koniec świata. Nie ma moich deszczułek- no
może z jedna, cała prowizoryczna tama poszła w c*** i kota też nie
słychać już.
Ja pierdolę. k**** gdzie ta rura teraz idzie- coś mi świtnęło, że
kanalizacja w ulicy, dom od ulicy ze 30 metrów- może nie wszystko
stracone i gdzieś się zwierzak zatrzymał po drodze. Biegnę na ulicę,
jest studzienka- mam nadzieję, że to od mojego domu.
Ni cholery jej nie podniosę. Ciężka jak szlag i nie ma za co chwycić.
Powrót do domu i pogrzebacz od kominka, tym może uda się to podważyć. Ni
cholery- najpierw ugiąłem, potem złamałem żelastwo. Myśl auto stoi na
ulicy- mam pas do holowania, może uda się to szarpnąć. Hak, pas,
wsteczny- poszło aż zakurzyło.
Po jaką cholerę takie te wieka robią ciężkie.
Smród jak cholera ale złażę tam- ciemno jak w dupie, rura jest, wygląda,
że idzie od mojego domu. Latarka. k**** mam w aucie, c****** ale może
starczy.
Włażę po raz drugi- smród mnie już nie zabije- przywykłem po chwili.
Zaglądam i jest oczyska mu się tylko świecą. I znów ta sama bajka. Kici,
kici, kici, a ten mały skurczybyk spierdziela w drugą stronę. No ja
pierdolę. Szlag mnie trafi. Długo tu nie wysiedzę, jest zimno, śmierdzi
a na dodatek ktoś mi zwali tą pokrywę na łeb i moje problemy się skończą
jak nic. Nie chcesz po dobroci, to będzie po złości.
Do domu, po brezent. Wyłożyłem dno studzienki tak by mi nie wpadł
głębiej. Zużyłem wszystkie, taśmy samoprzylepne, plastry żeby nie wpadł
do głównej nitki kanalizacyjnej. Zaglądam co chwilę do rury ale słyszę
tylko miauczenie i nic nie widzę. Poszedł gdzieś wpizdu. Jeszcze tylko
trójkąt, żeby nikt się w tą otwartą studzienkę nie wpierdolił bo na
ulicy ciemno.
Sąsiad k****- ciekawski, widziałem żłoba jak patrzył przez okno, jak
próbowałem pogrzebaczem podnieść wieko. Nie przyszedł pomóc a teraz c***
złamany stoi i się dopytuje.
Co mam mu k**** powiedzieć? Że przepycham kotem kanalizację?
Idźżesz w c*** pacanie. Powiedziałem mu w końcu, żeby poszedł do domu i
pozatykał sobie też wszystkie otwory bo na początku osiedla była awaria
i wszystkie ścieki się wracają i wybijają w domach- a ten baran się
przestraszył, poleciał i przed swoim domem siłuje się z pokrywą. Niech
ma za swoje.
Wracając do kota- bo menda tam siedzi i nie chce wyjść. Mam wszystko
gotowe- więc do domu, jedna wanna, druga wanna, koreczek i napuszczam
wodę. Papierosik i czekam pod studzienką bo nuż mu się zmieni i wyjdzie
dobrowolnie.
k**** drugi sąsiad przyszedł- po pięciu minutach następny odmyka wieko,
teoria samospełniającej się przepowiedni działa- k**** ludzie to są barany.
Idę do domu, obie wanny pełne, ognia- spuszczam wodę z wanien i dokładam
dwa spusty z dwóch spłuczek z domu. Nie ma c***a to go musi wygonić albo
utopić.
Lecę na ulicę, woda wali na brezent aż huczy a tego s*******a dalej nie
wylało z kąpielą.
k**** mać- urwało się wszystko w p**** i popłynęło, bo ileż to utrzyma
tej wody. Brezent, taśmy, plastry, sznurki- w c***- jak się to gdzieś
przytka to będę miał p*********e.
Znowu do domu po drugi pogrzebacz bo trzeba zamknąć ten pierdolony dekiel.
Wchodzę- a ten s******* kot tarza się w sypialni po łóżku. No ja
pierdolę! Jak on k**** wyszedł- którędy? Ano k**** wziernikiem w
piwnicy- zostawiłem otwarty. Ja k**** stoję i marznę a ten gnój tarza
się w mojej pościeli. z****ie. Przerobię na pasztet. I jeszcze z radości
włazi na mnie. k**** mać. Przynajmniej kuleje.
Straty- z*******e łazienki, w obu przelała się woda z wanien, z*******a
piwnica- bo zostawiłem otwarty wziernik i duża część wody poleciała na
piwnicę. Pościel w sypialni do w*******ia, brezent z reklamą firmy-
poszedł w c***, latarka- w c***, pogrzebacz w c***.
Afera na ulicy jak c***".
Bardzo proszę nie wyrzucać ze względu na wulgaryzmy - jest zbyt dobre :)))
Umarłam (po rz kolejny) i straszę.
"Posiadam.
Wróć. Moja żona posiada kota, rasy kotka, rasy czarnej, rasy ze
schroniska, rasy małe kocie.
Guzik by mnie to obchodziło gdyby nie fakt, że jest małe, że chodzi to
to bez przerwy za mną i trzeszczy- a to na ręce, a to żreć, a to
trzeszczy dla samego trzeszczenia zupełnie jak jej pani. Generalnie
pogłaskać mogę, kopnąć jakąś rzecz która leży na ziemi żeby kot za nią
biegał też, niech chowa się zdrowo do czasu aż raz zapomnę zamknąć
terrarium i zajmie się nim mój wąż, reszta to nie mój problem.
Ale do czasu. Staje się to moim problemem gdy moja współmałżonka udaje
się w celach służbowych gdzieś tam na ileś tam. I spada na mnie
karmienie wyprowadzanie i sprzątanie po tym całym tałatajstwie. Jako, że
to zawsze lekko olewam i robię wszystko w ostatni dzień przed powrotem
małżonki- nie nastręcza mi to wiele problemów.
Kot jest od niedawna i od niedawna jest nowy zwyczaj- niezamykania
łazienki, gdyż w niej znajduje się urządzenie zwane potocznie kuwetą, do
którego kot robi to samo co ja w toalecie, czyli wchodzi i może
spokojnie pomyśleć.
Mnie jednak uczono całe życie zamykać te cholerne drzwi do łazienki za
sobą, więc stale żona mi trzeszczała, że kot tam nie może wejść i
"myśleć". Ja jestem stary i się nie nauczę, poza tym mieszkam tu dłużej
niż ten kot, sam dom stawiałem, moje drzwi, mój kibel, w********ać więc.
I postawiłem na swoim. Od jakiegoś czasu kot chodzi do toalety razem ze
mną. Jak nie ma małżonki to musi zazwyczaj czyhać na mnie albo miauczeć
coby przypomnieć, że trzeba mu łazienkę otworzyć, bo jak jest żona to
ona ma już w biosie zaprogramowane- ja wychodzę i zamykam, ona idzie i
otwiera, żeby kot mógł wejść- taka technologia po prostu.
Czasem kot skacze na klamkę ale ma jeszcze zbyt małą wyporność i zwisa
na niej bezradnie. Jednak jak moja żona będzie nadal go tak karmić- to w
szybkim tempie będzie za każdym razem klamkę upierdalał- a wtedy
wiadomo- wąż.
Dobrze więc- uporządkuję- żona- delegacja, ja praca- wracam, wchodzę do
domu, kot przy drzwiach do łazienki skwierczy, bo jak wychodziłem to
zamknąłem za sobą. Ok, kotku mnie się też chce. Idziemy razem- ja
toaletka, okienko uchylam, papierosik (bo żona będzie za trzy dni- więc
spokojnie wywietrzę) kotek swoje, ja przez okienko spoglądam, jest
cudnie. Kotek wskakuje na kaloryfer na parapecik i patrzymy razem przez
okno. No cudnie. Kot skończył dawno, ja teraz, pet do muszli, spuszczam
wodę, a ten mały s******* jak nie śmignie i sru za tym petem z tego
parapetu i do kibla. Zakręciło nim dwa razy i kota nie ma. Nawet nie
zdążył miauknąć. No ja pierdolę. Nie ni c***a to niemożliwe jest.
Przecież nawet taki mały kot jest k**** za duży- żeby przejść tym syfonem.
Ale słyszę tylko p****t- oż k**** no to nie mogło mi się zdawać- coś
ciężkiego poszło w pion. k**** wszyscy święci w trójcy jedyny Boże,
ukazali mi się przed oczami. Kot k**** popłynął wprost w odmęty prawego
dopływu królowej polskich rzek. Lecę k**** na dół do piwnicy- choć może
powinienem od razu do schroniska- zanim wróci moja żona- nie ma wafla,
znajdę jakiegoś małego czarnego s*******a z białą krawatką, nie było jej
kilka dni może się nie połapie.
Ale c*** - najpierw do piwnicy- zbiegam po schodach, słucham coś drapie
w rurze, pion kawałek płaskiej rury, miauczy- jest k****, żyje i nie
poleciał do sieci miejskiej. Nawet jak teraz zdechnie- to c***
przynajmniej będę miał jego truchło i powiem, że kojfnął z przyczyn
naturalnych albo tylko lekko nienaturalnych, bo przecież mi baba nie
uwierzy za c***a trefla, że kot sam wpadł do kibla. Ale na razie drapie
i żyje. Znalazłem taki wziernik gdzie można zaglądnąć do tej rury i
wołam. Kici kici. Ni c***a, nie przyjdzie, wołam, wołam, a ten k****
głąb zamiast przyjść do mnie to k**** chce iść tam skąd przyszedł czyli
do góry w pion. Ja go wołam a on do góry drapie. I udrapie, udrapie
kilkanaście centymetrów i zjazd w dół.
No p****ało i mnie, że tu stoję i jego (kota) Tak przez pół godziny.
Prosiłem, wołałem, błagałem, groziłem, wabiłem żarciem- i ni c***a-
uparł się i nic tylko rurą do góry z powrotem do kibla. Za daleko, żeby
włożyć rękę, grabie czy cokolwiek. Jedyna metoda- fight fire with fire-
ogień zwalczaj ogniem. Zatkałem tą rurę przy wzierniku deszczułkami
którymi używam na podpałkę do kominka, żeby kot nie popłynął już nigdzie
dalej i z buta na górę do kibla- geberit i woda w dół- bombs gone. I
bieg do piwnicy.
Po drodze słyszę jak się przewala po rurach- podziałało.
Wbiegam do piwnicy i k**** koniec świata. Nie ma moich deszczułek- no
może z jedna, cała prowizoryczna tama poszła w c*** i kota też nie
słychać już.
Ja pierdolę. k**** gdzie ta rura teraz idzie- coś mi świtnęło, że
kanalizacja w ulicy, dom od ulicy ze 30 metrów- może nie wszystko
stracone i gdzieś się zwierzak zatrzymał po drodze. Biegnę na ulicę,
jest studzienka- mam nadzieję, że to od mojego domu.
Ni cholery jej nie podniosę. Ciężka jak szlag i nie ma za co chwycić.
Powrót do domu i pogrzebacz od kominka, tym może uda się to podważyć. Ni
cholery- najpierw ugiąłem, potem złamałem żelastwo. Myśl auto stoi na
ulicy- mam pas do holowania, może uda się to szarpnąć. Hak, pas,
wsteczny- poszło aż zakurzyło.
Po jaką cholerę takie te wieka robią ciężkie.
Smród jak cholera ale złażę tam- ciemno jak w dupie, rura jest, wygląda,
że idzie od mojego domu. Latarka. k**** mam w aucie, c****** ale może
starczy.
Włażę po raz drugi- smród mnie już nie zabije- przywykłem po chwili.
Zaglądam i jest oczyska mu się tylko świecą. I znów ta sama bajka. Kici,
kici, kici, a ten mały skurczybyk spierdziela w drugą stronę. No ja
pierdolę. Szlag mnie trafi. Długo tu nie wysiedzę, jest zimno, śmierdzi
a na dodatek ktoś mi zwali tą pokrywę na łeb i moje problemy się skończą
jak nic. Nie chcesz po dobroci, to będzie po złości.
Do domu, po brezent. Wyłożyłem dno studzienki tak by mi nie wpadł
głębiej. Zużyłem wszystkie, taśmy samoprzylepne, plastry żeby nie wpadł
do głównej nitki kanalizacyjnej. Zaglądam co chwilę do rury ale słyszę
tylko miauczenie i nic nie widzę. Poszedł gdzieś wpizdu. Jeszcze tylko
trójkąt, żeby nikt się w tą otwartą studzienkę nie wpierdolił bo na
ulicy ciemno.
Sąsiad k****- ciekawski, widziałem żłoba jak patrzył przez okno, jak
próbowałem pogrzebaczem podnieść wieko. Nie przyszedł pomóc a teraz c***
złamany stoi i się dopytuje.
Co mam mu k**** powiedzieć? Że przepycham kotem kanalizację?
Idźżesz w c*** pacanie. Powiedziałem mu w końcu, żeby poszedł do domu i
pozatykał sobie też wszystkie otwory bo na początku osiedla była awaria
i wszystkie ścieki się wracają i wybijają w domach- a ten baran się
przestraszył, poleciał i przed swoim domem siłuje się z pokrywą. Niech
ma za swoje.
Wracając do kota- bo menda tam siedzi i nie chce wyjść. Mam wszystko
gotowe- więc do domu, jedna wanna, druga wanna, koreczek i napuszczam
wodę. Papierosik i czekam pod studzienką bo nuż mu się zmieni i wyjdzie
dobrowolnie.
k**** drugi sąsiad przyszedł- po pięciu minutach następny odmyka wieko,
teoria samospełniającej się przepowiedni działa- k**** ludzie to są barany.
Idę do domu, obie wanny pełne, ognia- spuszczam wodę z wanien i dokładam
dwa spusty z dwóch spłuczek z domu. Nie ma c***a to go musi wygonić albo
utopić.
Lecę na ulicę, woda wali na brezent aż huczy a tego s*******a dalej nie
wylało z kąpielą.
k**** mać- urwało się wszystko w p**** i popłynęło, bo ileż to utrzyma
tej wody. Brezent, taśmy, plastry, sznurki- w c***- jak się to gdzieś
przytka to będę miał p*********e.
Znowu do domu po drugi pogrzebacz bo trzeba zamknąć ten pierdolony dekiel.
Wchodzę- a ten s******* kot tarza się w sypialni po łóżku. No ja
pierdolę! Jak on k**** wyszedł- którędy? Ano k**** wziernikiem w
piwnicy- zostawiłem otwarty. Ja k**** stoję i marznę a ten gnój tarza
się w mojej pościeli. z****ie. Przerobię na pasztet. I jeszcze z radości
włazi na mnie. k**** mać. Przynajmniej kuleje.
Straty- z*******e łazienki, w obu przelała się woda z wanien, z*******a
piwnica- bo zostawiłem otwarty wziernik i duża część wody poleciała na
piwnicę. Pościel w sypialni do w*******ia, brezent z reklamą firmy-
poszedł w c***, latarka- w c***, pogrzebacz w c***.
Afera na ulicy jak c***".
Bardzo proszę nie wyrzucać ze względu na wulgaryzmy - jest zbyt dobre :)))
Wszak oto odczuwam poniekąd obawę,
Że zaraz zwariuję albo też niebawem.
Że zaraz zwariuję albo też niebawem.
Te normalna,
Och, Ty nic nie kumasz, bo jak pisał Grochowiak wszystko wzięło się z wiatru drobnej wyobraźni, który sztormy chciał począć, a obudził szkwały.
Otóż pewna część kociambrów tak ma, że przez toaletę w pion ucieka, przyczyną tego stanu są pewne uwarunkowania z okresu dzieciństwa.
Z opisywanym tu kotem, a właściwie kotką, było podobnie. Z rodziny dysfunkcyjnej pochodziła. Jej matka, a właściwie macocha, choć piękną, kremową szylkretką była, instynktu macierzyństwa za grosz nie posiadała, przez co mała czarna na 4 wiatry przeganiana była co noc. Ojciec jej zaś, w nałóg picia mleka wpadł był dawno. Smutna historia, same wysoko procentowe śmietany i mleczka do kawy spijał.
Otóż opisywana tu kotka olała życie z takimi rodzicami i z silnym postanowieniem, że nigdy nie dorośnie, wyruszyła w szeroki świat.
Daleko nie uszła od domu, "dobrzy ludzie" maleństwo zawinęli do schroniska gdzie spotkała podobne sobie historie.
Po czasie znalazła ludzkie stado, które ją mniej lub bardziej zaakceptowało. Są jednak dni, kiedy chciałaby znów w świat wyruszyć, żeby poznać niepoznane, więc spiernicza w pion.
Czy to takie dziwne?
Och, Ty nic nie kumasz, bo jak pisał Grochowiak wszystko wzięło się z wiatru drobnej wyobraźni, który sztormy chciał począć, a obudził szkwały.
Otóż pewna część kociambrów tak ma, że przez toaletę w pion ucieka, przyczyną tego stanu są pewne uwarunkowania z okresu dzieciństwa.
Z opisywanym tu kotem, a właściwie kotką, było podobnie. Z rodziny dysfunkcyjnej pochodziła. Jej matka, a właściwie macocha, choć piękną, kremową szylkretką była, instynktu macierzyństwa za grosz nie posiadała, przez co mała czarna na 4 wiatry przeganiana była co noc. Ojciec jej zaś, w nałóg picia mleka wpadł był dawno. Smutna historia, same wysoko procentowe śmietany i mleczka do kawy spijał.
Otóż opisywana tu kotka olała życie z takimi rodzicami i z silnym postanowieniem, że nigdy nie dorośnie, wyruszyła w szeroki świat.
Daleko nie uszła od domu, "dobrzy ludzie" maleństwo zawinęli do schroniska gdzie spotkała podobne sobie historie.
Po czasie znalazła ludzkie stado, które ją mniej lub bardziej zaakceptowało. Są jednak dni, kiedy chciałaby znów w świat wyruszyć, żeby poznać niepoznane, więc spiernicza w pion.
Czy to takie dziwne?
"Niektóre rzeczy są dokładnie tym, czym są, i niczym innym."
Charles Bukowski.
Charles Bukowski.
Na przykład facet-electrician z dedykowanego serwisu na przykład dźwigowego, na przykład w Norwegii pracujący w wąskiej specjalizacji przy automatyce 20lat. Kiedy wezwany do wymiany głównego stycznika od zasilania zabiera się za wyłączniki krańcowe na tymże dźwigu.
"Niektóre rzeczy są dokładnie tym, czym są, i niczym innym."
Charles Bukowski.
Charles Bukowski.
Jeszcze jakieś przykłady chcesz panie Mixer?, bo na wódkę idę za czas jakiś.
Wyspiarze są z****iści też. (Irole, Angole)
Generator (sprawny) firmy Yanmar (piękne rzeczy robią Japońce w tym temacie), zostawić w krzakach, pod gołym niebem na 3 lata (totalny debil) i prosić mnie, żebym go uruchomił w jeden dzień na potrzeby agregatu awaryjnego na małej barce.
Tak się po prostu nie robi. Każde urządzenie to energia, ludzki wysiłek podczas projektowania, wykonania i testów. Praca potrzebna do pozyskania komponentów w celu wykonania całości. Tylko debilom wydaje się, że jak ma się 10tyś € w kieszeni, to można... wystawić MASZYNĘ i zapomnieć o niej na 3 lata. Na przykład.
ps. Oczywiście zreanimowałem, ale po tygodniu, a nie po 12godz.
We Włoszech ze spawarkami było podobnie, ale to tylko wierzchołek przysłowiowej góry lodowej, bo w każdej dyscyplinie czają się debile. Widziałeś kiedyś zawodowego kucharza, który pitrasząc tą samą łyżką smakuje i bełta w woku? Nie? Obejrzyj tego kurdupla z tvp. Dobra nie chce mi się bo za dużo przykładów za oknem.
Idę.
Wyspiarze są z****iści też. (Irole, Angole)
Generator (sprawny) firmy Yanmar (piękne rzeczy robią Japońce w tym temacie), zostawić w krzakach, pod gołym niebem na 3 lata (totalny debil) i prosić mnie, żebym go uruchomił w jeden dzień na potrzeby agregatu awaryjnego na małej barce.
Tak się po prostu nie robi. Każde urządzenie to energia, ludzki wysiłek podczas projektowania, wykonania i testów. Praca potrzebna do pozyskania komponentów w celu wykonania całości. Tylko debilom wydaje się, że jak ma się 10tyś € w kieszeni, to można... wystawić MASZYNĘ i zapomnieć o niej na 3 lata. Na przykład.
ps. Oczywiście zreanimowałem, ale po tygodniu, a nie po 12godz.
We Włoszech ze spawarkami było podobnie, ale to tylko wierzchołek przysłowiowej góry lodowej, bo w każdej dyscyplinie czają się debile. Widziałeś kiedyś zawodowego kucharza, który pitrasząc tą samą łyżką smakuje i bełta w woku? Nie? Obejrzyj tego kurdupla z tvp. Dobra nie chce mi się bo za dużo przykładów za oknem.
Idę.
"Niektóre rzeczy są dokładnie tym, czym są, i niczym innym."
Charles Bukowski.
Charles Bukowski.
Nazywaj to jak chcesz - może i jestem sfrustrowany ludzkim idiotyzmem na każdym kroku, a może zwyczajnie już się na niego napatrzyłem i mnie specjalnie nie rusza, gdyż nabrałem do ludzi maksymalnego, na jaki mnie stać, dystansu na każdej płaszczyźnie życia?
Odpowiedz sobie sam, zresztą już zacząłeś.
Odpowiedz sobie sam, zresztą już zacząłeś.
"Niektóre rzeczy są dokładnie tym, czym są, i niczym innym."
Charles Bukowski.
Charles Bukowski.
I co nic?
Nic z rzeczy, pod tytułem zastanówmy się czy problem jest w człowieku czy może poza nim? Hę?
Gdyby naszą demokrację, w której jak nazwie się debila debilem to większość widowni się krzywi i zaprzecza, można było podpalić
to już szedłbym w pierwszym szeregu z butelką benzyny z nasączoną szmatą.
Nic z rzeczy, pod tytułem zastanówmy się czy problem jest w człowieku czy może poza nim? Hę?
Gdyby naszą demokrację, w której jak nazwie się debila debilem to większość widowni się krzywi i zaprzecza, można było podpalić
to już szedłbym w pierwszym szeregu z butelką benzyny z nasączoną szmatą.
"Niektóre rzeczy są dokładnie tym, czym są, i niczym innym."
Charles Bukowski.
Charles Bukowski.
Masz rację. Nie daj się wciągnąć.
"Wstęp nie dla każdego - tylko dla obłąkanych - wejście kosztuje rozum" - był kiedyś taki teatr pod pewnymi magicznymi auspicjami.
Zwyczajnie nie nabyłeś biletu na seans, więc nawet jeśli dasz się wciągnąć to i tak Cię wyrzucą na grudniowy bruk.
Przynudzam? No cóż, obiegowa opinia niesie, iż inteligencja się nie nudzi, ale zapewne tak się tylko potocznie mówi, skoro w praktyce jest inaczej. No chyba, że nie jesteś inteligentny, albo zwyczajnie nie masz racji twierdząc, że przynudzam.
Zabierz ta jednorazowe kubeczki do wina. Ponury żniwiarz ma wiele imion, ostatnio identyfikuje się jako ah1n1.
Aktualnie to się wódkę pić powinno. A już szczególnie w porze blado-szarego przedświtu. papa
"Wstęp nie dla każdego - tylko dla obłąkanych - wejście kosztuje rozum" - był kiedyś taki teatr pod pewnymi magicznymi auspicjami.
Zwyczajnie nie nabyłeś biletu na seans, więc nawet jeśli dasz się wciągnąć to i tak Cię wyrzucą na grudniowy bruk.
Przynudzam? No cóż, obiegowa opinia niesie, iż inteligencja się nie nudzi, ale zapewne tak się tylko potocznie mówi, skoro w praktyce jest inaczej. No chyba, że nie jesteś inteligentny, albo zwyczajnie nie masz racji twierdząc, że przynudzam.
Zabierz ta jednorazowe kubeczki do wina. Ponury żniwiarz ma wiele imion, ostatnio identyfikuje się jako ah1n1.
Aktualnie to się wódkę pić powinno. A już szczególnie w porze blado-szarego przedświtu. papa
"Niektóre rzeczy są dokładnie tym, czym są, i niczym innym."
Charles Bukowski.
Charles Bukowski.
Pomijając, że daję jakieś 99% na to, że historia jest zmyślona, albo przynajmniej mocno przekoloryzowana.
W sumie, nie przeszkadza mi to, a nawet czuję ulgę, że żaden biedny kociamber po pionach nie wędrował. Kotom poziomy służą znacznie bardziej, co piszę patrząc na moje dwa futra, rozwalone w poziomie na łóżku ;)
W sumie, nie przeszkadza mi to, a nawet czuję ulgę, że żaden biedny kociamber po pionach nie wędrował. Kotom poziomy służą znacznie bardziej, co piszę patrząc na moje dwa futra, rozwalone w poziomie na łóżku ;)
Wszak oto odczuwam poniekąd obawę,
Że zaraz zwariuję albo też niebawem.
Że zaraz zwariuję albo też niebawem.
Zaś moje futrzaste, skłębione w sobie śpi na krześle, aktualnie.
Zresztą, diabeł tam wie czy on tak naprawdę śpi czy udaje ;) pół dupska z jedną łapą i udkiem zwisa mu nieruchomo w powietrzu. Porąbaniec.
Przechlapane u mnie ma ;) wczoraj umyłem na klęczkach balkon, a dziś już pokrwawiony i pokryty różnymi wnętrznościami.
A i przyniósł jeszcze na kształt nornicy "coś", ale to chyba dla mnie, bo nietknięta leży- w całości, w jednym kawałku ma się rozumieć.
Dostał za to smażonego śledzia z piątku. To miała być kara ode mnie ;) (przypalony był ten śledź), ale on się ucieszył. Zjadł i teraz śpi.
Daję 1000zł., że za max 2 godz. się obudzi, zeżre i pójdzie polować.
Balkonu już nie będę na razie czyścił.
Zresztą, diabeł tam wie czy on tak naprawdę śpi czy udaje ;) pół dupska z jedną łapą i udkiem zwisa mu nieruchomo w powietrzu. Porąbaniec.
Przechlapane u mnie ma ;) wczoraj umyłem na klęczkach balkon, a dziś już pokrwawiony i pokryty różnymi wnętrznościami.
A i przyniósł jeszcze na kształt nornicy "coś", ale to chyba dla mnie, bo nietknięta leży- w całości, w jednym kawałku ma się rozumieć.
Dostał za to smażonego śledzia z piątku. To miała być kara ode mnie ;) (przypalony był ten śledź), ale on się ucieszył. Zjadł i teraz śpi.
Daję 1000zł., że za max 2 godz. się obudzi, zeżre i pójdzie polować.
Balkonu już nie będę na razie czyścił.
"Niektóre rzeczy są dokładnie tym, czym są, i niczym innym."
Charles Bukowski.
Charles Bukowski.
Wiesz co to znaczy, jak kot Ci przynosi zdobycz?
Poza okazaniem przywiązania, to oznacza też że kot uważa, że jesteś beznadziejnym łowcą i trzeba Ci pokazać jak to się robi i nakarmić Cię żebyś nie zdechł z głodu (jak to koty robią wobec kociaków) :)
Poza okazaniem przywiązania, to oznacza też że kot uważa, że jesteś beznadziejnym łowcą i trzeba Ci pokazać jak to się robi i nakarmić Cię żebyś nie zdechł z głodu (jak to koty robią wobec kociaków) :)
Wszak oto odczuwam poniekąd obawę,
Że zaraz zwariuję albo też niebawem.
Że zaraz zwariuję albo też niebawem.
jak dotąd nie spotkałam się z podobną opinią odnoście autentyczności psutej przez prawidłową ortografię, mam wrażenie że jesteś dość odosobniony w swojej opinii.
Jednak zakładając ze nie, to mam wrażenie czytając sieć, że dla młodzieży np. słowo "hoć" zamiast "chodź" bedzie brzmieć kiedyś "autentycznie", tą wyniesioną z dzieciństwa, podszytą sentymentem "autentycznością" - tak się wtedy pisało więc to musi być dobre, bo tamte lata (dzieciństwa, młodości) nam się dobrze kojarzą. Nielogiczne? Eeee tam, logika jest dla zasuszonych nudziarzy, no nie?
Jednak zakładając ze nie, to mam wrażenie czytając sieć, że dla młodzieży np. słowo "hoć" zamiast "chodź" bedzie brzmieć kiedyś "autentycznie", tą wyniesioną z dzieciństwa, podszytą sentymentem "autentycznością" - tak się wtedy pisało więc to musi być dobre, bo tamte lata (dzieciństwa, młodości) nam się dobrze kojarzą. Nielogiczne? Eeee tam, logika jest dla zasuszonych nudziarzy, no nie?
Wszak oto odczuwam poniekąd obawę,
Że zaraz zwariuję albo też niebawem.
Że zaraz zwariuję albo też niebawem.
sentymentalizm
Napisać, że całe SS było sentymentalne w sensie przywiązania i duchowym oddaniu Reichsfuhrerowi SS i szefowi niem. policji to nie do końca prawda. SS było zbyt liczebną organizacją w latach swej świetności, żebym ja pokusił się na takie stwierdzenie. W samym Waffen-SS spośród 44 dywizji (pomijając kozackie dywizje przekazane przez Wehrmacht w 44r, które utworzyły 15 Korpus Kawalerii SS.) byli różni żołnierze.
Była pancerna "Totenkopf", o której Hitler wygłosił straszne dla Polaków słowa podczas narady wyższych dowódców wojskowych w Obersalzbergu 22sierpnia 1939r. Ale były także dywizje ochotnicze ss z o wiele mniejszym zapałem sentymentalnym.
I to nie wyglądając poza gniazdo samego Waffen SS.
Była pancerna "Totenkopf", o której Hitler wygłosił straszne dla Polaków słowa podczas narady wyższych dowódców wojskowych w Obersalzbergu 22sierpnia 1939r. Ale były także dywizje ochotnicze ss z o wiele mniejszym zapałem sentymentalnym.
I to nie wyglądając poza gniazdo samego Waffen SS.
"Niektóre rzeczy są dokładnie tym, czym są, i niczym innym."
Charles Bukowski.
Charles Bukowski.
taka kocia historia
Drapanie w szkło obudziło mnie pół godziny wstecz.
Na sam wpierw myślałem, że się włamują znowu do mnie, albo ktoś z wspaniałej mej rodziny przyniósł mi gołąbki (co bym z głodu nie umarł) czy inne naleśniki i skrobie porozumiewawczo w okno, żebym chociaż dłoń porozumiewawczo wyciągnął.
Jak wypiłem piwo, okazało się, że to mój kot kazał mi wstać na nogi, co bym uwidział jak se otwiera lustrzane 2.5metrowe drzwi od szafy.
Wejść - wlazł do śrdka, ale żeby się wydostać z pułapki to już musiał drapać w to oksydowane szło. Nie wiem zresztą to co jest za szkło. Bo parę dni dopiero mam tę piękną szafę.
Na sam wpierw myślałem, że się włamują znowu do mnie, albo ktoś z wspaniałej mej rodziny przyniósł mi gołąbki (co bym z głodu nie umarł) czy inne naleśniki i skrobie porozumiewawczo w okno, żebym chociaż dłoń porozumiewawczo wyciągnął.
Jak wypiłem piwo, okazało się, że to mój kot kazał mi wstać na nogi, co bym uwidział jak se otwiera lustrzane 2.5metrowe drzwi od szafy.
Wejść - wlazł do śrdka, ale żeby się wydostać z pułapki to już musiał drapać w to oksydowane szło. Nie wiem zresztą to co jest za szkło. Bo parę dni dopiero mam tę piękną szafę.
...ikea?
Moje umieją z takich tylko wychodzić.
Plus młodszy rozpracował jak się dostać przez zamknięte drzwiczki do kuchennej szafki z makaronem. Wiedzę tę wykorzystuje w praktyce, najchętniej o wpół do szóstej nad ranem. Włazi do szafki, z upodobaniem w niej szeleści wszystkimi foliowymi opakowaniami, następnie wyrzuca sobie na zewnątrz kilka suchych makaroników i zaczyna się zabawa.
Jak makaroniki się znudzą, zawsze pozostaje miska z wodą, którą można przesuwać łapą po całej kuchni (szuRRRR, szuRRRR), a wtedy woda tak śmiesznie się rusza , a część z niej ląduje na podłodze. Niestety po chwili w misce nie ma już wody, a ta na podłodze nie jest juz taka zabawna i robi mokro w łapy. To wtedy można nabrać rozpędu i wskoczyć na łóżko pańci, niechże pańcia wstanie i naleje nowej i niech jeść da, bo to dzień się już przecież zaczął dawno. Aaaa... nawet jak nie wstanie to przynajmniej tak zabawnie rzuci poduszką i nie trafi.
Moje umieją z takich tylko wychodzić.
Plus młodszy rozpracował jak się dostać przez zamknięte drzwiczki do kuchennej szafki z makaronem. Wiedzę tę wykorzystuje w praktyce, najchętniej o wpół do szóstej nad ranem. Włazi do szafki, z upodobaniem w niej szeleści wszystkimi foliowymi opakowaniami, następnie wyrzuca sobie na zewnątrz kilka suchych makaroników i zaczyna się zabawa.
Jak makaroniki się znudzą, zawsze pozostaje miska z wodą, którą można przesuwać łapą po całej kuchni (szuRRRR, szuRRRR), a wtedy woda tak śmiesznie się rusza , a część z niej ląduje na podłodze. Niestety po chwili w misce nie ma już wody, a ta na podłodze nie jest juz taka zabawna i robi mokro w łapy. To wtedy można nabrać rozpędu i wskoczyć na łóżko pańci, niechże pańcia wstanie i naleje nowej i niech jeść da, bo to dzień się już przecież zaczął dawno. Aaaa... nawet jak nie wstanie to przynajmniej tak zabawnie rzuci poduszką i nie trafi.
Wszak oto odczuwam poniekąd obawę,
Że zaraz zwariuję albo też niebawem.
Że zaraz zwariuję albo też niebawem.
Kocie pobudki są najlepsze tylko zawsze nie w porę.
Sobie tak myślę, że z Ikea to by se mój też poradził ;))
Póki co musi se poradzić firmą z Indeco produkt 4m szer. (4 skrzydłowy, w tym dwa lustra i dwa ratanowe skrzydła) wys. na 2.5metra.
Bidak się na razie uczy otwierania. Bekę mam z niego że aż strach. :D
Póki co musi se poradzić firmą z Indeco produkt 4m szer. (4 skrzydłowy, w tym dwa lustra i dwa ratanowe skrzydła) wys. na 2.5metra.
Bidak się na razie uczy otwierania. Bekę mam z niego że aż strach. :D
re...
Do samego końca II w. ś. SS było najpotężniejszą organizacją w Niemczech. Himmler nawet z naszych Górali i Kaszubów chciał utworzyć jednostki SS tyle, że nie bardzo chętnie byli.
Zwracam jedynie uwagę, że ilość nie idzie w parze z jakością.
Nigdy nie zaryzykowałbym stwierdzenia, że równo oddani byli ss-mani z Wschodnioturkmeńskiego Pułku SS w porównaniu z ss-manami z "Friedenthall-Brandenburg", którymi dowodził Obersturmbannfuhrer Otto Skorzeny podczas obrony przedmościa w rej. Schwedt w lutym i marcu 1945r.
Jeżeli już chcesz pisać o zwyrodnialcach z wypranymi mózgami pisz o SS-"Totenkopf", sam Hitler ich "wyprodukował". Nie mieli sobie równych.
Zwracam jedynie uwagę, że ilość nie idzie w parze z jakością.
Nigdy nie zaryzykowałbym stwierdzenia, że równo oddani byli ss-mani z Wschodnioturkmeńskiego Pułku SS w porównaniu z ss-manami z "Friedenthall-Brandenburg", którymi dowodził Obersturmbannfuhrer Otto Skorzeny podczas obrony przedmościa w rej. Schwedt w lutym i marcu 1945r.
Jeżeli już chcesz pisać o zwyrodnialcach z wypranymi mózgami pisz o SS-"Totenkopf", sam Hitler ich "wyprodukował". Nie mieli sobie równych.
"Niektóre rzeczy są dokładnie tym, czym są, i niczym innym."
Charles Bukowski.
Charles Bukowski.
Troche mnie szokujesz tym co piszesz. Zakladam ze ma to miec pewien efekt, ale pomine to. A jesli chodzi o merytoryczna czesc to sorry ale ani wehrmacht ani ss ani zadna podobna organizacja oparta na posluszenstwie jak u mrowek u ludzi nie skonczy sie pokojowo.
Gdyby mrowki mialy zamiast jadu bomby, to Ziemia juz by nie istniala.
hihi
Gdyby mrowki mialy zamiast jadu bomby, to Ziemia juz by nie istniala.
hihi
Ta, jako Kaszub jestem praktycznie sam sobie armia i nie pytam nikogo o zdanie. Dziwne ze sa jeszcze ludzie, ktorzy mysla, ze ich werbowanie i wcielanie im wyjdzie na zdrowie. To fascynujaca glupota ktora nie ma nic z iq do czynienia.
Z drugiej strony patrzac na dzialania ludzi jak Guido Westerwelle powiedzmy, to troche ´za piekne aby bylo prawdziwe. A moze?
Mam nadzieje ze on zdaje sobie sprawe z tego jakiego podjal sie wyzwania.
Z drugiej strony patrzac na dzialania ludzi jak Guido Westerwelle powiedzmy, to troche ´za piekne aby bylo prawdziwe. A moze?
Mam nadzieje ze on zdaje sobie sprawe z tego jakiego podjal sie wyzwania.