Widok
Przyjazne dusze
Opinie do spektaklu: Przyjazne dusze.
Spektakl Teatru KwadratDo urokliwego domu pod Londynem, będącego właśnie do wynajęcia, wprowadza się młoda para, Mary i Simon. On – początkujący pisarz powieści kryminalnych, ona – ciepła, dobra, kochająca swego męża dziewczyna. Jest w ciąży. Poprzednimi właścicielami domu byli, tragicznie zmarli Jack i Suzie. W spektaklu obserwujemy ewolucję stosunku duchów – Jacka i Suzie ...
Przejdź do spektaklu.
Spektakl Teatru KwadratDo urokliwego domu pod Londynem, będącego właśnie do wynajęcia, wprowadza się młoda para, Mary i Simon. On – początkujący pisarz powieści kryminalnych, ona – ciepła, dobra, kochająca swego męża dziewczyna. Jest w ciąży. Poprzednimi właścicielami domu byli, tragicznie zmarli Jack i Suzie. W spektaklu obserwujemy ewolucję stosunku duchów – Jacka i Suzie ...
Przejdź do spektaklu.
Świetna parada aktorska
Właśnie wróciłem ze spektaklu. Ogólne wrażenia bardzo pozytywne. Sztuka z pozoru jest lekka, łatwa i śmieszna, lecz zawiera w sobie głębszy przekaz, który dzięki komicznej formie, pozbawiony jest zbędnego patosu.
Doborowa plejada aktorska na zasadzie kontrastu wyeksponowała marność umiejętności scenicznych Pawła Małaszyńskiego. Postać Simona, podobnie jak pozostałe, była soczystym aktorskim kąskiem, dającym artyście możliwość wyżycia się i wyeksponowania swoich zdolności. Tymczasem, Małaszyński, mówiąc kolokwialnie, zmasakrował swoją rolę. W ogóle nie istniał na scenie, ginął w cieniu pozostałej obsady, z kultowym już Janem Kobuszewskim na czele. Podczas ukłonów końcowych komiczno-żałosny smaczek pozostawiło "nadęte" zachowanie Małaszyńskiego zwieńczone ostentacyjnym rzuceniem na widownię otrzymanych chwilę wcześniej kwiatów.
Doborowa plejada aktorska na zasadzie kontrastu wyeksponowała marność umiejętności scenicznych Pawła Małaszyńskiego. Postać Simona, podobnie jak pozostałe, była soczystym aktorskim kąskiem, dającym artyście możliwość wyżycia się i wyeksponowania swoich zdolności. Tymczasem, Małaszyński, mówiąc kolokwialnie, zmasakrował swoją rolę. W ogóle nie istniał na scenie, ginął w cieniu pozostałej obsady, z kultowym już Janem Kobuszewskim na czele. Podczas ukłonów końcowych komiczno-żałosny smaczek pozostawiło "nadęte" zachowanie Małaszyńskiego zwieńczone ostentacyjnym rzuceniem na widownię otrzymanych chwilę wcześniej kwiatów.