Re: Mały patent na płytki
> trafiłeś na karton skompletowany ze zwrotów
Jeden.. nawet dwa.. bym rozumiał. Ale 11 ???
Poza tym - kartony były fabrycznie zaklejone. Nie sądzę, aby market "maczał w tym...
rozwiń
> trafiłeś na karton skompletowany ze zwrotów
Jeden.. nawet dwa.. bym rozumiał. Ale 11 ???
Poza tym - kartony były fabrycznie zaklejone. Nie sądzę, aby market "maczał w tym palce". To raczej jakaś skucha po stronie producenta. A symptomatyczny jest brak oznaczenia kalibracji płytek na kartonach.
Możecie się z mojego patentu nabijać, ale dla mnie jest ważne, że spełnia swoją rolę. Jak pisałem: nie uśmiechały mi się szerokie fugi ani zwrot/wymiana towaru.
A że ludzie to (w sporej części) bydło, przekonałem się nie raz. Szczytem było kolanko kanalizacyjne ufajdane w środku od g..na na półce w markecie. Ktoś nawet się nie wysilił, żeby je umyć, przed oddaniem, a pipa w BOK-u to przyjęła :/
Edit: Jeszcze jedna rzecz jest dla mnie zastanawiająca: ilekroć kupowałem jakiekolwiek płytki, czy to ścienne, czy podłogowe, zawsze musiałem z nich zdrapywać strużki kleju termicznego, nanoszonego zapewne po to, aby się nie obtłukiwały o siebie w transporcie. Tutaj w żadnym kartonie nie było śladu tego kleju. Dziwne, nie?
zobacz wątek