Widok
10 razy w górę i w dół, czyli o tym co wydarzyło się w Tulejowie Małym
Jakub T. znany także jako Kuba lub Bambi powoli wracał do domu. Wczesna pora nie zachęcała do głębokich przemyśleń. Uchodzący alkohol tracił swój impet jednak nogi nadal świętowały chwilowy zanik wojen na świecie. Dla przyzwyczajonego do weekendowych zbaw Jakuba nie stanowiłoby to większego problemu, gdyby nie fakt że był cały w psich kudłach. Konsternacje budziły także pewne zmiany które odnotował w swoim wyglądzie. Były to: brak lewego buta, nadpalone włosy i tatuaż na piersi z napisem death or glory. Garderobę uzupełniał antyczny hełm z czerwoną kitą oraz gitara elektryczna marki Fender Stratocaster. Niestety Jakub nigdy nie był muzykalny. Co więcej był to prawdopodobnie jego pierwszy kontakt z żywym instrumentem. To co jednak najbardziej go zastanawiało, to kwestia dwumetrowego afrykańskiego łuku, który niósł wespół z 3 strzałami. Świadomość powoli wracała. Pamięć o wydarzeniach ostatnich 2 dni raz po raz nękała jego myśli...
Początek był wyśmienity. Piątek, zbiórka u kolegi i radosne spożywanie napojów o treści motywującej. Drużyna była wyborowa: Antoni Karpatka prezes regionalnego stowarzyszenia ekologów, Rafał Bielak undergroundowy poeta na wydziale historii sztuki oraz niejaki Seba z powołania artysta specjalizujący się w pantomimie, z zawodu listonosz. Ten ostatni mówił o sobie, że jest człowiekiem renesansu, bowiem imał się niemal wszystkich dostępnych studiów, żadnego kierunku jednak nie skończył. Do klasyki kanonu należała jego opowieść o imprezie trwającej trzy tygodnie, której on sam był organizatorem. Historię tą opowiadał na każdym spotkaniu. Bambi nie znał go bliżej, pamiętał jednak, że tego wieczora osobnik ów, po kilku toastach próbował tańczyć z wypchaną głową łosia. Jak tłumaczył Antoni, było to jedno z jego wielu artystycznych wcieleń.
Sam powód spotkania był niebagatelny: Antoni prowadził zajadłą akcje informacyjną o efekcie cieplarnianym, zaś Rafał przeżywał zawód miłosny. Bambi nie pamiętał dokładnie, czy zebrali się, by odtrąbić sukces Antosia, czy też jako grupa wsparcia dla zranionego strzałą Kupidyna, poety. Prawdopodobnie nie chodziło ani o jedno, ani o drugie. Jako historyk wiedział jednak, że raz rozpoczętej libacji nie warto przerywać formalnościami. Wykładając bowiem na lokalnej uczelni, niejedno widział i niejedno przeżył. A były to rzeczy niebywałe. Na szczycie listy plasował się nagi dziekan biegający po wydziale skandynawistyki oraz erotyczny skandal prorektora ds. studenckich z młodą woźna, panią Joasią. Do chwil grozy zaliczyć należało również protest doktorantów filologii klasycznej, wobec niesprawiedliwego, ich zdaniem podziału stypendiów. Prawdziwego trzęsienia ziemi doświadczył jednak, gdy pani Róża, wykładowczyni filozofii neoplatońskiej, zażądała pokoju z widokiem na drzewo. W dodatku w połowie semestru. Jej argumentacja nie pozostawiała złudzeń: według kart tarota tylko w ten sposób mogła osiągnąć harmonię ducha i przestrzeni. Tak więc, po dłuższych negocjacjach, katedra mediewistyki musiała zmienić miejsce swych rozważań na piwnicę a katedra metodologii historii i historii historiografii, do której on sam należał, musiała zmieścić się w dawnym pomieszczeniu na szczotki. Było to logistycznie niełatwe, lepsze jednak niż strajk okupacyjny pani Róży. Tak oto Bambi, jako zwykły Kowalski w wieku 28 lat pewien był, iż widział niemal wszystko. A jakim był człowiekiem? Chyba dobrym. Nie szukał zwady, nie czynił złego bliźnim, a jako szeregowy pracownik, był z dala od wszelakich konfliktów wielkiego świata. Owe entente cordiale rozumieli nawet studenci. Mimo, iż nikt z nich nie pojmował o czym właściwie są jego wykłady, nie męczyli go zbędnymi pytaniami. Grzecznie pisali swoje esemesy, lub spokojnie spali. Doceniał to i odpłacał im brakiem listy obecności oraz bezproblemowym wpisem do indeksu. Oczywiście, bywały sytuacje kłopotliwe, jak np. nieco głośniejsze chrapanie studenta III roku anglistyki na zajęciach monograficznych o Pliniuszu Starszym, lub kolejne zapytania rektora o tematyczny zakres jego zajęć. Były to jednak wyjątki, które nie potwierdzały reguły. A regułą był spokój.
Tymczasem impreza się rozkręcała. Rozjuszony Antoś polewał, zaś Rafał postanowił otworzyć swa dusze i opowiedzieć o swej trudnej relacji z piękną Moniką. Po godzinie sytuacja dojrzała jednak do zmian. Seba zaproponował, by wyszli. Jak powiedzieli tak uczynili. Trzyosobowa kawalkada z gracją stoczyła się po schodach i ruszyła na spotkanie przygody. Traf chciał, że Po drodze, dzięki szerokim znajomością Seby udało im się nawiązać szereg kontaktów. I tak do grona samotnych Odyseuszy dołączyły cztery studentki farmaceutyki, jeden śpiewak operowy, dwie fryzjerki, ekipa tancerzy brekdance, dwie studentki japonistyki, pewien samotny Ormianin, jedna zbulwersowana staruszka oraz rzetelny kolektyw pijanych w sztok studentów informatyki. Wyprawę uzupełniał młody prodziekan ds. nauki na wydziale archeologii i jego przyjaciel malarz. Drużyna w tak zacnym składzie, ruszyła ulicami miasta. Tam krąg nowych twarzy rósł z każdą napotkaną grupką. Było to nieuniknione, bowiem Seba znał wszystkich a wszyscy znali Sebę. Przysłowiową kropką nad i, okazał się dwuosobowy zarząd Stowarzyszenia Poezji Śpiewanej Larum!. Co ciekawe, nie byli to kolejni znajomi imprezowego listonosza, lecz spóźnione ensemble biednego Rafała. Po godzinie Bambi uświadomił sobie, że nie zna większości osób. Co więcej, nie była to już skromna grupa inicjatywna, lecz korowód kilkudziesięciu rozjuszonych postaci, rodem z baśni braci Grim. Szalona drużyna miotała się niczym wzburzona kobra od miejsca do miejsca. Kolorowe światła porażały głębią a rozmazane obrazy wiły się niczym węże bogini opilstwa. Świat tańczył, a Bambi wraz z nim. Długie monologi rwały się na strzępy, a przerywane chóralnymi toastami okrzyki znamionowały, iż jest we właściwym miejscu o właściwej porze. Było fenomenalnie.
Jakub T. znany także jako Kuba lub Bambi powoli wracał do domu. Wczesna pora nie zachęcała do głębokich przemyśleń. Uchodzący alkohol tracił swój impet jednak nogi nadal świętowały chwilowy zanik wojen na świecie. Dla przyzwyczajonego do weekendowych zbaw Jakuba nie stanowiłoby to większego problemu, gdyby nie fakt że był cały w psich kudłach. Konsternacje budziły także pewne zmiany które odnotował w swoim wyglądzie. Były to: brak lewego buta, nadpalone włosy i tatuaż na piersi z napisem death or glory. Garderobę uzupełniał antyczny hełm z czerwoną kitą oraz gitara elektryczna marki Fender Stratocaster. Niestety Jakub nigdy nie był muzykalny. Co więcej był to prawdopodobnie jego pierwszy kontakt z żywym instrumentem. To co jednak najbardziej go zastanawiało, to kwestia dwumetrowego afrykańskiego łuku, który niósł wespół z 3 strzałami. Świadomość powoli wracała. Pamięć o wydarzeniach ostatnich 2 dni raz po raz nękała jego myśli...
Początek był wyśmienity. Piątek, zbiórka u kolegi i radosne spożywanie napojów o treści motywującej. Drużyna była wyborowa: Antoni Karpatka prezes regionalnego stowarzyszenia ekologów, Rafał Bielak undergroundowy poeta na wydziale historii sztuki oraz niejaki Seba z powołania artysta specjalizujący się w pantomimie, z zawodu listonosz. Ten ostatni mówił o sobie, że jest człowiekiem renesansu, bowiem imał się niemal wszystkich dostępnych studiów, żadnego kierunku jednak nie skończył. Do klasyki kanonu należała jego opowieść o imprezie trwającej trzy tygodnie, której on sam był organizatorem. Historię tą opowiadał na każdym spotkaniu. Bambi nie znał go bliżej, pamiętał jednak, że tego wieczora osobnik ów, po kilku toastach próbował tańczyć z wypchaną głową łosia. Jak tłumaczył Antoni, było to jedno z jego wielu artystycznych wcieleń.
Sam powód spotkania był niebagatelny: Antoni prowadził zajadłą akcje informacyjną o efekcie cieplarnianym, zaś Rafał przeżywał zawód miłosny. Bambi nie pamiętał dokładnie, czy zebrali się, by odtrąbić sukces Antosia, czy też jako grupa wsparcia dla zranionego strzałą Kupidyna, poety. Prawdopodobnie nie chodziło ani o jedno, ani o drugie. Jako historyk wiedział jednak, że raz rozpoczętej libacji nie warto przerywać formalnościami. Wykładając bowiem na lokalnej uczelni, niejedno widział i niejedno przeżył. A były to rzeczy niebywałe. Na szczycie listy plasował się nagi dziekan biegający po wydziale skandynawistyki oraz erotyczny skandal prorektora ds. studenckich z młodą woźna, panią Joasią. Do chwil grozy zaliczyć należało również protest doktorantów filologii klasycznej, wobec niesprawiedliwego, ich zdaniem podziału stypendiów. Prawdziwego trzęsienia ziemi doświadczył jednak, gdy pani Róża, wykładowczyni filozofii neoplatońskiej, zażądała pokoju z widokiem na drzewo. W dodatku w połowie semestru. Jej argumentacja nie pozostawiała złudzeń: według kart tarota tylko w ten sposób mogła osiągnąć harmonię ducha i przestrzeni. Tak więc, po dłuższych negocjacjach, katedra mediewistyki musiała zmienić miejsce swych rozważań na piwnicę a katedra metodologii historii i historii historiografii, do której on sam należał, musiała zmieścić się w dawnym pomieszczeniu na szczotki. Było to logistycznie niełatwe, lepsze jednak niż strajk okupacyjny pani Róży. Tak oto Bambi, jako zwykły Kowalski w wieku 28 lat pewien był, iż widział niemal wszystko. A jakim był człowiekiem? Chyba dobrym. Nie szukał zwady, nie czynił złego bliźnim, a jako szeregowy pracownik, był z dala od wszelakich konfliktów wielkiego świata. Owe entente cordiale rozumieli nawet studenci. Mimo, iż nikt z nich nie pojmował o czym właściwie są jego wykłady, nie męczyli go zbędnymi pytaniami. Grzecznie pisali swoje esemesy, lub spokojnie spali. Doceniał to i odpłacał im brakiem listy obecności oraz bezproblemowym wpisem do indeksu. Oczywiście, bywały sytuacje kłopotliwe, jak np. nieco głośniejsze chrapanie studenta III roku anglistyki na zajęciach monograficznych o Pliniuszu Starszym, lub kolejne zapytania rektora o tematyczny zakres jego zajęć. Były to jednak wyjątki, które nie potwierdzały reguły. A regułą był spokój.
Tymczasem impreza się rozkręcała. Rozjuszony Antoś polewał, zaś Rafał postanowił otworzyć swa dusze i opowiedzieć o swej trudnej relacji z piękną Moniką. Po godzinie sytuacja dojrzała jednak do zmian. Seba zaproponował, by wyszli. Jak powiedzieli tak uczynili. Trzyosobowa kawalkada z gracją stoczyła się po schodach i ruszyła na spotkanie przygody. Traf chciał, że Po drodze, dzięki szerokim znajomością Seby udało im się nawiązać szereg kontaktów. I tak do grona samotnych Odyseuszy dołączyły cztery studentki farmaceutyki, jeden śpiewak operowy, dwie fryzjerki, ekipa tancerzy brekdance, dwie studentki japonistyki, pewien samotny Ormianin, jedna zbulwersowana staruszka oraz rzetelny kolektyw pijanych w sztok studentów informatyki. Wyprawę uzupełniał młody prodziekan ds. nauki na wydziale archeologii i jego przyjaciel malarz. Drużyna w tak zacnym składzie, ruszyła ulicami miasta. Tam krąg nowych twarzy rósł z każdą napotkaną grupką. Było to nieuniknione, bowiem Seba znał wszystkich a wszyscy znali Sebę. Przysłowiową kropką nad i, okazał się dwuosobowy zarząd Stowarzyszenia Poezji Śpiewanej Larum!. Co ciekawe, nie byli to kolejni znajomi imprezowego listonosza, lecz spóźnione ensemble biednego Rafała. Po godzinie Bambi uświadomił sobie, że nie zna większości osób. Co więcej, nie była to już skromna grupa inicjatywna, lecz korowód kilkudziesięciu rozjuszonych postaci, rodem z baśni braci Grim. Szalona drużyna miotała się niczym wzburzona kobra od miejsca do miejsca. Kolorowe światła porażały głębią a rozmazane obrazy wiły się niczym węże bogini opilstwa. Świat tańczył, a Bambi wraz z nim. Długie monologi rwały się na strzępy, a przerywane chóralnymi toastami okrzyki znamionowały, iż jest we właściwym miejscu o właściwej porze. Było fenomenalnie.
Droga Hrabiono ;) No tak cos tam pisze;) póki co bardziej mi wychodzą rzeczy typu " polska husaria zrewolucjonizowała kawalerię Europy Zachodniej w okresie wielkiej rewolucji militarnej 1560-1660 na co wskazują traktaty Johna Vernona oraz wspomnienia księcia Ruperta Reńskiego a także notatki Gervase Merkhama"... bla bla bla ;),
; ale napisać coś przy czym zwykły waleczny Kowalski pokładałby sie ze śmiechu - to jest dopiero sztuka! ;)
Mój główny bohater rzeczonej komedii wraca do domu o 5 rano. Ma różowe włosy, nie ma lewego trampka, trzyma afrykański łuk a przez jego ramie przewieszona jest gitara marki Fender Stratocaster. Ów nieborak zastanawia sie co właściwie stało w ciągu ostatnich 72 godzin. Tak to sie zaczyna. Samo Zycie ;)
W opowiadaniu biorą także udział: egzorcysta ksiądz Arno Bonifacy Włodarski, norweski gang motorowy "Synowie Walhalii" , premier RP oraz 300 rozsierdzonych polskich chłopów. Nie wiem co z tego będzie ;)
http://www.youtube.com/watch?v=MZrctLnsF4M
; ale napisać coś przy czym zwykły waleczny Kowalski pokładałby sie ze śmiechu - to jest dopiero sztuka! ;)
Mój główny bohater rzeczonej komedii wraca do domu o 5 rano. Ma różowe włosy, nie ma lewego trampka, trzyma afrykański łuk a przez jego ramie przewieszona jest gitara marki Fender Stratocaster. Ów nieborak zastanawia sie co właściwie stało w ciągu ostatnich 72 godzin. Tak to sie zaczyna. Samo Zycie ;)
W opowiadaniu biorą także udział: egzorcysta ksiądz Arno Bonifacy Włodarski, norweski gang motorowy "Synowie Walhalii" , premier RP oraz 300 rozsierdzonych polskich chłopów. Nie wiem co z tego będzie ;)
http://www.youtube.com/watch?v=MZrctLnsF4M
Bohaterzy filmów Herzoga zwykle zostają sami bo tak chcą)
Ojej ;) droga Hrabino "easy" to piękny kawałek ale staram sie go unikać, bo zwykle słyszałem go o 6 -10 rano leżąc na dywanie w bliżej nie znanym sobie mieszkaniu i rozmyślając o sensie życia oraz kiedy wreszcie skończę pisać to opowiadanie, które wstrząśnie ludzkością ;) Mam juz 105 stron ale chyba nigdy nie skończę bo to z założenia komedia ;)
jakkolwiek mega dzięki za moralne wsparcie ;) Naprawdę, naprawdę ;) serio, serio i bez sarkazmu ;)
Cóż, trzeba się wreszcie ogarnąć z tych wszystkich szaleństw. Może nawet Tonight?
Z pozdrowieniami dla wszystkich, którzy wiedza ze ich pozdrawiam.
http://www.youtube.com/watch?v=NOG3eus4ZSo
Ojej ;) droga Hrabino "easy" to piękny kawałek ale staram sie go unikać, bo zwykle słyszałem go o 6 -10 rano leżąc na dywanie w bliżej nie znanym sobie mieszkaniu i rozmyślając o sensie życia oraz kiedy wreszcie skończę pisać to opowiadanie, które wstrząśnie ludzkością ;) Mam juz 105 stron ale chyba nigdy nie skończę bo to z założenia komedia ;)
jakkolwiek mega dzięki za moralne wsparcie ;) Naprawdę, naprawdę ;) serio, serio i bez sarkazmu ;)
Cóż, trzeba się wreszcie ogarnąć z tych wszystkich szaleństw. Może nawet Tonight?
Z pozdrowieniami dla wszystkich, którzy wiedza ze ich pozdrawiam.
http://www.youtube.com/watch?v=NOG3eus4ZSo
Biedny Szambelanie, zostałeś sam, spieszę Tobie z pomocą :)
http://www.youtube.com/watch?v=vPzDTfIb0DU
http://www.youtube.com/watch?v=vPzDTfIb0DU
Jako że Samozwańczy Szambelan Wątków Absurdalnych chwilowo postradał rozum na skutek nadmiaru wątkowej władzy powiadam...(Pani wróć):
http://www.youtube.com/watch?v=FdgJl1AIsto
http://www.youtube.com/watch?v=FdgJl1AIsto
Byłem pod palmami i w obejściach najcudowniejszej , ale to jest nic. Nazywają nas cowboyami bo ciągle chcemy wracać tam gdzie rządzi trupia dama. Tak, ja też chce tam wrócić, nawet jako blackwater. Wrócę tam. Nawet jako blackwater again. Potnij moje życie na małe paski. Nic nie jest ok. Właśnie tym jestem.
No i fajnie.
http://www.youtube.com/watch?v=3soskkvYBgM
No i fajnie.
http://www.youtube.com/watch?v=3soskkvYBgM
Jeżeli potrzebujesz na rano kawałka który będzie uziemiał szefa psychola, problem z dziewczyną, książkę której nigdy nie napiszesz, kretyna który wyprzedza bez kierunkowskazu, deal który wymaga stawania na głowie, lub po prostu utkniesz w kolejce bo to miasto jest tak kuriozalne jak opowieści barona Münchhausena proponuje na rano:
http://www.youtube.com/watch?v=JiGDM4j9Wj0
czujesz jakie to absurdalne?
to teraz głęboki wdech.
Nie ma sensu sie spinać.
Przeżyjemy.
http://www.youtube.com/watch?v=JiGDM4j9Wj0
czujesz jakie to absurdalne?
to teraz głęboki wdech.
Nie ma sensu sie spinać.
Przeżyjemy.