Widok
Esclarmonde
U Kasi oglądałysmy wtedy odcinki specjalne SM.
(Pierwsza miłosć Ami czy cos takiego...)Jadłysmy mandarynki
i cukierki czekoladowe.Były tam chyba dwie inne dziewczyny, ale
nie pamiętam , kto.Ja wyszłam trochę wczesniej, bo kupowałam
ostatnie prezenty gwiazdkowe.
Czy mnie pamięć zawodzi, czy kiedys cos do mnie napisałas w 26.6
(do Andromedy)?(daaaaaaawno temu)
(Pierwsza miłosć Ami czy cos takiego...)Jadłysmy mandarynki
i cukierki czekoladowe.Były tam chyba dwie inne dziewczyny, ale
nie pamiętam , kto.Ja wyszłam trochę wczesniej, bo kupowałam
ostatnie prezenty gwiazdkowe.
Czy mnie pamięć zawodzi, czy kiedys cos do mnie napisałas w 26.6
(do Andromedy)?(daaaaaaawno temu)
FIONA
Cos mi swita...nie gniewaj sie , ze tego nie pamietam dokladnie-u Kasi i innych bylo wtedy mnostwo spotkan, poznawalam duzo ludzi, ktorych potem nie widzialam, a nie mam pamieci do twarzy.A przez ostatni rok odeszlam troche od "mangowego towarzystwa", co bylo widac w HP-zle sie tam czulam-za duzo klotni i plotek, zreszta wiekszosc osob byla o wiele ode mnie mlodsza.Kojarze Cie troche jednak ze Swiata Mangi-bylas raz przebrana za Ryouko, prawda?Taak...pisalam raz do Ciebie...za Chiny nie pamietam co...(kropelka...:-)).Teraz, gdy czytam moje stare teksty z rubryki 6, rumienie sie ze wstydu...ale to bylo czasem glupie...A czy Ty chodzisz jeszcze do NMSu? Pozdrawiam!!!:-)))
CATHAR WAVE
Na wiesc o przyjezdzie Ksiezniczki, slonce przebilo sie przez gruba warstwe chmur, by rozswietlic miasto. Duch Ziemi wezwal Krolowa Sniegu, by osrebrzyla ulice , a Bogini Ksiezyca czuwala, by nawet w nocy nie zabraklo blasku. Doskonala pobiegla obsypac ja kwiatami i gdy sie spotkaly, niebo zrobilo sie bardziej blekitne, a Zlota Fala ich milosci rozswietlila caly kraj...
o rozkladach ZMK-u
Ktos straszliwie bluzga az mu sie opsnywuja palce na klawiszach... A mi sie to podoba, wielokrotnie korzystalem i uwazam, ze to 'thebesciarski' pomysl, by mozna bylo sobie sprawdzic cokolwiek w i-necie.
Jakie tam mialyby byc bledy? Moze jezdzimy w kompletnie innych relacjach...
Brakuje mi natomiast rozkladu pociagow roznych od SKM-u, jako uzytkownik zaktualizowanej 'cegly' wprawdzie mi to zwisa, ale wiele osob chyba chcialoby sprawdzic takie rzeczy.
Jakie tam mialyby byc bledy? Moze jezdzimy w kompletnie innych relacjach...
Brakuje mi natomiast rozkladu pociagow roznych od SKM-u, jako uzytkownik zaktualizowanej 'cegly' wprawdzie mi to zwisa, ale wiele osob chyba chcialoby sprawdzic takie rzeczy.
Esclarmonde
Yyyy...ja się nie przebierałam...Myslałam, że to Ty...
A może to była Haruka z Warszawy...W każdym razie
nie ja.Jesli chodzi o spotkania w Ymce (to miałas na
mysli?) to nigdy tam nie chodziłam.Znałam trochę
ludzi, ale kontakty raczej się zerwały.Poznałam
towarzystwo, dla którego ważna jestem ja jako czlowiek,
a nie posiadacz jakiejstam ilosci mang, filmów czy płyt...
A tam w sumie tylko to się liczylo.W każdym razie takie odniosłam
wrażenie...O!Własnie mi się przypomniało.Muszę scignąć Kasię,
ona ma pełno moich rzeczy...
Dobranoc!!!!
A może to była Haruka z Warszawy...W każdym razie
nie ja.Jesli chodzi o spotkania w Ymce (to miałas na
mysli?) to nigdy tam nie chodziłam.Znałam trochę
ludzi, ale kontakty raczej się zerwały.Poznałam
towarzystwo, dla którego ważna jestem ja jako czlowiek,
a nie posiadacz jakiejstam ilosci mang, filmów czy płyt...
A tam w sumie tylko to się liczylo.W każdym razie takie odniosłam
wrażenie...O!Własnie mi się przypomniało.Muszę scignąć Kasię,
ona ma pełno moich rzeczy...
Dobranoc!!!!
MAGDA
no hej...
sluchaj wszem i wobec oglaszam ....ze pojedziemy wszyscy razem na koncert u2....jak nie teraz to pozniej...ale pojedziemy...adze i mi zalezy na tobie....i juz nie dlugo znajdzie sie ten...1 ...ktory nie bedzie mial watpliwosci...zobaczysz......K. jest za bardzo tajemniczy....wiec kapa przez duze K. ...appapapap.....jak chcesz mozemy spalic szkole.....i wtedy zycie nie bedzie juz snem...tylko nasza zmora....hehehehe papapap....nie daj sie szarym komorom......appapapappapa
sluchaj wszem i wobec oglaszam ....ze pojedziemy wszyscy razem na koncert u2....jak nie teraz to pozniej...ale pojedziemy...adze i mi zalezy na tobie....i juz nie dlugo znajdzie sie ten...1 ...ktory nie bedzie mial watpliwosci...zobaczysz......K. jest za bardzo tajemniczy....wiec kapa przez duze K. ...appapapap.....jak chcesz mozemy spalic szkole.....i wtedy zycie nie bedzie juz snem...tylko nasza zmora....hehehehe papapap....nie daj sie szarym komorom......appapapappapa
"Futura"
Przyszłość rok 3000, a właściwie 3000 któryś tam, jednak dawno temu już przestano zliczać lata... bo i komuż to było potrzebne...
Ludzie pozamykani w swych dwupiętrowych klatkach o wymiarach 2x2, nie znają już nocy i dnia... słońce zgasło a Ziemia połączyła się z księżycem co wywołało wielosekundową panikę, która z czasem ustąpiła zadowoleniu z tego, iż pojawił się nowy teren, który teraz można by zasiedlić, stawiając tam kolejne boksoklatki o tych samych żenujących wymiarach.... Praca wre, jak w mrowisku, nie ma czasu na nic innego, pozostaje tylko praca i sen... znany w naszych czasach rytm dobowy został, zachwiany, o ile zachwianiem można nazwać brak czegoś...
Zostały tylko dwie rasy: Pierwsza i Druga.... Pierwsza żyje od dawnej 00.00 do dawnej 12.00 w południe a Druga od tej dawnej 12.00 w południe do dawnej północy, stąd dwupoziomowe klitki... w końcu kiedy pierwszy idzie spać drugi się budzi aby pracować... o ile pracowaniem można nazwać emitowanie i zbieranie ładunków elektrycznych emitowanych w korze mózgowej... to coś tak jak w „Matrixie”, tyle że tu jest gorzej bo tamci nie wiedzieli, a ci wiedzą... Oddali oni swe żywota za nieskończoną przyjemność pracy, pracocholicy umysłowi, uwielbiają to, a do tego im za to płacą, to tak jakby płacić narkomanom za branie prochów... a właściwie co tu mówić o zapłacie... oni za to nie dostają ani grosza z chęcią robią to za darmo... to tak jakby dawać ćpunowi narkotyki i nie chcieć zapłaty...
Zbierane ładunki są przekazywane zamożnym korporacjom, do siedzib, domów i rezydencji prezesów, gdzie energia ta jest przetwarzana na światło, światło, którego brakuje... nie tylko w sensie dosłownym ale także w przenośni, już nikt nie przesyła sobie promyków ciepłego, przyjaznego światła jak to miało miejsce dawno temu... teraz to wszystko przypomina żart bogów. Jakby Z.O.O wielkiego i wszechpotężnego kolekcjonera, który patrzy na to wszystko jak my patrzeliśmy kiedyś na kolonie mrówek w szklanych pudełkach...
Brak tu czystości i porządku jak w „Star Treku”, gdzieniegdzie jeszcze leżą ciała po katastrofie Księżycowej, a właściwie to co zostało z tych ciał... nie doświadczysz tu triumfu techniki, chyba że do triumfu zaliczysz ożywienie wszystkich zamrożonych jak Disney i teraz ożywionych (w końcu tez mogą cos wyemitować), tylko że oni byli mądrzejsi i uciekli, teraz snują się po ulicach niczym zombie w filmie grozy... wszędzie bród zgroza i szarość z przewagą czerni....
A ja stoję pośrodku tego czegoś, czego wszyscy pragnęli za mych czasów i zastanawiam się czy nie mogli docenić tego co mieli... czy nie mogli przewidzieć, że ich marzenia....
Nagle coś mnie wyrywa....
.....Budzę się.....
......to tylko sen, na szczęście... drzewa, pokój, swieże powietrze, ciepła pierzyna... spokój, szczęście.................
..........jestem znów w domu.....
.........cisza
Ludzie pozamykani w swych dwupiętrowych klatkach o wymiarach 2x2, nie znają już nocy i dnia... słońce zgasło a Ziemia połączyła się z księżycem co wywołało wielosekundową panikę, która z czasem ustąpiła zadowoleniu z tego, iż pojawił się nowy teren, który teraz można by zasiedlić, stawiając tam kolejne boksoklatki o tych samych żenujących wymiarach.... Praca wre, jak w mrowisku, nie ma czasu na nic innego, pozostaje tylko praca i sen... znany w naszych czasach rytm dobowy został, zachwiany, o ile zachwianiem można nazwać brak czegoś...
Zostały tylko dwie rasy: Pierwsza i Druga.... Pierwsza żyje od dawnej 00.00 do dawnej 12.00 w południe a Druga od tej dawnej 12.00 w południe do dawnej północy, stąd dwupoziomowe klitki... w końcu kiedy pierwszy idzie spać drugi się budzi aby pracować... o ile pracowaniem można nazwać emitowanie i zbieranie ładunków elektrycznych emitowanych w korze mózgowej... to coś tak jak w „Matrixie”, tyle że tu jest gorzej bo tamci nie wiedzieli, a ci wiedzą... Oddali oni swe żywota za nieskończoną przyjemność pracy, pracocholicy umysłowi, uwielbiają to, a do tego im za to płacą, to tak jakby płacić narkomanom za branie prochów... a właściwie co tu mówić o zapłacie... oni za to nie dostają ani grosza z chęcią robią to za darmo... to tak jakby dawać ćpunowi narkotyki i nie chcieć zapłaty...
Zbierane ładunki są przekazywane zamożnym korporacjom, do siedzib, domów i rezydencji prezesów, gdzie energia ta jest przetwarzana na światło, światło, którego brakuje... nie tylko w sensie dosłownym ale także w przenośni, już nikt nie przesyła sobie promyków ciepłego, przyjaznego światła jak to miało miejsce dawno temu... teraz to wszystko przypomina żart bogów. Jakby Z.O.O wielkiego i wszechpotężnego kolekcjonera, który patrzy na to wszystko jak my patrzeliśmy kiedyś na kolonie mrówek w szklanych pudełkach...
Brak tu czystości i porządku jak w „Star Treku”, gdzieniegdzie jeszcze leżą ciała po katastrofie Księżycowej, a właściwie to co zostało z tych ciał... nie doświadczysz tu triumfu techniki, chyba że do triumfu zaliczysz ożywienie wszystkich zamrożonych jak Disney i teraz ożywionych (w końcu tez mogą cos wyemitować), tylko że oni byli mądrzejsi i uciekli, teraz snują się po ulicach niczym zombie w filmie grozy... wszędzie bród zgroza i szarość z przewagą czerni....
A ja stoję pośrodku tego czegoś, czego wszyscy pragnęli za mych czasów i zastanawiam się czy nie mogli docenić tego co mieli... czy nie mogli przewidzieć, że ich marzenia....
Nagle coś mnie wyrywa....
.....Budzę się.....
......to tylko sen, na szczęście... drzewa, pokój, swieże powietrze, ciepła pierzyna... spokój, szczęście.................
..........jestem znów w domu.....
.........cisza
PLAGIAT
Odbija Ci po nocy, czy specjalnie chciales sprawic mi przykrosc?Udalo Ci sie.Zadowolony?Na spotkaniu pod pod pomnikiem widzialam sympatycznego czlowieka pstrykajacego wszystkim zdjecia...myslalam, ze mozna sie do Ciebie odezwac, ale okazales sie kolejnym kretynem pozbawionym wszelkich uczuc i wysmiewajacych inne religie.Szkoda.Jesli w HP jest wiecej takich jak Ty, faktycznie nie powinien on istniec i nie ma sensu, by tacy jak ja tu pisali.To jak puszczanie perel miedzy swinie.
FIONA
Ja przebrana?O rany...(kropelka)...Taaak, to byla tamta z Warszawy.Nigdy nie zgadzalam sie na zadne wyglupy w Ymce-to towarzystwo i tak szukalo pretekstu by mnie wysmiac.To prawda co pisalas...prawdziwe orzyjaznie rowniez zawarlam z tymi z ktorymi polaczylo mnie cos wiecej niz Manga.Pozdrawiam!!!:-)))
Plagiat
nie, to nie ma nic wspolnego do cyprepunka... nawizalem tylko do tego co mi sie wyobraza jako przyszlosc gdy wszystko bedzie nie tak (czasem jak sie rozejze to wszystko do tego dazy) i przedstawilem to jako sen opisujacy to co widzialem w postaci snu...
wiem ze mierna tego wartosc... ale to moje....
wiem ze mierna tego wartosc... ale to moje....
Fiona
Plagiat sie zmienil, teraz juz nie bedzie tak pisal jak do gratki... z reszta porownaj to co pisal kiedys a to co pisze temat, inny styl, podobna tematyka o innym spojzeniu.... jakbym porownal to raczej bym nie pomyslal ze to ta sama osoba...
ale co racja to racja: Plagiat (do cholery) pisz wiecej !!!!!
ale co racja to racja: Plagiat (do cholery) pisz wiecej !!!!!
esclarmonde
jesli tak to odebralas przykro mi bardzo i niezmiernie.
jesli wszyscy uwazaja tak jak Ty to moze jednak dobrze ze HydePark upadl? Jesli nie potrafisz odroznic zartow i dzieciecych fanaberii od powaznych i pelnych tresci slow wspolczuje Ci, albowiem nie wiem jak potrafisz sie porozumiec z innymi w tym strasznym i okrutnym dla czlowieka swiecie.
bynajmniej nie prosze o laske ani o litosc. liczylem na odbicie pileczki w stylu kiszczaka ale widocznie sie przeliczylem.
jednak poczucie humoru to naprawde cos cennego i niepowtarzalnego i nie kazdemu przypada w udziale.
jesli wszyscy uwazaja tak jak Ty to moze jednak dobrze ze HydePark upadl? Jesli nie potrafisz odroznic zartow i dzieciecych fanaberii od powaznych i pelnych tresci slow wspolczuje Ci, albowiem nie wiem jak potrafisz sie porozumiec z innymi w tym strasznym i okrutnym dla czlowieka swiecie.
bynajmniej nie prosze o laske ani o litosc. liczylem na odbicie pileczki w stylu kiszczaka ale widocznie sie przeliczylem.
jednak poczucie humoru to naprawde cos cennego i niepowtarzalnego i nie kazdemu przypada w udziale.
Fiona
tu nie ma kuponow
a ja narazie nie mam co pisac.
moge wrzucic jedno opowiadanko, ale zaraz sie sypna glosy krytyki w stylu Z "ze jak chcesz pisac dlugo to nie pisz wcale" albo slowa krytyki w stylu esclarmonde "chciales mi zrobic przykrosc udalo ci sie"
wiec zastanowie sie nastepnym razem zanim cokolwiek tutaj NAPISZE
a ja narazie nie mam co pisac.
moge wrzucic jedno opowiadanko, ale zaraz sie sypna glosy krytyki w stylu Z "ze jak chcesz pisac dlugo to nie pisz wcale" albo slowa krytyki w stylu esclarmonde "chciales mi zrobic przykrosc udalo ci sie"
wiec zastanowie sie nastepnym razem zanim cokolwiek tutaj NAPISZE
Gratkowicze po raz drugi
Co to ma byc??? Co za sciema z tym poprzednim wpisem!?!?!? Arghhhh!!! Zawolal tomko zdruzgotany swoim zapominalstwem :-(((. Tym razem zapomnialem cudzyslowu. Ponizej wlasciwe ogloszenie:
Poprawilem! Imieniny/urodziny mozna juz wysylac z naszej strony Imieniny/urodziny.
Przepraszam za trudnosci. Zapomnialem o przyciskach :)).
Wysylanie do mnie maili z witryny Gratki jest mozliwe ze strony Komentarz.
Poprawilem! Imieniny/urodziny mozna juz wysylac z naszej strony Imieniny/urodziny.
Przepraszam za trudnosci. Zapomnialem o przyciskach :)).
Wysylanie do mnie maili z witryny Gratki jest mozliwe ze strony Komentarz.
Mixer
Nie byłam pewna, czy to ty...Ale jednak mnie zauważyłes?Pomyslałam, że jak się w ciebie powpatruję, to może jakos zareagujesz.
(potem miałam wyrzuty sumienia, że przeraziłam jakąs niewinną istotę...)
Co do tego picia- a co ja na to poradzę?!Ja zawsze tak siedzę i siedzę i piję i piję...Ale to picie wcale na mnie nie działa.Mogę wymieszać wszystko, w dowolnych proporcjach i nic...Niesprawiedliwe.Chociaż z drugiej strony dobrze jest nie mieć nigdy kaca...
(potem miałam wyrzuty sumienia, że przeraziłam jakąs niewinną istotę...)
Co do tego picia- a co ja na to poradzę?!Ja zawsze tak siedzę i siedzę i piję i piję...Ale to picie wcale na mnie nie działa.Mogę wymieszać wszystko, w dowolnych proporcjach i nic...Niesprawiedliwe.Chociaż z drugiej strony dobrze jest nie mieć nigdy kaca...
Esclarmonde
Teraz wiem, co to jest prawdziwa przyjaźń.Ale kiedys byłam strasznie zamknięta w sobie, zakompleksiona, można powiedzieć...Na szczęscie to się zmieniło.
Uwierzyłam w siebie.To dzięki nim.
Pzyjaźń jest wspaniała!!!!!!!!!!!
Wracając do tematu Ymki (czy jak się to odmienia)
Ostatnio myslałam żeby przebrać się za...Armitage!
Ale by wszystkich zatkało.Albo może za Pikachu?
To by mogło być zabawne...PIKA!!!
Uwierzyłam w siebie.To dzięki nim.
Pzyjaźń jest wspaniała!!!!!!!!!!!
Wracając do tematu Ymki (czy jak się to odmienia)
Ostatnio myslałam żeby przebrać się za...Armitage!
Ale by wszystkich zatkało.Albo może za Pikachu?
To by mogło być zabawne...PIKA!!!
No to pisze... "Killem all damn Ślimaks"
to jest opowiadanie z zycia wziete (no prawie) a przynajmniej z listy 3city na ktora nikt sie ni chce zapisac:KILLEM ALL DAMN SLIMAKS
"za siedmioma gorami za siedmioma lasami, zyla sobie
Baaba Yaaga,
mieszkala w chatce na kurzej stopce (w onych czasach
juz nikt nie
wiedzial jak wyglada kurza stopa, wiec tylko dzieki
zachowanemu
wygladowi chatki baaby yaagi mozna bylo sie
dowiedziec), niestety nie
ona bedzie grala glownej roli w naszym opowiadaniu.
nasze opowiadanie
bedzie opowiadac o ludziach z naszej listy ktorzy
postawieni na progu
przyszlosci, na golasa (zeby nie bylo latwo), maja
osiagnac okreslony
cel, ktorego za cholere nie moga sobie rzpypomniec
po podroz w czasei
spowodowala amnezje. przedstawie osoby dramatu:
KAPITAN XYwojtek -
maniakalny zabojca killer w dwoch osobach i maniak
seksualny, przez
przypadek zupelnie zostal poslany na ta misje, tylko
dlatego ze
uprawial seks z zona admirala i zostal na tym
przylapany.
PODpodPODporucznik Wicherek - oficer medyczny, ktory
za jedyna forme
diagnozy choroby uwaza wrozby i inne horoskopy,
czyli jednym slowem
czyta w gwiazdach i buja w oblokach, a na wszelkie
niepowodzenia
odpowiada: "coz, widocznie tak musialo byc",
najlepszy lekarz w
galaktyce. niestety to u XYwojtka sluzy...
NAJwyrazniejTROCHEznudzonyADIUTANTkapitana Ciri -
"nie, nie i jeeszcze
raz nie" to jej najulubiensze powiedzenie, niestety
slyszy je kazdy
ktory chce cokolwiek wyjac z magazynu, nawet jesli
chodzi o wojne z
obcymi i wlasnie skonczyl sie nam ostatni magazynek.
PIERWSZYpoBOGUczyliKAPELANpokladowy 7sk - "Bog jest
wsrod nas, a
niech go tylko ktos zastrzeli to ukatrupie" to
natomiast jego ulubione
powiedzenie, slynie ze wspanialych suszonych sliwek
ktorych uzywa
jakozacieru do swojego bimbru ktory po nocach chowa
przed zbyt
chlonnymi czlonkami jego zalogi, na ziemi zwykle
jezdzil swoja
zapalniczka, niestety po tym jak dom wyjechal na
droge i mial z nim
czolowe zderzenie, nie zasiada za kierownica,
niektorzy sadza ze to
wlasnie przez jego bimber. ale nie jestesmy tu po to
zeby go oskarzac.
ORAZwaszSKROMNYskrybaKTORYniePOTRAFInapisacANIslowaKTOREzostalobyZROZUMIANEprzezKOGOKOLWIEK
Pinh3ad - nawigator wielkeij przestrzeni jaka jest
jego szklanka,
(wlasnie trzyma sie stolu zeby nie upasc, szklanka
nie pinh3ad :))
wieczny kierowca zapalniczki, moderator napedu
ionowego, i nadzorca
spluczki w toalecie, pozdrawiam was wszystkich
uczestnikow kosmicznej
wyprawy "3city" w nieznane.
Jak zwykle co rano kapitan XYwojtek obudzony zostal
swoim slynnym
budzikiem symulujacym odliczanie. 10, 9, 8, 7, 6, 5,
4, (zwykle sie
budzil przy 6, dzisiaj mial zly dzien) 3, 2, 1, 0...
BLASTOFF...
(jesli wiecie jak brzmi dzwiek startujacej rakiety
slyszany z
odleglosci 5 metrow, to taki dzwiek uslyszal kapitan
XYwojtek w
momencie BLASTOFF, ludzie ktorzy slysza taki zdwiek
drugi raz w zyciu
nazywani sa albo szczesciarzami albo samobojcami)
kapitan zerwal sie
na rowne nogi (jak zwykle lewa postawil pierwsza) i
poprawil sobie
humor spojrzeniem na sportretowana pieknosc z
poczatkow lat 90,
claudie schiffer.
- musze zmienic pozytywke w budziku, jaki byl adres
do stronki GSM'a?-
staral sobie przypomniec. Lecz wtem uslyszal
piekny i niezwykle
melodyjny glos swej pani adiutant:
- NIEEEEEEEEEEEEEEE, NIEEEEEEEEEEEEEEEEEE i jeszcze
raz
NIEEEEEEEEEEEE. ile razy mam ci powtarzac ze nie
dostaniesz nowych
slipkow do snu? NIEEEEEEEEEEEEEEE - ktory
kapitanowi wydal sie bardzo
podobny do syreny okretowej, gdyby wlasnie udezyla
go w glowe, lecz po
chwili namyslu przypomnial sobie ze nie maja czegos
takiego na
pokladzie i musial uderzyc sie glowa w sufit.
Wyszedl ze swej kabiny i
stal sie swiadkiem niesamowitej sceny:
PIERWSZYpoBOGUnaTYMstatkuKAPELAN 7sk probowal zdobyc
pare swiezych
majteczek (niestety nie powiedzial pani adiutant ze
maja to byc jej
wlasne) dla siebie. Wlasnie probowal uzyc jednego ze
swych wdziekow,
czyli superHIPERmegaMIODZIOpocalunku, niestety
zostal wbity w podloge
potega glosu pieknej (jak przystalo na zawodnika
sumo) pani adiutant.
-
NIEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEE
znow wykrzyczala zona frankensteina - potrzykroc
NIEEEEEEEEEEEEEEE,
gluchy jestes
NIEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEE
- DOSC! - przerwal jej kapitan, cierpiacy na syndrom
dnia
poprzedniego - DOSC wrzaskow, daj mu te majtki i sie
uspokoj.
- ALE PANIE KAPITANIE - widzac mine przelozonego,
oraz czytajac w
jego wzroku cos co moglby byc uwazane za "nigdy
wiecej nie zabiore tej
kobiety na poklad, a co tam, zaraz wysle ja ze
specjalna misja na
marsa, 'nikt nie musi wiedziec ze to slonce
przeciez', i pozbede sie
wrednego babska raz na zawsze", troche zeszla z tonu
i szeptem (godnym
adiutant, tylko troche cichszym dla postronnych, a o
cala skale glosu
dla niej samej dokonczyla - my nie mamy majtek na
skladzie!
- to daj mu kawalek swoich - wyraznie zadowolona
mina kapelana chyba
zostala zauwazona przez XYwojtka - albo daj mu jedne
moje.
Kapelan ze zwieszona glowa, w myslach krazyly mysli
niegodne kapelana
"!@#$%#^#@#$^ jak nastepnym razem dorwe tego
@#$#^%@#%&^ to mu nogi z
d-oi-py powyrywam". Myslac tak sobie dotarl do
kuchni pokladowej, w
ktorej zastal mnie, przekomarzajacego sie jak zwykle
z papuga ktora
nazwalem skromnie kubus. wlasnie wymylala mnie od
pierdolonych
s*******ow, ale to przeciez takie mile zwierzatko ze
nie sposob byloby
zrobic z niego potrawki, albo salatki, albo jakiegos
innego gulaszu,
gdzie to ja mialem ta ksiazke "100 potraw z papug"?
gdzies mi sie
zapodziala...
- To samo co zwykle - poprosil kapelan.
- przykro mi, skonczyly sie mozdzki kalamarnic -
odpowiedzialem
- a jakie mozdzki jescze macie?
- jakies krowie sie ostaly, chcesz? moge dwa ci
dorzucic plus serek z
genitaliow pawiana,
- moze byc - szepnal do mnie zadowolony z mojego
wyboru kapelan, i
zaczal jak co rano przy sniadaniu swoj monolog na
temat wyzszosci boga
nad ludzmi, osobiscie nigdy nie slucham bo nic nie
rozumiem z tego
belkotu, widocznie zapomniano go nauczyc ze z
pelnymi ustami sie nie
mowi.
wtem uslyszalem krzyki dochodzace z ambulatorium.
- Znow ktos zatrul sie twoim bimbrem, mowilem ci
zebys nie pakowal do
niego slimakow. mowilem ze slimaki a sliwki to
calkiem co innego.
- mmmrhnrhmnh - odpowiedzial kapelan, co wzailem za
kontynuacje jego
wspanialego i naprawde nudnego monologu.
- no to co dzisiaj na sniadanie? - wpadla z
usmiechem na ustach doktor
wicherek, jej fartuch bylby niezwykle czysty gdyby
nie slady rzygowin
i innych ciekawych stworzen (wyjatkowo
przypominajacych slimaki)
wyjetych z zoladka operowanego kapitana XYwojtka -
nie mow niech
zgadne, placki jablkowe? - skierowala swoj wzrok na
mnie, inne
stworzonka znajdujace sie na jej fartuchu rowniez,
poczulem sie jak na
scenie.
- jak zwykle sie nie mylisz, dzisiaj mamy kanapki z
maslem i z dzemem,
jak chcesz moge jeszcze dorzucic pare slimakow z
twojego fartucha -
nie spodobal mi sie sposob patrzenia co niektorych
oslizgow
gniezdzacych sie na jej fartuszku - wiesz ze
rekawiczki zdejmuje sie
do jedzenia? - upomnialem ja mimochodem.
- a czy ty wiesz ze zaklada sie majtki zanim zalozy
sie spodnie?
- grrrrr - odpowiedzialem, nie da sie ukryc, znow w
pospiechu
zalozylem majtki na spodnie... to byl zly dzien...
- howgh blade twarze! - rozlegl sie nagle glos na
wysokosci, pepka
wicherka.
- NIEEE powiedzialas nam ze jestes w ciazy! dlaczego
ukrywalas to
rpzed nami? - zauwazyla CIRI,
- Mysle ze to cos ma cos wspolnego z naszym pobytem
na veniVIDIvenus w
tamtej galaktyce - rzekl niezastapiony w tych
sprawach kapitan,
ktory dopiero wypelzl z ambulatorium, wspomagany
przez gromade
slimakow, mowiac oglednie, zostal przez nie
przyniesiony.
- MYLICIE SIE WSZYSCY! nie jestesmy z
venividicostam, tylko zostalismy
zmutowani i obdarzeni zbiorowa swiadomoscia dzieki
waszemu
wynalazkowi, ktory nazywacie BIMBER. zostajecie
tymczasowo zatrzymani
przez moich wspoltowarzyszy w tamtej kajucie! -
wskazal jednym
czu(o)lkiem na drzwi od spizarni.
- dobrze ze nie w chlodni - wrzasnel kapelan - tutaj
przynajmniej nie
zginiemy z glodu - stwierdzil wesolo glodomor.
Wszyscy podporzadkowali sie woli slimakow, ktore
jakims dziwnym cudem
opanowaly statek, niszczyly nasze kajuty, mordowaly
zlote rybki (a to
skad sie tu wzielo?), pladrowaly magazyny, strazsyly
portret claudii
schiffer i popijaly wszystko bimbrem kapelana.
- jezeli nic nie zrobimy zniszcza caly statek i nie
dojedziemy d
domu!- ostrzeglem innych
- ale jezeli zginiemy to nie o pustym zoladku -
stwierdzil kapelan
palaszujacy wlasnie nasze zapasy mozdzkow w sosie
wlasnym.
- masz racje pinh3ad (jak oni to wymawiaja :)),
trzeba cos z tym
zrobic, no idz i je wyplosz - jak zwykle chetny do
wszelkich czynow,
wliczajac w to posylanie ludzi na smierc, kapitan.
- przeciez musimy mu pomoc !!! - podPODpod PORUCZNIK
ciri przejela
wladze nad okretem, zawsze myslalem ze kapitan jest
pantoflarzem.
- wyjdz na zewnatrz zobaczymy, moze troche
schudniesz - jak zwykle
rozbawiona wicherek, nie szczedzila milych uwag
nikomu.
- ja pojde, to byl moj pomysl, ja go wykonam -
zaoferowalem sie w
zamian za butelke kubusia - oni maja moja papuzke!
Wyszedlem zza rogu, z mordercza mina czailem sie za
kazdym zakretem,
wejrzalem do kazdej kajuty, ani sladu slimakow. ide
dalej, coraz
bardziej rozczarowany, zadnego oporu ze strony
przeciwnika? jak to
mozliwe, byly ich miliony?! wszedlem ostroznie do
kuchni, a tam
zastalem najdziwniejszy widok na swiecie, kubus,
siedzacy na zlewie.
- Kubus - wrzasnalem radosnie - znalazles sie! stary
draniu co tym
razem wykombinowales?
- Hic! Nic! urw-Hic-synu. S-Hic!-rdalaj Hic!-tad.
- co zrobiles ze slimakami?
- A Hic!-wa myslisz ze co? Hic!-dolone zjadlem!
KRAAA Hic!?!? -
stwierdzil zdziwiony dziwnym dzwiekiem dobiegajacym
z jego wlasnego
dzioba."
KONIEC
written by Plagiat (2001.02.04) dzieki za uwage
"za siedmioma gorami za siedmioma lasami, zyla sobie
Baaba Yaaga,
mieszkala w chatce na kurzej stopce (w onych czasach
juz nikt nie
wiedzial jak wyglada kurza stopa, wiec tylko dzieki
zachowanemu
wygladowi chatki baaby yaagi mozna bylo sie
dowiedziec), niestety nie
ona bedzie grala glownej roli w naszym opowiadaniu.
nasze opowiadanie
bedzie opowiadac o ludziach z naszej listy ktorzy
postawieni na progu
przyszlosci, na golasa (zeby nie bylo latwo), maja
osiagnac okreslony
cel, ktorego za cholere nie moga sobie rzpypomniec
po podroz w czasei
spowodowala amnezje. przedstawie osoby dramatu:
KAPITAN XYwojtek -
maniakalny zabojca killer w dwoch osobach i maniak
seksualny, przez
przypadek zupelnie zostal poslany na ta misje, tylko
dlatego ze
uprawial seks z zona admirala i zostal na tym
przylapany.
PODpodPODporucznik Wicherek - oficer medyczny, ktory
za jedyna forme
diagnozy choroby uwaza wrozby i inne horoskopy,
czyli jednym slowem
czyta w gwiazdach i buja w oblokach, a na wszelkie
niepowodzenia
odpowiada: "coz, widocznie tak musialo byc",
najlepszy lekarz w
galaktyce. niestety to u XYwojtka sluzy...
NAJwyrazniejTROCHEznudzonyADIUTANTkapitana Ciri -
"nie, nie i jeeszcze
raz nie" to jej najulubiensze powiedzenie, niestety
slyszy je kazdy
ktory chce cokolwiek wyjac z magazynu, nawet jesli
chodzi o wojne z
obcymi i wlasnie skonczyl sie nam ostatni magazynek.
PIERWSZYpoBOGUczyliKAPELANpokladowy 7sk - "Bog jest
wsrod nas, a
niech go tylko ktos zastrzeli to ukatrupie" to
natomiast jego ulubione
powiedzenie, slynie ze wspanialych suszonych sliwek
ktorych uzywa
jakozacieru do swojego bimbru ktory po nocach chowa
przed zbyt
chlonnymi czlonkami jego zalogi, na ziemi zwykle
jezdzil swoja
zapalniczka, niestety po tym jak dom wyjechal na
droge i mial z nim
czolowe zderzenie, nie zasiada za kierownica,
niektorzy sadza ze to
wlasnie przez jego bimber. ale nie jestesmy tu po to
zeby go oskarzac.
ORAZwaszSKROMNYskrybaKTORYniePOTRAFInapisacANIslowaKTOREzostalobyZROZUMIANEprzezKOGOKOLWIEK
Pinh3ad - nawigator wielkeij przestrzeni jaka jest
jego szklanka,
(wlasnie trzyma sie stolu zeby nie upasc, szklanka
nie pinh3ad :))
wieczny kierowca zapalniczki, moderator napedu
ionowego, i nadzorca
spluczki w toalecie, pozdrawiam was wszystkich
uczestnikow kosmicznej
wyprawy "3city" w nieznane.
Jak zwykle co rano kapitan XYwojtek obudzony zostal
swoim slynnym
budzikiem symulujacym odliczanie. 10, 9, 8, 7, 6, 5,
4, (zwykle sie
budzil przy 6, dzisiaj mial zly dzien) 3, 2, 1, 0...
BLASTOFF...
(jesli wiecie jak brzmi dzwiek startujacej rakiety
slyszany z
odleglosci 5 metrow, to taki dzwiek uslyszal kapitan
XYwojtek w
momencie BLASTOFF, ludzie ktorzy slysza taki zdwiek
drugi raz w zyciu
nazywani sa albo szczesciarzami albo samobojcami)
kapitan zerwal sie
na rowne nogi (jak zwykle lewa postawil pierwsza) i
poprawil sobie
humor spojrzeniem na sportretowana pieknosc z
poczatkow lat 90,
claudie schiffer.
- musze zmienic pozytywke w budziku, jaki byl adres
do stronki GSM'a?-
staral sobie przypomniec. Lecz wtem uslyszal
piekny i niezwykle
melodyjny glos swej pani adiutant:
- NIEEEEEEEEEEEEEEE, NIEEEEEEEEEEEEEEEEEE i jeszcze
raz
NIEEEEEEEEEEEE. ile razy mam ci powtarzac ze nie
dostaniesz nowych
slipkow do snu? NIEEEEEEEEEEEEEEE - ktory
kapitanowi wydal sie bardzo
podobny do syreny okretowej, gdyby wlasnie udezyla
go w glowe, lecz po
chwili namyslu przypomnial sobie ze nie maja czegos
takiego na
pokladzie i musial uderzyc sie glowa w sufit.
Wyszedl ze swej kabiny i
stal sie swiadkiem niesamowitej sceny:
PIERWSZYpoBOGUnaTYMstatkuKAPELAN 7sk probowal zdobyc
pare swiezych
majteczek (niestety nie powiedzial pani adiutant ze
maja to byc jej
wlasne) dla siebie. Wlasnie probowal uzyc jednego ze
swych wdziekow,
czyli superHIPERmegaMIODZIOpocalunku, niestety
zostal wbity w podloge
potega glosu pieknej (jak przystalo na zawodnika
sumo) pani adiutant.
-
NIEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEE
znow wykrzyczala zona frankensteina - potrzykroc
NIEEEEEEEEEEEEEEE,
gluchy jestes
NIEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEE
- DOSC! - przerwal jej kapitan, cierpiacy na syndrom
dnia
poprzedniego - DOSC wrzaskow, daj mu te majtki i sie
uspokoj.
- ALE PANIE KAPITANIE - widzac mine przelozonego,
oraz czytajac w
jego wzroku cos co moglby byc uwazane za "nigdy
wiecej nie zabiore tej
kobiety na poklad, a co tam, zaraz wysle ja ze
specjalna misja na
marsa, 'nikt nie musi wiedziec ze to slonce
przeciez', i pozbede sie
wrednego babska raz na zawsze", troche zeszla z tonu
i szeptem (godnym
adiutant, tylko troche cichszym dla postronnych, a o
cala skale glosu
dla niej samej dokonczyla - my nie mamy majtek na
skladzie!
- to daj mu kawalek swoich - wyraznie zadowolona
mina kapelana chyba
zostala zauwazona przez XYwojtka - albo daj mu jedne
moje.
Kapelan ze zwieszona glowa, w myslach krazyly mysli
niegodne kapelana
"!@#$%#^#@#$^ jak nastepnym razem dorwe tego
@#$#^%@#%&^ to mu nogi z
d-oi-py powyrywam". Myslac tak sobie dotarl do
kuchni pokladowej, w
ktorej zastal mnie, przekomarzajacego sie jak zwykle
z papuga ktora
nazwalem skromnie kubus. wlasnie wymylala mnie od
pierdolonych
s*******ow, ale to przeciez takie mile zwierzatko ze
nie sposob byloby
zrobic z niego potrawki, albo salatki, albo jakiegos
innego gulaszu,
gdzie to ja mialem ta ksiazke "100 potraw z papug"?
gdzies mi sie
zapodziala...
- To samo co zwykle - poprosil kapelan.
- przykro mi, skonczyly sie mozdzki kalamarnic -
odpowiedzialem
- a jakie mozdzki jescze macie?
- jakies krowie sie ostaly, chcesz? moge dwa ci
dorzucic plus serek z
genitaliow pawiana,
- moze byc - szepnal do mnie zadowolony z mojego
wyboru kapelan, i
zaczal jak co rano przy sniadaniu swoj monolog na
temat wyzszosci boga
nad ludzmi, osobiscie nigdy nie slucham bo nic nie
rozumiem z tego
belkotu, widocznie zapomniano go nauczyc ze z
pelnymi ustami sie nie
mowi.
wtem uslyszalem krzyki dochodzace z ambulatorium.
- Znow ktos zatrul sie twoim bimbrem, mowilem ci
zebys nie pakowal do
niego slimakow. mowilem ze slimaki a sliwki to
calkiem co innego.
- mmmrhnrhmnh - odpowiedzial kapelan, co wzailem za
kontynuacje jego
wspanialego i naprawde nudnego monologu.
- no to co dzisiaj na sniadanie? - wpadla z
usmiechem na ustach doktor
wicherek, jej fartuch bylby niezwykle czysty gdyby
nie slady rzygowin
i innych ciekawych stworzen (wyjatkowo
przypominajacych slimaki)
wyjetych z zoladka operowanego kapitana XYwojtka -
nie mow niech
zgadne, placki jablkowe? - skierowala swoj wzrok na
mnie, inne
stworzonka znajdujace sie na jej fartuchu rowniez,
poczulem sie jak na
scenie.
- jak zwykle sie nie mylisz, dzisiaj mamy kanapki z
maslem i z dzemem,
jak chcesz moge jeszcze dorzucic pare slimakow z
twojego fartucha -
nie spodobal mi sie sposob patrzenia co niektorych
oslizgow
gniezdzacych sie na jej fartuszku - wiesz ze
rekawiczki zdejmuje sie
do jedzenia? - upomnialem ja mimochodem.
- a czy ty wiesz ze zaklada sie majtki zanim zalozy
sie spodnie?
- grrrrr - odpowiedzialem, nie da sie ukryc, znow w
pospiechu
zalozylem majtki na spodnie... to byl zly dzien...
- howgh blade twarze! - rozlegl sie nagle glos na
wysokosci, pepka
wicherka.
- NIEEE powiedzialas nam ze jestes w ciazy! dlaczego
ukrywalas to
rpzed nami? - zauwazyla CIRI,
- Mysle ze to cos ma cos wspolnego z naszym pobytem
na veniVIDIvenus w
tamtej galaktyce - rzekl niezastapiony w tych
sprawach kapitan,
ktory dopiero wypelzl z ambulatorium, wspomagany
przez gromade
slimakow, mowiac oglednie, zostal przez nie
przyniesiony.
- MYLICIE SIE WSZYSCY! nie jestesmy z
venividicostam, tylko zostalismy
zmutowani i obdarzeni zbiorowa swiadomoscia dzieki
waszemu
wynalazkowi, ktory nazywacie BIMBER. zostajecie
tymczasowo zatrzymani
przez moich wspoltowarzyszy w tamtej kajucie! -
wskazal jednym
czu(o)lkiem na drzwi od spizarni.
- dobrze ze nie w chlodni - wrzasnel kapelan - tutaj
przynajmniej nie
zginiemy z glodu - stwierdzil wesolo glodomor.
Wszyscy podporzadkowali sie woli slimakow, ktore
jakims dziwnym cudem
opanowaly statek, niszczyly nasze kajuty, mordowaly
zlote rybki (a to
skad sie tu wzielo?), pladrowaly magazyny, strazsyly
portret claudii
schiffer i popijaly wszystko bimbrem kapelana.
- jezeli nic nie zrobimy zniszcza caly statek i nie
dojedziemy d
domu!- ostrzeglem innych
- ale jezeli zginiemy to nie o pustym zoladku -
stwierdzil kapelan
palaszujacy wlasnie nasze zapasy mozdzkow w sosie
wlasnym.
- masz racje pinh3ad (jak oni to wymawiaja :)),
trzeba cos z tym
zrobic, no idz i je wyplosz - jak zwykle chetny do
wszelkich czynow,
wliczajac w to posylanie ludzi na smierc, kapitan.
- przeciez musimy mu pomoc !!! - podPODpod PORUCZNIK
ciri przejela
wladze nad okretem, zawsze myslalem ze kapitan jest
pantoflarzem.
- wyjdz na zewnatrz zobaczymy, moze troche
schudniesz - jak zwykle
rozbawiona wicherek, nie szczedzila milych uwag
nikomu.
- ja pojde, to byl moj pomysl, ja go wykonam -
zaoferowalem sie w
zamian za butelke kubusia - oni maja moja papuzke!
Wyszedlem zza rogu, z mordercza mina czailem sie za
kazdym zakretem,
wejrzalem do kazdej kajuty, ani sladu slimakow. ide
dalej, coraz
bardziej rozczarowany, zadnego oporu ze strony
przeciwnika? jak to
mozliwe, byly ich miliony?! wszedlem ostroznie do
kuchni, a tam
zastalem najdziwniejszy widok na swiecie, kubus,
siedzacy na zlewie.
- Kubus - wrzasnalem radosnie - znalazles sie! stary
draniu co tym
razem wykombinowales?
- Hic! Nic! urw-Hic-synu. S-Hic!-rdalaj Hic!-tad.
- co zrobiles ze slimakami?
- A Hic!-wa myslisz ze co? Hic!-dolone zjadlem!
KRAAA Hic!?!? -
stwierdzil zdziwiony dziwnym dzwiekiem dobiegajacym
z jego wlasnego
dzioba."
KONIEC
written by Plagiat (2001.02.04) dzieki za uwage
ziemia...ziemia...ziemia...
ziemia..moja ...czesc mojego zycia...mojego myslenia...niestety nie zawsze pozytywnego....mam nadzieje ze sie w koncu zmienie..../przeciez nie mieszkam w blokowisku/ a te tematy sa mi znane/ te tematy...../pieprze ja nie nadarzam -wysiadam...../moze ktos mnie zmieni...ale jeszcze nie dzisiaj....moze jutro mnie sklei...moze pojutrze....nie wiem.....moze ktos inny....sam siebie nie rozumiem..wiec nie wiem czy ktos kiedys to uczyni...ale gdyby tak sie stalo...to bylo by z****iscie....
sunshine-my sunshine...
wypuszczam w swiat...wolania....szepty....nie wiem po co? nie wiem dlaczego az tak negatywne....choc..../senser juz znalazlem...wielkie thx..../ale i tak nie kazdego dnia czuje moj sunshine..../moze na sile szukam problemow.../moze juz taki jestem....i nikt mi nie pomoze...../a moze poprostu mam dola z byle jakiej blahostki....../a wszedzie tylko blablabla....byle jak najszybciej minal czas....
kilka slow o mutantach czyli grupie kuby 3city
już chyba jasne dla was kochani moi się stalo dlaczego nikt nie chce na ta liste się zapisac. 3city to zbiorowisko takich wlasnie mutantow(jak opisane ponizej w tym niezwyklym pod kazdym względem opowiadaniu), którym przewodzi kubus- papuga, uwazajaca się za najmadrzejsza na swiecie(jak to zwykle z papugami bywa) i w rzeczy samej jest bardzo madra, to ona podejmuje decyzje. podejmuje je ciagle i podejmuje obowiazkowo, podejmuje do tego stopnia, ze nawet mysli za pozostalych czlonkow listy. jako calkowicie bezwolne i pozbawione rozumu istoty, nie byliśmy nawet w stanie sami podjac decyzji o zapisaniu się do 3city, wiec zrobiono to za nas. każdy z nas dostal mailem wiadomosc, iż spotkal nas niesamowity zaszczyt- kuba zapisala nas na liste mailingowa, w ktorej jest naszym jedynym wladca. potem oczywiście okazalo się ze papuga taka wielka znowu nie jest i siedzi nad nia tajemniczy xywojtek, który(jak to na glos owner a przystalo) kopnal papuge prosto w wyprezony zadek i pokazal jej ze powinna siedziec o 2 grzedy nizej od niego. i slusznie. na liste(prawie) nikt si e wlsnowolnie nie zapisal, co jest calkowicie niezadziwiajacym faktem, ponieważ nic, kompletnie nic się na niej nie dzieje, a jak już się dzieje, przypomina to kolko wzajemnej adoracji- rozmowy o tym, co było wczoraj i klotnie miedzy 2oma osobami, które nikogo poza nimi nie interesuja. nie dziwota, ze co madrzejsze osobniki w pospiechu z listy uciekaja. jeśli ktos po przeczytaniu tych slow uzna, ze lista jest w sam raz dla niego, oznacza to ze jest takim samym mutantem jak reszta jej czlonkow(mam tu także na mysli siebie).
a teraz powaga- opowiadanko fajne, nas smieszy, ale kogo poza nami? (nie liczac naszych braci mutantow)
a teraz powaga- opowiadanko fajne, nas smieszy, ale kogo poza nami? (nie liczac naszych braci mutantow)
ahh, zapomnialabym ;)
w ramach calkowitej desperaci wladze 3city wpadly na genialny pomysl zrobienia reklamy naszej grupy mailingowej i zamieszczenia zdjec mutantow w internecie. to doskonaly wabik na inne mutanty, ale bron odstraszajaca szanujace się normalne jednostki. oczywiście krzyknelam niiieeeee, nie zgadzam się na zamieszczenie tam mojego zdjecia(zrobilam to w ramach ducha humanitaryzmu, o ile taki istnieje)
ach, zapomnialbym Ciri
skoro uwazasz umieszczenie zdjec na stronie 3city za taki bardzo zly pomysl to moze dowiedzielibysmy sie o tym pierwsi, co?
poza tym nie rozumiem jednej rzeczy, kto moglby kiedykolwiek NIE PYTAJAC SIE O ZGODE wykorzystac twoja jakze nadobna twarz? dzieki za uwage.
poza tym poczucie humoru jest ok :)
poza tym nie rozumiem jednej rzeczy, kto moglby kiedykolwiek NIE PYTAJAC SIE O ZGODE wykorzystac twoja jakze nadobna twarz? dzieki za uwage.
poza tym poczucie humoru jest ok :)
Internet jest dodatkiem do [3city]
Tu ten, ktorego nie ma tak na prawde.
Zostalem poinformowany o dziwnych informacjach na temat splodzonego przeze mnie i tylko mnie dziecka i puszczonego w swiat o imieniu , zapodanych przez niejaka Else. Po przegladnieciu zapiskow musze stwierdzic, ze nie jest prawda to, iz na liscie nic sie nie dzieje. Na liscie jest jeden zboczeniec (bo za malo gada i mysli o sexie). Jest on zmuszony do patrzenia jak Wicherki namietnosci wspomagane magicznym zakleciem czarodziejskiej liczby 7 (sk to dla zmylki, ale juz to zostalo rozpracowane przez agentow) probuja posiac ziarno prawdy na nieurodzajnych polach duszy Kuby, ktory za to dzielnie odprawia coraz to nowe rytualy odpedzania. Ogolnie czesto podnoszona jest Bunt w zwiazku z tym (Bunt jest rodzaju zenskiego na naszej liscie). Z rzadka z tego chaosu wylania sie forma zwaca sie Dopalonym JJ, ktorego pierwotna forme mozecie zobaczyc na niektorych zdjeciach klasowych jednej z pruszczanskich podstawowek (w liceum juz zaczal experymentowac ze specyfikami sprzedanymi przez miejscowych handlarzy obnosnych. Specyfiki te kryly sie pod dosc dziwnymi nazwami "stromba", "metanabol", "omadren"). JJ zadaje pytania o nature grzechu i sexu (nie ma sie co dziwic w tym przypadku, teraz juz via(g)ra mu nie pomaga). W calej tej hordzie jest jeszcze paru bezimiennych, bo jakze nadac imie czemus co nie chce sie zamanifestowac w zadnej formie. No i jest jeszcze Bogini Ciri, nie mogaca znalezc sobie miejsca, znaczy Wielkiego Kulturysty, ktory wzialby ja w swe ramiona i wzniosl na sam szczyt Gor Szczescia i Rozkoszy (TM). Jako Bogini, chciala przekazac prostemu ludow, ze jest jej bardzo zle, niestety zboczeniec okazal sie cienkim mesjaszem i prorokiem i zle zinterpretowal forme przekazu. W akcie skruchy zerwal on swe szaty wijac sie przed Boska Istota, niestety zostal wzgardzony i nawet nie dostal przewidzianej Regulaminem(C)(P) kary Chlosty. Tak wiec jednak cos tam sie dzialo na . Ciag dalszy historii zostal zagubiony, jednak ok 2000 lat po rozpoczeciu naszej ery, Bogini Ciri znowu przelala swe lzy i przekonwertowala je na forme cyfrowa; zboczeniec znow sie wzial za interpretacje przekazu mowionego Boskim Jezykiem i pragnie go przedstawic wam. Oto on: "Czy jest tu, poza krainami Przedwieczny Wielki Kulturysta? Jezeli jestes odezwij sie i zapisz na !!". Koniec przekazu. Przekaz zostal nazwany "Liber Ciris vel Elsis". Komentarz do przekazu: (1)zmazac go z dyskow twardych, (2)Wszechmocna Ciri nie pokaze swego wizerunku, gdyz jakiekolwiek dzielo probujace oddac jej piekno nie bylo dlugo ogladanym - Boskie Piekno powoduje utrate wzroku jezeli obserwator nie znajduje sie w polu aury emitowanej przez Boska Delikatnosc (TM), (3)Kulturysto pospiesz sie!!, (4) koniec comments.
XYwojtek
informacje zapodane przez niejaka mutantke pochadzaco z planety x - o nazwie trojmiasto sa jak najbardziej prawdziwe
jednak ty jako kapitan naszego statku w podrozy miedzygwiezdnej niekoniecznie na prochach, powinienes wiedziec jak jest naprawde
tekst reklamowy ciri nie odniosl wiekszego sukcesu bo nikt nie wie gdzie szukac ani czego szukac
to ja naprowadzam
odwiedzcie
groups.yahoo.com/mygroups to sei wszystkiego dowiecie
jednak ty jako kapitan naszego statku w podrozy miedzygwiezdnej niekoniecznie na prochach, powinienes wiedziec jak jest naprawde
tekst reklamowy ciri nie odniosl wiekszego sukcesu bo nikt nie wie gdzie szukac ani czego szukac
to ja naprowadzam
odwiedzcie
groups.yahoo.com/mygroups to sei wszystkiego dowiecie
LSD
To wieloraki milionooki potwór
ukryty we wszystkich swych słoniach i jaźniach
brzęczy w elektrycznej maszynie do pisania,
elektryczność do samej siebie podłączona, o ile ma druty
to ogromna Pajęczyna
zaś ja jestem na ostatniej milionowej macce pajęczej, żałobnik
przegrany, oddzielony, robak, myśl, jaźń
jeden z milionów chińskich szkieletów
jeden z poszczególnych błędów
ja allen Ginsberg świadomość oddzielona
ja który chcę być Bogiem
ja który chcę słyszeć nieskończoną najdrobniejszą wibrację wiecznej harmonii
ja który oczekuję drżąc swego zniszczenia przez ową eteryczną muzykę w ogniu
ja który nienawidzę Boga i nadaję mu imię
ja który robię błędy na wiekuistej maszynie do pisania
ja Potępiony
Ale na drugim końcu wszechświata milionooki Pająk bez imienia
wysnuwa się z siebie nieskończenie
potwór nie-potwór nadchodzi wśród jabłek, perfum, torów kolejowych, tele-wizji, czaszek
wszechświat który zjada i wypija siebie
krew z czaszki mojej
monstrum tybetańskie z owłosioną piersią i zodiak na moim żołądku
ta poświęcona ofiara niezdolna do radości
Moja twarz w lustrze, rzadkie włosy, przekrwione worki pod oczami, pedał,
rozkład, gadatliwa chuć
trr, wrr, tik świadomości w bezkresie
łajdak w oczach wszelkich Wszechświatów
co usiłuje uciec od swego Istnienia, niezdolny zbliżyć się do Oka
Rzygam, jestem w transie, ciało w konwulsjach, żołądek się buntuje, woda z ust, jestem tu w Piekle
na pajęczynie suche kości mrowia martwych nagich mumii, Duchy, ja sam jestem Duchem
Muzyką wykrzykuję swą obecność pokojowi, każdemu w pobliżu, a ty, Czy ty jesteś Bogiem?
Nie, czy chcesz bym był Bogiem?
Czy nie ma Odpowiedzi ?
Czy zawsze musi być odpowiedź? odpowiadasz;
czyż to ja sam mam wedle swego uznania rzec Tak lub Nie --
Dzięki Bogu Bogiem nie jestem! Dzięki Bogu Bogiem nie jestem!
Lecz tęsknię za Tak Harmonii chcę by dotarło
do każdego zakątka wszechświata, w każdych warunkach
Tak, Istnieje..., Tak, Jestem... Tak, Jesteś... My
My
i musi istnieć To, i Oni, i Rzecz Bez Odpowiedzi
to pełza, to czeka, to jest ciche, to sil zaczęło, to są Rogi Bojowe, to jest Wieloraka Skleroza
to nie moja nadzieja
to nie moja śmierć w Wieczności
to nie moje słowo, nie poezja
strzeże mego Słowa
To Pułapka Duchów, upleciona przez kapłana w Sikkim lub Tybecie
rama na której rozpięto tysiące barwnych żyłek,
duchowa rakieta do tenisa w której widzę eteryczne fale świetlne
co promieniują ze strun świetlistą energią jak przed bilionami lat
magiczne zmiany barw na wstęgach które
przechodzą jedna w drugą jak gdyby
Pułapka Duchów
była, miniaturowym odbiciem Wszechświata
świadoma czująca część złożonej machiny
wysyłająca fale w Czas do Obserwatora
przedstawiając w miniaturze swój własny obraz raz na zawsze
powtarzany co chwilę w nieskończonych odmianach
będąc we wszystkich swych częściach jednakowa
Ten obraz lub energia samoodtwarzająca siebie w głębinach przestrzeni od samego Początku
w tym co mogłoby być omegą lub Zaśpiewem Om
idąc śladem odmian tego samego Słowa krążącego wokół siebie wedle tego samego wzoru co jego pierwotny Przejaw
tworząc szerszy Obraz siebie w głębiach Czasu
wirując przez wstęgi dalekich Mgławic i wielkich Astrologii
zawartych, w imię prawdy, w Mandali wymalowanej na Słoniowej skórze
albo we fotografii malunku na boku zmyślonego Słonia, który się uśmiecha chociaż wygląd Słonia jest tu nieistotnym żartem --
mógł to być Znak który trzymał Demon Płonący lub Potwór Przemijania
albo we fotografii mojego brzucha w próżni
albo w moim oku
albo w oku zakonnika który uczynił Znak
albo w Oku samego tego czegoś, co spogląda na Siebie po raz ostatni i umiera
i chociaż oko może umrzeć
i choć me oko może umrzeć
bilionooki potwór, Bezimienność, Brak Odpowiedzi, Ukrytość-przede-mną, Byt bezkresny
stwór który rodzi sam siebie
drży w najdrobniejszej swej cząstce, postrzega równocześnie każdym okiem inaczej
Jeden i nie-Jeden chodzi własnymi drogami
nie mogę iść za nim
I uczyniłem tu wizerunek monstrum
i chciałbym zrobić inny
ono odczuwa jak Kryptozoidy
ono pełza i faluje pod morzami
nadchodzi by zająć miasto
wdziera się pod każdą Świadomość
jest delikatne jak Wszechświat
sprawia że rzygam
bo boję się że umkną mi jego przejawy
zjawia się w każdym razie
zjawia się w każdym razie w lustrze
wyrywa się z lustra jak morze
jest miriadą falowań
wyrywa się z lustra i topi obserwatora
zatapia świat gdy zatapia świat
tonie w samym sobie
wypływa jak zwłoki wypełnione muzyką
zgiełk wojny w jego głowie
śmiech dziecka w jego brzuchu
jęk agonii w ciemnym morzu
uśmiech na ustach ślepej statuy
ono tam było
ono nie było moje
chciałem go użyć do swych celów
by stać się heroicznym
lecz ono nie jest na sprzedaż dla tej świadomości
ono zawsze kroczy własną drogą
ono dopełni wszystkie twory
ono będzie radiem przyszłości
ono usłyszy siebie w czasie
ono chce wypocząć
jest zmęczone słuchaniem i oglądaniem siebie
pragnie innej formy innej ofiary
pragnie mnie
daje mi powody
daje mi rację istnienia
daje mi niezliczone odpowiedzi
świadomość bycia oddzielonym świadomość oglądania
Mam możność bycia Jednym albo drugim, stwierdzenia, że jestem tym i tym a zarazem niczym
ono i beze mnie zadba o siebie
ono jest podwójnym Brakiem Odpowiedzi (nie na to imię odpowiada)
brzęczy w elektrycznej maszynie do pisania
pisze fragmentaryczne słowo które jest
fragmentarycznym słowem,
MANDALA
Bogowie tańczą na swych własnych ciałach
Nowe kwiaty rozkwitają w zapomnieniu Śmierci
Niebiańskie oczy poza bólem złudzeń
Widzę wesołego Stwórcę
Wstęgi powstają w hymnie dla światów
Flagi i sztandary falują w transcendencji
Jeden ostatecznie obraz pozostaje, miriadooki w Wieczności
Oto jest Dzieło! Oto jest Wiedza! Oto Przeznaczenie człowieka!
S.F. 2 czerwca 1959
ALLEN GINSBERG
ukryty we wszystkich swych słoniach i jaźniach
brzęczy w elektrycznej maszynie do pisania,
elektryczność do samej siebie podłączona, o ile ma druty
to ogromna Pajęczyna
zaś ja jestem na ostatniej milionowej macce pajęczej, żałobnik
przegrany, oddzielony, robak, myśl, jaźń
jeden z milionów chińskich szkieletów
jeden z poszczególnych błędów
ja allen Ginsberg świadomość oddzielona
ja który chcę być Bogiem
ja który chcę słyszeć nieskończoną najdrobniejszą wibrację wiecznej harmonii
ja który oczekuję drżąc swego zniszczenia przez ową eteryczną muzykę w ogniu
ja który nienawidzę Boga i nadaję mu imię
ja który robię błędy na wiekuistej maszynie do pisania
ja Potępiony
Ale na drugim końcu wszechświata milionooki Pająk bez imienia
wysnuwa się z siebie nieskończenie
potwór nie-potwór nadchodzi wśród jabłek, perfum, torów kolejowych, tele-wizji, czaszek
wszechświat który zjada i wypija siebie
krew z czaszki mojej
monstrum tybetańskie z owłosioną piersią i zodiak na moim żołądku
ta poświęcona ofiara niezdolna do radości
Moja twarz w lustrze, rzadkie włosy, przekrwione worki pod oczami, pedał,
rozkład, gadatliwa chuć
trr, wrr, tik świadomości w bezkresie
łajdak w oczach wszelkich Wszechświatów
co usiłuje uciec od swego Istnienia, niezdolny zbliżyć się do Oka
Rzygam, jestem w transie, ciało w konwulsjach, żołądek się buntuje, woda z ust, jestem tu w Piekle
na pajęczynie suche kości mrowia martwych nagich mumii, Duchy, ja sam jestem Duchem
Muzyką wykrzykuję swą obecność pokojowi, każdemu w pobliżu, a ty, Czy ty jesteś Bogiem?
Nie, czy chcesz bym był Bogiem?
Czy nie ma Odpowiedzi ?
Czy zawsze musi być odpowiedź? odpowiadasz;
czyż to ja sam mam wedle swego uznania rzec Tak lub Nie --
Dzięki Bogu Bogiem nie jestem! Dzięki Bogu Bogiem nie jestem!
Lecz tęsknię za Tak Harmonii chcę by dotarło
do każdego zakątka wszechświata, w każdych warunkach
Tak, Istnieje..., Tak, Jestem... Tak, Jesteś... My
My
i musi istnieć To, i Oni, i Rzecz Bez Odpowiedzi
to pełza, to czeka, to jest ciche, to sil zaczęło, to są Rogi Bojowe, to jest Wieloraka Skleroza
to nie moja nadzieja
to nie moja śmierć w Wieczności
to nie moje słowo, nie poezja
strzeże mego Słowa
To Pułapka Duchów, upleciona przez kapłana w Sikkim lub Tybecie
rama na której rozpięto tysiące barwnych żyłek,
duchowa rakieta do tenisa w której widzę eteryczne fale świetlne
co promieniują ze strun świetlistą energią jak przed bilionami lat
magiczne zmiany barw na wstęgach które
przechodzą jedna w drugą jak gdyby
Pułapka Duchów
była, miniaturowym odbiciem Wszechświata
świadoma czująca część złożonej machiny
wysyłająca fale w Czas do Obserwatora
przedstawiając w miniaturze swój własny obraz raz na zawsze
powtarzany co chwilę w nieskończonych odmianach
będąc we wszystkich swych częściach jednakowa
Ten obraz lub energia samoodtwarzająca siebie w głębinach przestrzeni od samego Początku
w tym co mogłoby być omegą lub Zaśpiewem Om
idąc śladem odmian tego samego Słowa krążącego wokół siebie wedle tego samego wzoru co jego pierwotny Przejaw
tworząc szerszy Obraz siebie w głębiach Czasu
wirując przez wstęgi dalekich Mgławic i wielkich Astrologii
zawartych, w imię prawdy, w Mandali wymalowanej na Słoniowej skórze
albo we fotografii malunku na boku zmyślonego Słonia, który się uśmiecha chociaż wygląd Słonia jest tu nieistotnym żartem --
mógł to być Znak który trzymał Demon Płonący lub Potwór Przemijania
albo we fotografii mojego brzucha w próżni
albo w moim oku
albo w oku zakonnika który uczynił Znak
albo w Oku samego tego czegoś, co spogląda na Siebie po raz ostatni i umiera
i chociaż oko może umrzeć
i choć me oko może umrzeć
bilionooki potwór, Bezimienność, Brak Odpowiedzi, Ukrytość-przede-mną, Byt bezkresny
stwór który rodzi sam siebie
drży w najdrobniejszej swej cząstce, postrzega równocześnie każdym okiem inaczej
Jeden i nie-Jeden chodzi własnymi drogami
nie mogę iść za nim
I uczyniłem tu wizerunek monstrum
i chciałbym zrobić inny
ono odczuwa jak Kryptozoidy
ono pełza i faluje pod morzami
nadchodzi by zająć miasto
wdziera się pod każdą Świadomość
jest delikatne jak Wszechświat
sprawia że rzygam
bo boję się że umkną mi jego przejawy
zjawia się w każdym razie
zjawia się w każdym razie w lustrze
wyrywa się z lustra jak morze
jest miriadą falowań
wyrywa się z lustra i topi obserwatora
zatapia świat gdy zatapia świat
tonie w samym sobie
wypływa jak zwłoki wypełnione muzyką
zgiełk wojny w jego głowie
śmiech dziecka w jego brzuchu
jęk agonii w ciemnym morzu
uśmiech na ustach ślepej statuy
ono tam było
ono nie było moje
chciałem go użyć do swych celów
by stać się heroicznym
lecz ono nie jest na sprzedaż dla tej świadomości
ono zawsze kroczy własną drogą
ono dopełni wszystkie twory
ono będzie radiem przyszłości
ono usłyszy siebie w czasie
ono chce wypocząć
jest zmęczone słuchaniem i oglądaniem siebie
pragnie innej formy innej ofiary
pragnie mnie
daje mi powody
daje mi rację istnienia
daje mi niezliczone odpowiedzi
świadomość bycia oddzielonym świadomość oglądania
Mam możność bycia Jednym albo drugim, stwierdzenia, że jestem tym i tym a zarazem niczym
ono i beze mnie zadba o siebie
ono jest podwójnym Brakiem Odpowiedzi (nie na to imię odpowiada)
brzęczy w elektrycznej maszynie do pisania
pisze fragmentaryczne słowo które jest
fragmentarycznym słowem,
MANDALA
Bogowie tańczą na swych własnych ciałach
Nowe kwiaty rozkwitają w zapomnieniu Śmierci
Niebiańskie oczy poza bólem złudzeń
Widzę wesołego Stwórcę
Wstęgi powstają w hymnie dla światów
Flagi i sztandary falują w transcendencji
Jeden ostatecznie obraz pozostaje, miriadooki w Wieczności
Oto jest Dzieło! Oto jest Wiedza! Oto Przeznaczenie człowieka!
S.F. 2 czerwca 1959
ALLEN GINSBERG
xy wojtek
jak ja sie ciesze, ze to wlasnie za moja przyczyna pojawiles sie w hp.
wybaczam Ci takze zdradzanie moich najbardziej strzezonych sekretow,
rozumiem jak bolesne musi byc dla ojca przeczytanie podanej do wiadomosci
publicznej informacji, ze jego dziecko jest dzieckiem kogos innego. 3city
jest Twoje i tylko Twoje. To naprawde wspanialy akt, ze sie do niego
przyznajesz. Jednak sam chyba przyznasz, ze nie da sie ukryc, iz glownie rozwojem dzidziusia
zajmuje sie Kubus
A co do mojego przekazu, nie mogl on brzmiec: "CZy jest tu, poza krainami
3city Przedwieczny Wielki Kulturysta", w swojej madrosci doskonale rozumiem,
ze Przedwieczny nie potrafi czytac, dlatego przekaz brzmialby raczej: "Czy
ktokolwiek widzial, ktokolwiek wie... a jak juz znajdzie... to z tym do
mnie" Ehh, proroku, a moze Ty specjalnie zle interpretujesz moje slowa?
wybaczam Ci takze zdradzanie moich najbardziej strzezonych sekretow,
rozumiem jak bolesne musi byc dla ojca przeczytanie podanej do wiadomosci
publicznej informacji, ze jego dziecko jest dzieckiem kogos innego. 3city
jest Twoje i tylko Twoje. To naprawde wspanialy akt, ze sie do niego
przyznajesz. Jednak sam chyba przyznasz, ze nie da sie ukryc, iz glownie rozwojem dzidziusia
zajmuje sie Kubus
A co do mojego przekazu, nie mogl on brzmiec: "CZy jest tu, poza krainami
3city Przedwieczny Wielki Kulturysta", w swojej madrosci doskonale rozumiem,
ze Przedwieczny nie potrafi czytac, dlatego przekaz brzmialby raczej: "Czy
ktokolwiek widzial, ktokolwiek wie... a jak juz znajdzie... to z tym do
mnie" Ehh, proroku, a moze Ty specjalnie zle interpretujesz moje slowa?
PLAGIAT
To nielatwe byc jedyna Katarka w Polsce i nie miec kontaktu z zadnym przedstawicielem tej religii-religii ktora kocham tak bardzo, ze niektorym moge sie wydac fanatyczka i moze czasem jest to bliskie prawdy.Masz racje-kontakty z ludzmi sa dla mnie czasem trudne, bo przez cale zycie mialam jakies dziwne zainteresowania i obstawalam przy idealach, ktore wspolczesni ludzie wysmiewaja.Wszedzie gdzie jestem czuje ze ludzie sz zli i chcieliby mnie skrzywdzic, wiec kiedy do kogos odzywam sie jako pierwsza, znaczy, ze taka osoba wydala mi sie naprawde wyjatkowo sympatyczna.Dlatego, kiedy zareagowales smiechem, myslalam, ze sie pomylilam-Ze wysmiewasz mnie jak inni.Nie pisze tak jak Kiszczak, ale tez mam poczucie humoru, pod warunkiem, ze zart nie uderza w to, co jest dla mnie swiete.To bylo glupie nieporozumienie-Ty nie chciales zranic mnie, ani ja Ciebie.Teraz chcialam Ci tylko wyjasnic tamta moja odpowiedz i jak nie chcesz, mozemy juz wiecej do siebie nie pisac.Pozdrawiam i mam nadzieje ze nie bedziesz myslal o mnie zle.
Esclarmonde
No tak, w przypadku Armitage nie miałabym
takiego problemu (tam prawie wcale nie ma
materiału ;-)
Co do zainteresowań...Wszystkim!
Ale głownie fantastyką, RPG, muzyką, książkami,
jedzeniem, samochodami, religią, filmem...
A propos filmu, widziałas może Dogmę?
I czy możesz przybliżyć mi Twoją religię?
Bo nic o niej nie wiem, ale, jak to mówią:nie wstyd
nie wiedzieć, wstyd nie chcieć się dowiedzieć...
takiego problemu (tam prawie wcale nie ma
materiału ;-)
Co do zainteresowań...Wszystkim!
Ale głownie fantastyką, RPG, muzyką, książkami,
jedzeniem, samochodami, religią, filmem...
A propos filmu, widziałas może Dogmę?
I czy możesz przybliżyć mi Twoją religię?
Bo nic o niej nie wiem, ale, jak to mówią:nie wstyd
nie wiedzieć, wstyd nie chcieć się dowiedzieć...
Esclarmonde
Sufizm nie ma zupelnie nic do czynienia z ruchem Hare Krsna. To calkowicie odrebne nurty. To, co piszesz o Instytucie Wiedzy o Tozsamosci znam dokladnie, bo tez przez pewien czas bylam z nimi zwiazana. Jedno sprostowanie - wyklady nie byly roznych mistrzow, a tylko 1go - Jagad Guru czyli Siddhaswarupananda Paramahamsa, jego amerykanskie nazwisko to Chris Butler. Nie wiem, czy byli szczesliwi, a znalam ich troche i musze powiedziec, ze konsekwentnie podazali swoja sciezka. Samozrealizowani nie mogli byc, bo przeciez do tego dopiero dazymy na drodze naszego zycia. Ale musze Ci przyznac, ze widzialam, jak sie niektore osoby zmienialy - na lepsze. Widzialam b. duze roznice w zachowaniu i swiatopogladzie niektorych osob po roku od ich poznania. Poniewaz wiem jak tam wygladalo od srodka, moge powiedziec, ze nie byla to sekta, aczkolwiek na pewne rzeczy mieli dosc, hm.... waski poglad. Oczywiscie byly aspekty, ktore mi nie odpowiadaly i dlatego po pewnym czasie odeszlam od tego ruchu.Czlowiek sie rozwija, na pewnym etapie swojego zycia po3ebna jest mu taka droga, na innym inna. Wtedy dzieki nim ja tez cos sobie uswiadomilam. Teraz pa3ac na to z perspektywy czasu moge powiedziec, ze byl to pewien etap w moim zyciu, ktory wtedy byl mi po3ebny. Obecnie podazam innymi sciezkami. Zgadzam sie z Toba, ze duchowosc jest cicha i nie krzyczy, nie namawia nikogo na nic. PO PROSTU JEST. Tak, jak Najwyzszy.
atma
1) " postępuj zawsze tak, abyś mógł chcieć, by zasada twego postępowania była prawem powszechnym".
2) "postępuj tak, aby ludzkość nigdy tobie ani innym jednostkom nie służyła za środek, lecz zawsze była celem".
3) "postępuj tak, abyś swoją wolę mógł uważać za źródło prawa powszechnego".
SKAD TO WZIALEM?
2) "postępuj tak, aby ludzkość nigdy tobie ani innym jednostkom nie służyła za środek, lecz zawsze była celem".
3) "postępuj tak, abyś swoją wolę mógł uważać za źródło prawa powszechnego".
SKAD TO WZIALEM?
a teraz cos z innej beczki
Tego dnia właśnie mieli wybrać się na polowanie. Skrzętnie sprawdzili sprzęt, wszystkie mocowania, wszelkie ruchome części, podwozie i zawieszenie. Wszystko było na swoim miejscu. Wszystko pasowało jak ulał. Wszystko zostało dopięte na ostatni guzik. Nie przewidzieli jednej rzeczy, że będą polowali na niego.
- Ruszamy - szepnął Mały Joe, człowiek wielkości baobabu, który ubrany w skóry zabitych przez siebie zwierząt wyglądał niemalże jak góra lodowa, gdy majestatycznie jak kawał lodu sunął poprzez niezamiezskałe połacie Arktyki. Jego zaprzęg ruszył z głębokim sykiem. Rodzącym się wewnątrz silników rakietowych. Mały Joe zawsze rozmawiał ze swoimi maszynami. Niejednokrotnie ratowało mu to życie, gdy jeden układ elektroniczny w przypływie złego humoru nagle psuł się, inny z radością zastępował go w jego roli. Niestety kilka razy zabrakło części które mogły się wspomagać co widoczne było po twarzy naszego bohatera. Głęboko poraniona, z bruzdami niemalże tak głębokimi, jak krater po meteorycie na powierzchni księżyca widziany z ziemi.
Mały Joe zawsze śnił o wyprawie na Arktykę. Obecna sytuacja zmuszała go do tego. Niestety zawsze chciał zwiedzać tę cudowną krainę nie jako zwierzyna, lecz jako myśliwy (co prawda z aparatem, ale zawsze lepszy gołąb w ręku niż kanarek na dachu). Właśnie w tej chwili marzył, aby być jak najdalej od tego miejsca. Tak gdzieś tam daleko jest jego ulubiona spelunka, w której upijał się co noc ze swoimi kumplami, gdzie już nie raz uczestniczył w burdzie o honor tutejszej ligi kibiców, i nie raz już leczył swojego kaca nad ranem. Praktycznie ten bar był jego jedynym prawdziwym domem. Teraz zaczął to doceniać.
Jego "psy mechaniczne" miały zawieźć go do jedynego słusznego celu jego życia, określanego przez filozofów jako śmierć. Była ona nieunikniona, nawet on to wiedział. Zsiadł ze swojego śnieżnego skutera i rozglądając się wśród padającego wściekle śniegu szukał drogi. Dostrzegł jaśniejący i wybijający się ze śniegu czarny krzyż. Ruszył do niego biegiem. Krzyż rzeczywiście był świecący, lecz zarazem czarny jak górnik wychodzący po dwóch tygodniach spod zawału pokładów węgla. Jego krawędzie były tak ostre, że potrafiły rozciąć każdy materiał. Po to tu przybył. Wiedział że gdzieś tu jest. Dotknął go i nagle...
Zapadł się w siebie, zobaczył to czego nie miał nigdy zobaczyć. Usłyszał to czego nie miał nigdy usłyszeć. Stracił to czego nie chciał nigdy stracić. Stracił cel w życiu, bo już legł martwy na białym śniegu wśród czarnego piekła jakie rozpętało się wokół.
- Ruszamy - szepnął Mały Joe, człowiek wielkości baobabu, który ubrany w skóry zabitych przez siebie zwierząt wyglądał niemalże jak góra lodowa, gdy majestatycznie jak kawał lodu sunął poprzez niezamiezskałe połacie Arktyki. Jego zaprzęg ruszył z głębokim sykiem. Rodzącym się wewnątrz silników rakietowych. Mały Joe zawsze rozmawiał ze swoimi maszynami. Niejednokrotnie ratowało mu to życie, gdy jeden układ elektroniczny w przypływie złego humoru nagle psuł się, inny z radością zastępował go w jego roli. Niestety kilka razy zabrakło części które mogły się wspomagać co widoczne było po twarzy naszego bohatera. Głęboko poraniona, z bruzdami niemalże tak głębokimi, jak krater po meteorycie na powierzchni księżyca widziany z ziemi.
Mały Joe zawsze śnił o wyprawie na Arktykę. Obecna sytuacja zmuszała go do tego. Niestety zawsze chciał zwiedzać tę cudowną krainę nie jako zwierzyna, lecz jako myśliwy (co prawda z aparatem, ale zawsze lepszy gołąb w ręku niż kanarek na dachu). Właśnie w tej chwili marzył, aby być jak najdalej od tego miejsca. Tak gdzieś tam daleko jest jego ulubiona spelunka, w której upijał się co noc ze swoimi kumplami, gdzie już nie raz uczestniczył w burdzie o honor tutejszej ligi kibiców, i nie raz już leczył swojego kaca nad ranem. Praktycznie ten bar był jego jedynym prawdziwym domem. Teraz zaczął to doceniać.
Jego "psy mechaniczne" miały zawieźć go do jedynego słusznego celu jego życia, określanego przez filozofów jako śmierć. Była ona nieunikniona, nawet on to wiedział. Zsiadł ze swojego śnieżnego skutera i rozglądając się wśród padającego wściekle śniegu szukał drogi. Dostrzegł jaśniejący i wybijający się ze śniegu czarny krzyż. Ruszył do niego biegiem. Krzyż rzeczywiście był świecący, lecz zarazem czarny jak górnik wychodzący po dwóch tygodniach spod zawału pokładów węgla. Jego krawędzie były tak ostre, że potrafiły rozciąć każdy materiał. Po to tu przybył. Wiedział że gdzieś tu jest. Dotknął go i nagle...
Zapadł się w siebie, zobaczył to czego nie miał nigdy zobaczyć. Usłyszał to czego nie miał nigdy usłyszeć. Stracił to czego nie chciał nigdy stracić. Stracił cel w życiu, bo już legł martwy na białym śniegu wśród czarnego piekła jakie rozpętało się wokół.
WOW #3
kiedys spytalas sie mnie..czego mi brakuje do szczescia...bo przeciez mam wszystko...thx...za to...i inne stuffy...ale chyba twoj alchemik mowi ze przyjazn to cos mocniejszego..silniejszego...cos poprostu wspanialego....nawet cos wiecej niz milosc....no wiec skumaj to tak...jest nas 3....milosc i 2 przyjaznie...hihihi.... ahuhuhuhaaa....ok....wiec jak jest teraz...? mam nadzieje ze juz lepiej .bo jak nie to...%$#%^%^$%^....