Widok
Samotność
Witam wszystkich,
Niektórym mój problem może się wydać banalny, ale dla mnie tak nie jest.
Nawet nie wiem, od czego zacząc
Pracuję kontraktowo 6/6 tygodni (6 tygodni jestem w pracy, potem 6 w domu).
Na pracę nie mogę narzekac, bo przede wszystkim ja mam. Tylko kiedys
bym nigdy nie przypuszczal, ze to się wszystko obroci przeciwko mnie.
Mam rodzine, zone i synka. Kazdy patrzacy z boku by powiedzial, ze jestesmy super rodzina.
Wszystko było ok., dopóki zona była w domu.
Ja wracałem z pracy i cale wolne dni spędzaliśmy razem. Wiem, ze była samotna,
Jak mnie nie było, ale to się zmienilo. Jak synek skończył 2 lata zaczela pracowac,
tak jak zawsze chciala. Tylko wszystko się pogmatwalo w druga strone.
Teraz jak ja wracam do domu, to jestem caly czas sam. Niedosc, ze jesteśmy osobno, jak mnie nie ma,
to teraz spedzamy większość czasu osobno, jak jestem w domu. Zonie jest z tym dobrze,
bo zapełniła luke w swoim zyciu. Ma fajna prace, miedzy ludzmi i widac, ze bardzo ja lubi.
Nie zauważyła tylko, ze przez to wszystko ja zostalem teraz sam.
Jak wracam do domu, to calymi dniami (8-16) ich nie ma. Zona w pracy, a maly w przedszkolu.
I na początku jakos sobie jeszcze z tym radzilem, ale teraz już nie
Pojawily się niepotrzebne konflikty miedzy nami wlasnie z tego powodu
Zona zarzucila mi nawet, ze się po prostu w tym nie znalazłem. Ale z drugiej strony jak
Miałem się znaleźć w czyms, czego ona kiedys tez nienawidzila
Tylko z ta roznica, ze ona kiedys miala perspektywe, ze kiedys wroci do pracy.
A ja? Co mam ze soba zrobic?
Kocham moja rodzine i nie chce jej unieszczęśliwić, ale sytuacja w jakiej się znalazłem teraz
Już mnie po prostu dobija. Proponowalem zonie, żebyśmy poszukali jakiegos rozwiązania.
Ja nie mam możliwości zmienic pracy bo glownie z mojej pensji się utrzymujemy, ale prosilem, żebyśmy poszukali dla niej,
Czegos innego, na mniej godzin (moglaby w ogole nie pracowac, jakby tylko chciala). Wiem, ze chce pracowac
Dlatego nie zmusiłbym jej do rezygnacji z pracy, ale pomyślałem, ze to by było dobre rozwiązanie. Tylko problem w tym, ze mam wrazenie, ze ona już po prostu nie chce isc na kompromis.
Ma teraz prace która lubi, spotyka się z ludzmi, wychodzi z domu itd. Ale co w takim razie ze mna? Czy przez to, ze kocham swoja rodzine i nie chce jej skrzywdzic jestem skazany do konca zycia na samotność? Dlatego wlasnie tutaj pisze, bo mam nadzieje, ze może ktos z Was mi doradzi co zrobic.
Zaczalem się tez zastanawiac, czy nie byloby dobrym pomyslem poszukac sobie kogos z podobnym problemem do mojego. Osoby, z która bym mogl spędzać ten wolny czas. Wiem, ze jest duzo ludzi samotnych tak jak ja. Jestem otwarty na wszelkie propozycje. Lubie windsurfing, zeglarstwo, rolki, rower, nawet bym pobiegal, ale na żadna z tych rzeczy nie mam już ochoty sam. Umowil bym się tez chetnie na kawe, zakupy, spaceritd. Jestem otwarty na wszelkie propozycje. Może to czyta wlasnie osoba, która jest samotna tak jak ja i ma wolny czas w tygodniu od pn do pt pomiedzy 8-16. Chetnie bym się spotkal, żeby po prostu pogadac i spędzić milo czas, bo już na prawde nie wiem, co mam ze soba zrobic.
Mam 33 lata i szukam kogos, kto pomogl by mi wypełnić luke, która powstala w moim zyciu...
Niektórym mój problem może się wydać banalny, ale dla mnie tak nie jest.
Nawet nie wiem, od czego zacząc
Pracuję kontraktowo 6/6 tygodni (6 tygodni jestem w pracy, potem 6 w domu).
Na pracę nie mogę narzekac, bo przede wszystkim ja mam. Tylko kiedys
bym nigdy nie przypuszczal, ze to się wszystko obroci przeciwko mnie.
Mam rodzine, zone i synka. Kazdy patrzacy z boku by powiedzial, ze jestesmy super rodzina.
Wszystko było ok., dopóki zona była w domu.
Ja wracałem z pracy i cale wolne dni spędzaliśmy razem. Wiem, ze była samotna,
Jak mnie nie było, ale to się zmienilo. Jak synek skończył 2 lata zaczela pracowac,
tak jak zawsze chciala. Tylko wszystko się pogmatwalo w druga strone.
Teraz jak ja wracam do domu, to jestem caly czas sam. Niedosc, ze jesteśmy osobno, jak mnie nie ma,
to teraz spedzamy większość czasu osobno, jak jestem w domu. Zonie jest z tym dobrze,
bo zapełniła luke w swoim zyciu. Ma fajna prace, miedzy ludzmi i widac, ze bardzo ja lubi.
Nie zauważyła tylko, ze przez to wszystko ja zostalem teraz sam.
Jak wracam do domu, to calymi dniami (8-16) ich nie ma. Zona w pracy, a maly w przedszkolu.
I na początku jakos sobie jeszcze z tym radzilem, ale teraz już nie
Pojawily się niepotrzebne konflikty miedzy nami wlasnie z tego powodu
Zona zarzucila mi nawet, ze się po prostu w tym nie znalazłem. Ale z drugiej strony jak
Miałem się znaleźć w czyms, czego ona kiedys tez nienawidzila
Tylko z ta roznica, ze ona kiedys miala perspektywe, ze kiedys wroci do pracy.
A ja? Co mam ze soba zrobic?
Kocham moja rodzine i nie chce jej unieszczęśliwić, ale sytuacja w jakiej się znalazłem teraz
Już mnie po prostu dobija. Proponowalem zonie, żebyśmy poszukali jakiegos rozwiązania.
Ja nie mam możliwości zmienic pracy bo glownie z mojej pensji się utrzymujemy, ale prosilem, żebyśmy poszukali dla niej,
Czegos innego, na mniej godzin (moglaby w ogole nie pracowac, jakby tylko chciala). Wiem, ze chce pracowac
Dlatego nie zmusiłbym jej do rezygnacji z pracy, ale pomyślałem, ze to by było dobre rozwiązanie. Tylko problem w tym, ze mam wrazenie, ze ona już po prostu nie chce isc na kompromis.
Ma teraz prace która lubi, spotyka się z ludzmi, wychodzi z domu itd. Ale co w takim razie ze mna? Czy przez to, ze kocham swoja rodzine i nie chce jej skrzywdzic jestem skazany do konca zycia na samotność? Dlatego wlasnie tutaj pisze, bo mam nadzieje, ze może ktos z Was mi doradzi co zrobic.
Zaczalem się tez zastanawiac, czy nie byloby dobrym pomyslem poszukac sobie kogos z podobnym problemem do mojego. Osoby, z która bym mogl spędzać ten wolny czas. Wiem, ze jest duzo ludzi samotnych tak jak ja. Jestem otwarty na wszelkie propozycje. Lubie windsurfing, zeglarstwo, rolki, rower, nawet bym pobiegal, ale na żadna z tych rzeczy nie mam już ochoty sam. Umowil bym się tez chetnie na kawe, zakupy, spaceritd. Jestem otwarty na wszelkie propozycje. Może to czyta wlasnie osoba, która jest samotna tak jak ja i ma wolny czas w tygodniu od pn do pt pomiedzy 8-16. Chetnie bym się spotkal, żeby po prostu pogadac i spędzić milo czas, bo już na prawde nie wiem, co mam ze soba zrobic.
Mam 33 lata i szukam kogos, kto pomogl by mi wypełnić luke, która powstala w moim zyciu...
Wiesz wbrew pozorom jest to sprawa błacha, ważne aby ta sytuacja nie pogorszyła Waszych relacji. Tak to już jest,że kobiety w wielu sytuacjach życiowych odnajdują się lepiej, zwłaszcza kiedy chodzi o wychowanie dziecka i konieczność pozostania z nim w domu. Nie dziwi mnie, że teraz kiedy w końcu wyszła z domu do ludzi to nie chce tam wracać. Fajnie,że dzięki Twojej pracy ma zapewniony byt jednak to nie wszystko.
Cóż mogę poradzić..
Postaraj się ten wolny czas wykorzystać jak naljepiej, godziny 8-16 raczej nie sprzyjają spotkaniom ponieważ wiekszość wtedy pracuję ale sam chyba tez miło możesz spędzić czas? Masz jakieś zainteresowania, możesz uprawiać tyle dyscyplin, zwlaszcza mieszkając nad morzem.
Naucz się cieszyć tym czasem wolnym to najlepsza metoda.
Cóż mogę poradzić..
Postaraj się ten wolny czas wykorzystać jak naljepiej, godziny 8-16 raczej nie sprzyjają spotkaniom ponieważ wiekszość wtedy pracuję ale sam chyba tez miło możesz spędzić czas? Masz jakieś zainteresowania, możesz uprawiać tyle dyscyplin, zwlaszcza mieszkając nad morzem.
Naucz się cieszyć tym czasem wolnym to najlepsza metoda.
michał ma racje zajmij sie synkiem i czas bedziesz mial wypełniony i porzytecznie wykorzystany ;0 plusem tego jest to ze bardziej zżyjesz sie z synkiem , bo jak wspomniales nie ma ciebie 6 tyg .zawieranie nowych znajomosci moze odbic sie na dalszych relacach w waszej rodzinie . zastanow sie nad tym - bo mozna wiele stracic ......
Oddal bym wszystko, zeby nie musiala na mnie czekac...Zebym nie musial wyjezdzac i mial normalna prace na miejscu w tych godzinach, co ona. Kocham zone i chce z nia spedzac kazda mozliwa chwile. Wtedy by nie bylo problemu. Ale to nie jest takie proste. W zyciu bysmy nie wyzyli z pieniedzy, ktore bym zarobil na miejscu, bo przy moim wyksztalceniu nie wiem, czy bym w ogole prace znalazl...Mamy zbyt wiele zobowiazan, jak kredyt na mieszkanie itd., ktorych momentami zaluje, ale juz teraz nie mam wyjscia.
Zajmij się domem, zakupami. Odciążysz żonę będziecie mieć więcej czasu dla siebie. Zacznij zdrowo gotować to zabiera trochę czasu a wyjdzie Wam wszystkim na zdrowie.
Nie dramatyzuj dzięki temu że żona pracuje jest szczęśliwsza, macie więcej tematów do rozmów a ona kiedy Ciebie nie ma jest mniej samotna...
Po jej powrocie z pracy macie jeszcze tyle czasu... Doceń to.
Nie dramatyzuj dzięki temu że żona pracuje jest szczęśliwsza, macie więcej tematów do rozmów a ona kiedy Ciebie nie ma jest mniej samotna...
Po jej powrocie z pracy macie jeszcze tyle czasu... Doceń to.
Co do tego "tyle czasu" to sie nie zgodze...
Wstaje codziennie o 0630, zeby na 8 byc w pracy.
Konczy 0 16, nieraz 1630, w domu jest min 17ta.
Potem dziecko 3 godz i do 20tej i zanim pojdzie spac.
zona max 21-22 tez kladzie sie spac, bo jej skonana po dniu.
I po co to? I ile nam z tego dnia zostaje?
Ja w tygodniu mam ja max 1-2 godz dla siebie...
Sa jeszcze weekendy, w ktore do niedawna studiowala...
Dzieki Bogu to juz sie prawie konczy, bo weekendy nieraz
byly jeszcze gorsze niz tydzien, bo wracala o 20.
Ale chociaz to juz sie niedlugo skonczy, bo nie wiem, czy
bym w tym wszystkim wytrzymal.
Co do zajmowania sie domem, to ja jej bardzo duzo pomagam.
Dom jest generalnie ogarniety jak wraca, bo wlasnie chcialem,
zeby miala mniej i zeby miala wiecej czasu...
Ale momentami mam wrazenie, ze im wiecej robie, tym
ona to mniej zauwaza, bo zawsze sie znajdzie jeszcze cos...
Poza tym, jak ja wroce po 6 tygodniach monotonnej pracy,
w ktorej widuje max 1-2 osoby dziennie ostatnia rzecza jest
ochota siedzenia samemu w domu :(
Z gotowaniem probowalem, ale nie jest to moja najlepsza strona...
Wstaje codziennie o 0630, zeby na 8 byc w pracy.
Konczy 0 16, nieraz 1630, w domu jest min 17ta.
Potem dziecko 3 godz i do 20tej i zanim pojdzie spac.
zona max 21-22 tez kladzie sie spac, bo jej skonana po dniu.
I po co to? I ile nam z tego dnia zostaje?
Ja w tygodniu mam ja max 1-2 godz dla siebie...
Sa jeszcze weekendy, w ktore do niedawna studiowala...
Dzieki Bogu to juz sie prawie konczy, bo weekendy nieraz
byly jeszcze gorsze niz tydzien, bo wracala o 20.
Ale chociaz to juz sie niedlugo skonczy, bo nie wiem, czy
bym w tym wszystkim wytrzymal.
Co do zajmowania sie domem, to ja jej bardzo duzo pomagam.
Dom jest generalnie ogarniety jak wraca, bo wlasnie chcialem,
zeby miala mniej i zeby miala wiecej czasu...
Ale momentami mam wrazenie, ze im wiecej robie, tym
ona to mniej zauwaza, bo zawsze sie znajdzie jeszcze cos...
Poza tym, jak ja wroce po 6 tygodniach monotonnej pracy,
w ktorej widuje max 1-2 osoby dziennie ostatnia rzecza jest
ochota siedzenia samemu w domu :(
Z gotowaniem probowalem, ale nie jest to moja najlepsza strona...
Problem w tym ze dla Ciebie tych 6 tyg w domu to takie jakby wakacje, a żona ma w tym czasie normalną orke. Kiedys mialam znajomego ktory pracowal w systemie miesiac na miesiac i generalnie bylo wesolo bo przez miesiac w PL ciagle imprezowal, wyjezdzal na przedluzone weekendy itp, tyle tylko ze wiekszosc jego znajomych miala prace, jakies tam swoje popoludniowe zaecia typu silownia z ktorych ciezko zrezynowac na kilka tygodni.
Co do przedszkola to żona ma rację ze dziecko sie odzwyczaja i zetakie chodzenie "w kratkę" nie jest dobre.
Co do przedszkola to żona ma rację ze dziecko sie odzwyczaja i zetakie chodzenie "w kratkę" nie jest dobre.
nie ma miłości bez naiwności
Ja mam podobnie ,gdyż mój mąż pracuje na kontrakcie i jest w domu mniej więcej co 6 tyg.ale krócej bo na 7-14 dni. Mimo ,że nie mamy dzieci , ja nie pracuję to to ,że on tam ma swoje codzienne życie a ja tu góruje nad naszym wspólnym życiem.Ja nawet jak on jest czuję się czasami "samotna" bo on bardziej interesuje się tamtym obecnym życiem niż tym tutaj.Coraz mniej mamy wspólnych tematów. Niestety rozłąka nigdy dobrze nie wplywa na związek , nigdy już nie jest tak jak wcześniej.
Przykro mi to slyszec...
W moim przypadku jest troche inaczej.
Ja przez to, ze jestem 6 tygodni poza domem, to staram sie poswiecic max ilosc czasu rodzinie. Dla mnie tamto zycie nie istnieje.
Jest to tylko srodek do uzyskania pieniedzy dla nas na zycie.
W sumie moge powiedziec, ze przez to ze sie musze z nimi rozstawac
znienawidzilem ta prace, przez co mi jest jeszcze gorzej teraz w
niej wytrzymac. Kiedy mnie nie ma, to najchetniej bym siedzial
z zona na telefonie, tylko przez to, ze teraz tak jest (ze ma prace,
dziecko i jeszcze sie uczy), to ona ma bardzo malo czasu.
A jak wracam do domu, to dla mnie tamto zycie po prostu nie istnieje, ale w jej sie niewiele zmienia - ma bardzo malo czasu.
Nawet nie lubie za bardzo rozmawiac o mojej pracy, bo kojarzy mi sie z ta okropna rozlaka...
Dlatego jak wracam do domu, to staram sie poswiecic rodzinie na 100%. Tylko od czasu, jak zona zaczela pracowac, to ona nie ma czasu...bo na wszystko go brakuje.
Ja poswiecilem miedzy czasie na rodzine wszystko, wszystkie moje zainteresowania, szczegolnie te, ktore kolidowaly czasowo ze spedzaniem z nimi czasu, bo chcialem jak najwiecej z nimi byc.
Tylko teraz niestety odkad zona pracuje, zemscilo sie to na mnie, bo zostalem z niczym i ciezko mi sie w tym odnalezc. Wiem, ze ona tez wszystko poswiecila dla nas wczesniej i w sumie dopoki nie pracowala bylo fajnie, jak bylismy razem. Teraz sie to wszystko pogmatwalo i mnie to przeraza... :(
W moim przypadku jest troche inaczej.
Ja przez to, ze jestem 6 tygodni poza domem, to staram sie poswiecic max ilosc czasu rodzinie. Dla mnie tamto zycie nie istnieje.
Jest to tylko srodek do uzyskania pieniedzy dla nas na zycie.
W sumie moge powiedziec, ze przez to ze sie musze z nimi rozstawac
znienawidzilem ta prace, przez co mi jest jeszcze gorzej teraz w
niej wytrzymac. Kiedy mnie nie ma, to najchetniej bym siedzial
z zona na telefonie, tylko przez to, ze teraz tak jest (ze ma prace,
dziecko i jeszcze sie uczy), to ona ma bardzo malo czasu.
A jak wracam do domu, to dla mnie tamto zycie po prostu nie istnieje, ale w jej sie niewiele zmienia - ma bardzo malo czasu.
Nawet nie lubie za bardzo rozmawiac o mojej pracy, bo kojarzy mi sie z ta okropna rozlaka...
Dlatego jak wracam do domu, to staram sie poswiecic rodzinie na 100%. Tylko od czasu, jak zona zaczela pracowac, to ona nie ma czasu...bo na wszystko go brakuje.
Ja poswiecilem miedzy czasie na rodzine wszystko, wszystkie moje zainteresowania, szczegolnie te, ktore kolidowaly czasowo ze spedzaniem z nimi czasu, bo chcialem jak najwiecej z nimi byc.
Tylko teraz niestety odkad zona pracuje, zemscilo sie to na mnie, bo zostalem z niczym i ciezko mi sie w tym odnalezc. Wiem, ze ona tez wszystko poswiecila dla nas wczesniej i w sumie dopoki nie pracowala bylo fajnie, jak bylismy razem. Teraz sie to wszystko pogmatwalo i mnie to przeraza... :(
Ja uważam że to jest egoistyczne podejście! Teraz wiesz jak ona się strasznie czuła siedząc sama gdy cie nie było... Myślę że cały problem to twoje podejście.miliony żyją tak że pracują całe dnie, widuje się tylko wieczorem a weekendy mają dla siebie. Albo inaczej wyjeżdżają ciągle w jakieś delegacje... Organizuj sobie jakoś czas i przede wszystkim nie uzalaj się nad sobą! Bądź facetem! Uwięzienie jej w domu i pozbawienie tego co normalne- pracy- spowoduje że kiedyś ucieknie! Boże naprawdę ludzie mają większe problemy- ciesz się z tego co masz.
I to napisala na pewno jakas kobieta!!!
Dlaczego, jak ona sie w tym kiedys nie znalazla, to bylo ok i musialo sie zmienic, zeby bylo dobrze, a teraz gdy ja mam z tym problem, tu juz jest egosityczne podejscie?? Zycie polega na kompromisach. Ludzie czesto tak zyja, jak nie maja wyjscia - dlatego ja musze wyjezdzac...Nie jest mi z tym dobrze!!! I ja wcale nie chce jej uwiezic w domu. Ale dlaczego wtedy to ja mam byc tym uwiezionym, bo niestety to sie z tym wiaze. Mialem i mam wiele planow podczas wolnego, ale non stop je poddawalem za bycie z rodzina. I dlaeczego to tylko ona ma miec prawo do ucieczki? Ja juz nie? I to nie jest uzalanie sie, ale nie mozna oczekiwac od jednej osoby, zeby byla "wiezniem" jezeli sie samemu tego nie chce...Ja juz po woli rozumiem i do mnie to dochodzi, ze musimy miec kazde z nas swoje zycie tez poza rodzina. Niestety tylko moze sie to wiazac z tym, ze bedziemy jeszcze mniej czasu razem. Wiem, ze dla niej najlepiej bylo by, gdybym sie w tym odnalazl i siedzial non stop w domu i czekal, ale ja w tym nie wytrzymam. Tez chce miec jakies zycie, jak jestem w domu, bo jak jestem w pracy, to go nie mam...To jest po prostu wegetacja i przetrwanie do kolejnego powrotu...A zycie sie dopiero zaczyna w domu...A egozistyczne podejscie, to przedstawilas Ty, patrzac na to tylko z jednej strony. Zycie polega na kompromisach i mam nadzieje, ze moja zona to zrozumie, bo widze, ze gdybys to byla Ty, to na pewno bysmy sie nie dogadali.
Dlaczego, jak ona sie w tym kiedys nie znalazla, to bylo ok i musialo sie zmienic, zeby bylo dobrze, a teraz gdy ja mam z tym problem, tu juz jest egosityczne podejscie?? Zycie polega na kompromisach. Ludzie czesto tak zyja, jak nie maja wyjscia - dlatego ja musze wyjezdzac...Nie jest mi z tym dobrze!!! I ja wcale nie chce jej uwiezic w domu. Ale dlaczego wtedy to ja mam byc tym uwiezionym, bo niestety to sie z tym wiaze. Mialem i mam wiele planow podczas wolnego, ale non stop je poddawalem za bycie z rodzina. I dlaeczego to tylko ona ma miec prawo do ucieczki? Ja juz nie? I to nie jest uzalanie sie, ale nie mozna oczekiwac od jednej osoby, zeby byla "wiezniem" jezeli sie samemu tego nie chce...Ja juz po woli rozumiem i do mnie to dochodzi, ze musimy miec kazde z nas swoje zycie tez poza rodzina. Niestety tylko moze sie to wiazac z tym, ze bedziemy jeszcze mniej czasu razem. Wiem, ze dla niej najlepiej bylo by, gdybym sie w tym odnalazl i siedzial non stop w domu i czekal, ale ja w tym nie wytrzymam. Tez chce miec jakies zycie, jak jestem w domu, bo jak jestem w pracy, to go nie mam...To jest po prostu wegetacja i przetrwanie do kolejnego powrotu...A zycie sie dopiero zaczyna w domu...A egozistyczne podejscie, to przedstawilas Ty, patrzac na to tylko z jednej strony. Zycie polega na kompromisach i mam nadzieje, ze moja zona to zrozumie, bo widze, ze gdybys to byla Ty, to na pewno bysmy sie nie dogadali.
Poza tym jedyne, co mi udowodnilas swoja wypowiedzia, to jak szybko negatywnie sie wypowiadasz o osobie, ktorej nie znasz...
Nawet nie wiesz, jak wyglada moja praca. Ano tak: wyjazd z domu - samolot - statek - wieza wiertnicza (przez 6 tygodni zero kontaktu z "normalnym" swiatem. Dlugie godziny pracy, min 12/dobe. Jedyne co mamy na szczescie, to internet, maile i telefony do zony), potem powrot samolot - dom. Czyli generalnie wiezienie i odsiadka z pensja. Dlatego nie dziw mi sie, ze jak wracam, to chce w koncu zyc. Ciagnie mnie do ludzi, do jezdzenia, odpoczynku, urlopu... A nie zmiana jednego wiezienia na drugie - puste 4 sciany w mieszkaniu przez caly dzien, szczegolnie zima, gdzie dzien jest bardzo krotki. Zreszta wytrzymalem juz to i tak bardzo dlugo, bo to trwa prawie 2 lata...Z drugiej strony mam kolegow, ktorych zony sie znalazly w czekaniu...Jak ich nie ma, to dom, skype, telefon z mezem, planowanie wolnego i wakacji razem jak wracaja. Ja tego nie mam... Szanuje to, ze moja zona tak nie chce, bo ma zajecie, jak mnie nie ma, ale za to jak wracam, to peka mi serce, bo jej nie ma non stop.
I jestesmy osobno wtedy, kiedy moglibysmy byc razem...
Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak nas to ogranicza... Nigdzie nie moge pojechac, bo wtedy to wiaze sie z tym, ze bede z nia spedzal jeszcze mniej czasu (wiem, ze w gebi ducha ona miala nadzieje, ze mi bedzie z tym dobrze - ze bede siedzial w domu)...Ale po tych dwoch latach, jak ona pracuje, ja widze po sobie, ze sie w tym dusze...Jak wracam, to chce po prostu zyc...Chcialem z moja rodzina, nia i synkiem. Ale przez to, ze ona pracuje, to jest niemozliwe. Chcialem, zeby sprobowala, sprobowali bysmy poszukac dla niej pracy na krocej, moze pol etatu, wtedy to by pomoglo skrocic to oczekiwanie i jakos bym to przetrzymywal...Bo cieko jest sobie znalezc zajecie na min 8 godz dziennie...zeby nie byc non stop samemu w czasie, ktory chcialbym i musze w koncu zaczac przeznaczac na odpoczynek, zeby naladowac baterie do powrotu do pracy...
Ona nie musi pracowac calymi dniami (wstawac po 6, wracac ok 17tej)...Ale czuje, ze ona nie jest do tego chetna, zeby sprobowac poszukac innej pracy na krocej. Przykro mi tylko, ze chciala by, zebym sie czul dobrze uwieziony. Teraz powoli rozumiem, ze po prostu bede musial powoli odzyskac chociaz czesc swojego zycia. A jakies wyjazdy (bo jest tyle rzeczy do zobaczenia, chociazby w Polsce i mozemy sobie na to pozwolic). Bede planowal sam z synkiem wyjazdy w srodku tygodnia, kiedy i tak jej nie ma calymi dniami i nawet nie odczuje, ze nas nie ma... A bedziemy razem i stane na glowie, zeby tak bylo, bo ja kocham weekendami, kiedy w koncu bedzie mogla poswiecic troche czasu dla nas...
Nigdy nie chcialem takiego zycia dla siebie i swojej rodziny...
Mam ta prace, ale chetnie bym ja zamienil na inna na miejscu, tylko to nie jest takie proste... :(
Nawet nie wiesz, jak wyglada moja praca. Ano tak: wyjazd z domu - samolot - statek - wieza wiertnicza (przez 6 tygodni zero kontaktu z "normalnym" swiatem. Dlugie godziny pracy, min 12/dobe. Jedyne co mamy na szczescie, to internet, maile i telefony do zony), potem powrot samolot - dom. Czyli generalnie wiezienie i odsiadka z pensja. Dlatego nie dziw mi sie, ze jak wracam, to chce w koncu zyc. Ciagnie mnie do ludzi, do jezdzenia, odpoczynku, urlopu... A nie zmiana jednego wiezienia na drugie - puste 4 sciany w mieszkaniu przez caly dzien, szczegolnie zima, gdzie dzien jest bardzo krotki. Zreszta wytrzymalem juz to i tak bardzo dlugo, bo to trwa prawie 2 lata...Z drugiej strony mam kolegow, ktorych zony sie znalazly w czekaniu...Jak ich nie ma, to dom, skype, telefon z mezem, planowanie wolnego i wakacji razem jak wracaja. Ja tego nie mam... Szanuje to, ze moja zona tak nie chce, bo ma zajecie, jak mnie nie ma, ale za to jak wracam, to peka mi serce, bo jej nie ma non stop.
I jestesmy osobno wtedy, kiedy moglibysmy byc razem...
Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak nas to ogranicza... Nigdzie nie moge pojechac, bo wtedy to wiaze sie z tym, ze bede z nia spedzal jeszcze mniej czasu (wiem, ze w gebi ducha ona miala nadzieje, ze mi bedzie z tym dobrze - ze bede siedzial w domu)...Ale po tych dwoch latach, jak ona pracuje, ja widze po sobie, ze sie w tym dusze...Jak wracam, to chce po prostu zyc...Chcialem z moja rodzina, nia i synkiem. Ale przez to, ze ona pracuje, to jest niemozliwe. Chcialem, zeby sprobowala, sprobowali bysmy poszukac dla niej pracy na krocej, moze pol etatu, wtedy to by pomoglo skrocic to oczekiwanie i jakos bym to przetrzymywal...Bo cieko jest sobie znalezc zajecie na min 8 godz dziennie...zeby nie byc non stop samemu w czasie, ktory chcialbym i musze w koncu zaczac przeznaczac na odpoczynek, zeby naladowac baterie do powrotu do pracy...
Ona nie musi pracowac calymi dniami (wstawac po 6, wracac ok 17tej)...Ale czuje, ze ona nie jest do tego chetna, zeby sprobowac poszukac innej pracy na krocej. Przykro mi tylko, ze chciala by, zebym sie czul dobrze uwieziony. Teraz powoli rozumiem, ze po prostu bede musial powoli odzyskac chociaz czesc swojego zycia. A jakies wyjazdy (bo jest tyle rzeczy do zobaczenia, chociazby w Polsce i mozemy sobie na to pozwolic). Bede planowal sam z synkiem wyjazdy w srodku tygodnia, kiedy i tak jej nie ma calymi dniami i nawet nie odczuje, ze nas nie ma... A bedziemy razem i stane na glowie, zeby tak bylo, bo ja kocham weekendami, kiedy w koncu bedzie mogla poswiecic troche czasu dla nas...
Nigdy nie chcialem takiego zycia dla siebie i swojej rodziny...
Mam ta prace, ale chetnie bym ja zamienil na inna na miejscu, tylko to nie jest takie proste... :(
To w takim razie działaj. Ja nie rozumiem jak można odebrać komuś pracę, którą lubi. Jesli Ona lubi swoją, Ty nie lubisz swojej to Ty zmień pracę. Może to jest bardzo trudne- ale z trudnych decyzji i wyzwań składa się życie. Pamiętaj mamy w zyciu to na co sobie zapracowaliśmy swoimi decyzjami!!!! Jesli nie jest gotowa na taki kompormis, a Ty to na niej jakoś wymusisz to długo nie będziecie razem. Ty musisz zrobić coś ze swojej strony- przykro mi to trudne ale tak jest bezpieczniej.
Witaj. Moglbys przeciez odbierac synka wczesniej z przedszkola i zajmowac sie nim nie zaburzajac w taki sposob jego rytmu i nie odzwyczajajac go od przedszkola. Proponuje znajdz sobie jakies hobby - zacznij bywac poza domem. Moze fotografia? Nauka jezyka? Sa przeciez jakies kursy przedpoludniowe.
Pozdrawiam i trzymam kciuki
Pozdrawiam i trzymam kciuki
Kiedys mialem pelno hobby, zeglarstwo, windsurfing, uwielbialem hokej itd. tylko poddalem to wszystko pod rodzine, bo wiedzialem, ze tyle czasu mnie nie ma w ciagu roku, ze chcialem reszte w 100% poswiecic im.
Na poczatku zycie tego wymagalo...I myslalem, ze taku musi byc.
Znalazlem sie w tym i bylo w sumie mi z tym dobrze, dopoki bylismy non stop razem z zona.
Niestety zemscilo sie to na mnie od czasu jak zona zaczela pracowac...
Wtedy zostalem z niczym...
Musze to po prostu wszystko powoli odzyskac...
Byc taki jak wiekszosc facetow, myslec troche najpierw o sobie, o swoich potrzebach, a potem rodzina...
Wtedy bym nie mial tego problemu.
Ja to obrocilem w druga strone i dlatego mi sie tak wszystko zawalilo,
jak jej zabraklo w moim zyciu codziennym.
Ale dam rade, musze, bo nie chce jej stracic...
Na poczatku zycie tego wymagalo...I myslalem, ze taku musi byc.
Znalazlem sie w tym i bylo w sumie mi z tym dobrze, dopoki bylismy non stop razem z zona.
Niestety zemscilo sie to na mnie od czasu jak zona zaczela pracowac...
Wtedy zostalem z niczym...
Musze to po prostu wszystko powoli odzyskac...
Byc taki jak wiekszosc facetow, myslec troche najpierw o sobie, o swoich potrzebach, a potem rodzina...
Wtedy bym nie mial tego problemu.
Ja to obrocilem w druga strone i dlatego mi sie tak wszystko zawalilo,
jak jej zabraklo w moim zyciu codziennym.
Ale dam rade, musze, bo nie chce jej stracic...
Twoj ostatni post jakos bardziej do mnie przemawia- no cóż walcz więc o nią, póki nie jest za późno. Póki się nie znudzi takim życiem jak ma i nie udarzy gdzie indziej- znam takich przypadków kilka. Ta walka jednak nie bedzie latwa- bo bardzo prosto przegiąc w druga stronę i być postrzeganym jako zaborczy i zabierajacy przesrzen do zycia.
Powodzenia! ba warto walczyc o rodzine
Powodzenia! ba warto walczyc o rodzine