Widok
Nietypowa ospa
Mam pytanie, czy wasze dzieci przechodzily ospe typowo? Czy zawsze na skorze pojawialy sie pecherzyki?
Corka wczoraj wyladowala u pediatry z czerwonymi plamami na brzuchu i nogach, diagnoza - ospa.
Dzis plam ma wiecej, ale to wciaz tylko czerwone plamy na calym ciele, bez pecherzykow, bez zadnego "srodka", no bez niczego. Do tego spuchly jej kostki i dlonie, nie chce chodzic. Czy ktos mial do czynienia z taka ospa??
Corka wczoraj wyladowala u pediatry z czerwonymi plamami na brzuchu i nogach, diagnoza - ospa.
Dzis plam ma wiecej, ale to wciaz tylko czerwone plamy na calym ciele, bez pecherzykow, bez zadnego "srodka", no bez niczego. Do tego spuchly jej kostki i dlonie, nie chce chodzic. Czy ktos mial do czynienia z taka ospa??
Tak, przyjaciólka to nie dawno przerabiała.
Leczyli jej małą na ospę, bo miała zwykłe plamki czerwone, kremy, antybiotyki i inne cuda na kiju. Nikt nie przejął się tym, że mała nie chce wogóle chodzić, bo bolą ją nogi, miała całe spuchnięte, głownie kostki. Wreszcie trafiła do szpitala. Diagnoza - Plamica Schönleina-Henocha. Może u was jest to samo?
Leczyli jej małą na ospę, bo miała zwykłe plamki czerwone, kremy, antybiotyki i inne cuda na kiju. Nikt nie przejął się tym, że mała nie chce wogóle chodzić, bo bolą ją nogi, miała całe spuchnięte, głownie kostki. Wreszcie trafiła do szpitala. Diagnoza - Plamica Schönleina-Henocha. Może u was jest to samo?
Dokładnie. Lepiej się upewnić, bo może leczą dziecko nie na to, co trzeba.
Przytoczyłam tu przykład mojej przyjaciółki, której córka była leczona najpierw na ospę, potem faszerowana antybiotykami pod kontem bostonki, a na końcu wyczerpane dziecko trafiło do szpitala gdzie zdiagnozowano plamicę, wprowadzono odpowiednie leczenie i po 3 dniach wróciło dziecko do domu. Ale po co się męczyła 2 tygodnie? Po co te wszystkie zbędne leki i antybiotyki? Po co ten stracony czas, zwolnienie z pracy, stres dziecka i rodziców itd?
Przytoczyłam tu przykład mojej przyjaciółki, której córka była leczona najpierw na ospę, potem faszerowana antybiotykami pod kontem bostonki, a na końcu wyczerpane dziecko trafiło do szpitala gdzie zdiagnozowano plamicę, wprowadzono odpowiednie leczenie i po 3 dniach wróciło dziecko do domu. Ale po co się męczyła 2 tygodnie? Po co te wszystkie zbędne leki i antybiotyki? Po co ten stracony czas, zwolnienie z pracy, stres dziecka i rodziców itd?
"Nie strasze sie", na spokojnie ;)
Zdziwily mnie po prostu objawy u corli i bylam ciekawa, czy ktos sie z tym zetknal.
Dzis mamy kolejny dzien i dalej zero pecherzykow, nic jej nie swedzi. Drodne plamki zlaly sie w wieksze czerwone placki i dalej nogi spuchniete. Poczytalam troche i niestety ta plamica pasuje, tak jak wyzej ktos napisal.
Na pewno bede corke dalej diagnozowac, dzis albo jutro, bo jestem praktycznie pewna, ze to jednak nie ospa.
Zdziwily mnie po prostu objawy u corli i bylam ciekawa, czy ktos sie z tym zetknal.
Dzis mamy kolejny dzien i dalej zero pecherzykow, nic jej nie swedzi. Drodne plamki zlaly sie w wieksze czerwone placki i dalej nogi spuchniete. Poczytalam troche i niestety ta plamica pasuje, tak jak wyzej ktos napisal.
Na pewno bede corke dalej diagnozowac, dzis albo jutro, bo jestem praktycznie pewna, ze to jednak nie ospa.
Mała siedziała w domu ok. 2 tygodnie po powrocie ze szpitala. Potem wszystko zeszło, nogi przestały boleć, wrócił dobry humor i mała wróciła do przedszkola. Ale ostrzegali, że to choroba mająca nawroty i że to może sie za jakiś czas powtórzyć (że niby nie znają przyczyn tej choroby i leczy sie tylko skutki). Póki co od paru miesięcy nie było nawrotów, ale ponoć nawroty mogą być i po kilku latach. Ale wtedy jak dziecko będzie miało plamy na ciele plus opuchnięte nogi to będzie wiadomo co to jest.
Jadźka, ale u mojej corki nikt nie stwierdzil plamicy, wiec nie robilli badan pod tym katem. Ospe zdiagnozowal mi pediatra, ale to byl pierwszy dzien i myslal, ze z tych plamek beda bable za chwile.
Jesli chodzi o pokrzywke to małej wyskoczyly dodatkowo te bable "pokrzywkowe", pojedyncze, doslownie w ciagu godziny pojawialy sie i znikaly, ale nie swedzialy. Opuchlizna podobno tez jest normalna.
Jesli chodzi o pokrzywke to małej wyskoczyly dodatkowo te bable "pokrzywkowe", pojedyncze, doslownie w ciagu godziny pojawialy sie i znikaly, ale nie swedzialy. Opuchlizna podobno tez jest normalna.
U nas szczepionka na ospę sie sprawdza póki co. Dzieci miały bezposredni kontakt z ospą już nie raz, a nie zachorowały. Chyba, że przeszły tak łagodnie, ż enikt nie zauważył.
Szkarlatynę za to przerabiali oboje. Krostki na ciele, lekka gorączka. Ostatni objaw w postaci białego języka to gwarancja, że to na pewno szkarlatyna. Niestety lekarze nie potrafią szkarlatyny trafnie diagnozować. Syn kiedyś miał wysypkę po antybiotyku a pediatra zdiagnozowała szkarlatynę, narobiła paniki, że do sanepidu trzeba to zgłosić, zawiadomić szkołe, bo może być epidemia, wysłała nas ze skierowaniem do szpitala zakźnego. Tam nas wyśmiali, że lekarka to chyba szkarlatyny w życiu nie widziała, bo to zwykła wysypka po antybiotyku była. Ot tacy lekarze... Myślałam, że takie cyrki się nie zdarzają, a potem była niestety powtórka. Jakiś miesiąc potem syna wysypało znowu ale z białym językiem. Byłam już pewna, że to szkarlatyna. Lekarka potwierdziła i ... wysłała nas ze skierowaniem do szpitala zakaźnego, bo ona nie wiedziała jaki antybiotyk wypisać! Tylko to. Wyobrażacie sobie ten cyr? Chore zarażające dziecko trzeba było zawieźć do szpitala tylko po receptę. W szpitalu nie chcieli uwierzyć w jakim celu lekarka nas tu skierowała. No cyrk. Szkoda tylko tych wszystkich osób, które miały kontakt z moim chorym dzieckiem i które może sie zaraziły lub przeniosły to na swoich bliskich.
Tak więc lekarz lekarzowi nie równy, często nie wiedzą na co dziecko choruje i zgadują.
Szkarlatynę za to przerabiali oboje. Krostki na ciele, lekka gorączka. Ostatni objaw w postaci białego języka to gwarancja, że to na pewno szkarlatyna. Niestety lekarze nie potrafią szkarlatyny trafnie diagnozować. Syn kiedyś miał wysypkę po antybiotyku a pediatra zdiagnozowała szkarlatynę, narobiła paniki, że do sanepidu trzeba to zgłosić, zawiadomić szkołe, bo może być epidemia, wysłała nas ze skierowaniem do szpitala zakźnego. Tam nas wyśmiali, że lekarka to chyba szkarlatyny w życiu nie widziała, bo to zwykła wysypka po antybiotyku była. Ot tacy lekarze... Myślałam, że takie cyrki się nie zdarzają, a potem była niestety powtórka. Jakiś miesiąc potem syna wysypało znowu ale z białym językiem. Byłam już pewna, że to szkarlatyna. Lekarka potwierdziła i ... wysłała nas ze skierowaniem do szpitala zakaźnego, bo ona nie wiedziała jaki antybiotyk wypisać! Tylko to. Wyobrażacie sobie ten cyr? Chore zarażające dziecko trzeba było zawieźć do szpitala tylko po receptę. W szpitalu nie chcieli uwierzyć w jakim celu lekarka nas tu skierowała. No cyrk. Szkoda tylko tych wszystkich osób, które miały kontakt z moim chorym dzieckiem i które może sie zaraziły lub przeniosły to na swoich bliskich.
Tak więc lekarz lekarzowi nie równy, często nie wiedzą na co dziecko choruje i zgadują.