Re: Mamusie październikowo - listopadowe 2012 cz. 10
Iskierko kopiuję twój post :)
czas opisać przebieg porodu :)
Zaczęło się wszystko 18/19.09 wieczorem, okropnym bólem głowy, nie mogłam usnąć. Ok. 00:30 poszłam do toalety...
rozwiń
Iskierko kopiuję twój post :)
czas opisać przebieg porodu :)
Zaczęło się wszystko 18/19.09 wieczorem, okropnym bólem głowy, nie mogłam usnąć. Ok. 00:30 poszłam do toalety bo poczułam okropne parcie na pęcherz. I tylko usłyszałam plusk. Spojrzałam do Wuceta a tak mega czop. No, ale bez paniki... poszłam się położyć... ale coś mi nie grało bo cały czas mokro mi było... więc ten plusk to były wody z czopem :) poszłam do męża powiedziałam, że to już... powiedział, że mam sobie jaj nie robić :D no ale jak zobaczył, że faktycznie leci mi po nogach to uwierzył :) powoli poszłam się szykować do wyjazdu do szpitala, poszłam się wykapać, ogolić... dopakowałam torbę i pojechaliśmy... na Zaspie zadziwiający spokój. Położna spała, obudziliśmy ją :) Byliśmy ok.1:30. Zbadała mnie - faktycznie badania nie są przyjemne;/ Skurczy brak... po ok. 40 minutach poczułam pierwszy skurcz. Mąż się przebrał w kubraczek niebieski i pomaszerowaliśmy na trakt porodowy. położyli mnie pod KTG i okropnie mi sie nudziło... do momentu kiedy skurcze nie zaczeły sie nasilać... były co minute przez chwile pozniej 10 minut przerwy... do godz. 4 rozwarcie na półtora palca. ok. 5 dostałam uwaga nie głupiego Jasia tylko oksytocynę, po której byłam jak na haju :) Ponoć bardzo mało kobiet tak na nią reaguje... budziłam sie tylko podczas skurczy a tak to jęczałam a powieki miałam ciężkie jak cholera.Mąż dzielnie trzymał mnie za rękę, okłady robił, dawał pić, chodził ze mną do wc, na piłce nie skakałam, bo nie byłam w stanie, pod prysznicem byłam, ale ulgi mi nie przynosił. Po oksytocynie ruszyło sie bardzo szybko, ale i szybko zatrzymało. Malutka była bardzo wysoko w kanale. okrutnie jęczałam, i śmiałam sie z laski obok która chrapała jak niedźwiedź :D dostalam jakies inne lekarstwo pozniej, jakis czopek mi zasadzili i dali gaz rozweselajacy...który nic nie pomagal ale mogłam gryźć ustnik przynajmniej. I zaczeły sie w końcu parte. Ciężko było bo mała się chowała z powrotem, Doktorka leżała mi na brzuchu a ja parłam i parłam i parłam aż wyparłam :D I kazali mi otworzyć oczy a ja miałam tak cięzkie powieki, że zaczęłam w majaczeniu mówić "zaraz zaraz"... i jak otworzyłam to zobaczyłam JĄ moją Małą kruszynkę i Męża szlochającego. Mąż przecinał pępowinę a ja jemu zdjęcie robiłam... nie pamiętam nawet jak ja to zrobiłam i kiedy. Nelka miała pępowinkę zakręconą raz, ale nie miała niedotlenienia itp.Położyli mi ją na piersi, to było niezapomniane uczucie, cudowne nie do opisania. Łożysko wyszło ze mnie w 4 minutki, i potem zszywanie... i tutaj dopiero mogę napisać w pełni świadomie jak to kur... bolało. Bólu z porodu nie pamiętam, ale to szycie... Przewieźli nas na salę adaptacyjną i ponad 2 h z mężem byliśmy. Nie czułam się jakbym co dopiero dziecko urodziła, cudowne są te pierwsze chwile... Jak już leżalam na sali, to zaczynałam odczuwać krocze... i tak z godziny na godzinę było coraz gorzej... myślałam na początku, że to tak ma być. Ale jak laska z sali zaczęła śmigać a ja cierpiałam katusze to stwierdziłyśmy że coś jest nie tak. No i było jak wiecie... ale wszystko dobrze się już układa :D i oby tak zostało.
Dzisiaj pierwszy raz od porodu siedziałam na fotelu :D Jakie to jest super uczucie móc siedzieć!!Takie przyziemne, a takie zarąbiste uczucie :)))
Chyba bardzo chaotycznie napisałam o porodzie, ale kurde ja jego naprawde nie pamiętam prawie :)))
zobacz wątek